- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
4 grudnia 2011, 15:15
Jestem z nim, a może powinnam napisać to w czasie przeszłym ponad 5 lat, od 2,5 roku jesteśmy małżeństwem i mamy dwuletniego synalka. Na początku była bajkowa miłość, ślub zaplanowany z każdym, najmniejszym detalem na dwa lata przed. W czasie tego oczekiwania na wesele zaszłam w ciąże, problemu nie było bo i tak mieszkaliśmy razem. W kwietniu 2009 był piękny ślub, wesele, zapewnienia jak ON mocno mnie kocha. Rok przed weselem rodzice kupili nam działkę i zaczęli budować dom ( mój ojciec zadeklarował, że wybuduje nam dom w stanie surowym a resztę dokończymy my - z racji tego, ze rodziców JEGO nie stać na budowę, żyją na coraz to nowych kredytach ).
Problemu zaczęły się jak urodził się Wiktorek. Przestaliśmy na kilka miesięcy dla siebie istnieć, obowiązki były ogromne i mimo, że mieszkamy na piętrze z moimi rodzicami ( to ich dom ) pomoc mięliśmy ograniczoną bo oboje pracują. Moi teściowie są oboje na rencie, ale odkąd mały się urodził byli u nas może z 5 razy ( mieszkamy od nich 7 km, a od męża siostry - u której rodzice są prawie codziennie to nawet nie 1,5 km).
Mąż od zawsze miał trudny charakter, jest bardzo skryty, uparty, małomówny i leniwy, ale leniwy nie do pracy zawodowej ale taki do mnie, do obowiązków domowych ( mam na myśli wyrzucenie po sobie papierka czy starcie okruchów ze stołu, poprawienie koca po ścieleniu łóżka itp ), zostanie w domu z dzieckiem kiedy ja chcę wyjść nawet na durne zakupy spożywcze to zawsze jest problem, zabawa z małym to gdybym nie jęczała, ze powinien w ogóle by nie istaniała.
Z moimi rodzicami nie rozmawia, tu wina leży po obu stronach, nie usprawiedliwiam nikogo, ale jesli mu coś w ich zachowaniu nie podoba albo wkurzyło to od razu mi gada, mnie obarcza problemami - pytam : " jak coś ci nie pasuje to zwróć uwagę " on mówi, że nie bo to moi rodzice, że to mój problem. Ojciec nam buduje dom, i na prawdę jest ztyranym człowiekiem, ma ogromne zdolności manualne więc 3/4 domu postawił sam, powięcił swoją ciężką pracę. Wiem, ze charakteru nie ma łatwego bo jest momentami pedantyczny i wymagający, ale nawet z racji tego, że na prawdę inwestuje swój czs i pieniądze mój Mąż nie może się ugryźć w język???
Między nami jest tragicznie, do tej pory jakoś, jakoś się dogadywaliśmy, były lepsze chwile i bardzo złe - jak w każdym związku. Od jakiś dwóch tygodni mąż prowokuje kłótnie, wyzywa mnie od najgorszych, jest nerwowy, byleby wyjść z domu. Raz mówi mi o przyszłych wspólnych wakacjach, raz, ze on jest gotowy na rozwód. A ja zwyczjnie MAM DOŚĆ, po prostu dość zabiegania o rozmowę z nim, ciągniecia go za sobą, motywowania i wybijania z głowy głupich pomysłów. mam dość jego ciągłych fochów, obrażania się, obarczania mnie winą za cały swiat.
Nie mówię, ze jestem bez winy, potrafię sie obronić, odszczekać, ale wygrywam tylko swoją satysfakcję, i to, że on znowu wychodzi z domu i robi co chce.
Nie wiem co mam robić, nie jest łatwo odejść, on mówi mi, ze to wszystko dlatego, ze mieszkamy w domu moich rodziców, zazdrosny jest o moją mamę i mówi, ze z nią potrafię się uśmiechać a dla niego jestem wredna. Mamy dziecko i jak widzę jak mały cieszy się kiedy spędzamy czas wszyscy razem, jak lgnie do męża.... i tak koło się zamyka...
Mam pełno wątpliwości...
Ja nie wyobrażam sobie życia z nim jak Wiktorek założy swoją rodzinę, a jednocześnie nie przeżyję jeśli teraz mnie zostawi, nie mam niestety możliwości wrócić do pracy niż w marcu 2013 roku - bo do tego czasu mam urlop wych, więc oprócz drobnych sprzedaży na allegro to mąż nas utrzymuję. Od rodziców pomocy nie chcę bo uważam, że na tyle jestem dorosła, żeby sama się o siebie zamartwić.
Na razie opracowałam plan, że zabieram się za siebie - muszę zrzucić te 20 kg nadwagi po ciąży i odkładać dosłownie każdy grosz który nawet zarobię na allegro, zeby nie zostać z niczym..
Ehhhh życie, mam doła jak stąd do horyzontu......
Edytowany przez losiu112a 4 grudnia 2011, 15:21
4 grudnia 2011, 15:22
4 grudnia 2011, 15:25
4 grudnia 2011, 15:28
4 grudnia 2011, 15:30
4 grudnia 2011, 15:31
4 grudnia 2011, 15:39
4 grudnia 2011, 15:43