- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
29 marca 2020, 17:29
Cześć. Potrzebuję obiektywnego spojrzenia na moją sytuację, nie wiem co robić. Mianowicie ja mam 21 lat, on 27 lat. Jesteśmy razem rok i 2 m-ce. Wiele przez ten czas było kłótni, według mnie, przez zwykłe niedogadanie się, jakieś nieporozumienia. Zaczęliśmy się spotykać w sumie przez przypadek, od jednej wiadomości na fb z mojej strony, nic oznaczającego, że mi się podoba czy coś. Potem zaczęliśmy pisać i spotykać się. Ja lubiłam go, ale miałam wątpliwości, ponieważ on brał narkotyki. "Brał", bo rzucił i wiem to na pewno. Kiedyś zawsze powtarzałam sobie, że nie wyobrażam sobie być z kimś uzależnionym. On był w trakcie rzucania, a ja go tylko bardziej zmotywowałam. Zależało mu na mnie, a ja chciałam żeby z tym skończył. I skończył. Ciężko było,ale się udało. Pochodzi z patologicznej rodziny, nie ma kontaktu ze swoimi braćmi, w dodatku ma siostrę 19l. chorą na dziecięce porażenie mózgowe, która nie mówi i jest na wózku, ma jeszcze brata nastoletniego, który również na to cierpi, z tą różnicą, że normalnie mówi, ale również jest na wózku.
Zaczęłam się z nim spotykać, chociaż w głowie wciąż miałam swojego byłego... I mam go w głowie do dziś :confused: Ale do rzeczy: Mój chłopak jest bardzo wybuchowy i nerwowy. Na codzień jest spokojnym chłopakiem, ale jak się zdenerwuje lub napije wódki to przeraża mnie jego zachowanie. Byliśmy na weselu u mojego kuzyna, zrobił taką akcję, że było mi wstyd. Zaczęło się od bólu zęba , bo ma z nimi problem. Wszyscy chcieli mu pomóc, bo w mojej rodzinie każdy sobie pomaga, poszukali mu tabletki na ból. On miał pretensje, bo nie był zwyczajny do tego, że ktoś nie oczekując nic w zamian, chce mu pomóc... Było mi tak głupio i zamiast się bawić, popłakałam się no i miałam "zbicie" do końca imprezy. Potem było mnóstwo kłótni. W wakacje, jak mój brat z żoną i synem pojechali nad morze, zaproponowali mi że jak chcemy to możemy tam pomieszkać przez ten czas. On odmawiał, nie chciał. Dziwiło mnie to, bo to była świetna okazja żeby tylko we dwójkę pobyć ze sobą. Ale koniec końców zgodził się. Pewnego dnia wkurzył się na mnie i obraził, do dzisiaj nie wiem o co mu dokładnie chodziło, powiedział, że potraktowałam go jak śmiecia?? Nie przypominam sobie nic co na to by wskazywało... I potem było różnie, było dobrze przez jakiś czas i następnie znowu dochodziło do kłótni nie odzywaliśmy się do siebie....Znaczy się ja jestem osobą ugodową, zawsze chcę znaleźć jakiś kompromis i NIENAWIDZĘ się kłócić... W domu rodzinnym przez wiele lat znosiłam kłótnie, a wręcz awantury moich rodziców, w których nieraz dochodziło do rękoczynów.... Dlatego tak bardzo tego nie lubię. Więc ja próbowałam pisałam do niego żebyśmy porozmawiali pogodzili się...Ale on jak jest zły na mnie, to robi mi jeszcze bardziej na złość :(
Dalej.... Przed świętami mama wyrzuciła go z domu, a więc jako jego dziewczyna zaproponowałam żeby zamieszkał u mnie. To był błąd.... Zapomniałam dodać, że po jakimś czasie naszego spotykania się postanowiłam, że biorę się za siebie i będę ćwiczyć. Wiadomo...Po pracy wracałam do domu, jadłam obiad i dopiero ćwiczyłam... To zajmuje trochę czasu, po wszystkim kąpałam się i mimo, że było nie raz późno jechałam jeszcze do niego, na 1/2h. Zaczął mieć do mnie pretensje, że nie spędzamy ze sobą tyle czasu co na początku, czyli cały mój wolny czas jaki miałam i że zdarzało mi się u niego zasypiać jak oglądaliśmy film.
Starałam się jak mogłam. Było to dla mnie męczące. On nie doceniał moich starań, niby akceptował ale wychodziło nie raz, że nie tak do końca. Były o to kłótnie. Uważam, że mimo wszystko wchodząc w związek zachowujemy swoje dotychczasowe życie i mamy tą swoją przestrzeń...On wymagał ode mnie, że poświęcę ją na jego rzecz... Ja stałam przy swoim. Powiedziałam, że chcę ćwiczyć i będę to robić, i że staram się jak mogę by spędzić z nim resztę czasu... Jak mieszkał u mnie to krępowało mnie że siedzi ze mną w tym samym pokoju co ja ćwiczę, nigdy nie lubiłam tego robić w czyimś towarzystwie..... Ale jakoś przeżyłam. Nasza relacja zaczęła się psuć... Kłóciliśmy się non stop. Wyprowadził się na wynajmowane mieszkanie. Chciał żebym wyprowadziła się z nim, ale ja nie chciałam... Przez te wszystkie kłótnie, no zniechęciłam się. O to też były kłótnie. A teraz, tydzień temu zaproponowałam spacer, po czym on wybuchł oznajmiając mi, że on nigdzie nie idzie, bo chce odpocząć, mimo że cały tydzień po pracy nigdzie nie chodzimy, z tego właśnie względu, że on ma ciężką pracę. Cały tydzień była cisza między nami. W międzyczasie chciał wziąć kredyt, pracuję w banku więc chciałam mu pomóc i wszystko zorganizować, że jak przyjdzie to tylko podpisze itd. Rozmawiałam nawet na ten temat z moją p. kierownik... Ale okazało się, że nie może wziąć tyle ile chciałby, bo ma umowę na czas określony... Zadzwoniłam poinformowałam go. To zdenerwował się, zaczął mówić że on jednak nie chce, potem mi pisał że jesteśmy beznadziejnym bankiem itd. Byłam na niego zła, bo zrobił ze mnie idiotkę. Teraz płacze i przeprasza mnie. Mimo że mu powiedziałam że to koniec, w pracy znajome też mówią mi że powinnam z nim się rozstać, że jestem młoda i znajdę jeszcze odpowiedniego faceta; on łapie takie fazy że on sobie nie poradzi beze mnie, że nie potrafi być sam, że mnie kocha i wgl.... Tylko że ja się bardzo odsunęłam ... Nie chcę powielać w swoim związku schematu rodziców czy rodzeństwa (bo z 3 rodzeństwa tylko jednemu bratu udało się stworzyć kochającą się rodzinę :( )
Jest mi go żal.... Chciałabym być teraz sama, chciałabym odetchnąć.... Ale jest mi go żal, bo on nie ma nikogo poza mną, zainteresowań też nie ma, zajęć... Wiem, że dla nie zrobiłby wszystko, ale nie mogę znieść tego jak mnie traktuje jak jest zły. Jestem najbliżej i to ja najbardziej obrywam. Nie wiem co robić... Stwierdziłam, że albo pójdzie do psychologa leczyć się albo to definitywny koniec, tak poza tym miał już dawno coś z tymi nerwami zrobić... Co teraz robić? Bo ja już nie mam siły i pojęcia co dalej....
30 marca 2020, 10:34
Cześć. Potrzebuję obiektywnego spojrzenia na moją sytuację, nie wiem co robić. Mianowicie ja mam 21 lat, on 27 lat. Jesteśmy razem rok i 2 m-ce. Wiele przez ten czas było kłótni, według mnie, przez zwykłe niedogadanie się, jakieś nieporozumienia. Zaczęliśmy się spotykać w sumie przez przypadek, od jednej wiadomości na fb z mojej strony, nic oznaczającego, że mi się podoba czy coś. Potem zaczęliśmy pisać i spotykać się. Ja lubiłam go, ale miałam wątpliwości, ponieważ on brał narkotyki. "Brał", bo rzucił i wiem to na pewno. Kiedyś zawsze powtarzałam sobie, że nie wyobrażam sobie być z kimś uzależnionym. On był w trakcie rzucania, a ja go tylko bardziej zmotywowałam. Zależało mu na mnie, a ja chciałam żeby z tym skończył. I skończył. Ciężko było,ale się udało. Pochodzi z patologicznej rodziny, nie ma kontaktu ze swoimi braćmi, w dodatku ma siostrę 19l. chorą na dziecięce porażenie mózgowe, która nie mówi i jest na wózku, ma jeszcze brata nastoletniego, który również na to cierpi, z tą różnicą, że normalnie mówi, ale również jest na wózku.Zaczęłam się z nim spotykać, chociaż w głowie wciąż miałam swojego byłego... I mam go w głowie do dziś :confused: Ale do rzeczy: Mój chłopak jest bardzo wybuchowy i nerwowy. Na codzień jest spokojnym chłopakiem, ale jak się zdenerwuje lub napije wódki to przeraża mnie jego zachowanie. Byliśmy na weselu u mojego kuzyna, zrobił taką akcję, że było mi wstyd. Zaczęło się od bólu zęba , bo ma z nimi problem. Wszyscy chcieli mu pomóc, bo w mojej rodzinie każdy sobie pomaga, poszukali mu tabletki na ból. On miał pretensje, bo nie był zwyczajny do tego, że ktoś nie oczekując nic w zamian, chce mu pomóc... Było mi tak głupio i zamiast się bawić, popłakałam się no i miałam "zbicie" do końca imprezy. Potem było mnóstwo kłótni. W wakacje, jak mój brat z żoną i synem pojechali nad morze, zaproponowali mi że jak chcemy to możemy tam pomieszkać przez ten czas. On odmawiał, nie chciał. Dziwiło mnie to, bo to była świetna okazja żeby tylko we dwójkę pobyć ze sobą. Ale koniec końców zgodził się. Pewnego dnia wkurzył się na mnie i obraził, do dzisiaj nie wiem o co mu dokładnie chodziło, powiedział, że potraktowałam go jak śmiecia?? Nie przypominam sobie nic co na to by wskazywało... I potem było różnie, było dobrze przez jakiś czas i następnie znowu dochodziło do kłótni nie odzywaliśmy się do siebie....Znaczy się ja jestem osobą ugodową, zawsze chcę znaleźć jakiś kompromis i NIENAWIDZĘ się kłócić... W domu rodzinnym przez wiele lat znosiłam kłótnie, a wręcz awantury moich rodziców, w których nieraz dochodziło do rękoczynów.... Dlatego tak bardzo tego nie lubię. Więc ja próbowałam pisałam do niego żebyśmy porozmawiali pogodzili się...Ale on jak jest zły na mnie, to robi mi jeszcze bardziej na złość :( Dalej.... Przed świętami mama wyrzuciła go z domu, a więc jako jego dziewczyna zaproponowałam żeby zamieszkał u mnie. To był błąd.... Zapomniałam dodać, że po jakimś czasie naszego spotykania się postanowiłam, że biorę się za siebie i będę ćwiczyć. Wiadomo...Po pracy wracałam do domu, jadłam obiad i dopiero ćwiczyłam... To zajmuje trochę czasu, po wszystkim kąpałam się i mimo, że było nie raz późno jechałam jeszcze do niego, na 1/2h. Zaczął mieć do mnie pretensje, że nie spędzamy ze sobą tyle czasu co na początku, czyli cały mój wolny czas jaki miałam i że zdarzało mi się u niego zasypiać jak oglądaliśmy film.Starałam się jak mogłam. Było to dla mnie męczące. On nie doceniał moich starań, niby akceptował ale wychodziło nie raz, że nie tak do końca. Były o to kłótnie. Uważam, że mimo wszystko wchodząc w związek zachowujemy swoje dotychczasowe życie i mamy tą swoją przestrzeń...On wymagał ode mnie, że poświęcę ją na jego rzecz... Ja stałam przy swoim. Powiedziałam, że chcę ćwiczyć i będę to robić, i że staram się jak mogę by spędzić z nim resztę czasu... Jak mieszkał u mnie to krępowało mnie że siedzi ze mną w tym samym pokoju co ja ćwiczę, nigdy nie lubiłam tego robić w czyimś towarzystwie..... Ale jakoś przeżyłam. Nasza relacja zaczęła się psuć... Kłóciliśmy się non stop. Wyprowadził się na wynajmowane mieszkanie. Chciał żebym wyprowadziła się z nim, ale ja nie chciałam... Przez te wszystkie kłótnie, no zniechęciłam się. O to też były kłótnie. A teraz, tydzień temu zaproponowałam spacer, po czym on wybuchł oznajmiając mi, że on nigdzie nie idzie, bo chce odpocząć, mimo że cały tydzień po pracy nigdzie nie chodzimy, z tego właśnie względu, że on ma ciężką pracę. Cały tydzień była cisza między nami. W międzyczasie chciał wziąć kredyt, pracuję w banku więc chciałam mu pomóc i wszystko zorganizować, że jak przyjdzie to tylko podpisze itd. Rozmawiałam nawet na ten temat z moją p. kierownik... Ale okazało się, że nie może wziąć tyle ile chciałby, bo ma umowę na czas określony... Zadzwoniłam poinformowałam go. To zdenerwował się, zaczął mówić że on jednak nie chce, potem mi pisał że jesteśmy beznadziejnym bankiem itd. Byłam na niego zła, bo zrobił ze mnie idiotkę. Teraz płacze i przeprasza mnie. Mimo że mu powiedziałam że to koniec, w pracy znajome też mówią mi że powinnam z nim się rozstać, że jestem młoda i znajdę jeszcze odpowiedniego faceta; on łapie takie fazy że on sobie nie poradzi beze mnie, że nie potrafi być sam, że mnie kocha i wgl.... Tylko że ja się bardzo odsunęłam ... Nie chcę powielać w swoim związku schematu rodziców czy rodzeństwa (bo z 3 rodzeństwa tylko jednemu bratu udało się stworzyć kochającą się rodzinę :( ) Jest mi go żal.... Chciałabym być teraz sama, chciałabym odetchnąć.... Ale jest mi go żal, bo on nie ma nikogo poza mną, zainteresowań też nie ma, zajęć... Wiem, że dla nie zrobiłby wszystko, ale nie mogę znieść tego jak mnie traktuje jak jest zły. Jestem najbliżej i to ja najbardziej obrywam. Nie wiem co robić... Stwierdziłam, że albo pójdzie do psychologa leczyć się albo to definitywny koniec, tak poza tym miał już dawno coś z tymi nerwami zrobić... Co teraz robić? Bo ja już nie mam siły i pojęcia co dalej....
Uciekaj jak najdalej, za chwilę zacznie się szantaż, się się zabije jak odejdziesz itd. Miał Ciebie nie doceniał, nie szanował to stracil. Jak się Ugniesz cały czas będzie Cie niszczył i poniewierał.
30 marca 2020, 14:03
Szkoda Twojego czasu i życia na tego manipulanta. Doskonale da sobie radę sam, nie wierz gdy mówi że bez ciebie nie przeżyje. Tak jak dziewczyny wyżej piszą - będzie się uciekał do szantażu że się zabije żebys tylko przy nim została. Omotał cię. Nie darzy cię szacunkiem, bo tak jak opisałaś, tak nie wygląda związek dwojga ludzi którzy się kochają. U was jest uzależnienie jednego od drugiego. On znalazł w tobie worek treningowy, by mieć się na kim wyladowac. Ty zaś starasz się go ratować, pomagać mu... Tylko zobacz, że on nawet nie podziekuje a jeszcze się na ciebie wydrze. Zostaw drania i to jak najszybciej.
2 kwietnia 2020, 13:49
Dziękuję za rady... Pomogły. Zakończyłam to, ale bardzo mi ciężko. Kocham go, on mnie też. Nie będę go usprawiedliwiać, bo mimo wszystko spieprzył sprawę. Ale uświadomił sobie w końcu, że ma problem z nerwami... Chce pójść do psychologa itd. Ja na razie się wypisuję z tego, to nawet jest silniejsze ode mnie. Psychicznie jestem wykończona. Sama bym musiała wybrać się do psychologa.... I chyba wyprowadzić się z domu. Bo na pokłóconych znów rodziców nie mam ochoty patrzeć. Byłoby mi łatwiej, gdyby nie czasy koronawirusa, wszystko pozamykane, nie ma gdzie wyjść... Pogoda ponura i jeszcze wysłali mnie z pracy na urlop zaległy. No to naprawdę nie sprzyja. Bardzo mi ciężko...
2 kwietnia 2020, 14:11
Dziękuję za rady... Pomogły. Zakończyłam to, ale bardzo mi ciężko. Kocham go, on mnie też. Nie będę go usprawiedliwiać, bo mimo wszystko spieprzył sprawę. Ale uświadomił sobie w końcu, że ma problem z nerwami... Chce pójść do psychologa itd. Ja na razie się wypisuję z tego, to nawet jest silniejsze ode mnie. Psychicznie jestem wykończona. Sama bym musiała wybrać się do psychologa.... I chyba wyprowadzić się z domu. Bo na pokłóconych znów rodziców nie mam ochoty patrzeć. Byłoby mi łatwiej, gdyby nie czasy koronawirusa, wszystko pozamykane, nie ma gdzie wyjść... Pogoda ponura i jeszcze wysłali mnie z pracy na urlop zaległy. No to naprawdę nie sprzyja. Bardzo mi ciężko...
Brawa za decyzje!
Co prawda nie wiem dlaczego nazywasz tó miloscia.
Tó nie milosc, ale toksyczny zwiazek, powielanie modelu Z domu.
Na yt jest duzo madrych tresci O samorozwoju, O toksycznych zwiazkach. Masz teraz czas, mozesz poszukac inspiracji/motywacji/wyciszenia na yt:)