hej goshak!
miałam podobną sytuację. w liceum widywałam się z moim codziennie, mieliśmy wszystkich znajomych wspólnych i było idealnie. jak poszłam na studia, widywaliśmy się w weekendy i czasem w środę jak do mnie przyjechał na chwilkę. było ciężko. w ciągu tygodnia tel, ale on nie potrafił ze mną tak rozmawiać, zeby opowiadać cały swój dzień i wogóle... wychodziły też rozmowy w stylu co u ciebie, ok, aha... było ciężko. najtrudniejszy czas był gdy zaczął kręcić się koło mnie kumpel ze studiów, najpierw jako przyjaciel, który mnie akurat świetnie rozumiał, też miał dziewczynę od kilku lat (więc czułam się bezpiecznie) i mógł ze mną rozmawiać, zawsze gdy nie mogłam rozmawiać z Moim... na szczęście jak zaczęło się coś dziać wystraszyłam się, powiedziałam mojemu, że mam takiego kumpla... mieliśmy potem kryzys, uzmysłowiłam sobie, że mogę go stracić, nie wyobrażałam sobie bez niego życia... jakoś to sobie poukładaliśmy... zaczęliśmy się oboje starać, zabiegać, łącznie z pisaniem listów do siebie w tygodniu i oddawanie na początku weekendu... ten okres minął, po studiach wyszłam za niego za mąż i zaczął się najszczęśliwszy okres w moim życiu i trwa do dziś :) jesteśmy już prawie 12 lat razem, 4 lata po ślubie i gdyby nie to że nie mamy jeszcze dzieci to miałabym wszystko o czym zawsze marzyłam...
to tak z mojej strony jak to u mnie wyglądało...
kłótniami się nie przejmuj, ja też w kłótni mówię to, co w ostatniej zauważyłam, że zabolało...
po tygodniu pracy ja też bywam tak wykończona że chce mi się tylko leżeć i nic więcej nie robić... ale leżeć przy nim, obejrzeć jakiś dobry film i po prostu pobyć razem... nawet nie trzeba rozmawiać...
a tak docelowo to ja bym walczyła, żeby jednak mieszkać razem, bo taka rozłąka to nic dobrego i przynajmniej dla mnie była nie do zniesienia... wiem, że z pracą ciężko, ale cały czas szukajcie, może jednak w Twoim mieście coś jeszcze lepszego mu się trafi...
trzymam za was kciuki i przepraszam, że się wtrąciłam w rozmowę, wszystko mi się po prostu przypomniało :)