- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
30 listopada 2020, 00:24
Cześć, właściwie sama nie wiem po co tutaj piszę. Chyba potrzebuje posłuchać historii kogoś innego, która w jakiś sposób była podoba. Może ktoś z was był w podobnej sytuacji dał szansę związkowi i wszystko jednak poszło w dobrą stronę i jest szczęśliwy? albo zakończył wszystko i uważa, że podjął dobrą decyzję?
Opiszę sytuację. Będzie długo. Więc z góry przepraszam. Na ostatnim roku studiów poznałam chłopaka przez internet, to było 4 lata temu.
Początki związku:
Plusy: Podobało mi się to, że można było z nim naprawdę fajnie pogadać, opowiadał mi ciekawe rzeczy. Wydawał mi się taką osobą przy której można się wiele dowiedzieć, dobrze mówił o swojej rodzinie, widać było, że ich ceni. Jestem rodzinna, więc to dla mnie ważne jakie relacje ma z bliskimi. Nie był zadufany w sobie, taki normalny, fajny chłopak. Jak już zaczęliśmy się spotykać to wiele się śmiałam, widać było, że wie czego chce. Podobało m się to. Nie zawsze jestem rozmowna, a rozmawiało nam się świetnie. Chłopak po studiach, robił właśnie podyplomówkę, pisał pracę na zaliczenie studiów. Bezrobotny, ale wiedziałam, że to raczej chwilowe, więc mnie to nie martwiło, a raczej myślałam, że fajnie, że chce to zrobić porządnie. Z biegiem czasu okazało się, że ma w sobie dużo ciepła i potrafi wspierać mnie w różnych decyzjach.
Minusy: Ubrany był raczej tak sobie, raczej nie był zbyt zadbany, ale wyszłam z założenia, że pewnie jest biednym studentem i zwyczajnie nie ma kasy. I, że to nie jest powód żeby kogoś skreślić. I, że jak sytuacja finansowa mu się poprawi, skończy studia, pójdzie do pracy, zacznie zarabiać to będzie lepiej. Nie podobało mi się to, że seks był z jego strony dość egoistyczny. Nie do końca był zainteresowany tym czy mnie było dobrze. Miał chęć cały czas, ale ja czułam się traktowana dość przedmiotowo i zaczęłam sugerować, że potrzebuje przyjemności też dla mnie. Niby cośtam się starał żeby było lepiej, ale przyjemności zazwyczaj nie było, a potem seksu w ogóle było mniej. Moja rodzina nie była zachwycona moim wyborem partnera, musiałam trochę usprawiedliwiać swoją decyzję. Na początku nie do końca podobało mi się to, że trochę wymuszał zostawanie u mnie na noc, i nie domyślał się, że skoro przychodzi do mnie regularnie, nie kupuje jedzenia a bywa u mnie parę dni w tygodniu to mocno obciąża mój budżet.
Po 4 latach.
Wiem, że jest inteligentnym facetem, ale nie rozmawiamy już tak dużo, choć spędzamy ze sobą dużo czasu. Od dawna nie czuję już tego połączenia dusz. Wcale nie czuję, żeby ten związek pchał mnie gdzieś naprzód. Wkurzają mnie jego zainteresowania, bo nie potrafię wyzbyć się skojarzenia z niechlujstwem (samochodowe graty i mocno przykurzony prl). Pomimo tego, że dobrze zarabia (powyżej średniej krajowej) i ma perspektywy wzrostu zarobków w najbliższym czasie o kolejne 20 % to wciąż nie dba o siebie. Moje sugestie, że powinien sobie coś kupić zazwyczaj kończą się kłótnią. W ramach kompromisu kupuje wtedy coś (kolejny zakup dopiero przy kolejnej kłótni) Obecnie chodzi głównie w adidasach, które ma od tych 4 lat gdy się poznaliśmy i sztybletach, które przypuszczam, że dostał od rodziców 2 lata temu. Ma też swoje ulubione skosmacone szorty, które już nie były pierwszej nowości gdy się poznaliśmy. Chodzi na okrągło w tym samym, a mnie już nawet nie chce się poruszać tego tematu, bo wiem, że skończy się kłótnią. W związku z tym, że niedawno kupiłam mieszkanie miałam na czas remontu wprowadzić się do rodziców (2-3 miesiące), jemu skończyłaby się akurat umowa na mieszkanie i zamieszkalibyśmy razem niby u mnie, ale cały czas podkreślałam, że u nas (uważam, że z mojej strony jest to swego rodzaju deklaracja). Przez covida temat trochę się przeciągnął i remont kończymy (?) dopiero teraz. Pomieszkuję u niego trochę. Śpię tam parę dni w tygodniu, czasem on u mnie. Denerwuje mnie, że jest u niego brudno. Wiecznie nieumyte gary, niewyczyszczona toaleta, kurz nieścierany od miesięcy czy nalot w niektórych miejscach. A jak przyjdę do niego parę razy na noc, to przeciez nie zacznę tam latać ze ścierką i cifem, albo myć jego gary. Przez te 4 lata nie kupił sobie nowej pościeli (co nie byłoby problemem gdyby nie to, że ta też jest stara i skosmacona i ciągle mu o tym mówię). Od tych 4 lat nie kupił sobie również poduszki, więc gdy u niego śpię oddaje mi swoją, a on bierzę taką zwykłą, tapicerowaną poduszkę z kanapy. Jeśli chodzi o mieszkanie to przez długi czas miała wrażenie, że chociaż będziemy tam mieszkać razem to tylko mnie to obchodzi. Jasne, pomógł mi wynieść gruz i wywieźć go z mieszkania, przywieźć płytki, jeździ też ze mną po sklepach. Ale słyszałam też non stop, że to co będzie kupione to już bez różnicy, bo on się do wszystkiego przyzwyczai i będzie mu się podobać. Nie pokazał mi też nigdy co jemu się podoba. Powiedział też parę razy że jeśli chodzi o to czy o tamto to żebym nie myślała, że mi pomoże, bo się na tym nie zna. Ekip remontowych parę razy doglądał mój ojciec. Wiedząc, że się nie do końca znam zaoferował mi pomoc. Facet - cóż, nie. Jak go prosiłam żeby zajął się jednym tematem i raz wyszedł wcześniej i ogarnął coś na mieszkaniu (konsultacje odnośnie instalacji) bo ja już przez remont wybrałam prawie wszystkie dni urlopu, a przecież też tam będzie mieszkał. To powiedział, że nie da rady, u niego też z tym kiepsko (wziął 3 dni ot, tak w listopadzie, a w grudniu ma na pewno jeszcze 5 wolnych dni). Ja mam aktualnie 1 wolny dzień. Będziemy tam mieszkać razem, ale czułam się pozostawiona z tym sama. Rodzina zaczęłam mnie pytać czy jestem sponsorem mojego chłopaka albo czy on jest tylko asystentem od remontu czy kimś jeszcze. Dwa tygodnie temu zrobiłam mu z tego powodu awanturę, bo czułam się strasznie sama z tym wszystkim, to teraz trochę się ogarnął. Z jego strony nie ma deklaracji, powiedział mi ostatnio, że dołoży się 10 tysięcy do remontu (ot, jedyna deklaracja). Za wszystko płacę ja, ewentualne podpowiedzi są w stronę żeby kupować wszystko z wyższej półki i wyrzucić wszystko z mieszkania po starych właścicielach. Pół roku temu jak trochę się bałam, że może wpadliśmy bo spóźnił mi się okres to też powiedział, że nie jest gotowy na dziecko i nie wie kiedy będzie. Ja np. wiem, że za rok czy dwa to już będzie ten moment. Fajne jest to, że potrafi potrafi być ciepły i troskliwy, ale seksu teraz prawie nie ma (raz na miesiąc, najczęściej z mojej inicjatywy), przez co czuję się nieatrakcyjna. Jak u niego zaczęłam nocować to nie czuję już, że mnie objada, chętnie coś zamawia i kupuje sam, więc tutaj zaszła zmiana na plus. Czasem kupuje mi coś bez okazji i to też jest miłe. Dalej dba o rodzinę, ale w swoim domu rodzinnym nie jest mężczyzną tylko chłopcem. Boję się, że gdy założymy dom będę musiała mu matkować. Mówić co ma zrobić. Sam sobie nie gotuje, więc temat będzie zostawiony mnie, sprzątać nie potrafi (widać po mieszkaniu). Nie mam też takiego odczucia, że byłby dobrym ojcem. Prędzej, że strach byłoby zostawić z nim dziecko, bo zapomniałby je nakarmić (bo wyszedł z założenia, że on nie jest głodny to dziecko też nie, nieraz jest tak, że sam się naje niezdrowych rzeczy, których ja nł?e zjem i dziwi się, że ja jestem głodna). Potrafi też przyjść na rodzinne spotkanie z mojej strony i przez 5 godzin powiedzieć tylko dzień dobry i do widzenia i jakieś jedno zdanie jak już ktoś go o coś spyta.
Pomimo tego wszystkiego wydaje mi się, że to nie jest tak, że go już nie kocham i byłoby mi trudno skończyć tę relację. Jesteśmy ze sobą trochę czasu i to byłoby dziwne gdyby ta po prostu z niego zniknął. Przecież był codziennie. Czułabym się też parszywie, że tuż przed przeprowadzką do nowego mieszkania powiedziałabym mu, że się rozstajemy. Mógłby się poczuć wykorzystany, a tego bym nie chciała. Mimo wszystko jest to dobry chłopak. Boje się też, że gdy skończę ten związek to zostanę już sama jak palec, albo, że wolni faceci koło 30 to osoby, z którymi trudno będzie ułożyć sobie życie. A z drugiej strony boję się też, że na te prawdziwe deklaracje nigdy się nie doczekam, że będzie zawsze czas. Że za parę lat dalej będę mieć 30 parę lat i dalej będę słyszeć, że mnie kocha i chce sobie ze mną ułożyć życie i mieć dzieci (i na tym się będzie kończyć) i będzie ze mną mieszkał w naszym mieszkaniu, które będzie moje jak trzeba będzie coś załatwić. No ale może wszyscy faceci tacy są a ja wymagam za wiele.
Może ktoś z was był albo jest w podobnym związku? jesteście szczęśliwe? on się ogarnął?
Edytowany przez 30 listopada 2020, 00:41
30 listopada 2020, 01:37
A mieszkanie jest na Was czy tylko Twoje? Bo jesli on nie jest współwłaścicielem, to ja mu się raczej nis dziwie...tez nie inswestowalabym czasu, energii i pieniędzy w cos co nie jest moje/nasze. Takze ten...dziwię się, ze nawet te 10k zaoferował... Po czterech latach związku ludzie w poważnej relacji zazwyczaj myślą o kupnie czegoś razem...nie osobno. Wygląda na to, ze sama próbujesz siebie przekonać, ze ten związek jest wart ratowania, a tak naprawdę boisz się zostać sama będąc bliżej niz dalej 30stki I chyba mając świadomość swojego trudnego charakteru. A i on się wydaje nieogarnięty i z takim czlowiekiem, jakiego opisujesz, nie chciałabym być.
Mieszkanie jest na mnie, było kupione jak znaliśmy się 2 lata, więc wtedy zrozumiałe było, że niekoniecznie musi chcieć się angażować we wspólny kredyt. Teraz minęło już trochę czasu, a deklaracji poważnego związku brak. I to jest dla mnie trudne, bo mam wrażenie, że po prostu nie jestem dla niego ważna. Że ja się angażuję, czekam na wspólne życie, dom i rodzinę, a mogę się nigdy nie doczekać, bo ktoś się boi zaangażować, stracić czas i energię bo nie jest współwłaścicielem mieszkania.
30 listopada 2020, 03:13
Hej autorko - bardzo dużo z tego co piszesz mogę odnieść do mojego ex.
Trochę jakbym siebie czytała...
Ja podjęłam decyzje aby się rozstać (zajęło nam to ponad rok, bo próbowaliśmy to naprawić), ale już było za późno i no, to nie było to. Nie ma związków perfekcyjnych i trzeba czasem iść na kompromis ale wygląda mi na to że przerosłaś ten związek. Jesteście zbyt różni.
Miłość ma wiele twarzy... i miłość to nie wszystko. Związek z samej "miłości" nie przetrwa próby czasu... jest dla ciebie ważny i podejrzewam wiele z tym do czynienia ma przyzwyczajenie i ciepłe uczucia jakimi go darzysz, ale niewarto tkwić w czymś w czym źle się czujesz na dłuższą metę. Mimo że to dobry i kochający chłopak... Ja nadal mojego ex darzę miłością ale jest to inny rodzaj miłości jak na np. początku naszej znajomości... uczucia się zmieniają, życie i ludzie się zmieniają.
30 listopada 2020, 04:50
A mieszkanie jest na Was czy tylko Twoje? Bo jesli on nie jest współwłaścicielem, to ja mu się raczej nis dziwie...tez nie inswestowalabym czasu, energii i pieniędzy w cos co nie jest moje/nasze. Takze ten...dziwię się, ze nawet te 10k zaoferował... Po czterech latach związku ludzie w poważnej relacji zazwyczaj myślą o kupnie czegoś razem...nie osobno. Wygląda na to, ze sama próbujesz siebie przekonać, ze ten związek jest wart ratowania, a tak naprawdę boisz się zostać sama będąc bliżej niz dalej 30stki I chyba mając świadomość swojego trudnego charakteru. A i on się wydaje nieogarnięty i z takim czlowiekiem, jakiego opisujesz, nie chciałabym być.Mieszkanie jest na mnie, było kupione jak znaliśmy się 2 lata, więc wtedy zrozumiałe było, że niekoniecznie musi chcieć się angażować we wspólny kredyt. Teraz minęło już trochę czasu, a deklaracji poważnego związku brak. I to jest dla mnie trudne, bo mam wrażenie, że po prostu nie jestem dla niego ważna. Że ja się angażuję, czekam na wspólne życie, dom i rodzinę, a mogę się nigdy nie doczekać, bo ktoś się boi zaangażować, stracić czas i energię bo nie jest współwłaścicielem mieszkania.
A ty bys sie nie bała? On się moze angażować, spłacać z tobą kredyt czy tam remontować, pomagać fizycznie czy finansowo, a za kilka lat zostać z niczym, bo jego imię na umowie nie widnieje. Pytałaś go te 2 lata temu czy chciałby się angażować w kredyt z tobą czy tak po prostu ci sie wydawało, ze nie i tyle?
Rozmawialas z nim poważnie, tak na spokojnie o przyszlosci waszego zwiazku? Jakies konkrety, jak on to widzi?
nie bronię go, ale piszesz "ja sie angazuje"...a następnie, ze czekasz na deklarację...poza tym troche to tak wygląda jakbys jednak go wykorzystywała trochę.
Edytowany przez 30 listopada 2020, 04:54
30 listopada 2020, 06:07
Droga Autorko,
Skoro jesteś młoda (a jesteś) to zastanów się czy chcesz...
- być z kimś kogo nie podziwiasz, nie imponuje Ci, nie ciągnie Cię w gore, ale raczej tonuje i ściąga w dół ...
- z kimś kim nie możesz się pochwalić, kogo się zwyczajnie wstydzisz ( o ten w tłumie to MÓJ Mąż((?))
- z kimś, kto Cię nie szanuje, na tyle, by Oficjalnie Tobie powiedzieć, czy chce związku wolnego, czy w ciagu np. Roku się pobieracie.
Wyobraź sobie np ciaze i to ze masz złym człowiekiem wychować dziecko? Czy widzisz siebie leżąca przez pół roku w ciazy, a on dba o Ciebie? Czy raczej Ty podrywacz się z lozka i sprzątasz i dbasz o wszystko.
Mąż, ale też Żona, powinien, być wsparciem, osoba, która nas inspiruje i ciągnie w gore. Której się nie wstydzimy, tylko jesteśmy dumne, ze to NASZ mąż. Ktoś z kim się nie szarpiecie o brudne ubrania, tylko razem idziecie przez przeciwności losu.
nie bierzesz sobie chłopca z resocjalizacji. Ty masz mieć godnego Ciebie Męża i Ojca swoich dzieci, a nie człowieka z którym się ubierasz o brudne buciory!
I uwierz, gdy przychodzą dzieci na świat, one bardzo szybko w swoim środowisku zauważają, ze coś jest nie tak.
chcesz takiego wzorca dla swoich dzieci?
Moim zdaniem, facetowi jest wygodnie. Jest typowym leniem, który pogada jak to Cię kocha, może i wesprze gdy mu to wygodne, ale ma Cię w nosie.
Chcesz ciągnąć swoje życie na swoich barkach?
Serio?
30 listopada 2020, 07:19
Tak czysto intuicyjnie to mam wrażenie, że ty go nie kochasz i ci się nie podoba. Lubisz go i szanujesz, jasne, ale bardziej jesteś z nim z braku laku, boisz się, że będziesz sama, że inny się nie znajdzie, szkoda ci czasu który już na niego straciłaś, może trochę ci szkoda samego faceta, trochę mu współczujesz, bo w końcu jest z kobietą, której na nim nie zależy tak prawdziwie i ona chciałaby odejść jakby miała naprawdę fajną inną opcję.
A czy masz z nim być to ciężko powiedzieć, możliwe, że lepszy się nie znajdzie, i wtedy dopiero go docenisz, a może się znajdzie i odejście będzie najlepszą decyzją. W tej chwili to on jest bo jest. Myślę jednak, że po ślubie i dzieciach będzie z wami gorzej, nie będzie już żadnego powodu żeby go trzymać przy sobie, bo będziesz miała dzieci do kochania, a on będzie Ci tylko zawadzał i jeszcze chciał seksu, a przecież go nie pożądasz nawet teraz.
30 listopada 2020, 08:48
Powiem tak: lepiej być samemu, niż być z kimś nieodpowiednim. Jak jesteś sama, to zawsze masz jakąś perspektywę zmiany na lepsze i znalezienie kogoś, z kim będzie Ci po prostu dobrze. Jak jesteś z kimś i jest Ci źle, i jeszcze do tego pojawią się dzieciaki, to musisz wywrócić swoje życie do góry nogami, żeby zmienić cokolwiek. Ja wiem, że człowiek żałuje poświęconego czasu i przyzwyczaja się do konkretnej osoby, ale czasem naprawdę nie warto bać się zmian.
Kolejna sprawa: wszystko, co Cię teraz wkurza, z czasem będzie Cię wkurzać jeszcze bardziej. Wielokrotnie bardziej. A ciągłe natykanie się w domu na kogoś, na kogo ze złości nie możesz nawet patrzeć, to potężne obciążenie psychiczne. Już nie mówiąc o konieczności robienia z taką osobą czegokolwiek wspólnie - np. zajmowania się dziećmi.
W kwestii kończenia mieszkania i wkładów finansowych: nie poczuje się wykorzystany, jeżeli faktycznie za dużo przy tym mieszkaniu nie zrobił. Jeżeli dołożył własną kasę, to zawsze możesz zaproponować zwrot. Zresztą - tutaj chodzi o Wasze wspólne (czy też nie) życie. Jeżeli będziesz tkwiła w tym związku, którego najwyraźniej oboje nie czujecie, to unieszczęśliwisz tym zarówno siebie, jak i jego - i to na całe życie. Kilka chwil poczucia bycia wykorzystywanym to w perspektywie całego życia jest nic.
Nawet, jak w przyszłości będzie "jakoś", a nie "całkiem źle", to możesz mieć z tyłu głowy głosik, który będzie Ci przypominał, że mogłaś coś zmienić, ale tego nie zrobiłaś. Że nie wykorzystałaś szansy na zmianę czegoś byle jakiego na bardzo dobre.
Na pocieszenie podam Ci przykład mojej przyjaciółki: dziewczyna miała pecha, jeżeli chodzi o związki. Najbardziej zakochana była w gościu, który z nią był i w sumie najwyraźniej w ogóle zakochany nie był, później prawie wzięła ślub z mega-inteligentnym i przystojnym facetem, który traktował ją jak, cóż, kolejny level w grze w życie (i np. groził jej, że jak przytyje, to natychmiast ją zostawi, nawet jak będą mieli dzieci), później była przez 7 lat w związku, w którym było jej dobrze (podobno - moim zdaniem średnio do siebie pasowali), ale gość nie potrafił się zadeklarować - nawet nie mieszkali razem, mimo tego, że była już dobrze po 30-ce (bliżej 40-ki, gwoli ścisłości). Jak postawiła mu ultimatum i dalej się nie zadeklarował, to z nim skończyła. Później przez jakiś rok miała dwóch facetów początkowo perspektywicznych, później zaczęły wychodzić ich wady, które - jako kobieta doświadczona - potrafiła już łatwo zauważyć. Teraz jest w związku z kimś, z kim świetnie się dogaduje, bardzo szybko razem zamieszkali i w końcu wygląda na to, że spędzi z tym facetem życie.
Chcę przez to powiedzieć, że masz jeszcze dużo czasu i w krótkim czasie naprawdę wiele może się zmienić:)
30 listopada 2020, 08:49
Jakieś to wszystko nie tak jak trzeba. Ja jestem 8 lat razem, 3 lata po ślubie. Jakbyśmy poznali się w późniejszym wieku to ślub byłby wcześniej.
Prawie się nie kłócimy i dbamy o relację. Dzielimy się obowiązkami na pół, w tym mój mąż gotuje.
Też czasem mamy inne wizje czystości, ale sprzątamy razem.
30 listopada 2020, 08:50
macie zupelnie inne standardy. Jemu nie przeszkadza ubranie takie czy siakie. Nie czuje potrzeby kupowania nowego, nie widzi tego tak jak ty. Dla niego to sa jakies bzdury. Gdyby mi facet mowil ze mam sie ubrac tak a nie inaczej albo ze mam zle hobby bo sie przy nim brudze to bym kazala mu spadac bo nie jestem ra ktotej szuka.
mieszkanie jest twoje wiec nic dziwnego ze nie chce topic w tym kasy. Co do innych wydatkow to powiedzialas mu ze czujesz sie obciazonw finansowo?
30 listopada 2020, 09:01
Taki trochę dziwny związek: nie ma seksu (a jak jest z twojej inicjatywy to i tak tylko dla jego przyjemności a Ty się bujaj), jak było widmo dziecka, to on w żywe oczy Ci powiedział, że nie jest gotowy na dziecko (WTF???? - facet powinien umieć ponieść konsekwencje swoich czynów i być wsparciem dla partnerki a nie rzucić "nie jestem gotowy" - -czyli co? aborcja? i to pewnie w myśl zasady "ale zrobisz co uważasz, to Twoja decyzja"? Takie rzeczy to można mówić jak się planuje czy nie planuje dziecka, ale jak już jest po fakcie, to wypadałoby stanąć na wysokości zadania i wziać to na klatę a nie zachowywać się jak małe dziecko - piotruś Pan), rozumiem że może nie chcieć pakować kasy w nieswoje mieszkanie (może myśli że nie wiadomo co będzie, wszak żadnych deklaracji poważnych nie było), ale z drugiej strony przypilnowanie czegoś, to chyba nie jest jakaś wygórowana rzecz do zrobienia? Zciuchrane ubrania to najmniejszy problem - nie każdy po prostu zwraca na takie rzeczy uwagę. Ogólnie facet sprawia wrażenie mono niedojrzałego. Mieszka z rodzicami? Pewnie nic w domu nie musi robić, mama ugotuje, upierze, posprząta, poda pod nos - no samo się po prostu robi, więc on nie jest nauczony, że coś trzeba koło siebie zrobić, żeby było zrobione. Czy to się zmieni? Nie wiem. Może być oczywiście w wyidealizowanym świecie, że gdy zamieszkacie razem, to on nagle zobaczy że musi to robić sam a jak pojawi się dziecko, to zakocha sie w nim i bedzie robił wszystko dla dziecka, spoważnieje i zrobi się mega opiekuńczy i godny zaufania. Ale może byc też tak, że nadal w Waszym mieszkaniu palcem nie kiwnie, więc będziesz sprzątaczką, kucharką, praczką i wiecznie sfrustrowaną niezaspokojoną seksualnie kobietą a jak pojawi się dziecko, to on będzie przytłoczony obowiązkami, płaczem dziecka, tym że coś musi zrobić i będzie znikał z domu pod byle pretekstem - ale tego nie wiemy i nie jesteśmy w stanie wywróżyć. Ale generalnie Twój facet jest nieogarnięty życiowo. To że Wam sie fajnie przebywa razem, rozmawia to jest super - ale ja mam tak z kolegami a nie z partnerem. U nas kliknęło od początku pod każdym względem. Początki to były różowe okulary i sranie tęczą. Z czasem, po 13 latach znajomości i 9 małżeństwa, jest inaczej i powiem Ci, że dzieci to był tak na prawdę sprawdzian dla naszego związku. Szczególnie początki, gdzie dzieci dawały popalić, człowiek był niewyspany, zmęczony, sfrustrowany i mała kropelka potrafiła spowodować tajfun. Z jednej strony cieszyliśmy się z tego ze rodzina jest pełniejsza a z drugiej fizyczne zmęczenie powodowało że łatwiej było o konflikty. Teraz już to oczywiście minęło jak dzieci są większe. Ale jeśli u Was juz teraz jest tak sobie, to co będzie później? To tylko na filmach po urodzeniu dziecka jest sielanka. Musisz się zastanowić czy ten facet daje Ci poczucie bezpieczeństwa? Nie koniecznie finansowe - tylko takie, ze wiesz, że co by nie było, że nawet jakby skały srały, to on będzie przy Tobie dla Ciebie?
PS. Powinnas z nim pogadać. Ale nie że przy okazji kłótni wyrzygasz mu wszystko co Ci leży na sercu - bo przy okazji kłótni jak są emocje, to każdy się nakręca i często robi się komuś na przekór. A poza tym w kłótni łatwo wykrzyczeć rzeczy, których się nie myśli lub wykrzyczeć je nieadekwatnie do sytuacji. Powinniście usiaść i na spokojnie, bez nerwów pogadać. Powinnaś mu powiedzieć to wszystko co nam tu napisałaś, że nie czujesz się atrakcyjna, przez ten jednostronny seks, przez to że Ty musisz inicjować, że nie czujesz się bezpiecznie przez to jak zareagował na potencjalne dziecko, że nie czujesz się w tym zwiazku razem, bo wszystko załatwiasz sama, że nie wiesz czy macie te same plany długoterminowe, no generalnie wszystko. Siądźcie i zastanówcie się czy macie te same cele i priorytety, czy oboje widzicie ten związek za 5 lat tak samo. Niech on się okresli na czym jemu zależy (tylko bez frazesów typu jasne jasne dom i dzieci rzucone na odczepnego). Jeżeli mu na Tobie zależy, to może się ocknie. Poza tym jeśli zobaczy że podchodzisz do tego poważnie, to moze dostrzeże że problem jest poważny. Bo do tej pory to pewnie myślał "Etam pokrzyczy pokrzyczy i jej przejdzie". Coś tam zrobił raz czy dwa żeby Cię ugłaskać i miał z głowy jakiś czas.
Edytowany przez Karolka_83 30 listopada 2020, 09:12
30 listopada 2020, 09:17
Z jednej strony Cię rozumiem. Ale nie możesz być z facetem tylko po to żeby nie być sama. A z drugiej strony rozmawialiscie szczerze? Chyba nie. On być może nie angażuje się w remont i urządzenie mieszkania, bo może widzi, że wasz związek nie jest idealny i może sam się zastanawia czy ten związek ma przyszłość? A skoro mieszkanie jest na Ciebie, a on by się bardziej zaangażował, a potem byście się rozstali, to on by został z niczym. Może potraktujcie ten czas przed wspólnym zamieszkaniem jak staniecie na rozstaju dróg. Usiadzcie do wspólnej szczerej rozmowy. Czy aby przez chwilę przeszło Ci przez myśl, żeby mu zaproponować przepisanie mieszkania na was obu? Być może wtedy zaangażowałby się bardziej? A jakbyś Ty się czuła, gdyby bliska Ci osoba mówiła Ci, że brzydko się ubierasz? No zastanów się. On też ma uczucia. A jak słyszy od Ciebie, czyli ukochanej bliskiej osoby, że brzydko wygląda, że jest brudasem, że nie dba o siebie, to pewnie nie ma ochoty ma seks, bo zwyczajnie sie boi co o nim pomyślisz? On jest facetem. Nie powie ci raczej tego wprost. Ale facet to też człowiek. Ma uczucia. A Ty zdecydowanie o nich nie myślisz. Skupilas się na tym, że Ty nie chcesz być sama, Ty masz mieszkanie, Ty chcesz rodzinę, Ty chcesz to i tamto. A czy zastanowilas się, że przez to jak go traktujesz, on zwyczajnie czuje sie niepewnie? Może jak spróbujesz postawić sie na jego miejscu, to zrozumiesz czemu on robi tak, a nie inaczej?
Edytowany przez grubaska2017 30 listopada 2020, 09:19