Temat: malezstwo?rozwód POWAZNY PROBLEM dluga historia

  pomozecie??

2 lata temu wyszlam za maz….zaszlam w ciaze(była to wpadka)ale kochalam mężczyznę za którego mialam wyjsc,zalezalo mi na nim…co prawda przed slubem znaliśmy się krotko bo tylko 1 rok…ale czulam się przy nim szczesliwa,było mi dobrze…niestety po slubie wszystko się zmienilo:(dobrze było jakies gora 3 miesiace…potem…nie widziałam w mężczyźnie za którego wyszlam tego samego człowieka…stal się zimny dla mnie…wogole mnie nie wspieral..nie okazywal uczuc..bylam w ciazy a on zachowywal się tak jakby to go nie interesowalo…nie pytal jak się czuje,czy maly kopie…nic zero zainteresowaniaLnie ukrywam ze bolalo mnie to…wiele razy rozmawialam z nim ze potrzebuje jego miłości…czulosci..okazywania uczuc..ze chciałabym się czuc bezpieczne…wiedziec ze mnie kocha i zalezy mu na mnie..jak kazda kobieta a bynajmniej większość kobiet chciałam czuc się atrakcyjna dla swojego faceta…chcialam żeby dawal mu buzi jak idzie do pracy,jak z niej wraca…niestety tak nie było… kazda nasza rozmowa do niczego nie prowadzila…było dobrze ze 2-3 tygodnie…a potem do samo….tak było przez cala ciaze!!urodzilo się dziecko….myslalam ze się zmieni…pomylilam się i to bardzo…oczywiście bawil się z synkiem,czasami go karmil,kapal….dziecko kochal i było dla niego wazne..niestety moje relacje z nim nie poprawily się..wrecz przeciwnie…najpierw były klotnie o byle co…potem zaczal mnie obrazac,używać wulgarnych slow…czasami nawet wrzeszczal na mnie…

Czepial się dosłownie wszystkiego(mieszkamy u mojej mamy bo nie stac nas na swoje mieszkanie..on tylko pracuje..a ja wychowuje dziecko i nie mam zadnych dochodow)wkurzalo go to ze mam dobry kontakt ze swoja matka..ze czesciej rozmawiam z nia niż z nim….czasami po prostu myślałam ze jest o nia zazdrosny…nie wiem może i tak byłoL

A jak jest teraz….minelo ponad 2 lata od naszego slubu…dziecko ma ponad 1,5 roku…w naszym małżeństwie były wzloty i upadki…oczywiście nie zawsze było zle…czasami było fajnie..milo…rodzinnie…

Ale…no wlasnie ale….nie czuje się szczesliwa w tym małżeństwie…zaczne od tego ze nie sypiamy ze soba..(maz ma problemy z przedwczesnym wytryskaniem i każdy sex konczy się bardzo szybko,potem on jest obrazony na caly swiat,zalamany..odwraca się i idzie spac…niestety tak to wyglada..a leczyc się nie chce bo uwaza ze lekarze daje tylko psychotropy a to mu na pewno nie pomoze)

A jeśli chodzi o czułości to nie ma zadnych…nie pamietam kiedy mi powiedzial ze mnie kocha,ze zalezy mu na mnie…ze ladnie wygladam…nie caluje mnie,nie przytula,nawet reki to 1 mi nie da….poprostu jest strasznie zimny,oziębły dla mnieL….nie interesuje go...podczas klotni które zdarzaja się co jakis czas…powiedzmy co 1-2 miesiace…jest ostro,wyzywa mnie obelgami typu:

Ty popierd…downie

Jak ci zajeb….to nie wstaniesz….

Zamknij morde bo zaraz wylecisz z tad z hukiem…

Zamknij się szmat….itp….nigdy mnie nie uderzyl ale reke już kilka razy podniosl…ostatnio powiedział mi ze gdyby nie moja matka(która była akurat w domu)to bym ci pokazal co to znaczy szacunek do mezaL

Jeśli chodzi o mnie to powiem tak….nie pracuje,wychowuje dziecko(nadal studiuje ale dostaje stypendium wiec maz nie placi mi za szkole)nie chodze na imprezy,nie pale,nie pije…nie mam zadnego zycia towarzyskiego…zawsze jestem w domu jak wraca z pracy…

On ma do mnie pretensje ze nie pracuje,ze on sam musi zarabiac na nasza rodzine(pracuje po 9 h dziennie w sklepie motoryzacyjnym plus ok.3-4 h w sklepie internetowym,ale jest to praca w domu…glownie w nocy)wysyla mnie do pracy…uwaza ze jestem leniem,nierobem…ale ja nie chce oddawac dziecka do zlobka,ma dopiero 1,5 roku…a pyzatym gdy pojde do pracy strace stypendium a to spore pieniadze,ale niestety starczaj tylko na oplaty miesieczne za szkole….a on tego nie rozumie…gotuje mu obiady…może nie jestem super kucharka…nie znam się na gotowaniu,ale się staram a pyzatym mama mi pomaga..ale jemu wiecznie nie smakuje,a to ryz rozgotowany, a to mieso za slone…a to znowu ziemniaki niedobre….poprostu nic mu nie smakuje co ja robie….i powod do kolejnej awantury ze przez 2 lata nie nauczylam się gotowac ryzu:/ehh….ze mu nie pomagam,ze go nie wspieram…..zawsze znajdzie jakis pretekst…..My glownie się klocimy wlasnie o takie rzeczy…takie blach ostki…o ryz,o to ze znowu kupuje sobie zel do mycia(ze za szybko zmarnowałam poprzedni)o to ze nie mam ochoty jechac do jego rodzicow…nasz ostatnia awantura była o to ze rower zle postawilam…wkurzyl się ze jak zawsze wszystko robie na odpierd….

Moj maz jest typem człowieka milczka…wszystkie problemy,emocje dusi w sobie…a jak się nagromadzi ich wystarczająco duzo to wybucha…no i awantura gotowaLehh…ja już mam tego wszystkiego dosyc…

Tak jak pisalam wczesniej na początku mi zależało na tym związku,chciałam kochac i czuc się kochana…chcialam żeby okazywal mi uczucia,chciałam sexu…a teraz to jest mi wszystko jedno..juz nie proszę o milosc…o przytulenie…stalam się zimna dla niego,on nie dotyka mnie..ja nie dotykam jego…nie calujemy się,nie przytulamy…zyjemy ze soba jak pies z kotem…nie chodzimy na wspolne spacery(w sumie nigdy nie chodziliśmy bo on zawsze był zmeczony po pracy,albo zajety albo jak wyszliśmy na spacer to pokłóciliśmy się o to ze np.zle prowadze wozek)nie ma miedzy nami niczego… on wraca z pracy,daje mu obiad…wlacza TV albo komputer o cisza….jak porozmawiamy do chwile o dziecku…i na tym się konczy…

Ostatnio mialam problemy,moja mama zachorowala…martwilam się jej wynikami..chodzilam od lekarza do lekarza a on miał do mnie pretensje ze mu obiadu nie ugotowałam,ze nie posprzątałam w domu…nie rozumiał tego ze martwilam się o zdrowie mamy…nawet mnie nie pocieszyl,nie powiedział milego slowa…nic….jak mu wkoncu wygarnęłam bo nie wytrzymalam…ze przezywam ciezkie chwile,ze boje się…zyje w stresie a on nawet nie powie mi :”nie martw się..bedzie dobrze” to zaczal się smiac…ze udawac nie będzie…wiem ze nie lubi mojej mamy…nie maja ze swoba dobrych stosunkow…ale nawet w sytuacji kiedy potrzebowalam wsparcie teoretycznie najbliżej mi osoby nie dostalam tego….nie okazal się ludzki….jakaby nie miał wogole uczuc….

Naprawde ja mam tego dosyc…nie wiem co mam robic…czy tkwic w tym związku majac nadzieje ze kiedys będzie lepiej,ze się dotrzemy…czy dac sobie spokoj i rozstac się??

Boli mnie ta cala sytuacja bo wyszlam za maz z milosci..mam z nim wspaniałego syna…ale z drugiej strony zyc z kims takim?czekac az wkoncu nie wytrzyma i uderzy mnie?byc z kims kto mnie nie kocha?bo on raczej mnie nie kocha skoro się tak zachowuje…NIE WIEM NAPRAWDE…NIE WIEM CO ROBIC:(dodam ze ja mam 24 lata a on prawie 27…

Wiesz, mysle, ze dla dziecka lepszy bylby zlobek i szczesliwa, pracujaca, niezalezna i spelniona mama, niz zaplakana i maltretowana psychicznie przez ojca. Dziecko przeciez obserwuje. Uczy sie. Po co ma miec takie wspomnienia?
Przeczytalam wszystkie Twoje wypowiedzi ona46 i, moze sie myle, ale odnosze wrazenie, ze trwasz w tym zwiazku tylko dlatego, ze boisz sie, jak sobie poradzisz. Uwierz dziewczyno w siebie! W najtrudniejszych momentach swojego zycia, my matki, potrafimy walczyc o swoje dzieci jak lwice. I chociaz dzis pewnie w to nie wierzysz to najtrudniejsze nie jest to, zeby sobie poradzic finansowo, a to, zeby podjac decyzje. Potem juz ruszy lawina i zobaczysz, ze wszystko sie ulozy. Tak wiec teraz czas na najtrudniejszy krok. Tylko nie dzialaj pochopnie. Przygotuj sie do tej decyzji. Skorzystaj z tego, ze maz jest w pracy i pochodz po róznych instytucjach, poszukaj w necie informacji, na pewno sa jakies organizacje, które pomagaja samotnym matkom. Poza tym korzystanie z pomocy MOPS-u nie jest zadnym wstydem.
Szczesliwa matka to szczesliwe dziecko. Tak jak radza dziewczyny, poradz sie jakiegos prawnika, jak to wyglada od strony prawnej. A moze uda Ci sie przemeczyc do skonczenia studiow z tym pseudo-mezem, a potem (albo i wczesniej, jesli dojrzejesz do tej decyzji) normalnie z usmiechem na ustach wreczylabym mu pozew rozwodowy. Walcz o siebie i syna, bo zycie masz tylko jedno i szkoda je zmarnowac z takim gnojem. Juz teraz widac, po tym co piszesz, ze Twoja samoocena jest mocno zanizona, skoro po klotniach zaczynasz szukac winy w sobie, a nie w nim. Nigdy nie jest tak, ze wina lezy po jednej stronie. Dzisiaj ryz rozgotowany, jutro zupa za slona i co? Zacznie Cie bic, a Ty bedziesz sie na to godzila, bo w koncu maz ma stresujaca prace. Nie mozesz brac winy na siebie za kazda Wasza klótnie, bo za chwile bedziesz sie obwiniac, ze zly humor jest spowodowany brzydka pogoda za oknem (oczywiscie przez Ciebie). 
Wiecej odwagi Ci zycze w zyciu. Powodzenia
kochana moze i nie miałam nigdy męża,ale na podstawie tego co widziałam we własnym domu-kiedy moi rodzice się rozwodzili,to naprawde rozumiem ze jest Ci cieżko. Ciężko jest zerwać kontakty z osobą z którą sie jest tyle czasu.Rodzina,czas jaki włożyłaś w ten związek,dziecko itp. U Ciebie wydaje mi sie o tyle łatwiej ze to 2 lata po ślubie a nie 15 jak u moich rodziców. Uwierz mi ze moja mama żyła z alkoholikiem i człowiekiem niezmiernie cięzkim przez tyle lat bo bała się zrobić ten krok w przód. Bała sie tego ze nie da rady od nowa sobie wszystkiego ułożyć.Teraz ma nowego męża z którym jest przeszczęśliwa. Jako córke (wtedy mialam 13lat) powinno to buntowac bo wiadomo ze rozwód dla dzieci jest cięzki ale myśle ze Twoje dziecko zrozumie jak bedzie większe ze to bylo Twoje zycie i ze lepiej zeby mama byla szczęśliwa! . Tracisz siebie w tym związku. W tym czasie który bezuczuciowo spędzasz z osobą z która Cie nic nie łączy mogla bys poświęcic dla kogos komu naprawde na Tobie zalezy. Pozdrawiam Cie i trzymam kciuki zebys jakos dala sobie rade!
Oczywiście sytuacja straszna, ale może póki nie zdobędziesz siły/środków finansowych by żyć bez męża, może poszlibyście na terapię dla par? albo on na terapię panowanie nad agresją? a jak nie to idź sama. Może specjalista pomoże Ci uporać się z sytuacją? Bo odejście za bardzo nie rozwiąże twojej sytuacji,jeśli ty nie uporasz się psychicznie z obecną sytuacją w domu.
spakuj go i badz konsekwentna, na pewnoo wtedy bedzie obiecywal i udawal odmienionego ale juz sama sie przekonalas, ze po kloniach bylo ok 2-3 tyg i od nowa to samo i to sie nie zmieni. Znajdz w sobie sile, jak nie dla siebie to dla dziecka. Jestes mloda, twoja mama ci pomaga, dasz rade. On nie jest dla ciebie, zaslugujesz na lepszego. A jesli on nie docenia ciebie to znaczy ze on nie zasluguje na ciebie. Uwierz w siebie, w to ze wszystko sie moze jeszcze zmienic. Poznasz innych ludzi, nikt nie bedzie cie kontrolowal. A kiedys spotkasz takiego, ktory cie doceni i bedzie chcial dac ci szczescie :) glowa do gory, badz teraz silna i konsekwentna a sie ulozy :)
Witaj ONA46 ! bardzo trudno pomóc w takiej sytuacji. Jedno jest pewne; nie można nikogo poniżac ani znęcac się psychicznie a to właśnie robi Twój mąż. Oboje jesteście tacy młodzi i we wspólnym życiu wszystko jest ważne, seks również. Może dlatego że ma z tym problem próbuje wyżywac się na Was. Oczywiście nic go nie usprawiedliwia. Może spróbuj z nim jeszcze raz poważnie porozmawiac, najlepiej wtedy gdy ani mamy ani dziecka nie ma w domu. Powiedz mu spokojnie to wszystko co tutaj napisałaś i zapytaj, czy jest w stanie zmienic się. W żadnym wypadku nie krzycz ani nie płacz - to dałoby mu pretekst aby robic to samo. On już na wstępie musi zobaczyc, że coś się w Tobie zmieniło, że jego zachowanie NIE jest w stanie dodatkowo zdołowac Ciebie. Jeśli wiesz, że nie dasz rady spokojnie i rzeczowo przeprowadzic takiej rozmowy to napisz to i daj mu do przeczytania i wyraźnym zaznaczeniem, że oczekujesz na odpowiedź (pamiętaj aby nie pisac że on wszystko i zawsze robi źle, tylko konkretnie co Cię boli ... Podkreśl też to, co było dobre.  Może to głupi pomysł ale może i nie. Nie chcę Cię skierowac na jakieś błęne myślenie ale wg mnie on sam nie zmieni się. Sama piszesz że jest coraz gorzej - ani Tobie ani Dziecku to nie służy. Czy Twoja mama w razie rozstania mogłaby Ci pomóc ? Skoro uczysz się, to koniecznie musisz dobrnąc do końca bo to Twoja przyszłośc i szansa na lepszą pracę w przyszłości. Bardzo mocno życzę Ci powodzenia, nie daj się "zdeptac" i pamiętaj że dobrych, delikatnych chłopaków jest dużo, czasami ich nie zauważamy. Serdeczności - B.
Pasek wagi
strasznie Ci wspołczuję Kochana takiej sytuacji... widzisz - ludzie się zmieniają, niestety na gorsze też ;/
uważam podobnie jak dziewczyny - nie ma co się męczyć z takim czlowiekiem, przykre, ale prawdziwe... za dużo nerwów Cię to kosztuje, za dużo stresów... a gość ma Cię widocznie jedynie za kucharkę i sprzątaczkę ;/

cokolwiek zrobisz - będzie to Twoja decyzja, pamiętaj. ale osobiście mogę Ci powiedzieć tylko jedno - ten człowiek Cię wykończy psychicznie jak nadal będziesz się tak z nim męczyć... a od podniesienia ręki do uderzenia jest już niedaleka droga...

trzymaj się Kochana, mam tylko nadzieję, że będziesz silna!
ściskam mocno!!!!
Zyjesz w toksycznym związku, zostaw go, całe życie przed tobą. Poradzisz sobie bez niego.
"Tak jak pisalam wczesniej na początku mi zależało na tym związku,chciałam kochac i czuc się kochana…chcialam żeby okazywal mi uczucia,chciałam sexu…a teraz to jest mi wszystko jedno..juz nie proszę o milosc…o przytulenie…stalam się zimna dla niego,on nie dotyka mnie..ja nie dotykam jego…nie calujemy się,nie przytulamy…zyjemy ze soba jak pies z kotem" myslę że ta wypowiedz jest Twoim rozwiązaniem :)
dziekuje Wam za wszystkie komentarze...!!
myslalam ze nikt tego nie przeczyta bo za bardzo sie rozpisalam..fajnie ze sie pomylilam i jednak zainteresowala Was moja smutna historia:(

czesto po naszych klotniach on mi mowi ze tak sie zachowuje wielu facetow..ze nie znam zycia...ze nie wiem co to znaczy adrenalina u faceta...on uwaza ze jak facet jest zly,jak cos go wkur...to ma prawo sie wsciekac,obrazac i uzywac wulgranych slow a nawet ponizac....potem oczywiscie ochlonie po emocjach...i szybko zapomina o tym co mowil albo robil...dla niego to normalne!!wie ze robi zle zachowujac sie w ten sposob ale twierdzi ze kazdy normalny facet tak robi:(wiem ze to nieprawda...wychowalam sie bez ojca...matka dala mi mnostwo milosci i nigdy nie tesknilam za miloscia ojca...nie widzialam co to znaczy klotnia rodzicow,awantura...mialam bardzo spokojne dziecinstwo....ale wydaje mi sie ze jesli facet cokolwiek czuje do kobiety z ktora jest,z ktora ma dziecko to nie mowi jej takich rzeczy...slow ktore naprawde rania:(nie ukrywam ze jestem osoba slaba psychicznie:(delikatna...wszystkie te jego slowa rania mnie,sprawiaja mi bol...
on po klotni przeprosi...bardzo czesto sie poplacze!!! i udaje ze nic sie nie stalo....nastepnego dnia normalnie sie zachowuje,tz. czasami dzwoni z pracy...oczekuje ze w domu bedzie obiad...a ja poprostu tak nie potrafie:(nie potrafie z dnia na dzien zapomniec o poprzedniej klotni:(o slowach ktore mi powiedzial...jestem pamietliwa....a on tego nie rozumiem:(ehhh

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.