Nie wiem jak zacząć, by ująć swój problem jak najkonkretniej... Chodzi o to, że mój chłopak (a może już ex...), z którym byłam 13 miesięcy ma dość trudny charakter. W połączeniu z moim - istna mieszanka wybuchowa. Co najważniejsze - był to związek na odległość. Początkowo widywaliśmy się co 2 tygodnie, czasem udawało się co tydzień. W drugim semestrze gorzej - 1, 2 weekendy w miesiącu. On pracuje i studiuje zaocznie (ma 27 lat), ja dwa kierunki dziennie (21 lat), więc oboje zalatani. Jak się widzieliśmy było dobrze - wspólne spacery, wyjścia do kina, filmy w domu, czasem wyjście na miasto, on często gotował, kupował kwiaty, wspierał mnie. Czasem się kłóciliśmy, głównie przez moją nadwrażliwość i czepianie się o pierdoły. Ale gdy się już dłużej nie spotykaliśmy atmosfera robiła się nieciekawa. On często miewał depresje, pretensje do całego świata (o czym już kiedyś na forum pisałam), często "straszył" wyjazdem za granicę.
Ostatnio doszło do takiej sytuacji, że wziął chorobowe, bo miał się niby uczyć na jakiś egzamin. Rozmawialiśmy przez telefon, a on do mnie, że może byśmy nad morze pojechali. Powiedziałam, że to niemożliwe bo dwa dni później miałam wyjazd ze studiów. Zaproponowałam, żeby przyjechał do mnie, to odpowiedział że mu się nie opłaca na 1,5 dnia. Kilka godzin później zadzwoniłam, żeby sobie pogadać, pytam co robi, a on, że jedzie nad morze. Mowę mi odjęło. Nie odzywaliśmy się do siebie przez kolejne dwa dni, aż w końcu zadzwonił zadowolony z wyjazdu, jakby nigdy nic. Gdy dałam mu do zrozumienia, że jestem na niego zła, to napisał tylko, że przeprasza, że mu smutno. Nic nie odpisywałam. Spodziewałam się raczej, że zadzwoni i wyjaśni sytuację. Milczenie z obu stron trwało kilka dni. Gdy spytałam, czy coś wymyślił przez ten czas, jak się nie odzywał, to napisał tylko, że jego słowa i tak zostałyby źle zrozumiane. Na co ja życzyłam mu powodzenia w sesji i w życiu ogólnie, podziękowałam za fajny rok i poinformowałam by odebrał swoje rzeczy kiedyś przy okazji. Odpisał, żebym wysłała je pocztą. Znowu milczenie, po 2 dniach sms od niego, że się zastanawia nie nad tym, co jest teraz, ale co będzie za kilka lat, bo oboje widzimy tylko czubek swojego nosa. Nic nie odpisałam, bo i nawet nie wiedziałam co.
Wiem, że tak przedstawiona historia może wyglądać z Waszej perspektywy dość infantylnie, ale jakbym miała dokładnie opisywać charakter naszych relacji na przestrzeni ostatnich miesięcy, powstałaby z tego książka. W każdym razie nie wiem, jak powinnam się teraz zachować. Oboje mamy swoją dumę, która w takich sytuacjach trochę nas zaślepia. Ja np nie chcę się teraz odzywać, bo już nie raz wychodziłam na dobroduszną i wspaniałomyślną, co poklepie po główce i powie "nic się nie stało, już dobrze". Oczekiwałbym raczej stanowczego ruchu z jego strony, ale on również się nie odzywa z jakichś tam swoich powodów. Z jednej strony takie sytuacje są męczące, z drugiej, no kurcze to był najlepszy rok w moim życiu...
Poradzicie? :)