Dziewczęta!
Siedzę w domu, podziębiona i nie bardzo mam kogo zapytać. No i się wygadać. To wam się wygadam i słucham co myślicie:
Wczoraj wieczorem mój chłop wzbudził we mnie dawno niespotykane pokłady agresji (wk****łam się niemiłosiernie). Od pt rano byłam na chodzie (cały dzień + wieczór przy piwie w pubie). Los chciał, że w pt w nocy moja siostra zaczęła rodzić w związku z tym całą noc nie spałam (pisałyśmy sobie smsy, potem ze szwagrem, kiedy nad ranem już miałam się skimnąć okazało się, że trzeba coś im dowieść do szpitala). Sobota na chodzie (niby pospałam 2h ale w tym czasie dostałam 3 smsy, 2 razy rozmawiałam przez tel, a na klatce trwał remont). W sobotę byłam zaproszona do niego na obiad, zmęczona ale wytrwałam, potem poszłam do siostry. Mieliśmy wstępny plan, żeby iść wieczorem na po piwo, z którego dzień wcześniej zostaliśmy ściągnięci. Ale nerwy, zmęczenie i paskudna pogoda zrobiły swoje: nie dość, że ledwo widziałam to czułam się źle, zimno mi było, gardło mnie bolało. I mówiłam mu o tym, sugerowałam, żeby olać to.. No ale uparł się, że przyjdzie i coś zadecydujemy no i się zaczęło: najpierw spóźnił się pół godziny (na smsy nie odpisał, tel nie odebrał- chciałam mu powiedzieć, żeby naprawdę sobie darował). Potem jojczył, jakiś był taki nieszczęśliwy, że może na jedno, potem że nie piwo to chociaż grzaniec, że to, że tamto. Potem, że ok, że przyniósł dla moich rodziców małą butelkę (dobrej) wódki na okazję urodzin pierwszego wnuka to wypijemy i on sam pojedzie, bo i tak autobus mu uciekł (i pojedzie następnym). Siedział godzinę (ja nieprzytomna) i mnie namawiał do wyjścia. Że mój tata go zagadywał to jedno, ale widząc, że ja już nie funkcjonuje mógł się bardziej streścić (2 kolejne autobusy ...), a już na pewno dać mi spokój z tym wyjściem. Dodatkowo: ja mam problem z wyrażaniem uczuć, nie chce, żeby przy rodzicach jakoś to eksponować, a on mnie głaszcze, całuje po rękach i szepcze, że mnie kocha. No fajnie, no słodko, no ale nie chce i nie lubię (krępuje mnie to, on tak ciągle, ja czuje się złą dziewczyną, bo nie mam ochoty się przytulać). W końcu poszedł (zakładając buty: "Ale na pewno nie pójdziesz Kochanie?"). I odszedł zasmucony, że musi iść sam i że w ogóle ja wpadła na ten pomysł (żeby sam sobie poszedł, jeśli ma ochotę).
No i co myślicie? Dla mnie to empatia ameby. Jestem wściekła, czego wczoraj nie okazałam, bo zasypiałam na stojąco, ale dziś nie mam zamiaru mu odpuścić i zwyczajnie go ochrzanić. Wiem, że która zaraz powie "porozmawiaj spokojnie", ale spokojnych rozmów mam już dość: nie dociera, a chciałabym też zobaczyć czy on ma w ogóle jakąś pobudliwość (spotykamy się pół roku i jakby miał "blokadę prędkości"- niektóre auta nie rozpędzają się powyżej 70km/h, on nie przekroczy linii "Kochanie, chyba reagujesz zbyt emocjonalnie" i "uważam, że nie masz racji".
No to co myślicie?