Temat: Miłość czy po prostu przyzwyczajenie...

Siedzę, rozmyślam, zastanawiam się... Jestem z dziewczyną (teraz już narzeczoną) już prawie 6 lat. Na początku było na prawdę dobrze. Chyba obojgu nam zależało. Chodziliśmy razem do znajomych, na spacery, na imprezy. Dobrze dogadywaliśmy się ze sobą, było na prawdę fajnie. Zabierałem ją do kina, otwierałem drzwi gdy wsiadała do samochodu, pamiętałem o imieninach, urodzinach, rocznicach. Kupowałem okazjonalnie bądź bez okazji, kwiaty, czekoladki. Na prawdę byłem szczęśliwy gdy widziałem jak ona się cieszy z podarunków. Uwielbiałem patrzeć jak się uśmiecha (wtedy jeszcze myślę że szczerze). Któregoś dnia (co się wcześniej nie zdarzyło) powiedziała do mnie k.... Niby to nic, niby to tylko słowo, lecz starając się zawsze unikać przekleństw w kontakcie z nią, bardzo mnie poruszyło. Oczywiście nie to ,żebym się popłakał (w końcu jestem facetem), lecz gdzieś tam w środku, gdzieś w sercu miałem dziwne wrażenie, że coś się właśnie zmienia. Lata mijały, jak to w każdym związku były lepsze i gorsze chwile. Niestety coraz więcej zaczęło pojawiać się tych gorszych. Aż do chwili obecnej, w której mam już tego dość. Prosiłem ją setki razy (Czasem w żartach, czasem wręcz z groźną miną) zmień się, nie bądź taka, przecież kiedyś byłaś "normalna" potrafiliśmy się razem bawić, śmiać, a teraz.. teraz nie wyobrażam sobie bycia z nią nadal. Nie wyobrażam sobie mieć przy boku kobiety, która uważa się za lepszą od innych, bo skończyła studia, bo może sobie pozwolić na więcej od innych. Może właśnie teraz wychodzi z niej prawdziwy człowiek. Brak poszanowania dla innych (nie tylko obcych, ale też członków rodziny, mojej a nawet własnej), doprowadza mnie to do szału. Mógłbym jeszcze długo pisać, bo przez te 6 lat związku sporo się działo. Jednak jestem już u kresu "dobroci". Z inicjatywą zaręczyn wyszedłem sam, kupiłem pierścionek i po prostu to zrobiłem. Teraz , coraz częściej chodzą mi po głowie myśli, żeby po prostu to zakończyć, raz na zawsze, zarówno narzeczeństwo jak i cały nasz związek. Z jednej strony jest mi żal tego wszystkiego, żal tego czasu , ale z drugiej strony, życie jest tylko jedno i szkoda go marnować, szkoda marnować czasu z osobą, która nie rozumie jak się do niej mówi "po polsku". Coraz częściej od jakiegoś czasu dochodzi między nami do kłótni. Mieszkamy osobno,widzimy się praktycznie codziennie, ale rzadko już razem wychodzimy. Nawet szczerze mówiąc mi się nie chce, odechciewa mi się wszystkiego na samą myśl, że po raz kolejny będę musiał jej zwracać uwagę, że po raz kolejny będę musiał patrzeć na jej niezadowoloną minę, bo film był nie taki, bo bluzka którą jej kupiłem jest "tandetna" , bo czekoladki za słodkie. Doprowadziła do sytuacja, w której już sam jej głos, podnosi mi "ciśnienie" i sprawia , że staje się nerwowy. Nie twierdzę, że jestem ideałem.Bo sam, zmuszony jej nastawieniem, wypowiedziałem słowa których się wstydzę i wolałbym, żeby one nigdy nie padły, ale czasami człowieka stawia się pod bramą ostateczności. Życie toczy się coraz szybciej, mija dniem za dniem. Jesteśmy coraz starsi, oboje po studiach, oboje pracujemy, mamy całkiem niezłe perspektywy na przyszłość. Ja jestem gotowy na załozenie rodziny, a ona... nie odcięta od pępowiny dziewczynka. Nie chce zwalać winy na innych, bo do sytuacji w której się znalazłem (znaleźliśmy) doprowadziliśmy oboje, ale w dużej mierzy dzięki jej ukochanej mamusi, która we wszystkim musi mieć swoje trzy zdania. Sięgając pamięcią wstecz, gdy po rozmowie "ostrzegawczej" wyraziłem się jasno na temat wpływu jej mamy na nasz związek, przez dłuższy czas był spokój i było dobrze. Na pewno wyraziłem się jasno podczas rozmowy i wręcz dosłownie zabroniłem jej brania przykładu z zachowania jej mamy, który uważam za mało "rozsądny". Niestety spokój był tylko przez krótkie chwile. Teraz wydaje mi się, że jej właściwie nie zależy na naszym związku, chociaż "stara się" być "słodka". Nie raz postronne osoby, czy znajomi mówili, że zachowujemy się jak stare dobre małżeństwo. Mimo wszystko na chwilę obecną, widzę naszą przyszłość w szarych kolorach. Jeśli ona się nie zmieni, nie będę miał wyboru i po prostu będę musiał raz na zawsze zakończyć nasz związek (tak długo jeszcze z nikim nie byłem). Oczywiście nie chciałbym tego robić , ale nie wiem czy kolejna rozmowa, kolejne proszenie o zmianę cokolwiek zmieni. Już kilka razy z nią rozmawiałem, prosiłem, mówiłem, tłumaczyłem co jest nie tak, co mi się nie podoba, jak ja to sobie wyobrażam i zawsze przez jakiś czas było ok, potem wracało do normy. Sprawa jest bardziej skomplikowana niż się wydaję, ale jedno wiem... wiem że nie chce się już tak dłużej męczyć i jej męczyć. Moje "niemiłe" zachowanie wynika z jej stosunku i zachowania się wobec mnie. Nie jestem aniołem, ale jestem osobą dobroduszną, może i jestem mściwy (bo jak ktoś mi raz podpadnie to koniec), ale jest to moja obrona przed ludźmi którym daje się palec, a chcąc wziąć całą rękę. Zawsze staram się być dobry, dla wszystkich, ale jeśli widzę, że tę dobroć ktoś wykorzystuje, bawi się nią to moje nastawienie automatycznie się zmienia. Dlatego też, boli mnie to, że ona chyba z przyzwyczajenia bierze ode mnie wszystko co daję, co staram się dać dobrego, nie dając w nic zamian, myśląc, że chyba tak ma być. Co prawda jestem facetem, ale mam uczucia i oczekuje od drugiej osoby czegoś w zamian. Jeśli się człowiek przed kimś otwiera, jest szczery, oczekuję od drugiej osoby szczerości. Nie wiem , może dla niektórych to co piszę to bzdury, może i moje pisanie, nie ma ładu ani składu, ale tysiące myśli w tej chwili przechodzą mi przez głowę. Jakby w niej siedziały dwie osoby, Jedna mówi, zakoncz to, wyjedź, daj sobie spokój, szkoda twojego czasu, zmarnowałeś już tyle lat, masz tak dużo , ale nie masz nic....a druga mówi, spróbuj z nią porozmawiać, przecież bez wpływu innych była o niebo lepsza, zachowywała się normalnie, czas z nią płynął ci tak powoli, przecież możecie razem osiągnąć bardzo wiele....
Sam nie wiem jak postąpię, ale ciężko jest mi znaleźć rozwiązanie i zmusić się na ostateczny krok....
Kij z takim związkiem, zakończ to znajdziesz inna która Cię pokocha i z za słodkich czekoladek będzie zadowolona. Pomyśl czy chcesz to coągnąć i być wiecznie narażony na słuchanie narzekania. Mój kolega miał identyczna sytuację i za raz po zerwaniu poznał kogoś i są mega szczęsliwi. I pamiętaj nie ma co załować tych lat bo te lata Cię wiele nauczyły. Pamiętaj szczęśia zyczę i miłości prawdziwej.

To co masz teraz nie jest prawdziwą miłością przynajmniej na taką nie wygląda z Twojego opisu.
Zostaw w cholerę. Popełniłeś niestety masę błędów. Znajdź sobie nową dziewczynę, taką która o Ciebie zadba, ugotuje, zajmie się domem, ale też z którą będziesz miał ochotę wyjść, pożartować, będziecie się dogadywać. I nie rozpieszczaj jej tak jak tej poprzedniej, to się zawsze fatalnie kończy. Zawsze. Niezależnie co za chwilę napiszą panie z forum. I zrób coś z tą swoją otwartością, szczerością i uczuciowością, psa sobie kup i na niego przelewaj, albo jakieś hobby, bo z Twojego postu wynika że taka poczciwa pierdoła jesteś. Z tej mąki chleba nie będzie.
pewnie expretem nie jestem =Singielka,ale skoro już podejmowaleś kroki by zwrócić uwagę Dziewczynie i efekt był na krótko , to może lepiej skończyć relację , która ewidentnie Cię męczy.Toksyczny związek jedynie z przywiązania do niczego nie prowadzi(to z doświadczenia). Cecha, o ktorej piszesz czyli brak poszanowania innych i pokory życiowej może pewnie przytemperować jedynie poważna "lekcja życia".Może to,że zerwiesz będzie właśnie tą lekcją ....bardzo przydatną.

powodzenia w podjęciu słusznej decyzji.

 
porozmawiaj z nią powiedz to wszystko co tutaj napisałeś a jesli to nie pomoże to ja bym zakonczyła ten zwiazek. obawiam się ze miłosc mogła sie juz wypalic i byc moze to tylko przyzwyczajenie pozostało. ja byłam ze swoim chłopakiem 4 lata wydawało mi się ze to ten na całe zycie ale nie dogadywalismy sie z czasem było tylko gorzej zakonczyłam ten zwiazek i to była najlepsza rzecz jaka mogam zrobic. w tej chwili mam cudownego męża i śliczną córeczke i rozstanie z tamtym było jedną z najlepszych moich decyzji w zyciu.
życzę Ci dobrego wyboru.
Pasek wagi

wiercipieta napisał(a):

Zostaw w cholerę. Popełniłeś niestety masę błędów.
sobie nową dziewczynę, taką która o Ciebie zadba,
zajmie się domem, ale też z którą będziesz miał ochotę
pożartować, będziecie się dogadywać. I nie rozpieszczaj
tak jak tej poprzedniej, to się zawsze fatalnie kończy.
Niezależnie co za chwilę napiszą panie z forum. I zrób
z tą swoją otwartością, szczerością i uczuciowością,
sobie kup i na niego przelewaj, albo jakieś hobby, bo z
postu wynika że taka poczciwa pierdoła jesteś. Z tej

chleba nie będzie.


haha:D jednak miałam rację - jesteś typowym męskim szowinistą

Kacperrr - nie sugeruj się tym co pisze wiercipieta, ale wasz związek rzeczywiście nie ma przyszłości, najwyraźniej dziewczyna ma taki charakter, którego wcześniej nie ujawniła. Znajdziesz jeszcze taką, która doceni twoje starania:)



naprawdę może zbyt dobry jesteś . Ja nigdy nie rozumiem kobiet które nie umieją uszanować tego co mają. moja siostra niestety jest taka sama już 27 lat na karku . po 4 związkach, zaręczyny 2 razy. na początku wszystko super aniołek z niej ale z czasem  facetów traktuje jak służących , wyczuwa ze zrobią wszystko. reasumując nie ma po co się męczyć po co ma cie ranić skoro teraz masz dosyć to co będzie później? raczej wątpię by się poprawiła. a może wtedy gdy do niej dotrze że może Cie stracić? 
daj jej szansę.
niektórzy maja bardziej przewalone od ciebie, ja mieszkam z mezem u jego rodziców jest tu nas 9 z psem mieszkamy my jego stazy brat siostra ,2 brat z zoną i synkiem, ale maz nie chce mieszkac w wlkp u moich rodziców choc cała chata dla nas bo mu tam nudno ;/ musiałam sie przeniesc na warmie i nienawidze tu byc w domu jestem raz na 3 miesiące albo wiecej , rycze za moimi rodzicami i tamta miejscowoscią, chce miec dziecko psa i meza , a nie kurde całą jego rodzine tu nie mamy szans na wychowanie dziecka bo gdzie ono bedzie spało na szafie ;/
Chciałabym z nim wziosc rozwód ale on wpedza mnie w poczucie winy w to ze nie dam sobie rady i po tygodniu przyde z podkulonym ogonem, nie jestem tu szczesliwa ale nie umiem odejsc bez dogadania sie tak uciec, zal mi go on gada ze mnie kocha i wogóle, a ja w głebi serca chce miec swój dom i rodzine z nim czy bez niego, oboje jestesmy narazie bezrobotni z długami dobrze ze komornika jeszcze nie ma ;/ Nienawidze mojego zycia :(
Czasem spotykamy kogoś tylko na część drogi naszego życia. Kiedyś było Wam po drodze a teraz już nie jest......... Bardzo trudno jest zakończyć związek jednak takie problemy się same nie rozwiążą, raczej będą narastać. Najlepiej kiedy druga połowa to najlepszy przyjaciel a Ciebie denerwuje już sam jej głos...... Szkoda czasu na przymuszanie siebie do czegokolwiek......... Życzę Tobie żebyś znalazł swoje szczęście:)
Pasek wagi

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.