To dość głupia sytuacja i jestem zła na siebie. Gdyby nie moja ciekawość teraz nie siedziałabym z mętlikiem w głowie.... Ale od początku.
Z moim chłopakiem jesteśmy razem już 5,5 roku. Jestem jego pierwszą dziewczyną. On pochodzi ze Śląska, tu dorastał, ja natomiast z Kujaw. Poznaliśmy się jak przeprowadził się do dziadków, do mojego miasta i dosłownie po ok. miesiącu czasu zaczęliśmy się spotykać. Od tego czasu jesteśmy praktycznie nierozłączni.
Jestem dziewczyną, która jest mało pewna siebie. Zawsze szara myszka, trzymam się z boku. Byłam zdecydowanie grubsza od moich rówieśników, nie malowałam się, miałam gorsze ciuchy. Widziałam, że się różnię od innych. I mam to do dziś. Nie stać mnie na markowe ciuchy, mimo że kilka sztuk leży w mojej szafie (kupione przez mojego faceta). Zawsze porównuję się z innymi dziewczynami i dziwię się, jak mogę podobać się mojemu chłopakowi. Widzę, że przydałby mi się fryzjer, na którego mnie nie stać, że muszę schudnąć, żeby wyglądać lepiej, że powinnam zacząć o siebie dbać.
Od pierwszego spotkania wiedziałam, że mojemu chłopakowi podobała się jedna dziewczyna z jego rodzinnego miasta, że była to taka szkolna miłość i że pewnie gdyby nie wyjechał, to chciałby z nią być. Ale temat się rozpłynął, a nasz związek zaczął się rozwijać. Przeżyliśmy razem naprawdę dużo. Było kilka miesięcy, kiedy B. wynajmował pokój u moich rodziców (byliśmy wtedy ok. 3 lat razem). Korzystał z mojego laptopa. Kiedyś widziałam, jak rozmawia z jedną dziewczyną, koleżanką z gimnazjum. Ale była to tak otwarta rozmowa, ze aż się zdziwiłam. Nawet chyba powinnam napisać, że strasznie wkurzyłam, bo ja z moimi kolegami nie rozmawiam o swoim życiu intymnym z B. Strasznie się pokłóciliśmy, wyszło na to że jestem zazdrosna i że jak tylko powiem, on nie napisze do niej więcej. Nie pisze do dziś.
Kiedyś zabrał mnie na wycieczkę na Śląsk, żeby mi pokazać, gdzie dorastał. Pech chciał, że podczas wyprawy zaczęła mnie męczyć grypa żołądkowo-jelitowa. Nie obyło się bez lekarza i zastrzyków. Z racji że mieliśmy strasznie dużo czasu do pociągu i nie mieliśmy gdzie się zatrzymać, B. dzwonił po starych znajomych i okazało się, że możemy liczyć tylko na pomoc ze strony jego byłej miłości. Nie byłam zachwycona tym faktem ale byłam tak słaba, że nie chciałam protestować ani nic. Ale byłam cholernie zazdrosna, zwłaszcza jak ją zobaczyłam. Piękna dziewczyna, szczupła, włosy za tyłek.... Jednak byłam spokojna, bo widziałam, że nie patrzy na nią w ten sposób, którego się bałam i że bardziej jest zainteresowany moim stanem zdrowia i moimi potrzebami. Po tej wycieczce dopytywał się czy nie mam mu za złe, że to u niej się zatrzymaliśmy na te kilka godzin. Powiedziałam, że nie, że nawet jestem wdzięczna bo gdyby nie ona nie wiem co by się działo. I zaczęliśmy żyć dalej. Po pewnym czasie zdecydowaliśmy się na wyjazd do Anglii. Ale z racji takiej, że jest to długa historia, powiem tylko, że koniec końców przeżyliśmy w związku na odległość rok. Widząc się tylko raz przez trzy dni.To było straszne dla nas obojga. Prawie co dzień godzinami rozmawialiśmy razem przez skype lub telefon. Cholernie tęskniłam i wiem, że on tez. Rozmawialiśmy o naszej przyszłości, o tym, że chce mi się oświadczyć, ale że musi zarobić pieniądze na pierścionek, o tym kim będziemy i no rozumiecie.... takie snucie marzeń i planów. Pojawiły się problemy w jego pracy, bo firma w której był zatrudniony splajtowała i nie wypłaciła mu nawet połowy wynagrodzenia. W przeliczeniu na polskie, do dziś wiszą mu ponad 12000 zł. Wrócił do Polski. W między czasie podjęliśmy decyzję, że chcemy razem zamieszkać, że wyjedziemy do Katowic, że złożymy papiery na studia, pójdziemy do pracy i będziemy tylko we dwoje, razem.... będzie pięknie. I było. Pierwsze miesiące były cudowne. Nie mogliśmy się sobą nacieszyć, byliśmy tacy szczęśliwi.... Jednak przestaliśmy razem wychodzić nawet na głupie spacery, B. większość czasu spędzał albo przed komputerem albo z telefonem w rękach. Ciągle czekał na decyzję w sprawie tych pieniędzy. Kiedy mu mówiłam, że czegoś zaczyna mi brakować, przyznawał mi rację, obiecywaliśmy że coś zaczniemy z tym robić. Kończyło się na tym, że przez tydzień było jak dawniej a potem wracała rutyna...
Niestety przed świętami Bożego Narodzenia straciłam pracę (tzn. od początku wiedziałam, ze pracuję do grudnia) i nie mogłam znaleźć nowej. Moje oszczędności zaczęły się kończyć, ale B. mi powtarzał, że mam się nie martwić, że damy sobie radę i że on mi pomorze. Ale w styczniu było już bardzo krucho. Po uregulowaniu wszystkich opłat mieliśmy bardzo mało na przeżycie. B. skupiał się na studiach, nie pracował. Żyliśmy z jego alimentów i z moich zarobków. Kiedy moje zarobki i oszczędności się skończyły.... Chyba nie muszę mówić.
Zaczęliśmy kłócić się o pierdoły, dosłownie. Chodziliśmy cięgle spięci i zdenerwowani. Teraz o wspólnych wyjściach w ogóle nie było mowy. Pracę znalazłam w lutym. W KFC. Nie dostanę nawet 700 zł wypłaty, podnieśli mi czesne w szkole.... Jest źle. Ale ciągle szukam czegoś innego, czegoś w zamian. Jutro idę na rozmowę do biura rachunkowego.... Może coś się uda.
kilka dni temu wieczorem B znów spędzał popołudniowo wieczorne godziny przed komputerem. Ja już spałam. Kiedy się przebudziłam, zobaczyłam, że zasnął przy kompie. Wstałam i doprowadziłam go do łóżka. Chciałam wyłączyć komputer, ale zobaczyłam, że rozmawiał z tą dziewczyną, ze swoją dawną miłością. Wiem, że nie powinnam, ale zaczęłam to czytać. Żalił jej się, że on nie rozumie, dlaczego mam do niego pretensje o to, że się nie stara. Że on tyle robi, że chce żeby mi niczego nie zabrakło, a ja robię mu wyrzuty. Owszem, on bardzo się stara i ja to doceniam. Zawsze jak wracam późno mam ciepły i smaczny obiad, widzę, ze się stara. Ale nie o to robiłam mu wyrzuty. Mówiłam mu o tym, że brakuje mi jego dawnego ciepła. Że brakuje mi wspólnych spacerów, trzymania się za rękę, głupiego przytulenia czy pocałunku zamiast przelotnego buziaka. Wiecie co, doszło do tego, że na takie coś mogłam liczyć tylko podczas gry wstępnej a i tak wtedy szybko szybko i się kończyło. Mówiłam mu, że chciałabym żeby było tak jak dawniej. Mówiłam mu wprost, nazywałam rzeczy po imieniu, wiem, że do mężczyzn trzeba mówić wprost bo inaczej nie przejdzie. I nie mówiłam mu raz bo takich rozmów było wiele.... Ale on nie rozumie. Nie rozumie, dlaczego ja ciągle wracam do przeszłości. Dlaczego nie mogę zrozumieć, że on się stara, że nie mówi mi komplementów bo będąc ze mną non stop (w sensie w domu, na zakupach, gdziekolwiek) to jest dla niego oczywiste że mnie kocha i nie musi tego mówić. Nie rozumie dlaczego ja nie mogę zrozumieć, że on się martwi, że myśli o tych pieniądzach, że stracił nadzieję że je dostanie.... No właśnie, wszystko zaczęło się sprowadzać do jednego. Ale on też mi nie mówił o swoich uczuciach, tylko potem przeczytałam to w tej rozmowie... Ale tam było coś jeszcze. Było zadane pytanie , spróbuję zacytować: "wiesz, czasem się zastanawiam czy nie jestem z Martą tylko z przyzwyczajenia... Czy nie jest tak bo boję się samotności". Kiedy to zobaczyłam łzy napłynęły mi do oczu i wyłączyłam to. Chodziłam struta przez te kilka dni. Dziś jestem sama w domu, chciałam przeczytać tą rozmowę na spokojnie. Ale już jej nie ma. Tzn nie ma tego fragmentu. Z ciekawości zajrzałam w starsze rozmowy. Jeszcze w grudniu pisał jej, że chce mi się oświadczyć...
I co tu się popsuło. Jestem tak zamotana... Wiem, że nie powinnam tego czytać, ale stało się. Moja wina, byłabym zdrowsza. Strasznie go kocham, widzę że się coś między nami popsuło i to bardzo (i widziałam to już dawno, próbowałam coś z tym robić) ale nie chcę kończyć tego związku. Chcę zawalczyć ale nie wiem jak... Skoro mieliśmy takie piękne plany, dlaczego miałoby to się w ciągu tych kilku miesięcy zepsuć?
W tych rozmowach z tą dziewczyną, w większości przyjacielskich rozmowach, nie raz mówił o mnie. Mówił ciepło i czuć to uczucie przez samo czytanie. Ale nie raz powtarzał jej, że ona nadal mu się podoba.... Kurcze, to boli.
Chciałabym z nim porozmawiać. Chciałabym mu powiedzieć że wiem o wszystkim i że musimy zrobić coś żeby było dobrze. Ale jak to zrobię to dowie się, ze przejrzałam jego wiadomości, przestanie mi ufać....
Nie wiem co mam robić... Nie chcę go stracić.
Przepraszam Was bardzo za ten wywód ale nie mam się komu wygadać. Chciałabym poznać Wasze zdanie, poza tym że nie powinnam czytać tych wiadomości bo to sama wiem i jestem cholernie na siebie za to zła....