Temat: Dziwne zachowania faceta

Dzień dobry,
mój post będzie trochę długi ale chcę w miarę możliwość przedstawić kilka sytuacji z mojego związku i poprosić o jego ocenę. Przepraszam za chaotyczność tego wpisu ale sam związek był jednym wielkim chaosem.

Mam trzydzieści lat. Od ponad trzech lat byłam w związku z facetem po przejściach. To znaczy miał on około sześciu krótkotrwałych związków (max 3 miesiące trwały) i małżeństwo które trwało około roku. Facet każdy swój związek opisywał tak jakby to on był ofiarą to znaczy wszystkie z jego poprzednich partnerek były beznadziejne i go zdradzały. Ja w to wierzyłam, bo nie widziałam wtedy powodu żeby nie wierzyć. Facet od początku był moim wymarzonym partnerem, bardzo się angażował od samego początku. Mieliśmy dużo kontaktu w ciągu dnia, chciał jak najwięcej rzeczy ze mną robić i spędzać razem jak najwięcej czasu, szybko poznałam jego rodziców. On bardzo chciał żebym jak najszybciej poznała resztę jego rodziny i znajomych. Dla mnie to wszystko toczyło się zbyt szybko, uznałam że potrzebuje trochę czasu, że chce go poznać. Po około trzech miesiącach znajomości facet pisał mi już że chciałby ze mną zamieszkać. Pisał że nawet nie wiem jak wiele chce dla mnie poświęcić i ile dla niego znaczę.
Niestety był też bardzo zazdrosny - pewnego dnia przyjechał pod dom mojego przyjaciela i chyba chciał mu zrobić krzywdę nie wiem bo dowiedziałam się jedynie że na szczęście nie wyszedł z samochodu. Dowiedziałam się o tej sytuacji dopiero po rozstaniu. Nie dawałam facetowi żadnych powodów do zazdrości, ja nawet nie zwracałam uwagi na innych facetów. Tłumaczyłam, że to tylko przyjaciel albo kolega. Mimo wszystko jemu zdarzało się mówić np. że od takiego koleżeństwa się romanse zaczynają. Niby w żartach ale dla mnie to były przykre uwagi.
Po około dwóch i pół roku mieliśmy bardzo nieprzyjemną sytuacje. Przyjechałam do niego do domu w weekend, miałam trochę gorszy dzień i gorszy humor. Chciałam posiedzieć i wypić herbatę, co bardzo mu się nie spodobało bo uznał że nic nie chce robić i nie chce z nim rozmawiać. Nie można po prostu posiedzieć razem? Później poszliśmy do łózka z tym że on po tym łóżku nagle wyskoczył że ma tego dość i mam się wynosić. Oczywiście wyszłam i pojechałam do domu.
Na drugi dzień przyjechałam do niego bo chciałam wyjaśnić sytuację, groził mi że mnie siłą wyniesie ze swojego podwórka, groził mi że wezwie policję i ogólnie powiedział, że cytuje "k**wa nie chce mieć z Tobą kontaktu". Patrzył wtedy na mnie jakby chciał mi zrobić krzywdę. Moje próby ponad półtorej miesiąca żeby się dowiedzieć co się stało nic nie dały. Prosiłam nawet jego znajomych żeby mu przekazali że chciałabym z nim porozmawiać. Wtedy zadzwonił do mnie jak był na rybach i podawał dziwne argumenty na rozstanie jak np. że on chrapie i nie możemy razem spać. Powiedział mi też wtedy że wyjeżdża za granicę do pracy. Po dwóch miesiącach zaczął do mnie pisać i nawet przyjechał w miejsce w którym byłam wtedy na urlopie żeby pogadać jak to żałuje, że już nigdy mnie nie zawiedzie, że jestem najlepsza i nie chce życia beze mnie i że maksymalnie wykorzysta tą szansę. Przyznał się że mnie okłamał z tym wyjazdem za granicę i kazał też kłamać swoim znajomym jak ze mną rozmawiali że jest za granicą i dla niego temat naszego związku jest zakończony.
W wakacje nawet oglądaliśmy pierścionki zaręczynowe, bo on mówił jaki to był głupi że wcześniej się nie oświadczył na naszym pierwszym wspólnym urlopie. Tylko chyba zapomniał jak na urlopie na wieczornej randce zostawił mnie samą z kieliszkiem wina żeby sobie pogadać przez telefon albo jak rzucił we mnie płatkami róż kiedy zwróciłam mu uwagę żeby posprzątał stół zanim przygotuje romantyczną kolację. Zrobiłam to miło, bez uszczypliwości. Na stole był bałagan a on między tym bałaganem rozrzucił płatki róż.
Po trzech miesiącach facet nagle zabrał mnie popołudniem na spacer chociaż cały ranek było miło i nawet przywiózł mi lekarstwo którego potrzebowałam. Usiedliśmy na ławce i on oznajmił mi że jego rodzice wpadli na pomysł żeby zamienić dom na dwa mieszkania jedno dla nas ale on cytuje "odmówił im". Przyznałam mu rację że lepiej jak będziemy mieszkać z jego rodzicami w ich domu bo mniejsze koszty. Nigdy nie robiłam z tego pomysłu problemu, chciałam tam mieszkać i dojeżdżać do pracy. On nagle wyskoczył że relacja nie ma przyszłości, że już nie jestem najważniejsza bo najważniejsza dla niego jest rodzina a ja nie jestem rodziną (mega przykre to było), że on chce wszystko sam itd. pomimo iż pięć dni wcześniej mówił że bardzo mu zależy, kocha i chce żeby było nam najlepiej. Powiedział mi też "powodzenia w utrzymaniu domu jak rodziców zabraknie".

Dwa tygodnie wcześniej miałam mieć urodziny. On miał mnie zabrać na wyjazd. Nic z tego nie wyszło bo nie miał kasy ale zamiast zaprosić mnie do siebie oczekiwał że się domyślę że mam do niego przyjechać. Nic na ten temat nie powiedział a jak wyszło że się nie domyśliłam to mi napisał "najlepiej będzie jak spędzisz je beze mnie wtedy będą wyjątkowe". Chciałam mu kupić fajną maszynkę do golenia na moje urodziny ale musiałam po nią pojechać do Krakowa. Jak się o tym dowiedział opieprzył mnie, że wolę kombinować z niespodzianką dla niego niż spędzić z nim czas i że traktuje go jak .... Tematu moich urodzin w ogóle przez telefon nie poruszył za to rozmawiał w taki sposób "tak tak mhm fajnie, nie przyjadę do Ciebie w tym tygodniu Ty do mnie też nie bo chce czas dla siebie idę zapalić spotkamy się w przyszłym tygodniu". Ja już nie wytrzymałam powiedziałam że kończę związek i wysłałam sms pożegnalny do jego rodziców bo miałam z nimi fajną relację. On uznał że skoro pożegnałam się z jego mamą to nie miał już po co do mnie przyjeżdżać i o mnie walczyć.
Czy naprawdę to jest normalne ? To ja po tym rozstaniu przyjechałam do niego w środku dnia urywając się z pracy żeby powiedzieć mu że mi zależy i nie chcę go stracić i żebyśmy zrobili wszystko żeby nam wyszło. Chyba już wtedy powinnam zauważyć że mu obojętne czy jestem czy mnie nie ma. Jeszcze musiałam go błagać żeby wyszedł z auta i ze mną pogadał bo się w nim zamknął. Mi jednak zależało na rozmowie bo przejechałam sporo kilometrów do niego. Chwile przed tym moim przyjazdem wysłał mi krzywdzącego maila w którym naginał rzeczywistość i jechał po mnie. Później poprosił żebym go usunęła i o nim zapomniała. Obiecał wtedy że już nigdy więcej niczego nie odwali, a jednak znowu odwalił i to niby z wyrzutów sumienia że mnie nie szanował a jednak znowu w ostatniej rozmowie mi dowalił przecież.
Czy myślicie że coś może być z takiego związku? bo jak sama nad tym myślę to mam wrażenie że popełniłam ogromny błąd dając mu szansę bo wtedy swoim zachowaniem złamał mi serce... i po paru miesiącach mówiąc te dziwne rzeczy znowu to zrobił.... Przez cały związek powtarzał mi że czekał na mnie trzydzieści lat, że najlepiej go traktuje, że jest szczęśliwy. Traktował mnie wydawało mi się naprawdę dobrze a tu coś takiego... mówił też że nie chce żebym była smutna, że nie chce się źle zachowywać.. w taki razie czemu mówi mi ciągle przykre rzeczy? Czemu ciągle odwalał coś, blokował mnie? ja jeździłam do niego 120 km po każdym jego odpale zapłakana żeby z nim pogadać o co chodzi a nawet nie miałam z nim kontaktu musiałam przez jego mamę się kontaktować z nim i mówić że jestem pod jego domem.


Jak się też okazało jest to osoba, która uważa że nie trzeba nad sobą pracować należy akceptować człowieka takim jakim jest, związek to nie są poświęcenia itd.
Dodam również bo to pewnie istotne, że facet ogólnie jest typem agresora. Zdarzyło się ze wyskoczył z gazem na starszego pana który pił piwo koło jego samochodu że ma się stąd wynosić i pytał go cytuje 'jesteś na biegu?'. Często pokazywał również agresywne zachowania na drodze jak np zajeżdżanie drogi, hamowanie i włączanie spryskiwaczy bo ktoś się zagapił i jechał lewym pasem, czy chamskie wyzywanie innych kierowców cytuje "jak jeździsz ty ku*wo" dosłownie co minutę. Ogólnie kobiety dla niego są beznadziejne i w ogóle ludzie też. Dwa lata pracował w policji, podobno sam się zwolnił i nienawidził policji. Wszystkie emblematy i rzeczy jednak stały w szafce na widoku i miał strony w polubieniach związane z policją.
Po sylwestrze jak jego pies się wystraszył bo ktoś puścił fajerwerki zamiast uspokoić psa ubrał kominiarkę, wziął gaz i metalową pałę i poszedł. Nie mogłam do niego przemówic był jakby w amoku. Nie wiedział kto tam jest, ilu ich jest.

Były również sytuacje takie jak np kiedy dostałam umowę o pracę na czas nieokreślony bardzo się cieszyłam od niego usłyszałam żeby się nie cieszyła bo taką pracę też mogę stracić.
Kiedy zaprosiłam go do siebie żeby poznał moich rodziców to zadzwonił pół godziny wcześniej że musi sobie coś przemyśleć i nie przyjedzie i co by było gdyby mi zaproponował żebyśmy mieli dziecko... ostatecznie przyjechał ale te akcje to co mówił było chore...

Ciężko było ułożyć sobie życie z kimś kto jednego dnia mówi że chce zostać w Polsce, nie jest pracoholikiem itd a nagle w ciągu sekundy potrafił powiedzieć że on sobie pojedzie za granicę na parę miesięcy że to nic takiego i jeszcze pomimo tego że pracował po 14 godzin praktycznie codziennie powiedział mi że będzie pracował jeszcze więcej bo on chce mieć stałą pracę tak jakbym ja mu broniła pracować... Zdarzało się że przez telefon nagle powiedział mi że wyjedzie za granicę beze mnie.. smutne to było.

Ja proponowałam nawet terapię wspólną u psychologa bo twierdził że nie radzi sobie z tym jaki brak szacunku mi okazał... ale nic z tego nie wyszło. Z drugiej strony czy gdyby naprawdę przeżywał takie emocje z tym brakiem szacunku to znowu by mi dowalał przykrymi rzeczami? Po każdych jego dziwnych akcjach to ja dzwoniłam, pisałam, przyjeżdżałam do niego chociaż mieszka 60 km ode mnie..
To co się wydarzyło w trakcie naszej ostatniej rozmowy nie wiem czy w ogóle było rozstaniem.. a jeśli tak to chyba z mojej strony. Niby powodem były jego wyrzuty sumienia że źle mnie potraktował kiedy ale czy ludzie którzy mają takie wyrzuty nie starają się być lepsi? Czy ludzie którzy chcą się rozstać nie robią tego normalnie pokojowo kiedy nie ma ciężkiej sytuacji między nimi? Ta ostatnia rozmowa wyglądała tak że to ja wstałam i poszłam sobie on cały czas siedział i mi dowalał mówiąc przykre i zaprzeczające temu co mówił wcześniej rzeczy. Kurczę dziewczyny ten facet dwa miesiące temu klęczał przede mną i prosił żebym się jeszcze w tym roku do niego wprowadziła żebym wiedziała że u niego się nic nie zmieniło.. przecież to jest totalnie chore nagle usłyszeć że on chce sam bo ja mu będę kasę wypominać za remonty itd. Nigdy nie wypomniałam mu pieniędzy a jemu się zdarzyło wypomnieć mi. Teraz widzę, że on prawdopodobnie nigdy nie myślał poważnie o przyszłości ze mną. Co więcej parę dni przed tą sytuacją mówił jak to bardzo chce żebym się czuła przy nim bezpiecznie!
On tak jakby oficjalnie normalnie się ze mną nie rozstał zresztą jak widać nigdy tego nie zrobił. Zrobił mi z mózgu sieczkę po prostu. Jakbym była w jakimś cholernym obłędzie.
Mam takie dni, że jest dobrze, dobrze się czuję wiem że zrobiłam właściwą rzecz rozstając się i żałuję tylko że tak późno, a czasem mam dni kiedy przypominam sobie np sytuacje w której nie odezwałam się rano bo miałam spięcie z ojcem i napisałam do niego później żeby te negatywne emocje ze mnie zeszły i żebym się na nim nie wyżywała to dostałam wtedy od niego reprymendę że przecież mogłam napisać odrazu i czemu tego nie zrobiłam. W sytuacji którą opisałam wydaje mi się że miałam prawo uznać że wolę się uspokoić i później odezwać nawet jeśli w weekendy zawsze pisałam pierwsza a mimo to czasem mam w głowie takie "kurcze a może miał rację może źle postąpiłam"... niby robiłam coś z myślą o nim a dostawałam za to opieprz. Odłożyłam kasę na drogą maszynkę do golenia dla niego ale musiałam po nią pojechać to uznał że traktuje go jak ... bo wolę sobie gdzieś pojechać po niespodziankę dla niego niż spędzać z nim czas.
Naprawdę chore sytuacje ale co ja mam w głowie że ja szukam winy w sobie za nie to nie wiem ..

Znalazłam też w pewnym artykule w internecie takie zdanie "A to, że jesteś dostępna na Facebooku i nie przywitasz się, a to, że nie napiszesz pierwsza, a to, że wstawisz nie taką ikonkę do wiadomości, a to, że nie odpiszesz w ciągu kilku minut" chodziło o tworzenie absurdalnych problemów.. u mnie też tak było zawsze robiłam wszystko źle..

On z czegoś co robiłam z miłości dla niego robił problem. Ja dosłownie ZAWSZE czułam że robię coś nie tak. Żyłam w ogromnym stresie i napięciu, nie mówiłam o swoich uczuciach potrzebach, nie mówiłam że coś mnie rani bo bałam się jego reakcji i że mnie zostawi. Ja nawet jak miałam ciężki tydzień w pracy bałam się mu powiedzieć że do niego nie przyjadę w sobotę bo potrzebuje odpoczynku.. jechałam chociaż mama mi mówiła że wyglądam jak śmiertka i żebym odpoczęła w końcu i że chyba się go boję dlatego robię wszystko co chce. On potrafił mi parę dni przed rozstaniem powiedzieć że bardzo mu na mnie zależy, bardzo mnie kocha, chce żeby było nam najlepiej i że w związku jest się na dobre i na złe..
On ciągle ma problemy z pracą. Albo pracował na czarno z ćpunami albo teraz ta firma ze znajomym ale też nie do końca uczciwa. Ciągłe problemy finansowe, kupowanie na kredyty jak się nie ma kasy jakiś pierdół jak felgi do auta bo ja chce i koniec. On chciał żebyśmy jak będziemy razem mieszkać to żebym ja była odpowiedzialna za pieniądze ale ja się zaczęłam zastanawiać jak facet mający 35 lat może nie umieć gospodarować pieniędzmi. U niego każdy aspekt życia był zaburzony.
Sama jego mama mówiła mi że będzie mnie szkoda w tym związku bo on jest bardzo emocjonalny i żebym się zastanowiła czy jestem na to gotowa. Moi bliscy bali się że mogę być w przyszłości ofiarą przemocy fizycznej w końcu mieszkalibyśmy u niego mógłby robić co chce. Pewnie co jakiś czas wyrzucałby mnie z domu i się rozstawał tak jak do tej pory. Musiało być tak jak on chce, chce wyjechać to sobie jedzie i nic mi do tego, mamy razem mieszkać to u niego i tyle koniec tematu. Żaden wynajem, kupno mieszkania, w przyszłości mieszkanie w moim domu. Wszystko ciągle na nie. Dziwne to było i podejrzane. Przede wszystkim niefair w stosunku do mnie.

Chciałabym Was jeszcze zapytać czy taka sytuacja w której facet po kilku miesiącach relacji mówi mi że wiele chce dla mnie poświęcić że chciałby razem zamieszkać już po trzech miesiącach, następnie po około półtorej roku mówi że on nie będzie ani kupował ani wynajmował mieszkania chce żebyśmy mieszkali u niego oczywiście z nim i jego rodzicami.. po czym po trzech latach mówi że jest bardzo przywiązany do swojego domu, rodzina jest dla niego najważniejsza a ja nie jestem rodziną i on nie ma zamiaru mieszkać gdzieś indziej i żebym nawet nie myślała że on poświęci swój rodzinny dom dla mnie jest normalna?

Ciągnęłam faceta w górę w czasie kiedy on mnie ciągnął w dół. Ja go motywowałam mówiąc że będzie dobrze, że firma wypali, że może dużo osiągnąć w czasie kiedy on na moją umowę o pracę powiedział żebym się nie cieszyła bo taką pracę też mogę stracić no fajnie.. Miałam klapki na oczach, ale z drugiej strony nie mogłam uwierzyć że facet dla którego najważniejszy w życiu był związek, kolekcjonowanie wspomnień i robienie jak najwięcej rzeczy razem nagle pokazuje mi że najważniejsze są pieniądze i praca. On pracował po 14 godzin i twierdził że będzie pracował jeszcze więcej przecież to nie jest normalne. Jego mama twierdziła że widać że lubi tą pracę, nie to nie znaczy że lubi. Facet był przemęczony, źle wyglądał. Mam wrażenie że z całą tą rodziną było coś nie tak choć nie było tego widać. Owszem nie powinno być tak wiele poświęceń z mojej strony ale dla niego nawet złe było to że dojeżdżałabym do pracy i choć tłumaczyłam że jak się ze sobą chce żyć to jest to normalna kolej rzeczy że gdzieś się przeprowadza mieszka się razem, trzeba dojeżdżać to on i tak robił z tego problem choć dla mnie go nie było. Owszem koszty i czas ale nie było innego wyjścia. To było z jego strony niedojrzałe. Wydawało mi się że on nie wie na czym polega dorosłe wspólne życie. I pomyśleć że ja chciałam pracę zmienić w której miałam umowę na czas nieokreślony na taką bliżej jego domu w tym samym mieście czyli 50 km dalej...byłam głupia.

Co do poważnych zobowiązań i ślubu.. to ja chciałam jakiś zapewnień. Wydawało mi się że skoro ja muszę poświęcić dom, pracę i brak możliwości powrotu do rodzinnego domu to fajnie byłoby wiedzieć na czym stoję to znaczy czego facet chce czy traktuje mnie i nasz związek poważnie. To ja go tak traktowałam, wydaje mi się że on nie chciał ani zaręczyn ani ślubu. Niby ze mną oglądał te pierścionki i jak pytał mnie o zdanie to mówiłam że fajnie byłoby się chociaż zaręczyć i pomieszkać razem ale on tego zdania raczej nie podzielał. Nie wiedziałam co dla niego znaczy ten związek ale wiedziałam jak wiele muszę dać ze swojej strony i zaryzykować dla kogoś kto nie wiem czy traktuje mnie poważnie bo nie jest w stanie się zadeklarować. Jego po prostu rozmowa o zobowiązaniach wkurzała.. niby często mówił o przyszłości ale kiedy ja zaczynałam ten temat np ślubu to widziałam że on już jest mega zły bo po co ślub, on i tak nic nie zmieni itd. Czyli Ty robisz wszystko dla mnie a ja sobie podejmę decyzję za jakiś czas czy spełniasz moje wymagania i czego od Ciebie dalej chce.. dokładnie tak to widziałam.
Co więcej on pracujący po naście godzin dziennie, ja sama w jego domu z jego rodzicami którzy i tak zawsze braliby jego stronę nieważne jak paskudnie by się zachowywał, wszystko pewnie musiałabym tam robić sama a i tak pewnie byłby niezadowolony.

Dodam jeszcze, że facet w wieku 35 lat szedł ze mną chodnikiem i mówił "siema" do psów, jak go kierowca wkurzył na drodze jadąc lewym pasem to zajeżdżał mu drogę hamował i włączał spryskiwacze a na koniec naszej randki kiedy ja żegnałam się miłymi słowami on np mówił cytuję "idę się odgazować".

No i była też sytuacja w której oglądaliśmy film, on siedział ja leżałam z głową na jego kolanach po czym w pewnym momencie on wyciągnął penisa i położył mi go na buzię i zaczął głupio się śmiać. Ja wstałam, on się zapytał co robię odpowiedziałam "nic" po czym on odpowiedział "to może zacznij". Jakieś pół godziny wcześniej przebrałam się dla faceta w bieliznę specjalnie dla niego kupioną i sprawiałam przyjemności. Oczywiście poźniej zaczął się tłumaczyć, że to nie w takim sensie miało być tzn cytuje "oj nie w takim sensie".

Czy ta relacja w ogóle ma jakieś szanse, czy powinnam dać już sobie z tym facetem spokój?

brunetka1990 napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

brunetka1990 napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

MizEatAlot napisał(a):

brunetka1990 napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Przeczytalam jakas 1/3, reszty nie dalam rady. Obydwoje jestescie zdrowo rabnieci. 

Czemu obydwoje? Weź pod uwagę że ja jestem z dysfunkcyjnej rodziny w której przemoc psychiczna i emocjonalna była na porządku dziennym ze strony ojca.

I wszystko jasne. Zaburzony facet zmanipulował Cię love-bombingiem, a Ty masz swoje traumy nieprzepracowane, więc nie umiałaś się bronić. 

A ja bym na to trochę z innej strony popatrzyła. Jeśli ona jest z dysfunkcyjnej rodziny, to pewnie nie jedno widziała na co dzień i część z tych rzeczy nieświadomie może traktować jako normalne lub nie takie złe, więc część jego zachowań mogła jej się nawet nie rzucić w oko, że on ma coś z beretem nie tak. Myślę, że osoba wychowana w zdrowo funkcjonującej rodzinie od razu takie rzeczy wychwyci jako że są dziwne. To jest tak jak rodzice rzucają "qrwami" na prawo i lewo, to dla dzieci to normalne. U mnie w domu nie używało się wulgaryzmów i dla mnie jak rodzic mówi do dziecka "sprdalaj" (a mam takich w rodzinie dalszej) to mi się osobiście to nie mieści w głowie i dla mnie to już patologia. A dla kogoś przyzwyczajonego - ot zwykła rozmowa ojca z dzieckiem. Myślę że tu podobnie to działa. Jak się od małego opatrzysz, to części rzeczy nie dostrzegasz jako niepokojące. Oczywiście masa rzeczy rzuci się w oko, ale te powiedzmy takie mniej kontrowersyjne już nie, a dla innej osoby to już będzie bardzo czerwona lampka, żeby uciekać.

No właśnie tak było. Przez moją rodzinę w której swoją drogą ojciec też do mnie mówił sp**rdalaj i różne przykre rzeczy ja mam większą tolerancję na chore zachowania. Nawet jak świadomie wiem że bym z takim człowiekiem nie chciała być to moja podświadomość mnie do niego ciągnęła bo to kopia mojego ojca. Dla mnie takie zachowania są swego rodzaju "bezpieczne" bo ja je znam, ja nie wiem jak to jest być szczęśliwą i dobrze traktowaną. Te okruchy miłości z jego strony właśnie wydawały mi się prawdziwym uczuciem z powodu moich kiepskich wzorców wyciągniętych z domu. Ja starałam się coraz bardziej żeby "zasłużyć" na jego miłość i dobre chwile.

Grunt że zdałaś sobie z tego sprawę. On się też nauczył, że co by nie zrobił, jakiego by focha nie strzelił, to Ty jesteś osobą, która pierwsza wyciągnie rękę. Podejrzewam, że jego byłe dziewczyny były z normalnych domów i szybciej to dostrzegły, bo dla nich pewne zachowania były niedopuszczalne. A z Tobą mu się udawało i mógł sobie pozwalać. Także nie dawaj żadnych szans, nie przepraszaj, nie próbuj się pogodzić. On tak ma i tego nie zmienisz, szczególnie, że nie wiesz jak, bo do tej pory to Ty wyciągałaś rękę na zgodę a on mógł się czuć jako wygrany. W normalnym związku nie ma wygranych i przegranych. Obie strony starają się tak samo. Kto spierniczy ten przeprasza. W zdrowym związku nie ma wyzywania się i mówienia sobie sprdalaj. Jestem z mężem 15 lat i w życiu nie powiedziałam do niego takich słów ani takich nie usłyszałam a czasem kłótnie były poważne i emocje brały górę ale mimo wszystko były jakieś granice. W normalnym związku nawet jak się pokłócisz, to potem rozmawiacie. Nie zamiatacie sprawy pod dywan i jakoś to będzie. Nie będzie, bo przemilczane sprawy zawsze siedzą z tyłu głowy. On swojej winy nie widzi, bo zawsze Tobie kazał się płaszczyć i tak samo oczernia byłe dziewczyny, bo według niego nic złego nie zrobił i jak sama wspomniałaś to on był według siebie ofiarą. 

Ja stopniowo te granice przesuwałam. W zasadzie można powiedzieć że straciłam siebie. Z pewnej siebie, wesołej kobiety stałam się emocjonalnym wrakiem człowieka. Co najlepsze ja zawodowo jestem ogarnięta a związałam się z facetem który ani stabilnej pracy, ani finansów, ciągłe problemy. Kupowanie na kredyt pierdół jak felgi do auta bo on musi mieć a przyszłości mówienie że ja będę zarządzać naszymi pieniędzmi bo on nie umie.

Ja w pewnym momencie miałam myśli samobójcze nie miałam ochoty wstawać z łóżka. Każde jego zachowanie, smsy jak tylko widziałam że coś jest nie tak powodowały u mnie lęk że za chwilę mnie zostawi albo mi dowali. Ja dostawałam ataków paniki, miałam problemy z sercem i żoładkiem. Bardzo wysoki poziom kortyzolu, trądzik. Do dzisiaj biorę leki na depresję.

Ja też widzę pewną dość chyba istotną rzecz. Ja w końcu przerwałam schemat. Nie biegam za nim, nie piszę, nie błagam o rozmowę i miłość i teraz widzę że z jego strony jest cisza jak ja tego nie robię. Czyli mogę założyć że gdybym cały poprzedni rok za nim nie biegała to już dawno miałabym spokój bo jemu wcale na mnie nie zależało.

a możesz mi powiedzieć, dlaczego mając objawy somatyczne permanentnego stresu, depresji, Ty w ogóle pytasz, czy z tej relacji cokolwiek jeszcze będzie? Mnie to zastanawia - wiesz, że Ci to zaszkodziło, na wszystko, a Ty jeszcze rozważasz, czy co, ułożyć się temu panu jako wycieraczka pod stopami, byle mieć związek?

krolowamargot napisał(a):

brunetka1990 napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

brunetka1990 napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

MizEatAlot napisał(a):

brunetka1990 napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Przeczytalam jakas 1/3, reszty nie dalam rady. Obydwoje jestescie zdrowo rabnieci. 

Czemu obydwoje? Weź pod uwagę że ja jestem z dysfunkcyjnej rodziny w której przemoc psychiczna i emocjonalna była na porządku dziennym ze strony ojca.

I wszystko jasne. Zaburzony facet zmanipulował Cię love-bombingiem, a Ty masz swoje traumy nieprzepracowane, więc nie umiałaś się bronić. 

A ja bym na to trochę z innej strony popatrzyła. Jeśli ona jest z dysfunkcyjnej rodziny, to pewnie nie jedno widziała na co dzień i część z tych rzeczy nieświadomie może traktować jako normalne lub nie takie złe, więc część jego zachowań mogła jej się nawet nie rzucić w oko, że on ma coś z beretem nie tak. Myślę, że osoba wychowana w zdrowo funkcjonującej rodzinie od razu takie rzeczy wychwyci jako że są dziwne. To jest tak jak rodzice rzucają "qrwami" na prawo i lewo, to dla dzieci to normalne. U mnie w domu nie używało się wulgaryzmów i dla mnie jak rodzic mówi do dziecka "sprdalaj" (a mam takich w rodzinie dalszej) to mi się osobiście to nie mieści w głowie i dla mnie to już patologia. A dla kogoś przyzwyczajonego - ot zwykła rozmowa ojca z dzieckiem. Myślę że tu podobnie to działa. Jak się od małego opatrzysz, to części rzeczy nie dostrzegasz jako niepokojące. Oczywiście masa rzeczy rzuci się w oko, ale te powiedzmy takie mniej kontrowersyjne już nie, a dla innej osoby to już będzie bardzo czerwona lampka, żeby uciekać.

No właśnie tak było. Przez moją rodzinę w której swoją drogą ojciec też do mnie mówił sp**rdalaj i różne przykre rzeczy ja mam większą tolerancję na chore zachowania. Nawet jak świadomie wiem że bym z takim człowiekiem nie chciała być to moja podświadomość mnie do niego ciągnęła bo to kopia mojego ojca. Dla mnie takie zachowania są swego rodzaju "bezpieczne" bo ja je znam, ja nie wiem jak to jest być szczęśliwą i dobrze traktowaną. Te okruchy miłości z jego strony właśnie wydawały mi się prawdziwym uczuciem z powodu moich kiepskich wzorców wyciągniętych z domu. Ja starałam się coraz bardziej żeby "zasłużyć" na jego miłość i dobre chwile.

Grunt że zdałaś sobie z tego sprawę. On się też nauczył, że co by nie zrobił, jakiego by focha nie strzelił, to Ty jesteś osobą, która pierwsza wyciągnie rękę. Podejrzewam, że jego byłe dziewczyny były z normalnych domów i szybciej to dostrzegły, bo dla nich pewne zachowania były niedopuszczalne. A z Tobą mu się udawało i mógł sobie pozwalać. Także nie dawaj żadnych szans, nie przepraszaj, nie próbuj się pogodzić. On tak ma i tego nie zmienisz, szczególnie, że nie wiesz jak, bo do tej pory to Ty wyciągałaś rękę na zgodę a on mógł się czuć jako wygrany. W normalnym związku nie ma wygranych i przegranych. Obie strony starają się tak samo. Kto spierniczy ten przeprasza. W zdrowym związku nie ma wyzywania się i mówienia sobie sprdalaj. Jestem z mężem 15 lat i w życiu nie powiedziałam do niego takich słów ani takich nie usłyszałam a czasem kłótnie były poważne i emocje brały górę ale mimo wszystko były jakieś granice. W normalnym związku nawet jak się pokłócisz, to potem rozmawiacie. Nie zamiatacie sprawy pod dywan i jakoś to będzie. Nie będzie, bo przemilczane sprawy zawsze siedzą z tyłu głowy. On swojej winy nie widzi, bo zawsze Tobie kazał się płaszczyć i tak samo oczernia byłe dziewczyny, bo według niego nic złego nie zrobił i jak sama wspomniałaś to on był według siebie ofiarą. 

Ja stopniowo te granice przesuwałam. W zasadzie można powiedzieć że straciłam siebie. Z pewnej siebie, wesołej kobiety stałam się emocjonalnym wrakiem człowieka. Co najlepsze ja zawodowo jestem ogarnięta a związałam się z facetem który ani stabilnej pracy, ani finansów, ciągłe problemy. Kupowanie na kredyt pierdół jak felgi do auta bo on musi mieć a przyszłości mówienie że ja będę zarządzać naszymi pieniędzmi bo on nie umie.

Ja w pewnym momencie miałam myśli samobójcze nie miałam ochoty wstawać z łóżka. Każde jego zachowanie, smsy jak tylko widziałam że coś jest nie tak powodowały u mnie lęk że za chwilę mnie zostawi albo mi dowali. Ja dostawałam ataków paniki, miałam problemy z sercem i żoładkiem. Bardzo wysoki poziom kortyzolu, trądzik. Do dzisiaj biorę leki na depresję.

Ja też widzę pewną dość chyba istotną rzecz. Ja w końcu przerwałam schemat. Nie biegam za nim, nie piszę, nie błagam o rozmowę i miłość i teraz widzę że z jego strony jest cisza jak ja tego nie robię. Czyli mogę założyć że gdybym cały poprzedni rok za nim nie biegała to już dawno miałabym spokój bo jemu wcale na mnie nie zależało.

a możesz mi powiedzieć, dlaczego mając objawy somatyczne permanentnego stresu, depresji, Ty w ogóle pytasz, czy z tej relacji cokolwiek jeszcze będzie? Mnie to zastanawia - wiesz, że Ci to zaszkodziło, na wszystko, a Ty jeszcze rozważasz, czy co, ułożyć się temu panu jako wycieraczka pod stopami, byle mieć związek?

Może dlatego że przez cały związek byłam naiwną babą która wierzyła że on się zmieni.

brunetka1990 napisał(a):

krolowamargot napisał(a):

brunetka1990 napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

brunetka1990 napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

MizEatAlot napisał(a):

brunetka1990 napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Przeczytalam jakas 1/3, reszty nie dalam rady. Obydwoje jestescie zdrowo rabnieci. 

Czemu obydwoje? Weź pod uwagę że ja jestem z dysfunkcyjnej rodziny w której przemoc psychiczna i emocjonalna była na porządku dziennym ze strony ojca.

I wszystko jasne. Zaburzony facet zmanipulował Cię love-bombingiem, a Ty masz swoje traumy nieprzepracowane, więc nie umiałaś się bronić. 

A ja bym na to trochę z innej strony popatrzyła. Jeśli ona jest z dysfunkcyjnej rodziny, to pewnie nie jedno widziała na co dzień i część z tych rzeczy nieświadomie może traktować jako normalne lub nie takie złe, więc część jego zachowań mogła jej się nawet nie rzucić w oko, że on ma coś z beretem nie tak. Myślę, że osoba wychowana w zdrowo funkcjonującej rodzinie od razu takie rzeczy wychwyci jako że są dziwne. To jest tak jak rodzice rzucają "qrwami" na prawo i lewo, to dla dzieci to normalne. U mnie w domu nie używało się wulgaryzmów i dla mnie jak rodzic mówi do dziecka "sprdalaj" (a mam takich w rodzinie dalszej) to mi się osobiście to nie mieści w głowie i dla mnie to już patologia. A dla kogoś przyzwyczajonego - ot zwykła rozmowa ojca z dzieckiem. Myślę że tu podobnie to działa. Jak się od małego opatrzysz, to części rzeczy nie dostrzegasz jako niepokojące. Oczywiście masa rzeczy rzuci się w oko, ale te powiedzmy takie mniej kontrowersyjne już nie, a dla innej osoby to już będzie bardzo czerwona lampka, żeby uciekać.

No właśnie tak było. Przez moją rodzinę w której swoją drogą ojciec też do mnie mówił sp**rdalaj i różne przykre rzeczy ja mam większą tolerancję na chore zachowania. Nawet jak świadomie wiem że bym z takim człowiekiem nie chciała być to moja podświadomość mnie do niego ciągnęła bo to kopia mojego ojca. Dla mnie takie zachowania są swego rodzaju "bezpieczne" bo ja je znam, ja nie wiem jak to jest być szczęśliwą i dobrze traktowaną. Te okruchy miłości z jego strony właśnie wydawały mi się prawdziwym uczuciem z powodu moich kiepskich wzorców wyciągniętych z domu. Ja starałam się coraz bardziej żeby "zasłużyć" na jego miłość i dobre chwile.

Grunt że zdałaś sobie z tego sprawę. On się też nauczył, że co by nie zrobił, jakiego by focha nie strzelił, to Ty jesteś osobą, która pierwsza wyciągnie rękę. Podejrzewam, że jego byłe dziewczyny były z normalnych domów i szybciej to dostrzegły, bo dla nich pewne zachowania były niedopuszczalne. A z Tobą mu się udawało i mógł sobie pozwalać. Także nie dawaj żadnych szans, nie przepraszaj, nie próbuj się pogodzić. On tak ma i tego nie zmienisz, szczególnie, że nie wiesz jak, bo do tej pory to Ty wyciągałaś rękę na zgodę a on mógł się czuć jako wygrany. W normalnym związku nie ma wygranych i przegranych. Obie strony starają się tak samo. Kto spierniczy ten przeprasza. W zdrowym związku nie ma wyzywania się i mówienia sobie sprdalaj. Jestem z mężem 15 lat i w życiu nie powiedziałam do niego takich słów ani takich nie usłyszałam a czasem kłótnie były poważne i emocje brały górę ale mimo wszystko były jakieś granice. W normalnym związku nawet jak się pokłócisz, to potem rozmawiacie. Nie zamiatacie sprawy pod dywan i jakoś to będzie. Nie będzie, bo przemilczane sprawy zawsze siedzą z tyłu głowy. On swojej winy nie widzi, bo zawsze Tobie kazał się płaszczyć i tak samo oczernia byłe dziewczyny, bo według niego nic złego nie zrobił i jak sama wspomniałaś to on był według siebie ofiarą. 

Ja stopniowo te granice przesuwałam. W zasadzie można powiedzieć że straciłam siebie. Z pewnej siebie, wesołej kobiety stałam się emocjonalnym wrakiem człowieka. Co najlepsze ja zawodowo jestem ogarnięta a związałam się z facetem który ani stabilnej pracy, ani finansów, ciągłe problemy. Kupowanie na kredyt pierdół jak felgi do auta bo on musi mieć a przyszłości mówienie że ja będę zarządzać naszymi pieniędzmi bo on nie umie.

Ja w pewnym momencie miałam myśli samobójcze nie miałam ochoty wstawać z łóżka. Każde jego zachowanie, smsy jak tylko widziałam że coś jest nie tak powodowały u mnie lęk że za chwilę mnie zostawi albo mi dowali. Ja dostawałam ataków paniki, miałam problemy z sercem i żoładkiem. Bardzo wysoki poziom kortyzolu, trądzik. Do dzisiaj biorę leki na depresję.

Ja też widzę pewną dość chyba istotną rzecz. Ja w końcu przerwałam schemat. Nie biegam za nim, nie piszę, nie błagam o rozmowę i miłość i teraz widzę że z jego strony jest cisza jak ja tego nie robię. Czyli mogę założyć że gdybym cały poprzedni rok za nim nie biegała to już dawno miałabym spokój bo jemu wcale na mnie nie zależało.

a możesz mi powiedzieć, dlaczego mając objawy somatyczne permanentnego stresu, depresji, Ty w ogóle pytasz, czy z tej relacji cokolwiek jeszcze będzie? Mnie to zastanawia - wiesz, że Ci to zaszkodziło, na wszystko, a Ty jeszcze rozważasz, czy co, ułożyć się temu panu jako wycieraczka pod stopami, byle mieć związek?

Może dlatego że przez cały związek byłam naiwną babą która wierzyła że on się zmieni.

chyba na gorsze?

krolowamargot napisał(a):

brunetka1990 napisał(a):

krolowamargot napisał(a):

brunetka1990 napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

brunetka1990 napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

MizEatAlot napisał(a):

brunetka1990 napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Przeczytalam jakas 1/3, reszty nie dalam rady. Obydwoje jestescie zdrowo rabnieci. 

Czemu obydwoje? Weź pod uwagę że ja jestem z dysfunkcyjnej rodziny w której przemoc psychiczna i emocjonalna była na porządku dziennym ze strony ojca.

I wszystko jasne. Zaburzony facet zmanipulował Cię love-bombingiem, a Ty masz swoje traumy nieprzepracowane, więc nie umiałaś się bronić. 

A ja bym na to trochę z innej strony popatrzyła. Jeśli ona jest z dysfunkcyjnej rodziny, to pewnie nie jedno widziała na co dzień i część z tych rzeczy nieświadomie może traktować jako normalne lub nie takie złe, więc część jego zachowań mogła jej się nawet nie rzucić w oko, że on ma coś z beretem nie tak. Myślę, że osoba wychowana w zdrowo funkcjonującej rodzinie od razu takie rzeczy wychwyci jako że są dziwne. To jest tak jak rodzice rzucają "qrwami" na prawo i lewo, to dla dzieci to normalne. U mnie w domu nie używało się wulgaryzmów i dla mnie jak rodzic mówi do dziecka "sprdalaj" (a mam takich w rodzinie dalszej) to mi się osobiście to nie mieści w głowie i dla mnie to już patologia. A dla kogoś przyzwyczajonego - ot zwykła rozmowa ojca z dzieckiem. Myślę że tu podobnie to działa. Jak się od małego opatrzysz, to części rzeczy nie dostrzegasz jako niepokojące. Oczywiście masa rzeczy rzuci się w oko, ale te powiedzmy takie mniej kontrowersyjne już nie, a dla innej osoby to już będzie bardzo czerwona lampka, żeby uciekać.

No właśnie tak było. Przez moją rodzinę w której swoją drogą ojciec też do mnie mówił sp**rdalaj i różne przykre rzeczy ja mam większą tolerancję na chore zachowania. Nawet jak świadomie wiem że bym z takim człowiekiem nie chciała być to moja podświadomość mnie do niego ciągnęła bo to kopia mojego ojca. Dla mnie takie zachowania są swego rodzaju "bezpieczne" bo ja je znam, ja nie wiem jak to jest być szczęśliwą i dobrze traktowaną. Te okruchy miłości z jego strony właśnie wydawały mi się prawdziwym uczuciem z powodu moich kiepskich wzorców wyciągniętych z domu. Ja starałam się coraz bardziej żeby "zasłużyć" na jego miłość i dobre chwile.

Grunt że zdałaś sobie z tego sprawę. On się też nauczył, że co by nie zrobił, jakiego by focha nie strzelił, to Ty jesteś osobą, która pierwsza wyciągnie rękę. Podejrzewam, że jego byłe dziewczyny były z normalnych domów i szybciej to dostrzegły, bo dla nich pewne zachowania były niedopuszczalne. A z Tobą mu się udawało i mógł sobie pozwalać. Także nie dawaj żadnych szans, nie przepraszaj, nie próbuj się pogodzić. On tak ma i tego nie zmienisz, szczególnie, że nie wiesz jak, bo do tej pory to Ty wyciągałaś rękę na zgodę a on mógł się czuć jako wygrany. W normalnym związku nie ma wygranych i przegranych. Obie strony starają się tak samo. Kto spierniczy ten przeprasza. W zdrowym związku nie ma wyzywania się i mówienia sobie sprdalaj. Jestem z mężem 15 lat i w życiu nie powiedziałam do niego takich słów ani takich nie usłyszałam a czasem kłótnie były poważne i emocje brały górę ale mimo wszystko były jakieś granice. W normalnym związku nawet jak się pokłócisz, to potem rozmawiacie. Nie zamiatacie sprawy pod dywan i jakoś to będzie. Nie będzie, bo przemilczane sprawy zawsze siedzą z tyłu głowy. On swojej winy nie widzi, bo zawsze Tobie kazał się płaszczyć i tak samo oczernia byłe dziewczyny, bo według niego nic złego nie zrobił i jak sama wspomniałaś to on był według siebie ofiarą. 

Ja stopniowo te granice przesuwałam. W zasadzie można powiedzieć że straciłam siebie. Z pewnej siebie, wesołej kobiety stałam się emocjonalnym wrakiem człowieka. Co najlepsze ja zawodowo jestem ogarnięta a związałam się z facetem który ani stabilnej pracy, ani finansów, ciągłe problemy. Kupowanie na kredyt pierdół jak felgi do auta bo on musi mieć a przyszłości mówienie że ja będę zarządzać naszymi pieniędzmi bo on nie umie.

Ja w pewnym momencie miałam myśli samobójcze nie miałam ochoty wstawać z łóżka. Każde jego zachowanie, smsy jak tylko widziałam że coś jest nie tak powodowały u mnie lęk że za chwilę mnie zostawi albo mi dowali. Ja dostawałam ataków paniki, miałam problemy z sercem i żoładkiem. Bardzo wysoki poziom kortyzolu, trądzik. Do dzisiaj biorę leki na depresję.

Ja też widzę pewną dość chyba istotną rzecz. Ja w końcu przerwałam schemat. Nie biegam za nim, nie piszę, nie błagam o rozmowę i miłość i teraz widzę że z jego strony jest cisza jak ja tego nie robię. Czyli mogę założyć że gdybym cały poprzedni rok za nim nie biegała to już dawno miałabym spokój bo jemu wcale na mnie nie zależało.

a możesz mi powiedzieć, dlaczego mając objawy somatyczne permanentnego stresu, depresji, Ty w ogóle pytasz, czy z tej relacji cokolwiek jeszcze będzie? Mnie to zastanawia - wiesz, że Ci to zaszkodziło, na wszystko, a Ty jeszcze rozważasz, czy co, ułożyć się temu panu jako wycieraczka pod stopami, byle mieć związek?

Może dlatego że przez cały związek byłam naiwną babą która wierzyła że on się zmieni.

chyba na gorsze?

No teraz już wiem, że na gorsze bo każde jego słowa z czasem były coraz bardziej przykre.

brunetka1990 napisał(a):

krolowamargot napisał(a):

brunetka1990 napisał(a):

krolowamargot napisał(a):

brunetka1990 napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

brunetka1990 napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

MizEatAlot napisał(a):

brunetka1990 napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Przeczytalam jakas 1/3, reszty nie dalam rady. Obydwoje jestescie zdrowo rabnieci. 

Czemu obydwoje? Weź pod uwagę że ja jestem z dysfunkcyjnej rodziny w której przemoc psychiczna i emocjonalna była na porządku dziennym ze strony ojca.

I wszystko jasne. Zaburzony facet zmanipulował Cię love-bombingiem, a Ty masz swoje traumy nieprzepracowane, więc nie umiałaś się bronić. 

A ja bym na to trochę z innej strony popatrzyła. Jeśli ona jest z dysfunkcyjnej rodziny, to pewnie nie jedno widziała na co dzień i część z tych rzeczy nieświadomie może traktować jako normalne lub nie takie złe, więc część jego zachowań mogła jej się nawet nie rzucić w oko, że on ma coś z beretem nie tak. Myślę, że osoba wychowana w zdrowo funkcjonującej rodzinie od razu takie rzeczy wychwyci jako że są dziwne. To jest tak jak rodzice rzucają "qrwami" na prawo i lewo, to dla dzieci to normalne. U mnie w domu nie używało się wulgaryzmów i dla mnie jak rodzic mówi do dziecka "sprdalaj" (a mam takich w rodzinie dalszej) to mi się osobiście to nie mieści w głowie i dla mnie to już patologia. A dla kogoś przyzwyczajonego - ot zwykła rozmowa ojca z dzieckiem. Myślę że tu podobnie to działa. Jak się od małego opatrzysz, to części rzeczy nie dostrzegasz jako niepokojące. Oczywiście masa rzeczy rzuci się w oko, ale te powiedzmy takie mniej kontrowersyjne już nie, a dla innej osoby to już będzie bardzo czerwona lampka, żeby uciekać.

No właśnie tak było. Przez moją rodzinę w której swoją drogą ojciec też do mnie mówił sp**rdalaj i różne przykre rzeczy ja mam większą tolerancję na chore zachowania. Nawet jak świadomie wiem że bym z takim człowiekiem nie chciała być to moja podświadomość mnie do niego ciągnęła bo to kopia mojego ojca. Dla mnie takie zachowania są swego rodzaju "bezpieczne" bo ja je znam, ja nie wiem jak to jest być szczęśliwą i dobrze traktowaną. Te okruchy miłości z jego strony właśnie wydawały mi się prawdziwym uczuciem z powodu moich kiepskich wzorców wyciągniętych z domu. Ja starałam się coraz bardziej żeby "zasłużyć" na jego miłość i dobre chwile.

Grunt że zdałaś sobie z tego sprawę. On się też nauczył, że co by nie zrobił, jakiego by focha nie strzelił, to Ty jesteś osobą, która pierwsza wyciągnie rękę. Podejrzewam, że jego byłe dziewczyny były z normalnych domów i szybciej to dostrzegły, bo dla nich pewne zachowania były niedopuszczalne. A z Tobą mu się udawało i mógł sobie pozwalać. Także nie dawaj żadnych szans, nie przepraszaj, nie próbuj się pogodzić. On tak ma i tego nie zmienisz, szczególnie, że nie wiesz jak, bo do tej pory to Ty wyciągałaś rękę na zgodę a on mógł się czuć jako wygrany. W normalnym związku nie ma wygranych i przegranych. Obie strony starają się tak samo. Kto spierniczy ten przeprasza. W zdrowym związku nie ma wyzywania się i mówienia sobie sprdalaj. Jestem z mężem 15 lat i w życiu nie powiedziałam do niego takich słów ani takich nie usłyszałam a czasem kłótnie były poważne i emocje brały górę ale mimo wszystko były jakieś granice. W normalnym związku nawet jak się pokłócisz, to potem rozmawiacie. Nie zamiatacie sprawy pod dywan i jakoś to będzie. Nie będzie, bo przemilczane sprawy zawsze siedzą z tyłu głowy. On swojej winy nie widzi, bo zawsze Tobie kazał się płaszczyć i tak samo oczernia byłe dziewczyny, bo według niego nic złego nie zrobił i jak sama wspomniałaś to on był według siebie ofiarą. 

Ja stopniowo te granice przesuwałam. W zasadzie można powiedzieć że straciłam siebie. Z pewnej siebie, wesołej kobiety stałam się emocjonalnym wrakiem człowieka. Co najlepsze ja zawodowo jestem ogarnięta a związałam się z facetem który ani stabilnej pracy, ani finansów, ciągłe problemy. Kupowanie na kredyt pierdół jak felgi do auta bo on musi mieć a przyszłości mówienie że ja będę zarządzać naszymi pieniędzmi bo on nie umie.

Ja w pewnym momencie miałam myśli samobójcze nie miałam ochoty wstawać z łóżka. Każde jego zachowanie, smsy jak tylko widziałam że coś jest nie tak powodowały u mnie lęk że za chwilę mnie zostawi albo mi dowali. Ja dostawałam ataków paniki, miałam problemy z sercem i żoładkiem. Bardzo wysoki poziom kortyzolu, trądzik. Do dzisiaj biorę leki na depresję.

Ja też widzę pewną dość chyba istotną rzecz. Ja w końcu przerwałam schemat. Nie biegam za nim, nie piszę, nie błagam o rozmowę i miłość i teraz widzę że z jego strony jest cisza jak ja tego nie robię. Czyli mogę założyć że gdybym cały poprzedni rok za nim nie biegała to już dawno miałabym spokój bo jemu wcale na mnie nie zależało.

a możesz mi powiedzieć, dlaczego mając objawy somatyczne permanentnego stresu, depresji, Ty w ogóle pytasz, czy z tej relacji cokolwiek jeszcze będzie? Mnie to zastanawia - wiesz, że Ci to zaszkodziło, na wszystko, a Ty jeszcze rozważasz, czy co, ułożyć się temu panu jako wycieraczka pod stopami, byle mieć związek?

Może dlatego że przez cały związek byłam naiwną babą która wierzyła że on się zmieni.

chyba na gorsze?

No teraz już wiem, że na gorsze bo każde jego słowa z czasem były coraz bardziej przykre.

Dlatego zrób to dla siebie i skończ to. Trzymaj się i nie odzywaj się do niego. Nie próbuj nic wyjaśniać, bo nie ma czego. Być może najdzie Cię myśl, że chciałabyś pewnego rodzaju zakończenia i odezwiesz się pierwsza, ale nie rób tego. Bo znowu Ci zamydli oczy. Może być też tak, że jak on zobaczy, że się nie odzywasz, to się sam odezwie (byc może nie, ale nie wykluczajmy tego). Nie myśl wtedy tylko, że on sobie przemyślał i skoro sam się odezwał to zrozumiał swój błąd! Nic z tych rzeczy. On się nie zmieni choć możesz odnieść takie wrażenie jeśli raz w życiu odezwie się pierwszy. Nie. Skoro do tej pory z czasem było tylko gorzej, to zapewne tym razem też tak będzie. Odetnij się całkowicie. Nie odpisuj, nie oddzwaniaj. I tak jak dziewczyny radzą - idź na terapię. Ogarnij siebie, swoją psychikę, przepracuj przeszłość. Ten facet nie przyniesie Ci nic dobrego. W związku się fruwa a nie stacza coraz bardziej na dno. Jeśli sama widzisz, że w trakcie związku z nim Twoja psychika podupadła, to znaczy, ze to był toksyczny związek.

Pasek wagi

Wszystkie te kobiety w porę ogarnęły,że facet jest psychiczny i zwiały, pewnie żadna go nie zdradziła. A jeśli w tej policji pracował to też wyleciał i teraz gada,że on tam nie chciał pracować. Facet jest mega toksyczny, i ma poważne zaburzenia. Po co ci to dziewczyno.

Karolka_83 napisał(a):

brunetka1990 napisał(a):

krolowamargot napisał(a):

brunetka1990 napisał(a):

krolowamargot napisał(a):

brunetka1990 napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

brunetka1990 napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

MizEatAlot napisał(a):

brunetka1990 napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Przeczytalam jakas 1/3, reszty nie dalam rady. Obydwoje jestescie zdrowo rabnieci. 

Czemu obydwoje? Weź pod uwagę że ja jestem z dysfunkcyjnej rodziny w której przemoc psychiczna i emocjonalna była na porządku dziennym ze strony ojca.

I wszystko jasne. Zaburzony facet zmanipulował Cię love-bombingiem, a Ty masz swoje traumy nieprzepracowane, więc nie umiałaś się bronić. 

A ja bym na to trochę z innej strony popatrzyła. Jeśli ona jest z dysfunkcyjnej rodziny, to pewnie nie jedno widziała na co dzień i część z tych rzeczy nieświadomie może traktować jako normalne lub nie takie złe, więc część jego zachowań mogła jej się nawet nie rzucić w oko, że on ma coś z beretem nie tak. Myślę, że osoba wychowana w zdrowo funkcjonującej rodzinie od razu takie rzeczy wychwyci jako że są dziwne. To jest tak jak rodzice rzucają "qrwami" na prawo i lewo, to dla dzieci to normalne. U mnie w domu nie używało się wulgaryzmów i dla mnie jak rodzic mówi do dziecka "sprdalaj" (a mam takich w rodzinie dalszej) to mi się osobiście to nie mieści w głowie i dla mnie to już patologia. A dla kogoś przyzwyczajonego - ot zwykła rozmowa ojca z dzieckiem. Myślę że tu podobnie to działa. Jak się od małego opatrzysz, to części rzeczy nie dostrzegasz jako niepokojące. Oczywiście masa rzeczy rzuci się w oko, ale te powiedzmy takie mniej kontrowersyjne już nie, a dla innej osoby to już będzie bardzo czerwona lampka, żeby uciekać.

No właśnie tak było. Przez moją rodzinę w której swoją drogą ojciec też do mnie mówił sp**rdalaj i różne przykre rzeczy ja mam większą tolerancję na chore zachowania. Nawet jak świadomie wiem że bym z takim człowiekiem nie chciała być to moja podświadomość mnie do niego ciągnęła bo to kopia mojego ojca. Dla mnie takie zachowania są swego rodzaju "bezpieczne" bo ja je znam, ja nie wiem jak to jest być szczęśliwą i dobrze traktowaną. Te okruchy miłości z jego strony właśnie wydawały mi się prawdziwym uczuciem z powodu moich kiepskich wzorców wyciągniętych z domu. Ja starałam się coraz bardziej żeby "zasłużyć" na jego miłość i dobre chwile.

Grunt że zdałaś sobie z tego sprawę. On się też nauczył, że co by nie zrobił, jakiego by focha nie strzelił, to Ty jesteś osobą, która pierwsza wyciągnie rękę. Podejrzewam, że jego byłe dziewczyny były z normalnych domów i szybciej to dostrzegły, bo dla nich pewne zachowania były niedopuszczalne. A z Tobą mu się udawało i mógł sobie pozwalać. Także nie dawaj żadnych szans, nie przepraszaj, nie próbuj się pogodzić. On tak ma i tego nie zmienisz, szczególnie, że nie wiesz jak, bo do tej pory to Ty wyciągałaś rękę na zgodę a on mógł się czuć jako wygrany. W normalnym związku nie ma wygranych i przegranych. Obie strony starają się tak samo. Kto spierniczy ten przeprasza. W zdrowym związku nie ma wyzywania się i mówienia sobie sprdalaj. Jestem z mężem 15 lat i w życiu nie powiedziałam do niego takich słów ani takich nie usłyszałam a czasem kłótnie były poważne i emocje brały górę ale mimo wszystko były jakieś granice. W normalnym związku nawet jak się pokłócisz, to potem rozmawiacie. Nie zamiatacie sprawy pod dywan i jakoś to będzie. Nie będzie, bo przemilczane sprawy zawsze siedzą z tyłu głowy. On swojej winy nie widzi, bo zawsze Tobie kazał się płaszczyć i tak samo oczernia byłe dziewczyny, bo według niego nic złego nie zrobił i jak sama wspomniałaś to on był według siebie ofiarą. 

Ja stopniowo te granice przesuwałam. W zasadzie można powiedzieć że straciłam siebie. Z pewnej siebie, wesołej kobiety stałam się emocjonalnym wrakiem człowieka. Co najlepsze ja zawodowo jestem ogarnięta a związałam się z facetem który ani stabilnej pracy, ani finansów, ciągłe problemy. Kupowanie na kredyt pierdół jak felgi do auta bo on musi mieć a przyszłości mówienie że ja będę zarządzać naszymi pieniędzmi bo on nie umie.

Ja w pewnym momencie miałam myśli samobójcze nie miałam ochoty wstawać z łóżka. Każde jego zachowanie, smsy jak tylko widziałam że coś jest nie tak powodowały u mnie lęk że za chwilę mnie zostawi albo mi dowali. Ja dostawałam ataków paniki, miałam problemy z sercem i żoładkiem. Bardzo wysoki poziom kortyzolu, trądzik. Do dzisiaj biorę leki na depresję.

Ja też widzę pewną dość chyba istotną rzecz. Ja w końcu przerwałam schemat. Nie biegam za nim, nie piszę, nie błagam o rozmowę i miłość i teraz widzę że z jego strony jest cisza jak ja tego nie robię. Czyli mogę założyć że gdybym cały poprzedni rok za nim nie biegała to już dawno miałabym spokój bo jemu wcale na mnie nie zależało.

a możesz mi powiedzieć, dlaczego mając objawy somatyczne permanentnego stresu, depresji, Ty w ogóle pytasz, czy z tej relacji cokolwiek jeszcze będzie? Mnie to zastanawia - wiesz, że Ci to zaszkodziło, na wszystko, a Ty jeszcze rozważasz, czy co, ułożyć się temu panu jako wycieraczka pod stopami, byle mieć związek?

Może dlatego że przez cały związek byłam naiwną babą która wierzyła że on się zmieni.

chyba na gorsze?

No teraz już wiem, że na gorsze bo każde jego słowa z czasem były coraz bardziej przykre.

Dlatego zrób to dla siebie i skończ to. Trzymaj się i nie odzywaj się do niego. Nie próbuj nic wyjaśniać, bo nie ma czego. Być może najdzie Cię myśl, że chciałabyś pewnego rodzaju zakończenia i odezwiesz się pierwsza, ale nie rób tego. Bo znowu Ci zamydli oczy. Może być też tak, że jak on zobaczy, że się nie odzywasz, to się sam odezwie (byc może nie, ale nie wykluczajmy tego). Nie myśl wtedy tylko, że on sobie przemyślał i skoro sam się odezwał to zrozumiał swój błąd! Nic z tych rzeczy. On się nie zmieni choć możesz odnieść takie wrażenie jeśli raz w życiu odezwie się pierwszy. Nie. Skoro do tej pory z czasem było tylko gorzej, to zapewne tym razem też tak będzie. Odetnij się całkowicie. Nie odpisuj, nie oddzwaniaj. I tak jak dziewczyny radzą - idź na terapię. Ogarnij siebie, swoją psychikę, przepracuj przeszłość. Ten facet nie przyniesie Ci nic dobrego. W związku się fruwa a nie stacza coraz bardziej na dno. Jeśli sama widzisz, że w trakcie związku z nim Twoja psychika podupadła, to znaczy, ze to był toksyczny związek.

Toksyczny i chyba przemocowy bo mi to podchodzi pod przemoc psychiczną jak czytam o niej w Internecie i pod szantaż emocjonalny.

Radzę go poblokować gdzie się da, żeby nie miał możliwości znów narobić Ci bajzlu. 

Pasek wagi

Beiba napisał(a):

Wszystkie te kobiety w porę ogarnęły,że facet jest psychiczny i zwiały, pewnie żadna go nie zdradziła. A jeśli w tej policji pracował to też wyleciał i teraz gada,że on tam nie chciał pracować. Facet jest mega toksyczny, i ma poważne zaburzenia. Po co ci to dziewczyno.

No właśnie podobno zwolnił się sam i nienawidził policji. Jak się otwierało szafkę u niego w mieszkaniu to na widoku były emblematy z policji i metalowa pała i jakieś strony o policji w polubieniach na facebooku. Do tego dochodziło ciągłe gadanie o policji, np jak to kiedyś razem z kolegą zbili pałami jakiś gości za coś (chyba był to powód że ściągneli szalik jakiemuś dzieciakowi z szyi z jakiegoś klubu piłkarskiego) do tego stopnia że oni aż błagali żeby przestali. 

Nie wiem czy tak robi osoba która nienawidzi takiej instytucji i pracy tam.

Napisalas wymarzony... a w opisie  pelno czerownych flag. Widac inne babki szybko go rozpracowaly. A biedny misio zalil sie na zdrady. Pewnie o Tobie juz kraza jakies dziwne historie, zebys sie nie zdziwila. Przeciez sam przynal sie, ze prosil o klamstwo znajomych. Tacy ludzie nie maja zasad i bede kity wciskac na kazdym kroku.

'maly kut@s' o kocie?-  wystawilabym za drzwi po takim tekscie. 35lat, ale kompletnie nie potrafi sie zachowac ani ustawic swoich priorytetow wzgledem pracy, mamusi, domu itd. 

Wydrukuj sobie wypowiedzi forumowiczek - nie pozwol temu typowi wrocic do siebie pod plaszczykiem wielkiej zmiany i slodkich slowek. Nawet nie mysl, ze  on to sobie wszysko pouklada i zrozumie bledy. Nie, to jakis psychol. Moze grac cudowna przemiane, ale to bedzie wyrachowanie. On  nie jest taki  glupi. Inne babki uciekaly po 3miesiacach. Latka jemu tez leca, a kobiety sa coraz bardziej swiadome i stawiaja swoje wymagania. I bardzo dobrze. 

Masz 30lat, to wciaz duzo czasu na normalny zwiazek. I tak naprawde sa jeszcze normlani, fajni i wolni faceci. Nie wolno zatrzymywac sie przy zgnilym jablku i liczyc na cud. 

Jak te czerwone flagi nie sa dla Ciebie czytelne, to moze warto jakas terapie rozwazyc. Jest duzo psychologow online, ze mozna umowic sie na skype, tylko poszukaj aby to byl prawdziwy psycholog czy moze z polecenia. Ja tez moge kogos polecic online jak cos na prv.  (Wroclaw)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.