Temat: Teście niedowytrzymania

Hej dziewczyny :) Chcę się troche wygadać anonimowo... Od 3 lat z mężem mamy napięta relacje z tesciami. Zaczęło się od jednej kłótni w której teściu powyzywał nas, na mnie nawet powiedział 'szm*ato' i startował z rękami...Mieszkalismy w jednym domu z nimi i bratem z żoną nie mielismy nawet swojej własnej kuchni. Po kłótni wyprowadzilismy się na bloki z 3 miesięcznym synkiem, nie chcieli nas znac ani malego... Po 2 latach ja wymiekłam poniewaz bylo szkoda mojego męża, mają rodzinną firmę... Oni utrzymują rodzicow ktorzy nic w niej nie robia mają swoich dwóch synow jako pracownikow a nawet nie opłacają za nich składek po prostu pracują u nich od samego rana do wieczora na czarno... Obok domu ktorego kiedys mieszkalismy mieszkala babcia, zmarła akurat kiedy wyprowadzilismy sie na bloki.. Po kłótni kiedy sie juz z nimi pogodziłam, mąż namowil mnie do wyprowadzki do domu po babci na tym samym placu... Teraz nagle wielkie dziadki, wnuk niby dla nich najwazniejszy, a co najgorsze dziecko polubilo ich bardziej, wprost woli z nimi przebywac niz ze mną, bo mu mniej pozwolę i jest płacz ze nie moze biegac z nimi na placu. Dziecko mowi do mnie np takimi tekstami 'sio mama idz do auta' wydaje mi sie ze dwulatek musi to gdzies uslyszec żeby tak powiedzieć... Na placu caly czas chodzą tylko wymyslają co by nie zrobic żeby pokazac sie sąsiadą nawet tesciu powiedział że 'musi byc kims i jego nazwisko musi byc znane'... Próbowaliśmy z nimi juz gadać tyle razy żeby tesciu sie zmienil bo jest bardzo wybuchowy o wszystko ryczy, nerwy nawet o pierdołe jedzie z 'kur...' caly czas ze wszystkiego niezadowolenie... Co byscie zrobily na naszym miejscu ? Czy zostalybyscie w tym domu i dokladalybyscie do wszystkiego na placu gdyby nie bylo to na was przepisane? Płot u nas wgl nie wchodzi w gre, byli by zbulwersowani.... Tutaj liczy sie tylko praca zdrowie w ogole...Byla niedawno sytuacja mąż mial nogę jak balon a ani jeden rodzic ani drugi nie powiedzial ze ma odpocząć ze za niego popracują a nie są niezdolni do pracy i jeszcze dosc daleko do emerytury... juzcnie wytrzymuje nerwowo z tym wszystkim, a oni i tak niczego nie rozumieja twierdza ze oni nie rozumieja w tych czasach młodych... Czy to ja wariuje ? 

maz robi na czarno i laduje pieniadze w nieswoja firme. Moze trzeba go oswiecic ze jak tak pociagnie dalej to nie dosc ze nie dostanie emerytury to jeszcze jest mozliwosc ze nic mu z tej firmy nie skapnie. Juz widzialam takie sytuacje gdy wszycy ladowali kase w dom bo liczyli na spadek a na koniec osoba ten dom i caly majatek stracila za dlugi. Wyprowadzic sie, znalezc prace i myslec o sobie. Tyle. 

wyprowadzic sie i zyc na swoj rachunek i przestac z takimi rosszczeniami bo to wasza wina.

dziadkowie jak beda chceli miec kontakt  wnukiem to beda miec a jak nie to tez bez laski

Pasek wagi

Ja napiszę, jak widzę wasza sytuacje i jak wyglądało to u mnie, a wnioski proszę wyciągnąć na spokojnie samemu..

Jesteście młodzi, macie male dziecko (Ale już nie malutkie) i mieszkacie u teściów. Nie mieszkacie już w jednym budynku ze wspólną kuchnią jak na samym początku, ale w budynku, który jest ich własnością, a który ma wspólne podwórko z ich domem. Twój mąż i jego brat pracują bez umowy w firmie  która jest własnością teściów. To nie jest praca na czarno, tylko jakoś tam uregulowane prawnie jako pomoc  członkom rodzinie. Zyskami z działalności się teście dziela, ale na papierze nie jest możliwe pójście na l4 itp. Ty nie pracujesz, zajmujesz się dzieckiem, którego nie chcecie oddać do żłobka. Tesc jest głową rodziny i interesu i generalnie wszystko jest pod jego dyktando. Twojemu mężowi taki układ odpowiadał dopoki nie pojawilas się ty i nie zaczęłaś mu otwierać oczu. Ale po tym "otwarciu oczu" i wyprowadzce na bloki i tak dążył do powrotu poprzedniego układu. I właściwie wrociliscie do punktu wyjścia..  

U mnie było dość podobnie: mieliśmy z mężem po dwadziescia kilka lat, jak wzięliśmy ślub. Z miłości, żadnego przymusowego ślubu nie bylo, bo dziecko w drodze :) Oboje pracowaliśmy,  ale zdecydowaliśmy się zamieszkać z treściami, bo "dom duży, bo my sami to nie utrzymamy go na starość,  bo po co będziecie wydawać na wynajem albo brać kredyt na budowe" itp. Mieliśmy do dyspozycji 2pokoje,wspólną kuchnia i lazienka. I teściowa, która rządziła wszystkim :) Od samego początku duzo rozmawialiśmy i ustaliliśmy podział rachunków, a duże zakupy (opal) też dzielilismy. Kiedy przyszła pora na jeszcze większe inwestycje (zmiana dachu i przygotowanie klatki schodowej tak, żeby zrobić oddzielne wejście dla nas) też usiedlismy do wspólnej rozmowy, która wszystko zmieniła . Do tego momentu, czyli przez 1,5 roku żyło nam się względnie zgodnie, bez klotni. Przedstawiliśmy naszą propozycję,  czyli pokrywamy wszystkie koszty sami, ale chcielibyśmy,  żeby stać się właścicielami nieruchomości: albo całości, albo robimy rodzial prawnie na dwa mieszkania, oni są właścicielami swojej części plus część gruntu i my tak samo, a z podwórka korzystamy i tak wspólnie.  Tesciowie przedstawili swoją propozycje: remont finansujemy my, ale żadnego przepisywania własności nie będzie,dopiero za jakiś czas zrobia testament i po śmierci obojga właścicielami mielibyśmy się stać my. Na taki układ my się zgodzić nie chcieliśmy, oni zdania zmienić nie chcieli, więc wyprowadziliśmy się stamtąd biorąc kredyt hipoteczny i kupując mieszkanie w bloku (za rok kończymy splacac). Nie zdążyliśmy się poklocic, wyprowadziliśmy się w odpowiednim momencie nie psujac relacji rodzinnych. Trochę mój mąż "tesknil" za poprzednim układem , z czasem jednak zauważył plusy mieszkania oddzielnie i po odwiedzinach u teściów czy też u moich rodziców mówi, że jak to dobrze, że wracamy do siebie, gdzie nikt nam nad głową nie sleczy i nie narzuca swoich przekonań i racji.. Aktualnie z treściami mieszka brat męża z żoną i dziećmi, dom prawnie należy do teściów, remont finalnie tesciowie przeprowadzili sami go finansujac i biorąc na to kredyt. Zona brata kiedy tylko może jedzie z dziećmi do swoich rodziców na weekend ,  przed wszystkimi robi dobra mine do złej gry, ale wszyscy dobrze wiemy,że ucieklaby z domu teściów gdzie pieprz rośnie i już.. Ale mają małe dzieci, jedno chodzi do przedszkola (oni zawoza, tescie odbieraja), a drugim dzieckiem opiekują się tesciowie na co dzień, bo jak to do żłobka oddać dziecko itp. Brat z żoną oboje pracują, ale finansowo nie udźwigną aktualnie tego, żeby wyprowadzić się od teściów. Nie zazdroszczę im tego  że tkwią w takim układzie, ja wolę mieszkać w bloku i na swoim :)

W tych naszych dwóch historiach jest duzo podobieństw. Nikt nie powie,że masz zrobić tak czy inaczej, ale najlepszym rozwiązaniem jest spokojna rozmowa,  najpierw z własny m mężem, a potem na  spokojnie zteściami i ustalenie, co dalej. Tkwienie w zawieszeniu spowoduje narastanie napięcia i kiedyś ktoś wybuchnie..

angelika1458 napisał(a):

Hej dziewczyny :) Chcę się troche wygadać anonimowo... Od 3 lat z mężem mamy napięta relacje z tesciami. Zaczęło się od jednej kłótni w której teściu powyzywał nas, na mnie nawet powiedział 'szm*ato' i startował z rękami...Mieszkalismy w jednym domu z nimi i bratem z żoną nie mielismy nawet swojej własnej kuchni. Po kłótni wyprowadzilismy się na bloki z 3 miesięcznym synkiem, nie chcieli nas znac ani malego... Po 2 latach ja wymiekłam poniewaz bylo szkoda mojego męża, mają rodzinną firmę... Oni utrzymują rodzicow ktorzy nic w niej nie robia mają swoich dwóch synow jako pracownikow a nawet nie opłacają za nich składek po prostu pracują u nich od samego rana do wieczora na czarno... Obok domu ktorego kiedys mieszkalismy mieszkala babcia, zmarła akurat kiedy wyprowadzilismy sie na bloki.. Po kłótni kiedy sie juz z nimi pogodziłam, mąż namowil mnie do wyprowadzki do domu po babci na tym samym placu... Teraz nagle wielkie dziadki, wnuk niby dla nich najwazniejszy, a co najgorsze dziecko polubilo ich bardziej, wprost woli z nimi przebywac niz ze mną, bo mu mniej pozwolę i jest płacz ze nie moze biegac z nimi na placu. Dziecko mowi do mnie np takimi tekstami 'sio mama idz do auta' wydaje mi sie ze dwulatek musi to gdzies uslyszec żeby tak powiedzieć... Na placu caly czas chodzą tylko wymyslają co by nie zrobic żeby pokazac sie sąsiadą nawet tesciu powiedział że 'musi byc kims i jego nazwisko musi byc znane'... Próbowaliśmy z nimi juz gadać tyle razy żeby tesciu sie zmienil bo jest bardzo wybuchowy o wszystko ryczy, nerwy nawet o pierdołe jedzie z 'kur...' caly czas ze wszystkiego niezadowolenie... Co byscie zrobily na naszym miejscu ? Czy zostalybyscie w tym domu i dokladalybyscie do wszystkiego na placu gdyby nie bylo to na was przepisane? Płot u nas wgl nie wchodzi w gre, byli by zbulwersowani.... Tutaj liczy sie tylko praca zdrowie w ogole...Byla niedawno sytuacja mąż mial nogę jak balon a ani jeden rodzic ani drugi nie powiedzial ze ma odpocząć ze za niego popracują a nie są niezdolni do pracy i jeszcze dosc daleko do emerytury... juzcnie wytrzymuje nerwowo z tym wszystkim, a oni i tak niczego nie rozumieja twierdza ze oni nie rozumieja w tych czasach młodych... Czy to ja wariuje ? 

jedno i drugie jak but, tylko nie wiem które bardziej, ty czy twój mąż.

1. Raczej nie widzę możliwości posiadania sympatycznej relacji z kimś kto nawet w złości nazwał mnie szmatą. 

2. Nie wyobrażam sobie zostawiać dziecka z dziadkami, którzy klną, są wybuchowi i maja niezdrowe zapędy ba ustawianie innym życia (powiedz mi, że oni regularnie nie piją)

3. Nie wyobrażam dobie partnerskiego związku z człowiekiem który mimo dorosłości nie potrafi postawić granic rodzicom. Nie wiem jak niskie poczucie wodnej wartości trzeba mniej żeby rodzice Ci dyktowali jak masz żyć. Jak mąż bedzie miał wypadek w pracy to co zrobisz? To co robią Twoi teście to zwyczajne oszustwo. To śmierdzi takim typem człowieka co jak ma firmę budowlaną to wywozu gruz do lasu bo ‚taniej’. Dla mnie to jest nieprzekraczalna granica. Śmierdzi toksycznym g****m na kilometr. 

4. Nigdy nie wylądowałabym się w mieszkanie na jednej posesji z teściami, a tu jeszcze dochodzi szwagier ze szwagierka. Sytuacja gdy niedokoszony trawnik jest okazją do przytyków i nieporozumień. 

Nie każdy musi iść na studia, nie każdy musi być prezesem, czasem ludzie maja ciężki start w życiu. Nie wierze jednak ze nawet w takiej sytuacji nie można wytyczyć sobie zdrowych granic. A zasada ‚teściowie (ani rodzice!!) nie dyktują mi jak mam żyć’ zdecydowanie do nich należy. 

Generalnie życie (twoje też) jest zdecydowanie zbyt krótkie aby użerać się z kimś do kogo nie pałam sympatią, kto nie życzy mi dobrze, i nie sprawia ze czyje się u siebie. Moi rodzice (fajni lidzie) odpuścili już dawno ustawianie mnie wedlug ich wizji swojej córki. Wióry leciały, a teraz mamy najlepsza relacje na świecie. Polecam. 

angelika1458 napisał(a):

Prosiatko.3 napisał(a):

Ja bym się zajęła tym, by wszystko było oficjalne, praca, czy nawet udziały w firmie, skoro teściowie są tylko właścicielami. Ogarnijcie najpierw biurokracje, później emocje. 

Edit: a nie, to działa na odwrót, najpierw trzeba własne emocje ogarnąć, dopiero później da się formalności 

Edit2: dzieci maja prawo się z dziadkami bawic, skoro ich lubią. To wy macie z nimi problem, nie dzieci. Moja rada jest: dorośnijcie, usiądzcie, przedstawcie teściom wasz plan z praca, firma, zamieszkaniem itd. Wtedy możecie działać. Jeśli z nimi się nie da, a chcecie coś zmienić, to działajcie sami. 

dzieci maja prawo z dziadkami, tak ale czy te dziadki znały to dziecko ? Czy chcieli go ? Jesli by tak bylo odwiedzili by, zapytali czy ma co jesc ? A oni co ? Po prostu olali. Z nimi nie ma mowy rozmawiac o takich rzeczach, ze mąż chce isc do normalnej pracy, bo kto by na nich pracował ? 

Twój mąż NIE MA OBOWIĄZKU pracować dla dobra swoich rodziców. Nie istniejemy aby utrzymywać rodziców, nie żyjemy alby zamartwiać się rodzicami, ani ich utrzymywać ani spełniać życzenia. 

Jestescie mlodzi i macie szanse z mezem ulozyc sobie zycie na wlasnych warunkach. Im dluzej maz zostanie w tej pracy i inwestuje w "nie swoje" warsztaty itp. tym ciezej bedzie mu to zostawic. Lepiej gdybyscie poszli na swoje i pracowali na umowach.. obecnie zycie to troche taka wegetacja, za pare lat Twoj syn tez bedzie to inaczej odbieral.. 

Pasek wagi

Muszą być bardzo bogaci ci dziadkowie skoro lubicie być ich niewilnikami. Ja bym tam nie mieszkała, tym bardziej  z dzieckiem. I nie pracowala na czarno...

a wy się tak zwyczajnie nie boicie, że pewnego dnia facet zachowuje albo będzie miał jakiś wypadek i za leczenie zapłacicie o wiele więcej niż do tej pory wsadziliście w te firmę czy domy? z tego chorego układu to trzeba się jak najszybciej wymiksować, Ty i on musicie znaleźć normalne prace, wyprowadzić się, dziecko wysłać do żłobka, a do dziadków przyjeżdżać raz na jakiś czas. zacznijcie żyć swoim życiem, weźcie odpowiedzialność za siebie to i rodzice męża nie będą problemem.

Nugent napisał(a):

angelika1458 napisał(a):

Prosiatko.3 napisał(a):

Ja bym się zajęła tym, by wszystko było oficjalne, praca, czy nawet udziały w firmie, skoro teściowie są tylko właścicielami. Ogarnijcie najpierw biurokracje, później emocje. 

Edit: a nie, to działa na odwrót, najpierw trzeba własne emocje ogarnąć, dopiero później da się formalności 

Edit2: dzieci maja prawo się z dziadkami bawic, skoro ich lubią. To wy macie z nimi problem, nie dzieci. Moja rada jest: dorośnijcie, usiądzcie, przedstawcie teściom wasz plan z praca, firma, zamieszkaniem itd. Wtedy możecie działać. Jeśli z nimi się nie da, a chcecie coś zmienić, to działajcie sami. 

dzieci maja prawo z dziadkami, tak ale czy te dziadki znały to dziecko ? Czy chcieli go ? Jesli by tak bylo odwiedzili by, zapytali czy ma co jesc ? A oni co ? Po prostu olali. Z nimi nie ma mowy rozmawiac o takich rzeczach, ze mąż chce isc do normalnej pracy, bo kto by na nich pracował ? 

Twój mąż NIE MA OBOWIĄZKU pracować dla dobra swoich rodziców. Nie istniejemy aby utrzymywać rodziców, nie żyjemy alby zamartwiać się rodzicami, ani ich utrzymywać ani spełniać życzenia. 

ja tu dorzuce jeszcze jedna mozliwosc , to ze autorka okresla prace meza jako wykorzystywanie i prace na rodzicow - to jest jej punkt widzenia i nie znamy dokladnie sytuacji. Znam kogos kto jest leniwy, niesamodzielny i nie jest w stanie zadnej pracy znalezc i utrzymac, w tej sytuacji prace u rodzicow traktuje jako wybawienie z tego "przymusu" bycia doroslym, czuje sie w takim ukladzie bezpiecznie (mimo ze warunki sa do d..). To ze godzi sie na takie warunki - bez zabezpieczenia ubezpieczenia i emerytury juz swiadczy o jego wielkiej "dojrzalosci". Myslacy czlowiek nie tkwil by w takim ukladzie, mogloby to byc jako jakis okres przejsciowy ale nie na lata. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.