Temat: odejść od niego?Ale dokąd?mamy dziecko..

Już od na prawdę wieeelu miesiecy zastanawiam się,czy odejść od niego...I nie chodzi tu o to,że raz zachował się jak świnia i mam na niego focha...Jak świnia zachowuje się każdego dnia i niejednokrotnie mogliście to sobie poczytać w moim pamietniku..
A odkąd urodził nam się synek,jest jeszcze gorzej...Przestał kompletnie się starać,kompletnie mnie zauważać,mówić cokolwiek co jest przychylne czy miłe..Jak się go pytam czy smakuje ci obiad,to tylko burknie,ze tak...sam w życiu nie powie...ale nie daj B. niech no mi obiad nie wyjdzie(co się zdarza rzadko bo ponoć świetnie gotuję),to da mi to bardzo dobitnie i boleśnie odczuć...nie pocieszy,ze następnym razem mi się uda,tylko podniesionym głosem oznajmia-nie będę tego jadł!!!
   A jak zachoruję to jest dopiero dramat...jakiś czas temu tak mnie coś ścieło...wymiotowałam,wszystko mnie bolało,gorączka wysoka,dreszcze,zawroty głowy....ledwo mogłam usiasć,przewracałam się wstając,byłam słaba i sama nie wiedziałam co mi jest.Nie było mowy abym zajęła się małym,byłam nieobecna świadomością.To co usłyszałam?
"Kurwa to co ja ci poradzę?Nie wezmę wolnego bo rozworzę ludzi".Obdzwonił swoją mamę,szefową(bardzo dobrze żyjemy z nią).Kuzynkę i sama nie wiem kogo jeszcze aby tylko ktoś mnie zabrał do lekarza...
On przecież nie mógł wziąć wolnego bo by tam umarli bez niego...wystarczyłoby tylko aby rano ludzi porozwoził do pracy,a po 17 ich porozwoził do domu...to jakieś 30-40 minut max,jakoś bym się małym zajęła przez tak krótki czas...
W końcu i jego brat i kuzynka pomogli mi się dowlec do lekarza a jego mam zajęła sie w tym czasie naszym dzieckiem....
Chwała mu za to,że mama się zlitowałą bo on sam przecież był niezastąpiony w pracy...ciekawe co by zrobili gdyby jemu samemu coś się stało i nie mógł by ich nawet rozwieść...bidulki:/
O urlopie nie ma mowy bo to taki przykładny pracownik jest i woli wziąć za urlop pieniądze,niż spędzić z nami choćby jeden dzień...
Każdy nasz dzień wygląda tak samo...Ja z dzieckiem w domu,każdego dnia muszę pozamiatać podłogi bo w tych naszych 40 metrach kwadratowych to się tak cholernie szybko syfi,ze to bania mała...wszystko na kupie to nie dziwne...
Każdego dnia muszę myć naczynia,zrobić obiad iść z małym na dwór...a jak czegoś nie zrobię bo nie miałam na to czasu/siły/ochoty,to usłyszę,ze jestem brudasem i że jeszcze tylko tu brakuje nasrać na środku...no taki pedancik mi się trafił do cholery..
Hrabia po pracy to jak każdy facet przecież ogrooooomnie zmęczony i zasługuje na:postawiony obiadek pod nos z moim uśmiechem na ustach bo przecież to dla mnie nagroda...czy smakuje to nie usłyszysz ewentualnie,że nie dobre to usłyszysz dobitnie...Potem sobie siada na laptopa i po internecie buszuje...Allegro,Odkrywca,WP,Onet i wszystkie inne bzdety...
Słowem sie nie mogę odezwać bo usłyszę,że mu się należy bo chce sobie odpocząć bo się najebałem w pracy....
Z dzieckiem się nie pobawi bo zmęczony.....do mnie sie nie przytuli bo zmęczony a jak go poproszę czy się już wkurzę i powiem,że może by zauważył,ze też tu jestem czy mnie przytulił to jeszcze usłyszę "o huj ci chodzi" albo "znowu się przypierdalasz" -dosłownie,takimi słowami...
Jemu się po prostu należy odpoczynek bo on się taaak napracował...
Mi należy się tylko milczeć i dawać mu jeść,uprać majtki i skarpetki i przynieść je ze strychu...milczeć bo Hrabia zmęczony...nie pretensjować-bo Hrabia po pracy zmęczony....nie czepiać się go,nie narzekać bo mam jak w masełku..
Czego ty chcesz od tego chłopa?-wszyscy mnie pytają...nie pali,nie pije,nie chodzi po knajpach,nie gra w kasynach,każdy grosz do domu przynosi,koło domu wszystko robi,pracowity,dobrze zarabia i na nic mi nie brakuje...
No ideał kurwa!!!Tylko ja wymyślam....
Ja się czepiam bez powodu,ze przy obcych ludziach na mnie klnie,że mnie wyzywa,że mówi do mnie "rusz pizdę"...
Że do swojej byłej żony odzywa się lepiej niż do mnie a przecież tak strasznie mnie kocha-jak twierdzi...
To ja się bez powodu czepiam,że jak przyjdzie po pracy to siada przed komputerem lub telewizirem,nie jednokrotnie na przywitanie nie dając nawet marnego buziaka....czepiam się go,ze potem nie przytuli,nie zapyta jak mi minął dzień,nie powie nigdy nuc miłego,nie pochwali nigdy za nic za to wytknie mi błędy do żywego...
Ja się czepiam,ze na słowo "Ślub" ciągle słyszę jeszcze nie czas i że on sie tak strasznie zawiódł na swojej byłej zonie,że teraz się boi...
Ale my do cholery mieszkamy razem prawie od 4 lat,mamy prawie 2 letnie dziecko...zna mnie dobrze,na tyle dobrze,aby wiedzieć czy ja jestem "tą" czy nie a nie mnie zbywa ciagle....
Ja wiem,że jestem źle traktowana,że siedzę tu i gniję na tej zapyziałej wiosce,dostaję już do głowy bo nie umiem tak żyć,ja jestem z miasta,duzego tutaj chodzę w wieśniackich ubraniach,z tłustą głową,nie uczesana i nieumalowana bo po co?dla kogo?
Tutaj jeszcze mi doszedł kolejny obowiązek...teraz jak "teściówka" poszła do pracy,to ja musze rozpalać w piecu w kotłowni aby w centralnym było ciepło...muszę wyjąć popiół,potem przynieść z komórki węgla i drzewa na rozpałkę...czuję się jak śmieć bo nie umiem się przestawić na taki tryb życia...pochodzę z miasta,nam grzeja grzejniki....a tutaj muszę sama w kaloszach w jakichś wieśniackich spodniach od dresu bo szkoda upaprać jeansów...
Już może nie tyle chodzi o to,ze z miasta przyszłąm na wieś i nikt nie potrafi zrozumieć,ze ja nie umiem się przestawić na te wiejskie życie,ze sie tu duszę bo nie ma gdzie iść nawet na spacer z dzieckiem,ze nie ma tu zoo,kin czy teatrów,galerii handlowych czy czegokolwiek co jest w mieście....ale najbardziej chodzi o to,jak jestem traktowana...
Ja się nie daję...serio...jestem zodiakalnym bykiem,nie daję sobie dmuchać w kaszę...ale porywam się z motyką na słońce bo on dobrze wie,że ja nie mam gdzie iść,za co żyć..ze boję się znów zaczynać wszystkiego od nowa...boję się,ze juz mnie nikt nie zechce,ze nie jestem dość łądna i warta czegokolwiek...Nie mam kompletnie wiary w siebie...ciągle czuję,ze nie jestem dla niego ani ładna ani zgrabna...warczę na synka,ciągle krzyczę i już wiem,ze ja mam depresję,chodzę smutna,ciągle płaczę,nie mam na nic ochoty,nic mnie nie cieszy...ten związek mnie dobija,jest toksyczny...ale jestem też od niego uzależniona na wielu płaszczyznach...mam teraz dziecko i sprawa nie jest taka prosta...nikt nie wynajmie mieszkania samotnej matce...będą sie bać,ze nie bedę miała z czego zapłacić....ja sama się o to boję...a ceny wynajmu choćby rudery to jakaś masakra...tu u nas 700-800zł...nie dam rady z dzieckiem za 1500 brutto....i on dobrze o tym wie....nie docenia mnie wcalea wręcz przeciwnie a jak mam o coś pretensje,nie wytrzymuję już,wybucham to tylko słyszę,że nikt mnie na siłę nie trzyma,że droga wolna,że mogę znaleźć sobie kogoś,kto mnie bedzie jak ksieżniczkę traktować...
A co ja do cholery nie zasługuję na bycie ksieżniczką?Zasługuję na bycie nikim?
Gdyby znalazł się ktoś,kto by mi podał rękę...głównie w sprawie mieszkania jakiegoś taniego to pracę bym sobie znalazła,małego do żłobka oddała...coś bym pokombinowała....ja wiem,ze musze odejść...z drugiej strony czuję zazdrość na myśl,ze mogłaby tutaj mieszkać za jakiś czas inna kobieta,że mógłby się z inną spotykać,ze "to wszystko" już nie byłoby moje..Nadal go kocham i pewnie dlatego nie mam sił aby cokolwiek ze swoim życiem robić...tylko pogłębiam się w moich czarnych demonach i depresji,która rozwija się z prędkościa światła...kiedyś bym wżyciu nie pomyślała,ze coś moze mi sie nie udać,ze nie dam rady,że jestem brzydka czy nie fajna.....teraz przez ten zwiazek czuję,ze nie jestem warta niczego i nic mi się nie należy i nic nie uda....moja samoocena siega powoli dna...i tylko drobne,przyjemne zdarzenia jak podryw na dyskotece przez mężczyznę czy oczko chłopaka w autobusie jakoś mnie jeszcze trzymają przy życiu....
jasmina pisała że mu zwraca uwagę, ale on nie widzi problemu

jasmina19877 napisał(a):

Autorko, a czy Ty w ogóle reagujesz jakoś na to jak on się do Ciebie zwraca? Przeklina na Ciebie i do Ciebie? Zwróciłaś mu chociaż raz uwagę że nie życzysz sobie że on tak do Ciebie mówił? Może skoro nie zwracasz mu uwagi to on nie wpadnie na to że Ciebie to rani? Jak reagujesz na takie sytuacje?

Oj bardzo reaguję,za każdym razem...dobitnie mu mówię,ze sobie nie życzę i nie jestem śmieciem...że ma mnie szanować i że skoro mnie kocha to ma mnie traktować z szacunkiem,ze ja do niego tak nie mówię...absolutnie sobie nie pozwalam,nie jestem typem kobiety,która skulona w koncie siedzi i tylko wyje,ze ma taki los...ale do niego mówić,krzyczeć,czy tłumaczyć to jak grochem o ścianę....ty se mów,a ja zdrów!!!
ahaa.. nie doczytałam widocznie.. No to skoro taka normalna rozmowa nic nie daje, on nie widzi problemu, to wg. mnie jedynym rozwiązaniem jest chwilowe przeprowadzenie się do mamy. Na pewno się jakoś przez parę dni pomieścicie.. A on może zrozumie w kocu kim dla niego jesteś jak Cię zabraknie i coś dotrze do niego. Ale póki co to ja za żadne skarby świata nie pakowałabym się w małżeństwo z takim człowiekiem. Potem mogłoby być jeszcze gorzej, z biciem włącznie.. A dziecko przecież a to patrzy.. Chciałabyś żeby Twój syn kiedykolwiek traktował kobiety tak ja Ty jesteś traktowana?

edit:
głupie to, ale może zacznij sie do niego odzywać tak samo jak on do Ciebie, takimi samymi słowami i zapytaj go czy mu miło..
Mimo tego jak źle jest Ci w tym związku, to jednak da się wyczuć, że jeszcze go kochasz. A jeśli tak jest to nawet po odejściu jeszcze do niego wrócisz, bo Cie namówi. I nie mówię, że to źle. Jednak uprzedzając to wszystko (mówię z doświadczenia) pogadaj z nim. Zaczynaj rozmowę tak często, aż w końcu Cię wysłucha. Wiem jakie to trudne. Musisz przedstawić sprawę jasno, że nie tak to widziałaś, że się zmienił, że Cię nie szanuje, że zasługujesz, że Wy zasługujecie na życie w szczęśliwym domu. Pewnie to zleje, więc wtedy przystąp do działania. Działanie to nie zrobienie się jeszcze bardziej ponurą i zdołowaną osobą tylko właśnie już teraz musisz stanąć na nogi. Psychicznie stanąć. On musi wyczuć, że mówisz poważnie, że jesteś na tyle silna, że rzeczywiście możesz pewnego dnia od niego odejść. A Ty myśl przede wszystkim o sobie (oczywiście i dziecku, ale on to część Ciebie). Inwestuj w siebie, celebruj każdy dzień, myśl o swojej przyszłości, szukaj form zarabiania kasy (dodatkowej). Jeśli rozmowy z nim i Twoja 'gotowa na odejście' postawa nie zadziałają, to wtedy musisz odejść. Oczywiście może się jeszcze zejdziecie, może nie, ale te wszystkie etapy pewnie przejdziesz. I na nie się przygotuj. I jeszcze jedno, to Ty jesteś dla siebie najważniejsza, to Ty musisz o siebie zadbać, to Tobie zależy na jakości Twojego życia najbardziej, to Tobie dano jedno życie do wykorzystania, to Ty dostałaś zdrowie, mądry umysł (widać po pisaniu) i wolną wolę, i to tylko TY możesz poczuć w sobie siłę, żeby odzyskać kontrolę nad swoim życiem. I nie jest ważne czy będziesz z nim czy z innym, tylko ważne na co pozwolisz temu drugiemu człowiekowi. I jeszcze jedno: lubisz siebie (ale tak prawdziwie) i szanujesz? Bo jeśli nie, to nie oczekuj, że ktoś inny to zrobi skoro sama nie potrafisz. Ja nie jestem psychologiem, ale wiele w życiu przeszłam, z moim ojcem oraz z partnerem. ALE stanęłam na nogi. Stanęłam na nogi wtedy gdy uwierzyłam, że to ja jestem odpowiedzialna za swoje życie, tylko ja. Powodzenia Kochana, uda Ci się, cokolwiek sobie postanowisz ;) :*
Jeszcze taka mała uwaga - przeczytawszy co po niektóre komentarze drżę na samą myśl o zostaniu matką - bo skoro pomiędzy matką a wielofunkcyjnym darmowym robotem kuchennym i łóżkowym stawia się znak równości ( nawet nie znak równości, bo robot nie musi się uśmiechać przy wykonywaniu tych wszystkich czynności, a tu należy jeszcze to robić i walić głową o podłoge z modłą dziękczynną) to nie dziwie się, że mamy niż demograficzny i kobiety nie chcą mieć dzieci, bo NIKT im nie pomoże. Zostaną ze wszystkim same, narobi im się kupy na głowe a one jeszcze będą musiały przepraszać że żyją i mówić że deszcz pada. XXI wiek a czuję się jak w średniowieczu.
Pasek wagi
marlady, mądrze gadazgadzam sie !!

dariak1987 napisał(a):

Jeszcze taka mała uwaga - przeczytawszy co po niektóre komentarze drżę na samą myśl o zostaniu matką - bo skoro pomiędzy matką a wielofunkcyjnym darmowym robotem kuchennym i łóżkowym stawia się znak równości ( nawet nie znak równości, bo robot nie musi się uśmiechać przy wykonywaniu tych wszystkich czynności, a tu należy jeszcze to robić i walić głową o podłoge z modłą dziękczynną) to nie dziwie się, że mamy niż demograficzny i kobiety nie chcą mieć dzieci, bo NIKT im nie pomoże. Zostaną ze wszystkim same, narobi im się kupy na głowe a one jeszcze będą musiały przepraszać że żyją i mówić że deszcz pada. XXI wiek a czuję się jak w średniowieczu.

mam dokładnie takie same odczucia jak Ty
 

KtoPytaNieBladzi napisał(a):

ty chcesz jeszcze wziąć z nim ślub ? niezła jesteś ; D ogólnie to sama sobie takiego wybrałaś... spojrzenia obcych facetów trzymają cię przy życiu ? zal.plale widać od razu jakim typem osoby jesteś "muszę pozmywać naczynia, pozamiatać" - no wielką łaskę robisz, nie pracujesz to się domem zajmij chociaż.ja u siebie też sprzątam często, bo w syfie żyć też nie lubię.  "muszę napalić w piecu " - nie, nie musisz księżniczko palić w piecu, może ci tyłek marznąć. Może dlatego facet cię tak traktuje jak traktuje. ktoś cię utrzymuje, daje dom i jedzenia a tobie przeszkadza to, że musisz pozamiatać czy obiad zrobić? chciałabyś leżeć i pachnieć i upajać się spojrzeniami innych mężczyzn ? no nie bądź żałosna. 


No proszę Cie, znaczy że jak ją mąz utrzymuje to ma być popychadłem? Ja też nie pracuje ale mój mąż nigdy w życiu nie sprawił mi nawet najmniejszej przykrości. Czasem jak się źle czuje, nie posprzątam bo nie mam siły on robi to za mnie. I nigdy tego nie wypomina. Jeśli uważasz że takie życie i zachowanie męża LillAnn1 jest w porządku to bardzo Ci współczuje. Ciekawe czy na jej miejscu też byś była tego zdania?
LillAnn1 ja bym się starała jakoś się wyrwać, przemyśleć wszystko i po prostu odejść. Wiem że to nie będzie łatwe ale pamiętaj, czas leczy rany. Minie trochę czasu i zapomnisz, zostawisz to wszystko za sobą. A jak zostaniesz z nim to uwierz mi nic się nie zmieni, a Ty będziesz ciągle miała depresję, stracisz poprostu chęc do życia. A pamiętaj że masz dziecko, masz dla kogo żyć. Jesteś pewna że chlopak Cie kocha? Może po prostu jest mu wygodnie, bo znalazł kogoś kto mu pierze i gotuje, i nie chce sobie tego zmienić. Zastanów się, piszesz że jest po rozwodzie? Tego też musiała być jakaś przyczyna. Może on już taki jest. Uciekaj póki jesteś młoda, póki masz większe szanse znaleźć w miarę fajną pracę. Trzymam kciuki za Ciebie!


dariak1987 napisał(a):

Jeszcze taka mała uwaga - przeczytawszy co po niektóre komentarze drżę na samą myśl o zostaniu matką - bo skoro pomiędzy matką a wielofunkcyjnym darmowym robotem kuchennym i łóżkowym stawia się znak równości ( nawet nie znak równości, bo robot nie musi się uśmiechać przy wykonywaniu tych wszystkich czynności, a tu należy jeszcze to robić i walić głową o podłoge z modłą dziękczynną) to nie dziwie się, że mamy niż demograficzny i kobiety nie chcą mieć dzieci, bo NIKT im nie pomoże. Zostaną ze wszystkim same, narobi im się kupy na głowe a one jeszcze będą musiały przepraszać że żyją i mówić że deszcz pada. XXI wiek a czuję się jak w średniowieczu.



On jest niepoważny, ale ty też - oboje jesteście siebie warci. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.