Temat: Ciężka sytuacja..

Cześć. Jestem trochę w rozsypce i nie wiem jak się zachować. Otóż miesiąc temu zmarł tata mojego narzeczonego. My mieszkamy najbliżej jego rodziców, bo około 20 km, a jego rodzeństwo około 300 km. Po pogrzebie jego rodzeństwo wróciło do swoich spraw, rodzin, aktualnie jedni są na feriach, drudzy jadą w przyszłym tygodniu. My natomiast odkąd zmarł tata ciągle jesteśmy z mamą. Zupełnie nie mamy swojego życia, a mnie to pomału zaczyna przerastać. Z jednej strony rozumiem narzeczonego, że chce wspierać mamę, też mi jest smutno na myśl że miałaby siedzieć sama w domu(ma ponad 70 lat). Z drugiej strony dziś ogarnął mnie jakiś ogromny smutek że jego rodzeństwo odpoczywa, a my poświęcamy całe swoje życie żeby mamie nie było smutno. Narzeczony od miesiąca nocuje u mamy, ja natomiast jestem trochę w naszym domu, a na weekendy i kiedy mogę w tygodniu przyjeżdżam do nich. Do tej pory jakoś się trzymałam, bo wiem że narzeczonemu jest ciężko po stracie taty i z myślą o smutnej mamie , ale dziś pękłam i cały wieczór płacze bo ciężko mi z tą sytuacją. Nie chcę mu dokładać zmartwień, widzę jak mu ciężko, staram się nie pokazywać tego że jest mi źle ale zaczyna mnie to przerastać. Czuję złość na to wszystko.


Proszę napiszcie jak to widzicie - czy to że rodzeństwo wróciło do normalnego życia jest ok, a my przesadzamy? Narzeczony czuje do nich żal, że oni sobie teraz odpoczywają izachowują się jak gdyby nigdy nic. Też jest zmęczony tym wszystkim. Ja z kolei skłaniam się ku temu że chyba wolałabym też wrócić do swojego dawnego życia, dzwonić do mamy codziennie i z racji tego że mieszkamy tak blisko odwiedzać ją 2x w tygodniu. Tłumaczę ich że mają swoje rodziny, dzieci i ich dom jest tam. My swoje życie w 100% podporządkowaliśmy pod to, żeby zaopiekować się mamą, ale niestety na dłuższą metę sobie tego nie wyobrażam... fakt, nie mamy dzieci, mieszkamy blisko, ale też sporo pracujemy i po prostu brakuje mi naszego dawnego życia. 

Chcę z nim o tym porozmawiać ale czy nie wyjdę na egoistkę? Może poczekać jeszcze chwilę, dać trochę więcej czasu? Jak to widzicie?

nuta napisał(a):

Użytkownik4197634 napisał(a):

nuta napisał(a):

Użytkownik4197634 napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

Ja bym też rozmowę z partnerem potoczyła tak żeby tłumaczyć że mama musi jak najszybciej wyjść do ludzi, zacząć żyć dalej, bo takie zasiedzenie w domu jest dla niej nie zdrowe. Ma jeszcze trochę życia przed sobą więc niech je przeżyje a nie przewegetuje. Na pewno nie robić rabanu facetowi że się matką interesuje bo z jego punktu widzenia autorka wyjdzie na małostkową egoistke.

My raczej nie robimy sobie afer, wyrzutów i pretensji. Przez ten miesiąc mówiłam mu że na spokojnie, musi wspierać mamę i że to rozumiem, jednak pomału zaczyna mi to doskwierać i potrzebowałam spojrzenia z boku. Z pewnością niebawem poruszę ten temat, ale na pewno nie z jakimś wyrzutem.  Dziękuję bardzo za wszystkie odpowiedzi, każdą przeczytałam i każda dala mi do myślenia.

jemu zmarł ojciec, matka to przeżywa i on też całą sytuację przeżywa. Może właśnie w ten sposób to odreagowuje.

jak coś, to mu mówisz, aby jej pomagał, ale już po miesiącu Ci się nudzi. 

A jakby Twój ojciec zmarł, to co byś zrobiła? Po tygodniu luzik? Właśnie nie masz non-stop opieki nad dziećmi i sama powinnaś zająć się sobą. Daj im czas. 

smierc męża po pewnie 30-40latach razem, śmierć ojca - to jest tragedia i to bardzo świeża

u moich znajomych(bezdzietni), za chwilę rok od śmierci teścia. Maz, który ma do mamy chyba 150-200km bywal u niej najczęściej, często rozmawiają przez telefon.  Rodzeństwo ma swoje rodziny i mieszka bliżej. Pierwsze pół roku dość intensywnie pomagał mamie, był przy niej, jeździł. Teraz bardziej kontakt telefoniczny i rzadsze spotkania. Jakoś to wróciło do normy.

moja koleżanka ani razu nie pozalila się na taką sytuacje, że weekend, a meza nie ma. Miałyśmy czas na babskie spotkania. Ona też ma dużo hobby. 

ani jednego komentarza, że za dużo, czy maminsynek

ale koleżanka ma serce ze złota i dużo empatii w sobie

Dlatego potrzebowałam na to spojrzenia z boku. Różni są ludzie, różne charaktery i uczucia, które siedzą w człowieku. Ja też nikomu z najbliższego otoczenia nie powiedziałam że mnie to boli i nie robię mu wyrzutów. Po prostu popłakałam w samotności i napisałam anonimowy post tutaj. Sama często jeżdżę do nich, robię zakupy, ogarniam dom, jedzenie, więc to, że mam czasami chwilę słabości nie świadczy o tym, że  jestem nieempatyczna. 

Również nigdzie nie napisałam o swoim narzeczonym że jest mamisynkiem. 

Jemu zmarl ojciec i widzi jak matka cierpi

Na moje to jest normalne, ze teraz skupia sie na mamie i trzeba dac mu ten czas. To jest tez czas jego zaloby. 

Masz chwile slabosci, ale Tobie nikt bliski nie umarl i za chwile narzeczony wroci do domu. Dla mnie, wygladasz na znudzona, jakbys nie miala wlasnego zycia, znajomych, rodziny, zainteresowan. Miesiac i juz cichy dramat. A po dwoch miesiacach pewnie gotowa awantura. 

Ale pomysl o wlasnej rodzinie, jakbys postapila. Moja mama wyszla drugi raz za maz, ale jakby owdowiala,  to  bym przyjechala na tyle ile moge aby pomoc w administacji, przejrzeniu dokumentow, pozamykaniu jakis spraw i porzadkach po zmarlym.  Niech by mi facet cos kwekal. Nie bylaby to moja zaloba, ale i tak byloby to bolesne przezycie i jakas obawa zeby mama sie pozbierala po wszystkim. 

On tez moze pomagac w dokumentach czy drobnych naprawach. Moze byc tez wiele rzeczy, ktorymi zajmowal sie tylko ojciec i to tez moze byc trudne, ze teraz matka sama musi sobie radzic.

Na moje miesiac to bardzo krotko, ale nikt nie da Ci odpowiedzi ile to bedzie czasu.

Lepiej jego i tesciowa znasz - ale nawet ludzie nie sa zbyt blisko ani nie sa jacys wrazliwi, to smierc czlonka rodziny zbliza. 

Smierc rodzica - zamyka jakis etap w zyciu i jest strach czy drugi rodzic poradzi sobie z ta strata, czy sie nie pograzy w jakims zalu.

A Ty sobie poplakujesz, bo narzeczony czas spedza z mama i przezywa swoja zalobe. 

Moi rodzice zyja,  ale jak przeczytalam Twoj pierwszy post to az mi sie przykro zrobilo. Nie chcialam nic pisac, zeby nie bylo, ze jakis hejt itd. Kazdy jest inny,  ja to widze w ten sposob i nie chce nikgo urazic. Zaloba to bardzo trudny temat i kazdy to zrozumie w chwili utraty bliskiej osoby, wiec wczesniej to takie gdybanie. 

Tu jest pytanie ile moze potrwac takie wsparcie i jak to madrze pokierowac, jak zachowac jakas rownowage. Ale tez nie sadze, ze w tej sytuacji narzeczony ma ochote na spotkania towarzyskie czy wyjscia na randki. Moze on tez potrzebuje czasu tylko dla siebie, dla wlasnych przemyslen, wspomnien  i w domu matki  ma ten spokoj.

Po mezu kolezanki tylko patrze, ze dorosly i troche chlodny emocjonalnie chlop, bez specjalnie zazylych relacji z rodzicami, ale smierc ojca bardzo go poruszyla. Przez ten rok wiem, ze byli razem, we dwoje, na wakacjach, jakies wyjscia, ze  ich zycie sie nie skonczylo, ale pierwsze miesiace krecily sie wokol jego matki i jego wlasnej zaloby. 

wspieranie, pomaganie w obowiązkach, odwiedzanie to zupełnie co innego niż mieszkanie z osobą, która mieszka rzut beretem i do której można po prostu przyjeżdżać w razie potrzeby , narzeczony autorki nie żyje sam na tym świecie, związał się, zaręczył, ma swój dom , w żaden sposób nie starał się nawet pogodzić zaistniałej sytuacji z dotychczasowym życiem i bliska mu osoba, jego żałoba nie usprawiedliwia takiego zachowania , poza tym w trudnej sytuacji odruchowo szuka się kontaktu i ukojenia u najbliższej ukochanej osoby, a on oo prostu jedzie mieszkać u matki chociaż ona tego nie potrzebuje 

owszem miesiąc to jest mało na przeżycie żałoby, się to już jest ten czas kiedy trzeba się otrzepac i zmierzyć z rzeczywistością , a takie unikanie tematu, utrzymywanie tego stanu rzeczy nic dobrego nie przyniesie , narzeczony autorki nie musi mieszkać u matki i należy to jak najszybciej ukrócić dla dobra tego związku i dla dobra tego faceta 

P.S. 

Autorka to nie byle kto, to nie pierwsza lepsza z brzegu, facet się jej oświadczył, prowadzi z nią wspólne życie i ma względem niej poważne zamiary, a traktuje ją jakby była nikim. Ona ma się wszystkiemu podporządkować, bo on postanowił mieszkac u matki nie wiadomo na jak długo i nie wiadomo po co , ona ma wszystko znosić i nic się nie odzywać, chociaż od razu widać , że coś jest nie tak. 

z własnego doswiadczenia- kiedy umarła moja moja mama jeździłam co weekend 400km w jedną stronę, by te dwa dni spędzić z tatą. Trwało to około pół roku i chociaż widziałam, że mąż jest już tą ciągłą jazda zmęczony ani razu nie powiedział, że nie ma ochoty jechać. Wiedział, że tego potrzebuję. Musisz się wykazać zrozumieniem, być może narzeczony tego potrzebuje i to jest jego sposób na radzenie sobie ze stratą. Wspieraj go, to nie będzie trwało wiecznie. Jak to mówią, czas leczy rany. Miesiąc to bardzo krótko

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.