Temat: jest mi tak cholernie przykro...

hej. piszę tutaj głównie po to, żeby się wyżalić. Jest mi tak przykro... 
zacznę od tego, że z moim obecnym partnerem - J. - mamy kryzys. Nieustannie się kłócimy, wściekamy na siebie, on chodzi zły, ja smutna - ot, tak jak to bywa w czasie 'złych dni'. Tylko, że nasze złe dni ciągną się od jakiś dwóch miesięcy. W trakcie tych dwóch miesięcy nieskończoną ilość razy rozmawialiśmy i 'zaczynaliśmy od nowa', ale niestety za każdym razem lądowaliśmy w tym samym miejscu.

oboje mamy sobie nawzajem wiele do zarzucenia. On nie jest łatwym człowiekiem. Bardzo często chodzi ponury i trudno go rozweselić. Jest bardzo krytyczny i czasami mam wrażenie, że jedyne, co od niego słyszę, to negatywne uwagi. Możliwe, że wyolbrzymiam, bo jeżeli o tym rozmawiamy, to on mówi, że wcale mnie nie krytykuje, tylko wyraża swoją opinię, ale nie ma to na celu krytyki mnie, albo czegoś negatywnego. No dobrze, wierzę. Tylko jeżeli po raz dziesiąty w ciągu dnia słyszę: 'dlaczego nie zalejesz talerza, tysiąc razy ci mówiłem, że się później ciężej zmywa', albo 'dlaczego nie sprawdziłaś tego w internecie, mówiłem ci, żebyś sprawdziła', to naprawdę robi mi się przykro. Wiem, to trywialne sytuacje, ale naprawdę jeżeli słyszę kilka razy dziennie, że czegoś nie zrobiłam, albo dlaczego nie zrobiłam w taki sposób, tylko w inny... No i mam wrażenie - ile razy o tym mówię to on się wścieka i twierdzi, że wcale tak nie jest - że jeżeli pada pytanie (na przykład) co chciałabym robić wieczorem -  to muszę odpowiedzieć dokładnie to, co on chciałby usłyszeć, bo inaczej będzie niezadowolony. I zrobi się beznadziejnie. On mówi, że to absurd, ale - no właśnie - sytuacja, o której dzisiaj chcę napisać dokładnie mnie w tym utwierdza.
Wiem, że ja też nie jestem ideałem. Przez te nasze niekończące się kłótnie zaczęłam zastanawiać się, czy ten związek w ogóle ma sens. Kilka razy chciałam odejść. Mówiłam mu, co mnie boli, a on starał się zmienić - i widziałam, że się stara. Ale ja przez moje wątpliwości i jego zachowanie - jestem wiecznie smutna. Wściekam się o każdą błahostkę. Jeżeli tylko on jest ostry czy rzuci jakąś negatywną uwagę - od razu zupełnie tracę kontrolę i reaguję złością.
Dzisiaj o tym rozmawialiśmy. Głupia sytuacja, jak każda inna - robiłam pierogi, pół dnia. Dla niego to pierwszy raz, kiedy jadł pierogi (jest obcokrajowcem), więc oczywiście włożyłam pół serca, żeby były idealne. Dostał, je. Stwierdził, że bardzo dobre, ale że on by wolał, jakbym je smażyła dłużej (bo myślał, że pierogi się smaży), żeby były bardziej chrupiące. No to ja od razu humor w dół i prawie w bek. Tak tak, było mi strasznie przykro, że ja się staram, a jemu znowu coś nie pasuje, znowu coś nie jest doskonałe. OK wiem, moja reakcja jest nadmiarowa. Wiem o tym, to bzdura. Ale jestem mega wrażliwa na wszystko, co powie negatywnego, bo słyszę codziennie, że coś jest źle - a czasem całą litanię na temat tego, jak to źle się zachowuję. No dobra, ale - pierogi. Zapytał, co mi jest, powiedziałam, rozmawialiśmy o tym, że wszystko wytrąca mnie z równowagi. Powiedział, że mu ciężko, że cały czas jestem smutna, i że nie może przestać być beznadziejnie, jeżeli ja wszystko widzę w czarnych barwach. Racja.
No więc, starałam się. Całe popołudnie, od tego momentu było świetne. Takie, jakich nie mieliśmy dawno. Byliśmy w paru miejscach, ja się śmiałam, rozmawialiśmy, on sobie popijał piwko, przytulał mnie, był miły - wszystko super. Ogólnie - oboje się staraliśmy. Chciałam wracać do domu, on chciał jeszcze jedno piwo - ok. I jeszcze jedno... Wróciliśmy do domu, dalej świetnie. Zrobiłam kolację, zjedliśmy, dalej super, aczkolwiek widzę, że już jest mocno wcięty.
I teraz kolejna dygresja - nienawidzę, gdy jest pijany. A to dlatego, że zachowuje się wtedy jak dupek, nic do niego nie dociera, nawija cały czas bez sensu, a jak się irytuję to się złości, dalej nawija, nic nie rozumie, co do niego mówię, w rezultacie jest awantura w trakcie której totalnie miesza mnie z błotem. Koniec końców - ja siedzę na balkonie i płacząc obiecuję sobie, że się wypisuję z tego związku - a on odjeżdża na tapczanie.
Wracając do tematu - nagle J. stwierdził, że chce, żebyśmy poszli do knajpy i tam zamówili butelkę rumu dla mnie, żebym wyluzowała i przestała się wszystkim tak stresować. Oczywiście, jak się domyślacie, odchudzam się, więc butelka rumu nie bardzo mi pasuje, no i - nie chciałam, żeby pił więcej, bo widziałam, że jest już grubo. Powiedziałam więc, że nie chcę. 
No a J. co robi? Zarzuca focha. Leży i się nie odzywa. Powiedziałam, że przecież cały dzień był dobry, więc dlaczego teraz nie możemy zostać w domu, jak ja chcę. Na to on, że tak, zostajemy, całą noc będziemy w domu, bo ja tak chcę - oczywiście głosem typu 'jestem wściekły, bo nie robimy jak chcę' (ok, to już moja interpretacja=trzeba było iść do baru jak chciał, byłoby nadal miło, a nie beznadziejnie, znowu.). Kilka chwil później zapytał mnie, czy mogę się przesunąć z laptopem, żeby miał miejsce na łóżku. Powiedziałam, że jasne - zabrałam lapka na podłogę. Uwierzcie - żadnego 'foch-jasne', tylko normalnie, z uśmiechem.
No i wtedy się wściekł. Zaczął się drzeć, że się mnie zapytał tylko, czy mogę, nie chciał żebym nic robiła, dlaczego ja nie mogę po prostu odpowiedzieć, zaraz muszę coś robić... Odpowiedziałam, że przesiadłam się, żeby mu było wygodniej, więc nie rozumiem, dlaczego się złości. A ten dalej się pieklił - że tak, zawsze muszę coś robić, on nie powiedział, że mam się ruszać, on wcale tego nie chciał, bla bla bla - no po prostu totalnie się wściekł. Siedziałam na podłodze z otwartymi szeroko oczami, zastanawiając się o co do cholery chodzi - ja chcę mu zrobić dobrze, a jego krew zalewa. Oczywiście, ja ja to rozumiem :
- znowu - jest pijany, więc się awanturuje
- znowu - nie poszliśmy do baru, jak chciał, więc jest awantura.

Wyszłam na balkon, wróciłam - leży i śpi. Czyli standard.... A ja czuję się znowu beznadziejnie i zastanawiam, czy jest sens, żebym po raz kolejny jutro próbowała, żeby było 'normalnie' i nie była smutna, bo to tylko pogarsza sytuację, jeżeli jest mi TAK CHOLERNIE SMUTNO, że mój facet nie może się zachowywać normalnie i się na mnie wścieka jak wariat.

przepraszam, że tak przynudziłam, po prostu musiałam się wygadać...
Oj ciężka sytuacja...ogólnie z tego co wiedzę to facet chciałby żądzić wszystkim,ciagłe pretensje,żale i czepianie sie o pierdoły...ja bym na twoim miejscu wyluzowała,nic na siłę...A jak dlugo razem jesteście?u mnie czasami były takie kłótnie o pierdoły na początku związku jak sie docieraliśmy.Potem minęło i teraz umiemy sie dogadac,chociaż mój też mnie irytuje jak jest pijany. jednak jak jesteście już długo ze sobą to marnie to widzę,z tej mąki chleba nie będzie...
Wiesz, ciężko się czyta jak ktoś cierpi.  Moja rada - nie męcz się w tym związku, dajcie sobie trochę odetchnąć od siebie. Jak kocha to zmieni się na "stałe" ale nie dla jednego wybryku. Poza tym zastanów się czy chcesz aby Twoje życie tak wyglądało.... on Cię dołuje i wprawia w niską samoocenę... Nie przegraj walki samej z sobą. Powodzenia!
Pasek wagi
tragedia a nie facet. a klotnia o miejce to juz dla mnie jakas abstrakcja .  Ja zdecydowalabym sie na zakonczenie zwiazku ,bo skonczy to sie jeszcze Twoja depresja albo gorzej
Pasek wagi
Mi się zdaje że ten związek nie ma przyszłości. Jeśli tego nie skończysz to chyba Cię niestety czeka już tylko kozetka u psychologa i ciężka nerwica po związku z takim facetem.....
taki maly "psycholek" ten Twoj facet mysle,ze powinnas zakonczyc ten zwiazek i to jak najszybciej. Moze taki "odpoczynek" cos zmieni, moze on sie zmieni, moze zrozumie... a jak nie to jego strata;) glowa do gory
Mówisz ,ze Twój facet to obcokrajowiec. Nie wiem, może się mylę, ale jeżeli pochodzi z "innej " kultury, ma "inne obyczaje" w swoim ojczystym kraju, może to mieć wpływ na wasze relacje,jego apodyktyczny charakter. Druga sprawa, która mnie uderzyła w Twojej wypowiedzi, to ta,że Twój partner widzi lekarstwo na " złe chwile" w alkoholu. To nie jest dobrze, alkohol nie rozwiązuje sytuacji. Nie jesteś asertywna, a Wasz związek jest toksyczny. Wybacz mi, ale zastanów się, czy nie pora wysiąść z tego pędzącego pociągu zwanym "waszym wspólnym życiem" na najbliższej stacji. To trudne pytanie i tylko Ty możesz na nie Sobie odpowiedzieć.
Ja pier....le.. doczytałam do końca, takie durne czepianie się to po prostu masakra... o takie bzdety? zapewne on jest cholerykiem, a Ty nadmiernie przewrażliwioną osobą, więc raczej do siebie nie pasujecie. Męczycie się tak w tym dziwnym związku, nie lepiej dać sobie spokój??
PS. A on nie mógłby tak zrobić obiadu?? mam wrażenie, że robi z Ciebie "kurę domową" do sprzątania, gotowania, itp....
Pasek wagi
Najłatwiej napisać dziewczynie, że powinna zakończyć ten związek. A z tego co napisała wynika, że jest silnie od niego uzależniona skoro mimo tylu przykrości i świadomości, że jest źle jeszcze tego nie zrobiłam. Uważam, że powinnaś z Nim SZCZERZE porozmawiać, że to Cię boli, że ciągle czujesz się winna i osaczona.. Wyrzuć z siebie wszystko i powiedź mu to co czujesz, to co nam napisałaś. Jeśli On tego nie zrozumie zacznij się porządnie zastanawiać nad sensem trwania w tym związku. Jeśli nie będziesz widziała poprawy, nadal będzie Cię ranił, krytykował i wyszukiwał w Tobie samych negatywnych cech to moim zdaniem powinnaś się porządnie zastanowić nad tym czy to ma sens .. Czy On Cię nie wykańcza psychicznie. Wyobrażam sobie, że jeśli jesteś z Nim mocno związana, możliwe, że i uzależniona od tego człowieka to będzie Ci ciężko zakończyć związek i po prostu żyć od nowa. W takiej sytuacji proponowałabym zapisać się do psychologa  i z jego pomocą powoli stawiać kroki .. Może już czas udać się na taką rozmowę, przedstawić wszystko jak jest i będzie Ci łatwiej podjąć jakąkolwiek decyzję .. Poczujesz się podbudowana, pewniejsza siebie i uświadomiona, że to nie z Tobą jest coś nie tak a z twoim facetem. Trzymam mocno za Ciebie kciuki i mam nadzieję, że wszystko potoczy się jak najlepiej ! ;-*

Moim zdaniem to on Cie nie chce, dlatego są ciągle uwagi i wszystko mu przeszkadza. Wolałby być z kimś innym, ale jest z Tobą, więc się męczy.

Miałm taką sytację: ciągle komentarze odn tego jaki i co robię, uwagi dot jakiś bzdur, czepianie się i co się okazało, ze on od dawna już nie chcial byc ze mną. Był ze mna dla wygody i szukał sobie jednoczenie kogoś drugiego. SAD, BUT TRUE Zostaw go.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.