trochę nie wiem już co mam robić, dlatego proszę Was, byście wysunęły opinię na temat mojego problemu.
jestem z facetem od 4 lat, nie mieszkamy razem. zawsze mogłam na niego liczyć, on szalał za mną, rozpieszczał, było nam tak dobrze.
tylko jego kumple...
to osoby, które dla rozrywki ciągle
palą jointy. okej, niby nie jest źle, bo lepsze to niż by mieli wciągać coś innego do nosa. i w sumie nie odzywałam się, zawsze jego kumple mu zazdrościli, że
ma wyrozumiałą, fajną dziewczynę.
tylko że zaczęło mi to przeszkadzać. mój facet przestał sobie z tym radzić i traktować to jako sposób na wyluzowanie. zaczął palić tak, jak oni, nie liczył stan upojenia i kolorowego kontaktowania z rzeczywistością, ale kompletne odcięcie od niej i zaprzestanie normalnego funkcjonowania, zasypiania w piwnicy, u kumpla.
zaczyna się między nami sypać. kłócimy się, płaczę przez niego, bo nie przychodzi o wyznaczonej porze, czasem nie przychodzi wcale na umówione spotkania, a usprawiedliwia się dzień później. wie, że przestaje mi się to podobać, dlatego kłamie, że jest chory, ma gorączkę i nie ma sił się ruszać, kiedy ja za chwilę dowiaduję się od znajomych, jak widzieli go gdzieś tam z kimś wiadomo po co.
nie wiem co mam robić. najgorsze jest to, że widze, jak sobie nie radzi, a nie potrafię mu pomóc. kocham go, był ze mną, gdy miałam problem z anoreksją, gdy byłam w szpitalu, zawsze był przy mnie. zawdzięczam mu tak wiele, podejrzewam, że bez niego nie stanęłabym na nogi. nie lituję sie nad nim, kocham go, gdy nie pali to jest całkiem normalnie. cudownie.
czuję, jak go tracę. piwnica razem z kumplami staje się dla niego ważniejsza niż ja. nie wiem, co powinnam w takiej sytuacji robić.