Od prawie roku jestem w swoim pierwszym poważnym związku. Wszystkie poprzednie trwały od kilku dni do 2-3 miesięcy, nie zależało mi na niczym poważniejszym lub po prostu nie trafiałam na nikogo "odpowiedniego".
Mój facet ma 26 lat, po studiach, od kilku lat pracuje, ma w życiu cel i tak dalej. Ja idę dopiero na 3 rok, doświadczenie zawodowe śladowe (tylko dorywcze). Tak naprawdę jesteśmy na innych etapach życia.
Choć dobrze się dogadujemy i myślimy podobnie to czasem wydaje mi się, że jesteśmy z dwóch różnych światów. On sobie ceni wyższy poziom życia, ja mam nadal studenckie podejście (w końcu jestem na utrzymaniu rodziców).
Zamieszkaliśmy razem po 5 miesiącach znajomości, po 4 bycia w związku. Raz jest dobrze raz jest źle, wiadomo.
Ale do sedna.
(głownie do dziewczyn/kobiet, które posiadają doświadczenie w związkach)
Jak wspomniałam jest to mój pierwszy poważny związek, to własnie z Nim pierwszy raz spałam, dowiaduję się jak funkcjonuje się "na poważnie".Bawimy się w taki mały dom.
Jednak kiedy pomyślę sobie o przyszłości, za 2, 5 lat to zastanawiam się czy na pewno chcę być dalej z Nim. Dlaczego? A dlatego, że nie wiem czy kiedyś nie strzeli mi do głowy, że chcę spróbować
czegoś innego, albo kogoś poznam, albo co gorsza On kogoś pozna i pewnego dnia obudzę się z ręką w nocniku, że np mnie zostawi. Albo, że postanowimy założyć rodzinę i to mnie lub Jego przerośnie i się rozejdziemy. Nie wiem, czy nie jestem za młoda (niedojrzała? zbyt niedoświadczona?), by być tylko w jednym poważnym związku.. Nie wiem, czy wiecie o co mi chodzi. Po prostu nie chcę nigdy zranić P przez moje niedoświadczenie albo kiedyś nie żałować, że nie bawiłam się trochę później, że coś stracę.. P. jest świetny, lecz czasem myślę sobie, ze poznałam Go rok za wcześnie...
Miałyście kiedykolwiek takie rozważania? Bo nie wiem, czy nie przesadzam, albo czy mam nie po kolei w głowie :/