Temat: obrażalska mama/babcia

Jest dwa dni do wigilii a ja nie gadam ze swoją mamą. Postaram się dokładnie opisać mój problem. Wg mnie moja mama obraża się z byle powodu, nie da się z nią normalnie porozmawiać bo się obraża i już. Jest przewrażliwiona, każde słowo krytyki np. wobec jej zachowania wobec mojego dziecka kończą się obrazą majestatu. Jest zazdrosna że jeżdżę do mojej teściowej na kawę, jest zazdrosna że w pewnym etapie życia brałam stronę mężą a nie jej. Mieszkamy razem mamy osobne piętra, jedyne wspólne jest wejście. Kłócimy się od zawsze, tzn. obraża się na mnie odkąd pamiętam. Mam wrażenie że ona szantażowała mnie emocjonalnie od dziecka. Miałam ojca alkoholika i jak miałam 12 lat on pożyczył odemnie 50zł i poszedł na piwo - mama spytała czy nie wiem skąd miał pieniądze, bałam się i skłamałam że nie wiem, potem wyszło że mu dałam i obraziła się wtedy chyba pierwszy raz... Pamiętam kiedyś wyłam cały dzień i ojciec przyszedł mnie pocieszyć i spytać co się stało to powiedziałam mu że mama się na mnie obraziła i  mnie już chyba nie kocha... - jak mówię miałam ze 12 lat i wyłam kilka godzin- przyszła, przytuliła ale pamiętam to dokładnie i potem działo się to coraz częściej. Opiszę może przykłady. Jak jeszcze nie miałam męża to moim obowiązkiem za nastolatki było ścieranie podłogi w sobotę. Bywało że nie posprzątałam do określonej godziny więc zaczęła sprzątać sama i obraza, bo teraz to ona se już sama zrobi, że już za późno ( jak proponowałam że ja posprzątam) i już nie gadała ze mną... Zdarzało się jak wracałam z pracy zadzwonić do mnie żebym po drodze kupiła jej coś w sklepie - a ja zapomniałam = obraza... Pamiętam okropnie się czułam jak się do mnie nie odzywała, np. przeprowadził się do mnie mój obecny mąż i gotowaliśmy już sami do siebie osobne obiady a nie mieliśmy jeszcze swojej kuchni, więc ona siedziała w kuchni, a ja robiłam ten obiad i tak bez słowa. Ona siedziała, ja się krzątałam jak najszybciej bo nie wiem czy można sobie wyobrazić atmosfara była dla mnie nie do zniesienia jak patrzyła w okno bez słowa a ja bez słowa myłam gary np. Aha często była obraza jak za długo naczynia stały i się suszyły-miałam je najlepiej od razu powycierać ręcznikiem. Potem zdecydowaliśmy się na dzidzi i urządziliśmy sobie swoje piętro i już miałam swoją kuchnię - i temat sprzątania do kłótni się stracił więc nadszedł etap braku pomocy ze strony mojego męża. Mamy ogrzewanie centralne i mama zimą pali w piecy bo:

ja dawałam za dużo drzewa podczas rozpalania - ona mniej bo szkoda... - no ogólnie ja nie potrafię palić, tylko ona dobrze to robi itd... więc to robi ona. Drzewo na rozpałkę trzeba porąbać i to robił mój mąż ale problem był w tym że jak ona paliła w piecu to my do kotłowni nie chodziliśmy więc jak to drzewo się kończyło to dowiadywaliśmy się o tym po kilku dniach obrazy... Na pytanie czemu po prostu nie powiedziała że skończyło się drzewo odpowiedź zawsze brzmiała że ona się nie będzie prosić - że sami wiemy że drzewa nie ma to trzeba iść narąbać... I tak o cokolwiek co wg niej powinien robić mój mąż - powinniśmy sami się domyśleć że np. dziś jest ostateczny dzień na skoszenie trawy bo jutro już będzie o jeden dzień za długa i obraza... - sama brała kosiarkę i kosiła i ciche dni. Jakiś czas temu ten etap minął i nadszedł etap złej babci. Mój synek np. przy mnie walnął ją w twarz zabawką a ona się śmiała, na moje oburzenie że nie może pozwalać się bić i z tego się śmiać bo trzeba mu powiedzieć że bić nie wolno - obraza... Do niedawna młody nie jadł słodyczy w ogóle, teraz jest tak że jak jesteśmy gdzieś na kawie, lub ktoś do nas przychodzi i coś leży nba stole to młody bierze i je bo nie wyobrażam sobie latania i wyrywania mu z rąk więc je - ale w domu słodycze nie lkeżą na stole i ich nie dostaje tak o, bez okazji. A ostatnio byłyśmy razem w sklepie i mama kupiła młodemy cukierki i dała mu. Ja powiedziałam że czemu mu kupiła jak wie że mu nie daję... ona na to że nie raz widziała jak są na stole, to chciałam jej wytłumaczyć że jak jest na stole przy okazji czyjejś wizyty to mu nie będę wyrywać ale nie kupuję mu tak bez okazji i co, oczywiście obraza. Ta sytuacja miała miejsce jak jechałyśmy w odwiedziny do wspólnej znajomej - tak prawie się rozpłakała i jedząc cukierka mówiła młodemu jak chciał: nie babcia ci nie może dać wiesz, bo babcia nie ma nic do gadania... oczywiście podczas reszty wizyty zachowywała pozory że wszystko już jest OK ale jak wyszłyśmy to cichosza i obraza... Miałyśmy robić wigilię wspólną u mnie, rok temu też była u mnie i szczerze powiedziawszy specjalnie powiedziałam że robię u siebie i prawie wszystko kupiłam sama bo domyślałam się że do świąt zdąży sie o coś obrazić i znów musiałabym czuć się jak debil idąc do niej i pytając np. czy chce ze mną robić wigilię czy robić na szybko u siebie... Ogólnie staram się jak najmniej na nią liczyć bo wiem że nie ma się co umawiać bo prędzej czy później zarzuci fochem o coś. Dlatego nic nie planuję z jej udziałem... Jak już jest obrażona to co jakiś czas przychodzi do mnie na górę i np. oddaje jaką kurtkę młodego która została u niej i rzuca mi ją bez słowa, albo zostawia kartkę z odczytem licznika za prąd z pytaniem ile ma zapłacić za ubiegły miesiąc( faktury przychodzą na mój e-mail) - pytanie zadaje wtedy oscentacyjnie obrażonym i dumnym tonem żebym nie miała wątpliwości że dalej jest zła. Do pewnego czasu było tak że to ja przychodziłąm do niej i próbowałam zacząć jakoś rozmowę ( pogodzić się) a ona wtedy jakby z satysfakcją że to ja się łamię i przychodzę pierwsza olewała mnie, odpowiadała mi znowu obrażonym tonem półsłówko i ja zbita z tropu szłam do siebie jak pies z podkulonym ogonem - czułam się wtedy jak śmieć i po kilkunastu takich sytuacjach przysięgłam sobie że choćby nie wiem co już do niej nie pójdę, a że jestem zawzięta to tak się stało. Doszło do sytuacji że nie gadałyśmy dwa tygodnie i nawet szukaliśmy mieszkania do wynajęcia... W końcu się przełamała, przeprsiła i przyznała że przesadza, i znów w koło macieju tak do dziś, tyle że teraz ona przychodzi do mnie jak jej obraza mija, bo ja odtąd jak się zarzekłam nie przychodzę pierwsza jak nie mam za co przepraszać. Gadałyśmy podczas godzenia się kilkanaście razy i mówiłam jej wszystko co tu piszę, że czułam się jak śmieć jak przychodziłam się pogodzić i ona mnie olewała i postanowiłam dlatego że nie będę przychodziła się godzić pierwsza... Że jak chce żeby coś zrobić w domu to nikt nie jest duchem świętym żeby się domyśleć i że ma po prostu mi powiedzieć. Że to że mówię jej że nie podoba mi się jakieś zachowanie wobec wnuka to nie znaczy że uważa że jest złą babcią tylko chce stosować pewne metody wychowawcze i nie chcę dziecku robić mętliku w głowie że np. rodzice nie pozwalają się bić, a babcia tak i się z tego śmieje... Ma też pretensję o to czemu jeżdzę do teściowej z dzieckiem na kawę a do niej nie przychodze posiedzieć - z reguły było tak że to ona przychodziła do mnie a jak nie przychodziła to znaczy że się obraziła i jak jak schodziłam do niej to mnie zlewała i szłam spowrotem - tak jak opisywałam wyżej... Ogólnie mam wrażenie że ona po prostu co jakiś czas MUSI sie pokłócić- a że mój ojciec jakieś kilka lat temu odszedł, a w tym roku zmarł to najlepsza do kłótni jestem ja. (mam rodzeństwo ale młodsze o ponad 10 lat) Powody jej obraz są tak śmieszne i głupie że nawet wstyd mi o tym komukolwiek mówić. Ona po kilku dniach przychodzi do mnie się godzić i chce gadać jakby nigdy nic ale ja już nie mam siły ani ochoty. Przykro mi bo ona później przychodzi codziennie posiedzieć i w sumie nie mamy o czym gadać - ja mam uraz do niej i nie mam ochoty na nie wiem jakieś zwierzenia czy pogaduszki ( wiem że ona tego oczekuje ) bo wiem że za kilka dni znów się obrazi a ja będę się denerwować... i tak w kółko. Niestety też jestem uparta i wiem że nie da się uniknąć tych sytuacji w sposób jak kilka osób mi kiedyś radziło - żeby przymknąć oke, nie skrytykować, nic nie mówić jak mi się coś nie podoba - ja tak nie potrafię i nie chcę. Chce swoje dziecko wychowywać po swojemu a nie klnąć w duchu i patrzeć jak babcia postępuje wg mnie niewłaściwie i wchodzić jej w każdej sytuacji w tyłek żeby tylko nie urazić jej wrażliwego majestatu... Ostatnio już jestem tak zrezygnowana że postanowiłam powiedzieć jej że nie chcę jej odwiedzin jeśłi chodzi o mnie, niech przychodzi do młodego - bo za nim szaleje - i powiedziałam jej parokrotnie że nawet jak ze sobą nie gadamy to może przychodzić do niego kiedy chce bo wiem że in też szaleje za babcią i nigdy jej nie potraktowałam źle jak przyszła do dziecka. Zastanawiam się czy nie będzie to najlepszym rozwiązaniem - nie rozmawiać ze sobą na stałe. Wiem że dla niektórych to niepojęte- ale ja nie widzę już innego wyjścia i nie mam pomysłu - jej zachowanie i fochy wykańczają mnie psychicznie. Żeby nie było mama jest dość stosunkowo młoda - ma 58 lat. Ona sama przy godzeniu się przyznaje że jest zawzięta i uparta i stara się nie obrażać ale mówi że jak ja jej zwrócę uwagę czy skrytykuję to ogarnia ją w środku złość i zamyka się i nie potrafi zapanować nad tym obrażaniem... Aha - uprzedzę chyba kilka rad - nie myślę na razie nad wyprowadzką - raczej tak za 10 lat chcielibyśmy mieć swój domek i się przenieść(mam nadzieję że się uda), nie wyprowadzę się z trzech powodów:

- finansowy - mamy teraz mało opłat( płacimy wszystko na pół- prąd mamy osobne liczniki) i nie ukrywam że szkoda mi to zostawić i iść do kliki i płacić czynsz.

- mama opiekuje się moim starszym dzieckiem ( żeby nie było - płacę jej niewiele mniej ile dostawała jako niania- sama chciała opiekować się wnukiem ale zapłata to była moja inicjatywa)

- najważniejszy powód jest taki że z racji tego że moje rodzeństwo jeszcze się uczy, nie pracuje to wiem że mamie byłoby ciężko z renty po ojcu samej utrzymać dom, i ogarnąć wszystko łącznie z tymi męskimi pracami które wykonuje mój mąż

Dodam że jak się nie obraża to jest między nami OK i dobrze mi się z nią mieszka i nie chciałabym stawiać sprawy na ostrzu noża i sie wynosić tym bardziej że trochę włożyliśmy w nasze piętro i szkoda to zostawiać też... Poza jej fochami to wszystko jest ok. Był czas że obrażała sie rzadko( raz na ok. 2 miesiące) ale teraz to jest jakoś raz na 2,3 tygodnie:/ Chciałabym tak zrobić żeby każdy żył swoim życiem i jak najmniej się na siebie denerwował ale jak???

Ehhh - nie wiem czy to nie najdłuższa opowieść w historii, przepraszam za możliwy brak skład i powtarzanie sie, czy błędy lub literówki ale wypracowania pisałam dawno i jakbym miała to składać jakoś ładnie do chyba bym siedziała do północy... Więc teraz do sedna: 

1. Powiedzcie mi proszę czy moja mama i nasze relacje są ewenementem, czy może jest więcej takich przypadków?

2. Co mam robić - jak się zachowywać podczas jej fochów?

3. Czy jest sposób żeby ona jakoś się zmieniła, zapanowała nad sobą?

Dziękuję z góry za wszystkie odpowiedzi tym wytrwałym którzy dotarli do końca mojego wywodu.

A ja myślę, że Twojej mamie przydał by się udział w grupie wsparcia AL-anon i kilka spotkań z psychologiem. Wygląda na to, że Twoja mama ma duże problemy emocjonalne, nie potrafi sobie poradzić z "krytyką" i może Cię to zdziwi ale może to mieć związek z problemem alkoholowym Twojego taty. A w prezencie gwiazdkowym możesz kupić jej książkę "My rodzice dorosłych dzieci"

A na swoje nie pojdziesz bo nie masz za co bo ci nie bd mial kto pilnowac dziecka

najlepiej bylo przyprowadzic chlopa na gotowe i jeszcze wymagac zeby stara kobieta rabala drewno bo wy sie oczywsicie tym nie interesujecie i robisz wielce dziwiona mine ze oplau zabraklo jakby z nieba lecialo w duzej mierze ty jestes winna ze taka sytuacja jest

i podkreslaj dalej ze jestes uparta a napewno zajdziesz daleko

Minerva81 napisał(a):

aneta19861704 napisał(a): Minerva81 napisał(a): Owszem
mama zachwouje sieale dziwie mnieze napisalas ze jako
musialasw tym dziwnego? ze mama cie poprosila o
i o to jej zwracasz uwage? twojajest juz starai ma
nastroje do tego mozemenopauza i powinnasspuscic z tonu
ty tezjestes bez winy przyklad jeslito pownnas sieczy
drewno czy nie a nie czekac nai po czesci zawinilas
jaka jest sytuacja amama notaka jest i raczej sie nie
jedyniepowinnasschowac dume do kieszeni a nie
bo jestesMam wrażenie że nie przeczytałaś dokładnie,
niesie bo długie więc powturzę: nie widzę nic dziwnego
miałam zmywać podłogę, chodzi mi o to że jeśli
jej do godz. 12.00 i ona zaczęła sama - jaże zabrała
za moją robotę mówiłam do niej - zostawzmyję to ona że
trzeba i nie odzywała sie przez todni - czy to wg
normalne zachowanie a moje zbytwykonanie czegoś to
do kilkudniowego niesie do swojego dziecka? Tu rozumiem
mame bo jak w domu mialo byc np. posprzatane do godz,
to mialo byc a jak tobie sie nie chcialo zrobic tto
mama to robila zeby byl w poraxdek w domu, wiec
nie masz tutaj racji.   Nie daję mojemu dzieckubo im
mniej zje i później tym wg mnie lepiej i mamwychowywać
dziecko wg mioch zasad które są jasno2 lat określone
dlaczego mam tych zasad nieco do swojej mamy? Czy jeśli
postanowisz że nanp. nie jesz słodyczy a Twoja matka
do Ciebieprzyniesie batona to stwierdzisz - och tak
dwanie jadłam ale Ty dzisiaś stwierdzasz że mam jeść
być i zjem??? Widac w dzowny sposob wychowujesz swoje
zabraniajac mu spozywania slodyczy, obys tylko potem
plakala jak dorosnie i zacznie ci to wszytsko wypominac
moze te twoje glupie zasady denerwuja mame i to jesy
gniewów???    Myślę że jest odwrotnie - czemuulegać jej
bo ona jest starsza - jak Ty żyjesz -swojemu czy tak
powiedziałaby Tobie Twoja mama?? Bozabardzo chce mi sie
to wierzyć??   rady innych tez trzeba brac pod uwage
widac ty nie uznajesz takiej zasady   a tak na
to o drewnie co napisalam to juz nie wspomnialas wcale
widac jak sie tym interesujesz ty i twoj maz wszystko
na swoja matke i myslisz tylko o tym zeby miec gotowe i
se nie dzwie twojej matce ze sie obraza na ciebie bo
pali w piecu i co jeszczd w tym wieku ma rabac drewno
mlody chlop jest w domu i powiem ze wlazl na gotowe to
nie robi ze pomaga.

Mój drogi troliku, chcesz dyskutować to odnoś się do tego co piszę że było powodem kłutni, więc ponownie Ci wytłumaczę i zapytam:

1. godzina sprzątania nie była wyznaczona - zależała od humoru mamy- czasem sprzątałam o 14 i było ok a jak miała zły humor to o 12 było za późno.

2. Nie pytam się co sądzisz o karmieniu dzieci słodyczami bo sądzę że jak będziesz miała własne lub nie  to sie sprawami żywienia dzieci zainteresujesz, poczytasz i zadecydujesz jak będzie się oddżywiać Twoje dziecko. Pytam o zasadę - kto wg Ciebie powinien ustalać co je dziecko- czy rodzice czy babcia? Czy może wujek, czy druga babcia?

3. Ależ bardzo chętne słucham cudzych rad - gdyby nie, nie zadawałabym tu pytania i nie dyskutowała teraz z Tobą - ale to że dostaję od kogoś radę to nie znaczy że mam bez względu na to co myślę przyjmować każdej- słucham i albo przyjmuję albo z jakiegoś powodu odrzucam. Jak bym miała słuchać każdej rady to musiałabym chyba dziecko na kilkanaście kawałków rozerwać po tyle jest i metod wychowawczych i rad i wszystkiego...

4. A co do drewna to nigdy nie poddałam w wątpliwość tego że mój mąż ma te obowiązki wykonywać - problem w tym że skoro do piwnicy codziennie nie schodzę bo nie mam po co to dla mnie żadek problem jest powiedziećm, wiesz kończy się drzewo - i drzewo zostało by narąbane. :)

Nad czym jeszcze powinnam sie zastanowić minerwo?? I może udzieliłabyś mi odpowiedzi na choć jedno z zadanych przezemnie pytań?

To zainteresuj sie drewnem a nie tlumacz sie glupio ze nie schodzisz codziennie do piwnicy bo moze matka nie chce sie prosic, niewiadomo jak naprawde sytuacja wyglada i czy moze ona mowila i to bylo jak walenie grochem o sciane.

Radze mnie nie wyzywac bo nic zlego ci ie zrobilam, zamiast pisac do mnie trolu wez slownik ortograficzny i zobacz jak sie pisze wyraz KŁÓTNIA bo napewno nie tak jak ty to napisalas.

Co do sprzatania nie napisalas tego na poczatku wiec odnioslam sie do tego jak bylo u mnie w domu :) wiec nie masz kompletnej racji ...

Dziecko powinnas wychowywac po swojemu bo jest twoje ale kto wie moze ty stosujesz jakies nieziemskie metody wychowawcz, wiec nie dziwie sie ze ktos ci zwraca uwage, bo bronnic dziecku spozywac slodyczy od 2 lat to dla mnie jest chore.

Twoja matka tez duzo przeszla z tego co napisalas wiec moze warto troche przymruzyc oko na jej humory? Wiesz co to menopauza? Zastanow sie i przemysl wszystko i zmien sie bo ty jetes mloda a twoja matka juz jest starsza znerwicowana kobieta.,

z tymi slodyczami w 100% popieram autorke - sa bezwartosciowe i napedzaja apetyt ponadto badania wskazaly, ze dzieci spozywajace sztuczne aromaty i barwniki w produktach sa bardziej nerwowe i nadpobudliwej. Lepiej dac dziecku owoc albo samemu upiec ciasteczka.

Minerva81 napisał(a):

To zainteresuj sie drewnem a nie tlumacz sie glupio ze
schodzisz codziennie do piwnicy bo moze matka nie chce
prosic, niewiadomo jak naprawde sytuacja wyglada i czy
ona mowila i to bylo jak walenie grochem o sciane.
mnie nie wyzywac bo nic zlego ci ie zrobilam, zamiast
do mnie trolu wez slownik ortograficzny i zobacz jak
pisze wyraz KŁÓTNIA bo napewno nie tak jak ty to
Co do sprzatania nie napisalas tego na poczatku wiec
sie do tego jak bylo u mnie w domu :) wiec nie masz
racji ... Dziecko powinnas wychowywac po swojemu bo
twoje ale kto wie moze ty stosujesz jakies nieziemskie
wychowawcz, wiec nie dziwie sie ze ktos ci zwraca
bo bronnic dziecku spozywac slodyczy od 2 lat to dla
jest chore. Twoja matka tez duzo przeszla z tego co
wiec moze warto troche przymruzyc oko na jej humory?
co to menopauza? Zastanow sie i przemysl wszystko i
sie bo ty jetes mloda a twoja matka juz jest starsza
kobieta.,

Dlaczego zakładasz że nie wiadomo jak sytuacja naprawdę wygląda - sugerujesz że kłamię??

Dziękuję za przyznania racji kto powinien wychowywać dziecko, dlaczego przypuszczasz że stosuje "nieziemskie" metody wychowawcze, wszędzie są informacje że dziecko nie powinno spożywać słodyczy do 3-go roku życia, a cukier w diecie dzieci jest szkodliwy nie tylko dla zębów i może spowodować złe nawyki żywieniowe - co ja co ale na tym forum powinnaś to wiedzieć, poczytaj może więcej na temat żywienia dzieci skoro wypowiadasz się w tym temacie uznając coś tak oczywistego za "nieziemskie"

Nic innego nie robię jak właśnie myślę teraz o tym:) I wiem moja droga co to menopauza i rozmawiałam na ten temat z mamą - proponowałam jej i zastanawiała się swego czasu nad badaniem poziomu hormonów i wizytą u lekarza ale jakoś do tego niestety nie doszło... Tak moja mama dużo przeszła, tak jak i ja i wspieram ją i pomagam po śmierci ojca załatwiać dużo formalności itp...  Niestety jednak nie uważam żeby wiek usprawiedliwiał wszystko...

kajka07 napisał(a):

A ja myślę, że Twojej mamie przydał by się udział w
wsparcia AL-anon i kilka spotkań z psychologiem.
na to, że Twoja mama ma duże problemy emocjonalne, nie
sobie poradzić z "krytyką" i może Cię to zdziwi ale
to mieć związek z problemem alkoholowym Twojego taty. A
prezencie gwiazdkowym możesz kupić jej książkę "My
dorosłych dzieci"

Chodziłyśmy kiedyś ale dawno z ojcem do AA - jak był czas że chciał się leczyć - i wiem że każdy z nas jest jego alkoholizmem w pewiem sposób "upośledzony" ale powiem szczerze że o tym problemie pod tym kątem nie myślałam... Dzięki za tytuł - szkoda że juz mam prezent dla mamy na urodziny - ma jutro:/
ja mam tak z tata niestety chyab trzeba z tym zyc jak niechcesz sie wyprowadzic bo to ze sie zmieni to chyba malo prawdopodobne, ja nie rozmawialm z tata chyab tak 3 lata ale mieszkalam zagranica wiec wogole do niego niedzwonilam, ale po tych latach liczylam ze sie moze cos zmienil no i sie przeliczylam :(
zagroź jej,że się wyprowadzisz i sama sobie nie poradzi. Może wtedy coś do niej dotrze.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.