Temat: Odejść czy nie?

Z K. znamy się od lat, byliśmy przyjaciółmi, od 2 lat jesteśmy razem. W zasadzie od razu razem zamieszkaliśmy, większość czasu spędzaliśmy razem i wtedy obojgu nam to pasowało. W styczniu tego roku się pokomplikowało, bo on dostał pracę w innym mieście, a ja nie mogę tam żadnej znaleźć, więc po 1.5 roku bycia ze sobą nagle zaczęliśmy się widywać co drugi weekend (bo ja miałam studia), ale jak tylko mogłam to jechałam do niego. Teraz mamy możliwość widzenia się od piątkowego do niedzielnego wieczoru. 
Ale do sedna: odkąd on jest tam, a ja tu, to jedyna dostępną nam formą kontaktu jest telefon. Nienawidzę rozmawiać przez niego, ale tylko tak mogę się dowiedzieć co u niego, itd. więc zaakceptowałam to. On nie może. Wg niego do każdej rozmowy się zmusza. Jest dla niego NORMALNE, że można nie rozmawiać ze sobą parę dni, a ja sobie tego nie wyobrażam. Po drugie- zupełnie się o mnie nie stara. W tym sensie, że on wie, że ze mną jest i wg niego starać się mógł na początku, a teraz to po co (to pewnie też wina tego, że zbyt łatwo mu wybaczam i on doskonale wie, że cokolwiek by nie zrobił (poza zdradą) to pomarudzę, ale mi przejdzie)? Bardzo mnie to boli, bo coraz częściej czuję się przez niego olana :/ Jak tylko próbuję SPOKOJNIE z nim porozmawiać, że jest to dla mnie problem, to on twierdzi, że to moje wymysły i zaczyna się awantura..Która ostatnio kończyła się tym, że ze mną "zrywał", bo "woli mieć święty spokój". Oczywiście na drugi dzień pokornie przychodził, a ja wybaczałam mu takie traktowanie. Wiem, że gdybym się postawiła i kopnęła go w .. to on natychmiast, by pożałował i chciał wracać, ale duma nie pozwoliłaby mu się przyznać do błędu. A ja zostałabym ze złamanym sercem. Kocham go nad życie, i jak się widzimy to jest super, dobija nas ta rozłąka i jego olewanie związku. Nie wiem co robić. Z jednej strony nie chcę żeby mnie ktokolwiek tak traktował i chcę odejść, z drugiej nie potrafię ;(
Czy któraś z Was też tak miała? Da się coś zrobić żeby się bardziej poświęcał dla związku? 
Ja nie jestem z tych wylewnych i takie słowa jak kocham cię bardzo ważę.
A swoją drogą on ma w niedzielę urodziny. Zapytałam czy chciałby w sobotę wieczór zorganizować coś dla znajomych, powiedział że tak. A dziś, w nerwach, że powiedział tak, bo to ja chcę się z nimi spotkać, a on wcale nie chce! No po prostu ręce opadają. Teraz nie wiem czy jak się uspokoi, to mu się znowu nie odwidzi, i nie wiem czy tych ludzi odwoływać czy nie :/  Osobny temat to, to że on w złości pieprzy co mu ślina na język przyniesie, w ogóle się nie liczy z tym, że kogoś rani. Potem przeprasza, ale co z tego skoro ja doskonale pamiętam, że coś powiedział, i co gorsza, powtarza to w każdej kłótni? :/

Luiza88 napisał(a):

hmm hmm a ma tam jakichś "podejrzanych" znajomych?? może wpadł w "złe toważystwo płci damskiej" ?? heh tak tylko gdybam oczywiście!
Problemem jest raczej towarzystwo kolegów :/
To są jego urodziny. Po co gości zapraszałaś? Niech on się martwi. Nie Ty.
Przestań tak chcieć się z nim spotykać co weekend. Odpuść. "Nie miej czasu" w najbliższy weekend dla niego (nawet jak będzie chciał się z Tobą spotkać)
Zapraszałam, bo to nasi wspólni znajomi, ale ja się z nimi widziałam- i tylko dlatego. 
Mam go olać w urodziny? Czy to nie jest wredne?
hmm mój też pieprzy w kłótniach i zwykle mówi to co wie że mnie zaboli choć czasem jest kompletną bzdurą.. ale wie że mnie to wkurwi wiec to mówi, a ja sie tylko teraz z tego snieje on sie bardziej wkurwia i potem juz naprawde jest chamski ..ojj chyba wszyscy tak maja ci faceci;///
I błąd. Nie zapraszaj za niego gości, nie pierz mu skarpetek, nie pisz za niego prac na studia czy co tam jeszcze za niego robisz. 
Nieważne kto ich widział. Mógł zadzwonić. 
Wredne jest to jak on się zachowuje. Złóż mu życzenia. Ba, nawet możesz kupić prezent. Ale powiedz, ze niestety nie masz czasu (wymysl, że wyjezdzasz z mamą na weekend czy cokolwiek). Niech przemyśli. 
Albo powiedz mu wprost, że Ci na nim zależy ale przez najbliższy np. miesiąc nie chcesz się z nim widzieć bo musisz sobie wszystko przemyśleć i przeorganizować swoje życie. Utrzymuj kontakt (żeby Cię nie bolało) ale nie spotykaj się.

Kurczę prawana, dzięki! Myślę, że miesiąc nie dam rady, więc założę bardziej realny okres dwóch tygodni. Mam nadzieję, że to pomoże. Bo jak nie to chyba nie ma sensu tego ciągnąć. Bo jak ja mam w każdej kłótni mieć pretensje o to samo, a jemu to lata i powiewa, to mi się na samą myśl rzygać chce.
Dzięki Dziewczyny! 
Jak coś się wydarzy to dam znać.
Jedne związki na odległość się wzmacniają a drugie rozpadają... może akurat wy nie potraficie tak żyć... ja bym zaczeła go olewać ... " kiedy ona jest obojętna wkręca Ci się razy dwa " - z piosenki , jeśli kocha to moim zdaniem zadziała a jeśli nie to nie i tyle... nie możesz tylko Ty sie starać a on mieć wszystko gdzieś...
hmmm prawana - może lekka przesada z aż takim olaniem ? bo stwierdzi że ich juz nie ma i powie że odchodzi ... to tylko facet ! Ja mówię o olaniu ale takim delikatniejszym... nie starałabym sie tak i tyle np w urodziny ... a po za tym można też normalnie spróbować porozmawiać że Ty sie starasz chcesz zeby było lepiej a o nie , postraczyszć ....że odejdziesz.. nie wiem jaki jest wiec tez nie bierz wszystkich naszych wpisów do serca 
bo pozniej załozysz watek ze dzieki dziewczynom z vitali straciłaś chłopaka :P
hej goshak!

miałam podobną sytuację. w liceum widywałam się z moim codziennie, mieliśmy wszystkich znajomych wspólnych i było idealnie. jak poszłam na studia, widywaliśmy się w weekendy i czasem w środę jak do mnie przyjechał na chwilkę. było ciężko. w ciągu tygodnia tel, ale on nie potrafił ze mną tak rozmawiać, zeby opowiadać cały swój dzień i wogóle... wychodziły też rozmowy w stylu co u ciebie, ok, aha... było ciężko. najtrudniejszy czas był gdy zaczął kręcić się koło mnie kumpel ze studiów, najpierw jako przyjaciel, który mnie akurat świetnie rozumiał, też miał dziewczynę od kilku lat (więc czułam się bezpiecznie) i mógł ze mną rozmawiać, zawsze gdy nie mogłam rozmawiać z Moim... na szczęście jak zaczęło się coś dziać wystraszyłam się, powiedziałam mojemu, że mam takiego kumpla... mieliśmy potem kryzys, uzmysłowiłam sobie, że mogę go stracić, nie wyobrażałam sobie bez niego życia... jakoś to sobie poukładaliśmy... zaczęliśmy się oboje starać, zabiegać, łącznie z pisaniem listów do siebie w tygodniu i oddawanie na początku weekendu... ten okres minął, po studiach wyszłam za niego za mąż i zaczął się najszczęśliwszy okres w moim życiu i trwa do dziś :) jesteśmy już prawie 12 lat razem, 4 lata po ślubie i gdyby nie to że nie mamy jeszcze dzieci to miałabym wszystko o czym zawsze marzyłam...

to tak z mojej strony jak to u mnie wyglądało... 

kłótniami się nie przejmuj, ja też w kłótni mówię to, co w ostatniej zauważyłam, że zabolało...

po tygodniu pracy ja też bywam tak wykończona że chce mi się tylko leżeć i nic więcej nie robić... ale leżeć przy nim, obejrzeć jakiś dobry film i po prostu pobyć razem... nawet nie trzeba rozmawiać...

a tak docelowo to ja bym walczyła, żeby jednak mieszkać razem, bo taka rozłąka to nic dobrego i przynajmniej dla mnie była nie do zniesienia... wiem, że z pracą ciężko, ale cały czas szukajcie, może jednak w Twoim mieście coś jeszcze lepszego mu się trafi...

trzymam za was kciuki i przepraszam, że się wtrąciłam w rozmowę, wszystko mi się po prostu przypomniało :)

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.