Ok, dzielę się w takim razie wzruszającą historią z mojego życia.
W każdym razie - poznałam przez internet faceta. Od początku fantastycznie nam się rozmawiało, po dwóch tygodniach nadarzyła nam się okazja, żeby spotkać się na żywo i było równie dobrze. Widywaliśmy się średnio raz na miesiąc, czasem rzadziej (on jest z Pomorza, a zatem kawałek nas dzieli), w pewnym momencie można było poczuć, że to coś więcej - znamy się od siedmiu miesięcy, od jakichś dwóch próbujemy stworzyć coś, co szumnie można nazwać związkiem na odległość.
I byłoby całkiem w porządku, gdyby nie wmieszała się w to moja rodzina.
Mama uważa, że to nie tak, że źle zaczęłam tę znajomość, że nie jestem w stanie poznać człowieka, tylko z nim rozmawiając (przyznaję jej w tym punkcie rację - zaufałam temu człowiekowi na własną odpowiedzialność) i ogólnie jest nastawiona dość anty. Przede wszystkim chodzi jej o nasze spotkania - ze względu na moje studia jestem dość mało mobilna, dlatego on przyjeżdża głównie do mnie (co nie podoba się mojej mamie ze względu na to, że mieszkam u swojej cioci), ale zaprosił mnie do siebie na Sylwestra. Sytuacja pozornie idealna, mam wolne, nie muszę się martwić zaliczeniami. Niestety, tu pojawiła się moja mama z gromkim "NIE!", które tłumaczyła tym, że... okażę w ten sposób brak szacunku do siebie. Że to on powinien o mnie zabiegać, a nie ja lecieć do niego, gdy on sobie tego życzy i że nie powinnam u niego nocować, bo już w ogóle pokażę, jaką jestem szmatą. Rozumiem, że różne myśli mogą jej przez głowę przebiegać, ale po pierwsze - nie, nie jestem aż tak napalona, by chodziło mi tylko o jedno i po drugie - koleś mieszka z mamą i bratem, więc po ludzku by nie wypadało. Domyślam się, ze to kwestia tego, że moi rodzice go jeszcze nie mieli okazji poznać - gorzej, że oni po prostu nie chcą go poznawać, mama powiedziała mi wprost, że powinnam sobie znaleźć chłopaka na miejscu, a nie 400 km od domu, czym rozbawiła mnie niezwykle. Mama nie chce nawet z nim porozmawiać przez głupiego skajpa, a co dopiero inicjować jakieś spotkania na żywo.
Nie mam zielonego pojęcia, co w takiej sytuacji robić - już mniejsza o tego Sylwestra, przede wszystkim chodzi o to, że ani ja nie mogę pojechać do niego, ani on przyjechać do mnie i nie narazić się w ten sposób mojej matce. Nie wiem już, jak z nią rozmawiać i jak wybrnąć z tej niemalże patowej sytuacji, więc jeśli któraś z Was ma jakiś pomysł, do poproszę o podrzucenie. Tonący brzytwy się chwyta, więc przeanalizuję każdą możliwość, jaką tu podrzucicie.
Z góry dzięki :)