- Dołączył: 2011-01-09
- Miasto: Santa Cruz
- Liczba postów: 18
3 lutego 2013, 11:38
Cześć..
jestem na siebie zła, że wylewam swoje problemy do sieci, ale po prostu już nie potrafię, nie wiem co mam robić..:(
Otóż chciałam żebyście się wypowiedziały obiektywnie na temat sytuacji , która zaistniała w moim życiu.
Jestem z S. 6 miesięcy (znamy się jakieś 9, prawie miesiąc się spotykaliśmy wcześniej zanim zostaliśmy oficjalnie parą i do czegoś doszło ).
Po pierwsze, to historia rozpoczęła się burzliwie..kiedy go poznałam byłam w innym związku, było mega ciężko, ale to dzięki S. zrozumiałam, że nie kochałam mojego poprzedniego faceta..rozstaliśmy się mimo, że byliśmy ze sobą długo, mój były był ulubieńcem rodziny, poza tym z dobrej rodziny(dodam b. bogatej- co być może wzbudzało dodatkową "sympatię" moich rodziców).
No ale stało się, zakochałam się w S. na zabój, On we mnie też, to był najcudowniejszy okres w moim życiu.
Rozumieliśmy się bez słów, w ogóle cała nasza relacja była jak rodem z jakiegoś namiętnego romansu.
Cudowny seks, rozmowy, spacery, plany..
Czułam jakbym w końcu odnalazła w życiu "to coś" i On mówił to samo..
Dodam,że S. jest ode mnie 6 lat starszy, ma 31 lat, ja 25. On jest fizjoterapeutą, obecnie mieszka z rodzicami i mimo,że był w wielu związkach, bo jest naprawdę atrakcyjnym facetem, to mam wrażenie, że ja jestem dojrzalsza od Niego..Ot taki mały-duży chłopiec. Uwielbiam to w nim, że jest zabawny i często uroczo niepoważny, no właśnie- ALE..
Otóż sprawa zaczęła się psuć po Nowym Roku.
Ponieważ dzieli nas 40 km spotykaliśmy się do tej pory w weekendy.
Ja zostawałam u Niego, ponieważ sama skończyłam dopiero studia, wróciłam do rodziców i od kliku miesięcy z nimi mieszkam, teraz zaczęłam szukać mieszkania bo znalazłam dobrze płatną pracę w zawodzie. Może nie do końca idealnie, bo jak wspomniałam On mieszka z rodzicami, ale mają piękny, duży dom i polubiłam ich naprawdę- cudowni ludzie i nie mieli nic przeciwko moim przyjazdom, wręcz przeciwnie (pewnie też chcieli, żeby ich syn w końcu był z kimś szczęśliwy..).
Wszystko zaczęło się od głupich telefoniczno-smsowych kłótni. Ogólnie mamy wybuchowe charaktery, w sumie to wszsytko u nas było "na ostro", "namiętne" - wiecie, szybka i ostra wymiana "poglądów", a potem równie namiętne "godzenie się".
W końcu ja kiedyś palnęłam coś w ten deseń:" ignorujesz mnie, bo jestem dla Ciebie tylko dziewczyną na seks w weekendy".
Wiem- słabe, ale dodam, że tak naprawdę tak nie myślałam, to było taki szczeniacki tekst- On też takie miewał.
Ale doszło do tego, ze on wyciągnął z całej "sytuacji" takie wnioski, że
- musimy coś zmienić
-musi nabrać do tego dystansu
-że pojawiło się za dużo złych emocji
-że mu na mnie zależy ( czasem tak cholernie tęskni,że nie może wytrzymać, ale z kolei czasem czuję jakąś pustkę i męczy go to)
- nie może powiedzieć, że mnie nie kocha, nie jestem mu obojętna, ale że kocha na pewno- też nie
- że jestem wspaniała a on nienormalny (?!!!)
- że czuje się zagubiony
No i słuchajcie..On wymyślił, że się będziemy spotykać tak jak na początku, czyli
umawiać na randki, bez wspólnych nocy.
I tak robimy od 4 tygodni!!! Kino, jedzonko, spacery, całowanie w samochodzie (!).
Dzwonimy do siebie jak dawniej, ale bez tylu czułości..czasem rozmowy są przeurocze i to jest wtedy Mój S. a czasem ma gorsze dni..
Co ja powinnam zrobić??
Czy jest szansa,że on mnie traktuje poważnie?? Może ZA POWAŻNIE ??
Przecież nie byliśmy narzeczeństwem, chemia nadal między nami jest..
Poza tym może mi ktoś wytłumaczy co ON ODSTAWIA ??
Bo ja tego nie łapię.. :(
Dodam,że on ostatnio przeżył trudny okres. Stracił stałą pracę, otworzył swój gabinet i mimo,
że dobrze mu idzie, to myślę, że
go to bardzo stresuje i gryzie..(ta sytuacja miała miejsce w połowie grudnia ).
Czy ja się poniżam godząc się na taki układ i dając mu czas na zastanowienie się?
Kocham go najbardziej na świecie- nie potrafię inaczej, nie potrafi się wkurzyć i olać.
Wiem, że jest niestabilny, niedojrzały, ale wierzę w Niego..
i w Nas.
Mamy za tydzień jechać w góry na weekend- On mówi,że chce, że uwielbia ze mną spędzać czas,
ale uważa,że to ja nie powinnam chcieć po tym co mi powiedział!
Że to jest nie fair w stosunku do mnie, że powinnam go dawno "kopnąć w dupę" i każda inna by tak zrobiła..
Ja to z jednej strony wiem, że wiem tez jaki On ma po* charakter. Potrafi być przecudowny i słodki, ale
jak się wkurzy to robi się z niego uparty osiołek..Ja to polubiłam, pokochałam, akceptuje go takiego..i nawet mu mówię, że
jestem z nim nadal tylko dlatego,że "wiem, że jest Kretynem i niedługo się opamięta". Ehh jak małe dzieci..
No ale taki jest nasz związek. I chcę go takim, miałam już opiekuńczego faceta, który zrobiłby dla mnie wszystko, ale chcę mojego S., bez kwiatów co tydzień i z jego głupimi zachowaniami.
Przemówcie mi do rozsądku..
Co ja powinnam zrobić?
On ma mnie gdzieś? Czy może mnie testuje?
S. jest naprawdę wrażliwy, może nie do końca go opisałam, ale jednak tak uogólniając to taki "butny Macho".
- Dołączył: 2009-04-18
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 1726
3 lutego 2013, 19:34
no dokładnie chyba sama sobie radzisz najlepiej, przestań być na każde zawołanie, a on zatęskni