- Dołączył: 2011-07-12
- Miasto: Miasteczko
- Liczba postów: 5751
28 maja 2013, 21:52
Wiadomo, że taką decyzje muszę sama podjąć.. Jednak proszę Was, żebyście spojrzały na to ze swojej perspektywy..
Jestem po ślubie prawie 3 lata. Kiedy zaczęłam z moim M być ze sobą, wszystko wyglądało inaczej. Dbał o mnie, ja o niego.. Oświadczył mi się po roku. Zgodziłam się (wtedy myślałam, że to ten jedyny, a że byłam młoda i naiwna..). W okresie narzeczeństwa wszystko zaczęło się psuć.. Myślałam, że to stres związany ze ślubem i tym to usprawiedliwiałam. Po ślubie na początku było jak dawniej. Potem wiadomo, zderzenie z rzeczywistością.. Znowu zaczęło się gorzej. Bywało różnie, jednak od roku poważnie zastanawiam się, czy nie popełniliśmy błędu..
Dzisiaj podeszłam do męża, żeby mnie przytulił (wcześniej się pokłóciliśmy, potem podałam mu obiad i niby było ok).. Był oschły, w żarcie powiedziałam mu, że mnie już chyba nie kocha, skoro nawet nie chce mnie przytulić. Na to on:
- To ty mnie już nie kochasz - bardzo poważnie
- Czemu tak uważasz?
- Ogólnie.
- Możesz powiedzieć dokładniej, bo nie rozumiem.
- Ogólnie, myślę, że mnie już nie kochasz.
- Aha, czyli sobie coś ubzdurałeś, teraz tak myślisz.. i nawet nic z tym nie zrobisz?
- A co ja mam zrobić?
- Starać się i nie mówić, że jestem problemem? (chodziło o wcześniejszą kłótnie, bo wyjeżdżamy razem na weekend ze znajomymi w pewnych strojach, którego ja nie mam, tzn mam ale tylko krótki rękaw, a jak będzie padać to będzie mi zimno i on uważa, że będę tam tylko problemem - z tego powodu, że nie mam stroju pełnego odpowiedniego.. wiem, żenada, w tamtej kłótni powiedziałam mu, że sama sobie poradzę, uśmiechnę się do kogoś i pewnie któryś jego znajomy mi coś pożyczy, bo mój M, nie umie o mnie zadbać i skoro jestem dla niego tylko problemem)
Milczał, więc dopowiedziałam, że uważam, że to on mnie już nie kocha.. Nic nie mówił, tylko wyszedł..
Wiem, że to tylko jedna krótka rozmowa, niektóre z Was, może znają moją sytuację i relacje między nami, które są trudne.. Nie wiem już co robić, myśleć.. Ostatnio sporo schudłam i zaczęłam mieć sporo adoratorów.. On widzi, że lubię porozmawiać z innymi.. Zwłaszcza, że inni bardzo lubią ze mną rozmawiać, uważają mnie za otwartą i bardzo miłą osobę (ale jestem mu wierna, nie zdradziłabym go). Może się boi, że go zostawię? Ale czy nie powinien, wtedy coś robić? Czy jednak na prawdę między nami się wypaliło.. Wiem, że mogłabym znaleźć kogoś kto by mnie kochał i szanował.. Nie mam już siły ratować tego małżeństwa, bo ja się staram, a on nic.. Strasznie zabolało mnie jak wyszedł.. Potwierdził to, że mnie już nie kocha..
Edytowany przez Chiii 28 maja 2013, 21:53
- Dołączył: 2012-04-18
- Miasto:
- Liczba postów: 212
28 maja 2013, 22:14
albo separacja i pożyjecie chwile bez siebie i zobaczycie czy tesknicie i czy to naprawde milosc bo rozwód jest trudniej odkręcic
- Dołączył: 2011-07-12
- Miasto: Miasteczko
- Liczba postów: 5751
28 maja 2013, 22:18
maryvonne napisał(a):
Ja z tego dialogu wywnioskowałam, że on może być taki zimny, bo mysli że ty już go nie kochasz. Myślę że gdy ktoś mówi "Ty mnie juz nie kochasz" to oczekuje odpowiedzi "kocham" albo "nie kocham". Zbywanie pytaniami potwierdza - wg mnie w tym dialogu potwierdziłaś jego obawy...
Może i faktycznie, z jego punktu tak to wyglądało. Dzięki za zwrócenie na to uwagi.. nie pomyślałam w ten sposób. Jednak ja wtedy naprawdę chciałam się dowiedzieć czemu tak właśnie sądzi.. Bo to czy go kocham, czy nie - właśnie mam mieszane uczucia.. Przez te nasze kłótnie i jego chłód.. Mam wrażenie, że on mnie już nie kocha, nie stara się.. Ja już nie mam siły.. Faktycznie, przestało i mi już zależeć.. Porozmawiam z nim, czy chce się rozejść.. ale wątpię, żeby chciał (przysięga przed Bogiem, mnie też to trzyma, w końcu sobie przysięgaliśmy..)
Poza tym, żeby przeżyć wiele lat wspólnie.. tak jak to gdzieś pisało "zepsute rzeczy się naprawia, a nie wymienia na inny model".. Jednak czy to się da naprawić..
- Dołączył: 2005-11-25
- Miasto: Gdańsk
- Liczba postów: 11587
28 maja 2013, 22:27
jak dla mnie źle troche do tego podeszłas. po 1 ty tez wcale nie zaprzeczyłas, ze tak nie jest. zamiast powiedziec, ze go kochasz (zeby nie miał obaw) to ty je własnie mozna powiedziec ze potwierdziłas. po 2 po co znowu wyomniałas kłotnie która dopiero co skonczyliscie? ja uwazam, ze mialas racje ze byla zla skroo cie okrelsil jako porblem ale skoro juz sie pogodziliscie to po co wywlekac? po 3 to jego wyjscie nie znaczyło wcale o tym, ze cie nie kocha. wydaje mi sie, ze raczej sie przejalo, to nie jest oznaka obojetnosci. Ale to nie znaczy ze powinien byl tak po prostu wychodzic. Jak dla mnie to co opisujesz to jeszcze nie jest powod do roztsania. ja bym walczyla, ale pamietaj ze oboje musicie nad soba pracowac. moze pojdziecie nawet na terapie? potem mozecie zalowac jelsi tego nie zreobicie. ale to twoja decyzja.
- Dołączył: 2011-07-12
- Miasto: Miasteczko
- Liczba postów: 5751
28 maja 2013, 22:31
paranormalsun napisał(a):
jak dla mnie źle troche do tego podeszłas. po 1 ty tez wcale nie zaprzeczyłas, ze tak nie jest. zamiast powiedziec, ze go kochasz (zeby nie miał obaw) to ty je własnie mozna powiedziec ze potwierdziłas. po 2 po co znowu wyomniałas kłotnie która dopiero co skonczyliscie? ja uwazam, ze mialas racje ze byla zla skroo cie okrelsil jako porblem ale skoro juz sie pogodziliscie to po co wywlekac? po 3 to jego wyjscie nie znaczyło wcale o tym, ze cie nie kocha. wydaje mi sie, ze raczej sie przejalo, to nie jest oznaka obojetnosci. Ale to nie znaczy ze powinien byl tak po prostu wychodzic. Jak dla mnie to co opisujesz to jeszcze nie jest powod do roztsania. ja bym walczyla, ale pamietaj ze oboje musicie nad soba pracowac. moze pojdziecie nawet na terapie? potem mozecie zalowac jelsi tego nie zreobicie. ale to twoja decyzja.
tzn tamta kłótnia nie była skończona, bo on też w trakcie wyszedł, potem przyszedł na obiad i było w miarę ok, ale było napięcie..
dzięki za uwagę, że jego zachowanie nie musiało oznaczać obojętność
- Dołączył: 2012-10-25
- Miasto: Szczecin
- Liczba postów: 101
29 maja 2013, 06:27
Rozwód to czasami sie wydaje najlepsze wyjscie,ale czy małżeństwo nie jest na dobre i na złe,dlaczego jak jest zle,ludzie co sie kochali nie potrafią nad tym pracować aby było lepiej, w wielu związkach pojawia sie kryzyz i jest lepiej a raz gorzej,a ja tez wyszłam za mąż szybko po poł roku i w tym saamym wieku co Twój maz był,ja mam 26,wtedy miałam 22 i mamy synka.Wy nie macie dziecka,to myślisz,ze łatwiej,czaem warto powspominac te dobre rzeczy i pomyśleć czy bedzie nam lepiej samemu bez tej drugiej ołowy,czasami separcja jest rozwiązaniem,a nie odrazu rozwód.
- Dołączył: 2010-11-17
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 16221
29 maja 2013, 10:20
moja mała rada: NAUCZCIE się ze sobą rozmawiać. póki co to wy nie rozmawiacie tylko się przekrzykujecie bzdurnymi argumentami jak dzieci w piaskownicy. wtedy faktycznie najłatwiej zabrać swoje wiaderko i łopatkę i uciec...