- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
9 grudnia 2012, 13:23
Witam wszystkich!
Głupio mi pisać o sprawach osobistych na forum, ale potrzebuję rady. Widzę, że na forum pojawia się wiele osobistych wątków i osoby zakładające je otrzymują rady... Ja także mam problem i proszę i racjonalne wskazówki :)
Zacznę od tego, że jestem w ponad dwuletnim związku z moim narzeczonym. Za niecałe dwa lata wyznaczoną mamy datę ślubu. Kochamy się i nie jesteśmy idealni, czasami się kłócimy (powiedzmy raz w miesiącu), ale potem się godzimy, przepraszamy, wyjaśniamy przyczyny kłótni itp.
W czym więc problem skoro pozornie wszystko jest w porządku? (ja mam 22 lata, on 24)
Mój mężczyzna jest jak Piotruś Pan ze słynnej książki Jamesa Matthew Barrie. Jest coś takiego jak Syndrom Piotrusia Pana i mam wrażenie, że mój narzeczony tak właśnie się zachowuje...
Zacznę od tego, że mój mężczyzna obecnie oblał drugi semestr na ambitnych studiach. Ok, zdarza się, ale rok wcześniej zrezygnował z innego kierunku (w połowie pierwszego roku), jest po technikum inf., ale nie ma egzaminu zawodowego (nie zdał go) więc nie jest technikiem informatykiem. Zaspał na egzamin komisyjny w technikum i jest o rok do tyłu. W tej chwili ma tylko maturę i nic poza tym, 25 lat na karku i pierwszy rok studiów, które od przyszłego semestru będzie kontynuował po rocznej przerwie. Więc myśląc racjonalnie nie ma nic... Zero ambicji, miał iść do pracy po oblaniu semestru, ale nie poszedł (jedynie dwa dni pracy dorywczej). Nie jest stworzony do pracy fizycznej, bo jest jakby to powiedziec "delikatny", nie widzę go kompletnie w tej roli... Nadzieją jest praca za biurkiem, ale przy jego podejściu do studiów to raczej niemożliwe...
Całe dnie spędza przed komputerem żeby czytać nowinki techniczne i grać. Nie robi nic, praktycznie nie sprząta, jak przypomnę mu żeby podlał kwiaty to wtedy to robi. Ma kota, psa i żółwia więc o zwierzęta dba. Mieszka sam, jego mama jest za granicą i go utrzymuje. Wychowywała go sama i nie miał wzorca w ojcu. Więc po prostu nie wie jak być odpowiedzialnym mężczyzną. Mam wrażenie, że jest chłopcem, który żyje w świecie fantazji, gier i fantastycznych książek/ filmów...
Jego postępowanie nie daje mi poczucia bezpieczeństwa, nie czuję, by mógł mi zapewnić bezpieczną przyszłość, zaopiekować się rodziną, dziećmi... (żeby nie było, że chcę żeby mnie urzymywał- studiuję na ambitnym i trundym kierunku, pracę powinnam miec i to dobrze płatną.) Chodzi mi o to, że ja np. męczę się na studiach żeby kiedyś godnie żyć, a on? On robi trzeci taz pierwszy rok studiów -.-... przecież to niepoważne i nieodpowiedzialne!
Problemem jest to, że on kompletnie jest oderwany od rzeczywistości. Jak stoję nad nim (czasami nocuję u niego kilka dni) i mówię mu zrób to, zrób tamto to robi to, ale żeby sam z siebie to chyba musiałby być cud.. Przykłąd z ostatnich dni- zaznaczyłam mu w kalendarzu kiedy jest wywóz pojemnika ze śmieciami, przynajmniej trzy razy mu przypominałam, w dniu wywozu dzwoniłam do niego, ale miał rozładowany telefon. I oczywiście zapomniał o tych śmieciach. Niby nie problem, ale drugi raz z rzędu nie dał ich do wywozu i po domu wala się naprawdę już dużo rzeczy do wywalenia... Jak można tak nie myśleć i być tak nieodpowiedzialnym? Przecież on płaci za ten comiesięczny wywóz... Ręce mi opadają, on jest kompletnie niedbały. To tylko jeden z przykłądów oczywiście.... On ciągle traci pieniądze od mamy i potem musi pożyczać, ja nienawidzę długów (tzn. potem wszystko oddaje, nie są to jakieś duże kwoty, ale mógłby tego uniknąć). Gdyby mama nie wysyłała mu pieniędzy zostałby na dzień dzisiejszy z niczym, bez szkoły, bez pracy, bez ambicji...
Ciągle ja muszę mu matkować, zachowywać się jakbym pilnowała pięciolatka, który jest nieodpowiedzialny i któremu trzeba przypominać o niezapłaconych rachunkach, sprzątaniu, podlewaniu roślin itp.
Mam dosyć tej roli! Chcę żeby zaczął myśleć, być facetem, a nie kluchą! Teraz czuję się jakbym to ja była mózgiem w tym związku, a on ręką, która nie myśli i robi coś jak ja powiem. Proszę Was o rady, co robić?
Przestać mu przypominać o ważnych rzeczach? (mam wrażenie, że on zginie..)
Nadal mu o wszystkim przypominać ? Boję się, że tak będzie już zawsze...
Co robić, by wziął swoje życie we własne ręce? Bo jak tu założyć w ogóle rodzine, nie wspominając o dzieciach w przyszłości? Jak tak dalej pójdzie to ślub trzeba będzie przełożyć...
Dodam jeszcze, że wobec mnie jest cudowny, traktuje mnie jak księżniczkę. Nie mam mu praktycznie nic do zarzucenia, jedyne co mi przeszkadza to to, co opisałam powyżej. Niech ten facet zacznie być facetem, dojrzeje i dorośnie, bo jest chłopcem!
Dodam, że rozmawiałam o tym z nim wiele razy! Zawsze rozmawiamy o problemach. On obiecywał zmianę, może i nawet była chwilowa poprawa, ale potem wszystko wracało do dawnego układu...
Dziękuję wszystkim, którzy przeczytali do końca! :) Pozdrawiam!
Edytowany przez Nonnai 9 grudnia 2012, 13:28
9 grudnia 2012, 18:17
9 grudnia 2012, 18:19
9 grudnia 2012, 18:26
9 grudnia 2012, 18:40
Ma 25lat dlaczego nie pójdzie na studia zaoczne i nie podejmie pracy? To nie jest tak, że nie da się tego połączyć. Rozumiem, że mieszkacie razem? Ty gdzieś pracujesz?
Mieszkamy osobno, czasami do niego jeżdżę na kilka dni (mieszka sam w domu). Ja studiuję obecnie, ale rok podczas urlopu dziekańskiego przepracowałam więc wiem co to praca ;)
Byłam na spotkaniu z nim. Jest mi na pewno lżej.
Przyjechał do mnie, spotkaliśmy się w samochodzie (mieszka 25km od mojego miasta). Czekał pod drzwiami z wielką czerwoną różą i przeprosił, ale na wstępie powiedziałam mu, że kwiatek niczego nie załatwi. Poszliśmy do jego samochodu, bo u mnie współlokatorzy są w mieszkaniu, a to była osobista rozmowa i nie chciałam żeby ktokolwiek słyszał.
Powiedziałam wszystko wprost, oczywiście nie obyło się bez łez (moich i jego). Rozmawialiśmy poważnie, ja wreszcie powiedziałąm wszystko co myślę choć wiele słów mogło go zaboleć. Przyznał mi rację. Powiedziałam, że jeżeli się nie zmieni to odchodzę. On zapawnia, że mnie kocha i nie chce mnie stracić, więc zmieni swoje zachowanie. Przyznał, że wszystko co powiedziałam to prawda, i że dobrze, że uświadomiłam mu dzięki tej rozmowie jak źle jest w naszym związku, bo nie dostrzegał tego. Powiedział, że zmieni się, że zmieni swoje zachowanie, bo jestem dla niego najważniejsza i nie chce żebym odeszla.
Rozmowa trwala godzinę, odprowadził mnie pod drzwi i chciał pocałować, ale nie miałam ochoty jakby przez żal do niego. Przytulił mnie i poszedł. Mamy się spotkać w środę po południu, teraz każdy ma czas dla siebie- żeby wszystko przemyśleć, wyciągnąć wnioski itp.
Cieszę się, że z nim poważnie porozmawiałam. Nie był świadomy, że sowoim zachowaniem może krzywdzić. Cieszę się, że w ogóle przyjechał na spotkanie (w ciągu godziny), że przeprosił i był pokojowo nastawiony. Zobaczymy czy ta rozmowa przyniesie efekty. Dziękuję Wszystkim za wypowiedzi!
9 grudnia 2012, 19:05
9 grudnia 2012, 19:09
9 grudnia 2012, 19:22
w sumie nic specjalnego większosć gości w jego wieku nie jest odpowiedzialnym bo jeszcze do tego nie dorośli ale jak coś jak znasz jego mamę radziłabym ci z nia pogadac
9 grudnia 2012, 19:26
mam dość podobna sytuacje do ciebie tylko że ja jestem tak samo udana jak i on, a ty jesteś przynajmniej ambitna.ale tak jak z moim zawsze jest pokojowo nastawiony żeby złagodzić sytuacje nie chce zebyś odeszła, bo kto bedzie sie nim dalej opiekował. Wybacz że tak wprost, ale z mojego doświadczenia Piotruś Pan bardzo ciężko sie zmienia, moga być okresy poprawy, ale czy na zawsze?Zastanawiam sie skąd ten pośpiech na ślub jesteście 2 lata razem dopiero.
Dla mnie ślub po 4 latach to nie jest jakoś szybko... Wiadomo, wielu ludzi staje się małżeństwem później, ale znam ludzi, którzy wzięli ślub wcześniej i są szczęsliwi. Wiem, że jego zmiana nie będzie miała miejsca z dnia na dzień. Nie nastawiam się na cud... Mam tylko nadzieję, że przez te dwa lata przed ślubem on będzie próbował i przyniesie to jakieś efekty. Cieszę się, że on chce walczyć i to nie dlatego, że będę się nim opiekować- ja mu powiedziałam wprost, że koniec z moim zainteresowaniem czy zapłacił rachunki, podlał rośliny, uczył się czy wypelnił swoje obowiązki. Powiedziałam też, że jeżeli nie posprząta domu na błysk to nie przyjadę go nawet odwiedzić.
w sumie nic specjalnego większosć gości w jego wieku nie jest odpowiedzialnym bo jeszcze do tego nie dorośli ale jak coś jak znasz jego mamę radziłabym ci z nia pogadac
Wszyscy jego koledzy w jego wieku są bardziej dojrzali i poważni. Wiedzą co jest w życiu ważne itp. Nie wiem czy potrafiłąbym z jego mamą aż tak wprost rozmawiać... Mam z nią bardzo dobry kontakt, wiem, że ona myśli o nim tak samo jak ja, ale mimo wszystko jakiś dyskomfort bym czuła żaląc jej się na wady jej jedynego syna.. ;)
9 grudnia 2012, 19:28
Tak sądzisz? nie mogę się z Tobą zgodzić. Może większość facetów nie chce brać w tym wieku ślubu czy od razu zakładać rodzinę ale rzadko który żyje za pieniążki mamusi i zachowuje się jak 15latek. Nie wkładaj wszystkich facetów do jednego worka. Rozmowa z mamą to też żaden pomysł, wiąże się z nim a nie z jego mamą więc tylko taka szczera rozmowa jaką autorka przeprowadziła może coś tu pomóc. Nonnaiżyczę Ci dużo szczęścia i wierze, że się wam poukłada :)w sumie nic specjalnego większosć gości w jego wieku nie jest odpowiedzialnym bo jeszcze do tego nie dorośli ale jak coś jak znasz jego mamę radziłabym ci z nia pogadac
Dziękuję bardzo!
No i zgadzam się z Twoimi słowami.