Temat: Problemy w związku....Dylemat...

Cześć. Potrzebuję obiektywnego spojrzenia na moją sytuację, nie wiem co robić. Mianowicie ja mam 21 lat, on 27 lat. Jesteśmy razem rok i 2 m-ce. Wiele przez ten czas było kłótni, według mnie, przez zwykłe niedogadanie się, jakieś nieporozumienia. Zaczęliśmy się spotykać w sumie przez przypadek, od jednej wiadomości na fb z mojej strony, nic oznaczającego, że mi się podoba czy coś. Potem zaczęliśmy pisać i spotykać się. Ja lubiłam go, ale miałam wątpliwości, ponieważ on brał narkotyki. "Brał", bo rzucił i wiem to na pewno. Kiedyś zawsze powtarzałam sobie, że nie wyobrażam sobie być z kimś uzależnionym. On był w trakcie rzucania, a ja go tylko bardziej zmotywowałam. Zależało mu na mnie, a ja chciałam żeby z tym skończył. I skończył. Ciężko było,ale się udało. Pochodzi z patologicznej rodziny, nie ma kontaktu ze swoimi braćmi, w dodatku ma siostrę 19l. chorą na dziecięce porażenie mózgowe, która nie mówi i jest na wózku, ma jeszcze brata nastoletniego, który również na to cierpi, z tą różnicą, że normalnie mówi, ale również jest na wózku.

Zaczęłam się z nim spotykać, chociaż w głowie wciąż miałam swojego byłego... I mam go w głowie do dziś :confused: Ale do rzeczy: Mój chłopak jest bardzo wybuchowy i nerwowy. Na codzień jest spokojnym chłopakiem, ale jak się zdenerwuje lub napije wódki to przeraża mnie jego zachowanie. Byliśmy na weselu u mojego kuzyna, zrobił taką akcję, że było mi wstyd. Zaczęło się od bólu zęba , bo ma z nimi problem. Wszyscy chcieli mu pomóc, bo w mojej rodzinie każdy sobie pomaga, poszukali mu tabletki na ból. On miał pretensje, bo nie był zwyczajny do tego, że ktoś nie oczekując nic w zamian, chce mu pomóc... Było mi tak głupio i zamiast się bawić, popłakałam się no i miałam "zbicie" do końca imprezy. Potem było mnóstwo kłótni. W wakacje, jak mój brat z żoną i synem pojechali nad morze, zaproponowali mi że jak chcemy to możemy tam pomieszkać przez ten czas. On odmawiał, nie chciał. Dziwiło mnie to, bo to była świetna okazja żeby tylko we dwójkę pobyć ze sobą. Ale koniec końców zgodził się. Pewnego dnia wkurzył się na mnie i obraził, do dzisiaj nie wiem o co mu dokładnie chodziło, powiedział, że potraktowałam go jak śmiecia?? Nie przypominam sobie nic co na to by wskazywało... I potem było różnie, było dobrze przez jakiś czas i następnie znowu dochodziło do kłótni nie odzywaliśmy się do siebie....Znaczy się ja jestem osobą ugodową, zawsze chcę znaleźć jakiś kompromis i NIENAWIDZĘ się kłócić... W domu rodzinnym przez wiele lat znosiłam kłótnie, a wręcz awantury moich rodziców, w których nieraz dochodziło do rękoczynów.... Dlatego tak bardzo tego nie lubię. Więc ja próbowałam pisałam do niego żebyśmy porozmawiali pogodzili się...Ale on jak jest zły na mnie, to robi mi jeszcze bardziej na złość :(  

Dalej.... Przed świętami mama wyrzuciła go z domu, a więc jako jego dziewczyna zaproponowałam żeby zamieszkał u mnie. To był błąd.... Zapomniałam dodać, że po jakimś czasie naszego spotykania się postanowiłam, że biorę się za siebie i będę ćwiczyć. Wiadomo...Po pracy wracałam do domu, jadłam obiad i dopiero ćwiczyłam... To zajmuje trochę czasu, po wszystkim kąpałam się i mimo, że było nie raz późno jechałam jeszcze do niego, na 1/2h. Zaczął mieć do mnie pretensje, że nie spędzamy ze sobą tyle czasu co na początku, czyli cały mój wolny czas jaki miałam i że zdarzało mi się u niego zasypiać jak oglądaliśmy film.

Starałam się jak mogłam. Było to dla mnie męczące. On nie doceniał moich starań, niby akceptował ale wychodziło nie raz, że nie tak do końca. Były o to kłótnie. Uważam, że mimo wszystko wchodząc w związek zachowujemy swoje dotychczasowe życie i mamy tą swoją przestrzeń...On wymagał ode mnie, że poświęcę ją na jego rzecz... Ja stałam przy swoim. Powiedziałam, że chcę ćwiczyć i będę to robić, i że staram się jak mogę by spędzić z nim resztę czasu... Jak mieszkał u mnie to krępowało mnie że siedzi ze mną w tym samym pokoju co ja ćwiczę, nigdy nie lubiłam tego robić w czyimś towarzystwie..... Ale jakoś przeżyłam. Nasza relacja zaczęła się psuć... Kłóciliśmy się non stop. Wyprowadził się na wynajmowane mieszkanie. Chciał żebym wyprowadziła się z nim, ale ja nie chciałam... Przez te wszystkie kłótnie, no zniechęciłam się. O to też były kłótnie. A teraz, tydzień temu zaproponowałam spacer, po czym on wybuchł oznajmiając mi, że on nigdzie nie idzie, bo chce odpocząć, mimo że cały tydzień po pracy nigdzie nie chodzimy, z tego właśnie względu, że on ma ciężką pracę. Cały tydzień była cisza między nami. W międzyczasie chciał wziąć kredyt, pracuję w banku więc chciałam mu pomóc i wszystko zorganizować, że jak przyjdzie to tylko podpisze itd. Rozmawiałam nawet na ten temat z moją p. kierownik... Ale okazało się, że nie może wziąć tyle ile chciałby, bo ma umowę na czas określony... Zadzwoniłam poinformowałam go. To zdenerwował się, zaczął mówić że on jednak nie chce, potem mi pisał że jesteśmy beznadziejnym bankiem itd. Byłam na niego zła, bo zrobił ze mnie idiotkę. Teraz płacze i przeprasza mnie. Mimo że mu powiedziałam że to koniec, w pracy znajome też mówią mi że powinnam z nim się rozstać, że jestem młoda i znajdę jeszcze odpowiedniego faceta; on łapie takie fazy że on sobie nie poradzi beze mnie, że nie potrafi być sam, że mnie kocha i wgl.... Tylko że ja się bardzo odsunęłam ... Nie chcę powielać w swoim związku schematu rodziców czy rodzeństwa (bo z 3 rodzeństwa tylko jednemu bratu udało się stworzyć kochającą się rodzinę :(  ) 

Jest mi go żal.... Chciałabym być teraz sama, chciałabym odetchnąć.... Ale jest mi go żal, bo on nie ma nikogo poza mną, zainteresowań też nie ma, zajęć... Wiem, że dla nie zrobiłby wszystko, ale nie mogę znieść tego jak mnie traktuje jak jest zły. Jestem najbliżej i to ja najbardziej obrywam. Nie wiem co robić... Stwierdziłam, że albo pójdzie do psychologa leczyć się albo to definitywny koniec, tak poza tym miał już dawno coś z tymi nerwami zrobić... Co teraz robić? Bo ja już nie mam siły i pojęcia co dalej.... 

Skaczesz koło faceta, chodzisz na paluszkach, ugłaskujesz.. takie zachowanie nie przysporzy ci szacunku i docenienia jak widać. Klasyka.

Druga sprawa od początku wiedziałaś, że wiążesz się z kolesiem z problemami, więc nie mniej teraz pretensji, że odwala różne dziwne akcje.

Co do tego, że ci go szkoda. Każdego szkoda, ale pytanie czy chcesz poświęcać swoje życie na naprawianie kogoś. Sama mówisz, że chcesz być teraz sama. To by pewnie było najlepsze. Albo niech się facet jakoś wykaże w tym czasie albo przekonasz się, że lepiej ci bez niego. Nie można być z kimś z litości.

Pasek wagi

Wydrukuj to co napisalas, daj mu przeczytac i dopowiedz ze jesli nie pojdzie na terapie to nie ma szans na jakikolwiek noralny zwiazek - a ty chcesz tylko spokojnie zyc. Zyc zyciem w spokoju, szacunku i milosci, tego z nim nie zaznasz. Nie kontaktuj sie bo znowu wezmie cie litwosc i bedziesz tkwila jak reszta twojej rodziny - jak sama piszesz. 

Z patologicznego domu w patologiczny związek. Masz faceta manipulanta aż się słabo robi. A Ty jesteś głupia i naiwna wierząc, że są szanse na jego zmianę. Weź się obudź.

co robić? zająć się sobą zamiast marnować życie... nie pasujecie do siebie, z resztą on zanim wejdzie w związek powinien nad sobą popracować, żeby nie krzywdzić tej drugiej osoby. 

swoją drogą zawsze mnie rozwala stwierdzenie w stylu "on jest agresywny po alkoholu" i dalsze picie takiego delikwenta. 

patologia. Zostaw go dziewczyno i znajdź sobie normalnego faceta chyba ze chcesz do być jego terapeutka a z czasem może i workiem treningowym. Skończy się tak ze zrobi z Ciebie kłębek nerwów, schiz (ciagle zastanawianie się o co chodzi/ czy coś zrobiłam?) i nabawisz się takich kompleksów ze zajmie Ci wiele lat żeby później się z tego wyleczyć. 

Wg mnie we dwoje można osiągnąć o wiele więcej niż samemu ale Twój chłopak to pasożyt. Nie próbuj pomóc komuś kto cały czas podcina Ci skrzydła. Jako chłopak powinien być Twoim wsparciem a nie pieprzoną kulą u nogi. Jeśli sobie nie poradzi w życiu to nie tak jak on Twierdzi "przez Ciebie" tylko dlatego że się tak kur*a nauczył, każdy ma wokół niego skakać i samo mu się zrobi... Sorry ale patałach jeden... Uciekaj od niego i nie przejmuj się jego głupim gadaniem niech się sam ogarnie gamoń jeden. A Ty na pewno znajdziesz kogoś godnego uwagi z kim będziesz czuła się bezpiecznie a nie jak z tykającą bombą bo nigdy nie wiesz co mu odpali...

Pasek wagi

Tyle problemów na tak krótki czas... Szkoda Twojego życia, nie marnuj czasu. Pogoń go i wywal z życia całkowicie. On musi sobie sam swoje problemy przepracować i życie ułożyć, a nie siedzieć na Twoich plecach, nie udźwigniesz tego, bo sama dopiero zaczęłaś dorosłość, on przegapił tej dorosłości 9 lat. 

Naprawdę niewarto. Wiele jest dobrych, wartościowych facetów. Nie bierz się za takich przed 30, którzy oczekują, że Ty rozwiążesz ich problemy. Zmarnujesz swoje życie. 

Zamiast docenić, że jesteś z kolesiem z takimi obciażeniami, on cię traktuje jak worek treningowy - póki co emocjonalny. Jeśli z nim zostaniesz, zaznasz takiej przemocy, o której w skłóconym domu rodzinnym nawet ci sie nie śniło. Spieprzaj od niego, zmień numer, wymień zamki. Tego typu patola nie ma pojęcia o miłości, szacunku, on cię nawet nie lubi. Jeśli sie poświęcisz, finalnie zmieni cię na lepszy model jak tylko nowa naiwna się znajdzie. Zostaniesz z połamanym sercem, pokiereszowanym ciałem i dzieciekim lub dwójką bez alimentów. Sygnały ostrzegawcze są bardzo wyraźne. I radziłabym wdepnąć do jakiegoś fachowaca nie dlatego, że z tobą jest coś nie tak, ale z powodu uwarunkowanej doświadczeniami podatności na manipulacje i złamasów. Wytrzymałaś z kimś takim ponad rok a laska bez twoich obciażeń kopnęlaby go w dupę po pierwszej akcji. Ofkors niby uczciwie byłoby mu dac ultimatum w postaci terapii ale no pwoiedzmy sobie szczerze, tylko stracisz czas i nerwy. Poczytaj sobie o projekcie-clu i totalnej biologii - nie zebym w to wierzyła święcie, ale fajnie rozjaśnia niektóre nasze życiowe historie. A wyjasnienie nawet nieprawdziwe, daje spokój. 

Trzymaj sie i pamiętaj, że twoje poczucie winy i zobowiązania to wyraz nie dobrego serca a bycia ofiara manipulatora.

Cllio napisał(a):

Z patologicznego domu w patologiczny związek. Masz faceta manipulanta aż się słabo robi. A Ty jesteś głupia i naiwna wierząc, że są szanse na jego zmianę. Weź się obudź.

Dokladnie!!!

Po Co na sile pchasz w patologie? Malo masz zlych przykladow Ják tó sie konczy?? 

Nie jestes Ani terapeutka Ani Mátka Teresa.

Téz zwiazek rokuje na ciezka patologie i tego nie udzwigniesz. 

Tak Ci go zal, a swojej mlodosci I swojego zycia Ci nie zal???

Uwierz, ze sa jeszcze fajni faceci. Nie jestes na niego skazana. I NIE mysl, ze ön sie zmieni!!! Tó lata pracy pscychologow I marne szanse, ze ön sie ogarnie. Pewnie poszuka sobie naiwniary, ktora wezmie na siebie jego kredyt aby mű pomoc.

Rzucanie narkotykow, wodka po drodze, awantury O byle co, klotnie, obrazanie sie, zéró inicjatywy - gdzie Ty masz oczy I rozum???? 

Po Co Ci taki facet? Zeby na kazdym kroku ciagnal Cie w dol i obrazal?

Nie boj sie miec wymagan I oczekiwan wobec facetow.

Czasami lepiej byc samemu niz robic za scierke, bő jasnie pán jest nerwowy i wybuchowy. 

Chyba, ze lubisz bad boyow, ale tó sie zawsze zle konczy.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.