Długo zastanawiałam się czy założyć ten temat, ale chcę aby ktoś spojrzał na to obiektywnie i ocenił.
Przepraszam, że taki długi post ale męczę się z tym od dawna i musiałam się gdzieś wyżalić, choć teraz podejrzewam, że i tak nikt tego do końca nie przeczyta... trudno...
Otóż mam koleżankę, dajmy na to Monikę, która spotykała się od trzech lat z pewnym chłopakiem (niech mu będzie Paweł). Jednak coś zaczęło się psuć, on zaczął się zachowywać jakby mu nie zależało, Monika w końcu z nim zerwała, a on dopiero wtedy zauważył że jednak ją kocha, próbował to naprawić, ale nie wyszło, zaczęli sobie nawzajem wypominać jakieś błędy z przeszłości, wyciągali wszystkie brudy... Ogólnie zakończyło się to w niefajnej atmosferze.
Minęło jakieś pół roku, Paweł był cały czas sam, Monika bardzo się zmieniła, zaczęła przeginać, co impreza to inny chłopak...
No i doszło do imprezy na której byliśmy wszyscy: ja, Monika i Paweł. Najpierw Monika z Pawłem jakoś próbowali się ze sobą dogadywać, ale im nie szło, Monika przesadziła z alkoholem, zaczęła się kleić do Pawła, później wszystkim rozpowiadała że to od chciał ją całować itd... no ale pod koniec imprezy Paweł poprosił mnie do tańca, najpierw tak normalnie, jeden taniec, drugi, same wiecie ;D aż nie wiem kiedy okazało się że tańczyliśmy ze sobą przez ponad godzinę! No ale luz, wtedy jeszcze niczego nie oczekiwał, ot tak potańczyliśmy sobie, odwiózł mnie później do domu... w sumie to wtedy ja i Paweł prawie w ogóle się nie znaliźmy osobiście, raczej tak tylko z widzenia. Ale dwa dni potem dostałam od niego smsa (mój numer wziął od naszego wspólnego kolegi Michała) i napisał że bardzo mnie przeprasza jeśli zrobił coś nie tak, bo Monika mu napisała że ja jestem na niego zła. Odpisałam że nie jestem bo nie mam o co, no i tak zaczęliśmy pisać, bo jakichś dwóch tygodniach jechał ze swoimi znajomymi na kręgle i wziął mnie ze sobą, potem poszliśmy razem na impreze organizowaną przez jego kumpla, później impreza walentynkowa... no i zostaliśmy parą :) było super, spotykaliśmy się, świetnie dogadywaliśmy, jednak dużą przeszkodą było to że on jest sportowcem, często treningi kolidowały z naszymi planami i on w końcu stwierdził że chyba nie chce tego ciągnąć bo widzi że przez sport mnie zaniedbuje, a on nie chce żeby tak to wyglądało... wytłumaczyłam mu że mi to nie przeszkadza, że rozumiem że kocha sport i ja mu tego nie będę odbierała i najwyżej rzadziej będziemy się spotykać. No i znów było dobrze, aż do pewnego momentu gdy zaczął się mną mniej interesować, w ogóle nie miał czasu na spotkania, zapytałam czy chce zerwać, nie odpisał... To w końcu sama mu napisałam że już rozumiem, że dziękuję za wszystko bo choć nie trwało to długo to było na prawdę piękne, a on podziękował mi za zrozumienie i sam przyznał że nie tak miało się to skończyć. Wydaje mi się że do zerwania namówił go ten nasz wspólny kolega, bo on podchodzi do dziewczyn tak że żadne dłuższe związki, co najwyżej przelotne znajomości. Mieliśmy jakiś cichy miesiąc, później on napisał, super nam się rozmawiało, został takim moim przyjacielem, choć ja cały czas liczyłam i liczę na coś więcej. Zapytał mnie kiedyś czy go kochałam... zaprzeczyłam choć myślałam co innego, odpisałam "nie potrafiłam na prawdę pokochać kogoś z kim byłam tak krótko, a Ty byś potrafił?" odpisał tylko "Ja potrafiłem....". A teraz pisze do mnie na prawdę często, mam wrażenie że nie traktowałby mnie tak jakby mu nie zależało, ale to już nie jest takie zabieganie o mnie jak było wtedy gdy jeszcze nie byliśmy razem. Ostatnio rozmawialiśmy do późnych godzin nocnych, napisałam mu w żartach coś niemiłego, on się "obraził", a ja w żartach zapytałam "Ale dalej mnie kochasz, prawda? :D" a on spoważniał i odpisał "to nie jest rozmowa na teraz" i że chce mu się spać i już idzie...
Napiszcie proszę jak to według Was wygląda? Wiem, że powinnam wprost na poważnie z nim porozmawiać, ale boję się że ja sobie tylko to wszystko wmawiam... Teraz piszemy ze sobą jak gdyby nigdy nic. Raz przegrałam z nim zakład, miałam mu postawić piwo za to, więc zapytałam kiedy idziemy na to piwo, a on odpowiedział że nie pije alkoholu i szybko zmienił temat. Na prawdę nie potrafię go wprost zapytać co do mnie czuje... Sprawa się teraz komplikuje bo mam okazje wyjazdu za granicę, na dłuższy czas, może na stałe... Jedyną osobą która mnie tu trzyma jest on... Myślicie że jak mu napiszę o tych planach to jakoś wymuszę od niego deklarację tego czy coś do mnie czuje? A co jeśli tylko będzie mi życzył udanego wyjazdu? Oznacza to że mu nie zależy? Mam mętlik...