- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
10 lipca 2019, 13:10
Hej :)
Tak ostatnio rozmawiałam z przyjaciółkami odnośnie nierównego startu w dorosłe życie wśród naszych znajomych. Jedni maja bardzo dużą pomoc od rodziców, inni muszą dochodzić do wszystkiego sami. Jak było u Was?
U mnie bardzo dużo pomagali rodzice narzeczonego, na studiach opłacali mu mieszkanie do którego potem ja się wprowadziłam i nie musiałam nic płacić za rachunki. Rok temu kupili i wyremontowali nam mieszkanie. Jestem im bardzo wdzięczna i wiem że dzięki temu żyje mi się dużo łatwiej gdyż nie muszę się martwić kredytem.
11 lipca 2019, 14:12
dla mnie powód do wstydu to siedzenie na garnuszku rodziców, bo usamodzielnienie się to np."to nabijanie bankom olbrzymich pieniędzy kosztem obciazania siebie średnio na 30 lat" "wynajem to spłacanie cudzego kredytu"czas dorosnąć naprawdę, a nie trzymać się kiecusi mamusitak to widzę bez obrazy,ale punkt widzenia osób, które to robią (sorrry nie robią bo dokładają np,. 300zł do jedzenia i sami kupują sobie skarpetki) będzie zupełnie innyTeż tak kiedyś myślałam, ale patrząc na to, jak z naprawdę sporym wkładem własnym np. u mnie w Krakowie trudno o kredyt - czasem jest to powód do dumy, bo trzeba coś osiągnąć, by móc go spłacać i w ogóle dostać... Niestety, w takich realiach żyjemy i jest to smutne.A mało osób ma 500 000 (50m w Krakowie w dobrej lokalizacji, jak masz dużo szczęścia - jak nie to jest drożej) w gotówce, przed 30. Lepsze to niż wynajem i spłacanie cudzego kredytu. Grunt, by móc taki kredyt spłacić w max 10 lat, a nie obciążać się na pół życia.podobnie jak Wy- dużo dostałam, ale nie wpłynęło to na brak zaradności, wręcz przeciwnie. Jak ktoś jest zazdrosny to jego problem, nie rozumiem tej zawisci- nigdy nikomu niczego nie zazdrosciłam. I też nie zamierzam przepraszać za to że miałam zaradnych rodzicow, z głową na karku, opiekuńczych, dla których bardzo wazna była moja edukacja (dla taty nie było chyba nic ważniejszego) - sama będę chciała jak najwięcej zapewnić swoim przyszłym dzieciom. Kredyt na mieszkanie to nie powód do dumy (jak i wstydu)- to nabijanie bankom olbrzymich pieniędzy kosztem obciazania siebie średnio na 30 lat. Przymus wielu ludzi w dzisiejszych czasach.Az tyle nie dostalam, ale na start mieszkanie i utrzymanie na studiach (przy czym od 16 r.z. dorabialam w wakacje). Jestem im za to niesamowicie wdzieczna i doceniam, ze mialam w tym sensie latwiej. Pomoc rodzicow w zaden sposob nie uposledzila mojej zdolnosci radzenia sobie w zyciu, pracuje, mam szacunek do pieniadza i jestem w stanie poradzic sobie w kazdej sytuacji. Nie mam zamiaru przepraszac, ze nie wyszlam z patologii i nie zostalam pozostawiona sama sobie w wieku 16 lat. Nie rozumiem pogardy i negatywnegej wymowy niektorych postow w tym temacie. Jasne, mozna i trzeba byc z siebie dumnym, ze wyszlo sie na ludzi i poradzilo w zyciu, majac ciezki start. Ale juz ?nie musze nikomu niczego zawdzieczac? itd. Powaznie? Ja sie ciesze, ze moi rodzice mogli i chcieli mi pomoc. Teraz ja staram sie, zeby im niczego nie brakowalo, mimo ze dobrze sobie radza finansowo. Kazda ze stron zadowolona w tym ukladzie i kazdy sie cieszy, ze moze czy mogl pomoc czy otrzymac pomoc. Wspolczuje tym, ktorzy tego nie maja i nie znaja, ale wypowiadanie sie z taka dumo-pogarda jest smieszne.Ja dostałam od rodziców wszystko. Mieszkanie, kasę na życie, samochód. Ba, kupili nawet po mieszkaniu dla każdego z moich dzieci, za które to mieszkania płacą. Ustawili mnie w życiu zupełnie. I nawet sobie nie wyobrażacie, jak jestem im za to cholernie wdzięczna, jak bardzo to doceniam i nigdy nie uważałam, że tak jest normalnie i że mi się należy. Może dlatego, że tego nigdy nie oczekiwałam, mam takie mega wielkie poczucie wdzięczności i sama nie wyobrażam sobie, żeby moje dzieci wywalić z gniazda i oczekiwać od nich jeszcze, że będą się dokładać do czynszu, czy coś w tym stylu. Dostałam ogromnie wiele i chcę to dalej przekazać. Z drugiej strony, czuję się winna wydając kasę na pierdoły, bo to, że tak dużo od rodziców dostałam, to wynik ich ciężkiej pracy i oszczędzania przez całe życie. Odmawiania sobie przyjemności. Mam nawet opory w wyrzucaniu zepsutego jedzenia. No, ale to nie temat tego wątku. EDIT. Jeszcze tak mi się nasunęło. Bo przez to, jak wiele otrzymałam spotykam się z ludzką zazdrością i zawiścią. Straciłam jakiś czas temu koleżankę, może nawet przyjaciółkę, bo ona nie dostała nic i strasznie mi wymawiała to, że ja mam wszystko za free. Nie jest to fajne, bo dlaczego mam czuć się winna za to, że moi rodzice mają takie a nie inne podejście do życia i dzieci? I czy moją winą jest, że jej rodzice traktowali swoje dzieci jak piąte koła u wozu? Zawsze starałam się ją wspierać i doceniać to, że doszła do tego co ma ciężką własną pracą. Ale nie podoba mi się, jak ktoś kto nie dostał prezentu od losu traktuje tych, którzy dostali z lekceważeniem i wyższością. No, chyba, że ten, który dostał chodzi nadęty jak paw i szczyci się tym, na co nie zapracował. To można chcieć dać mu prztyczka w nos.
nie wiem na jakim Ty świecie żyjesz :P ja mieszkałam z rodzicami i absolutnie nie polegało to na "dokładaniu się do jedzenia" mieliśmy z mężem oddzielną lodówkę, nie było obiadkowania u mamuni (wierz lub nie) choć w kółko zachęcała. Rachunki koszty węgla były podzielone na wszystkich domowników i płaciliśmy swoją część. Proszek do prania, płyn do płukania tkanin własny, tabletki do zmywarki i środki czystości też normalnie kupowaliśmy. Nie mówię, że jest to jakiś wyczyn, absolutnie tylko zupełnie normalna sytuacja wg mnie jak zostajesz u rodziców. Dla mnie jedyna różnica była taka, że miałam mniej przestrzeni tylko dla nas i nie płaciłam czynszu. To był ogromny + dla nas, natomiast dla rodziców nie stanowiliśmy wielkiego cieżaru. Obiektywnie jak im się rozkładał koszt węgla na więcej osób to wręcz na korzyść im to trochę wyszło. Dom duży nikt nikomu na głowie nie siedział. Nie wspomne o tym, że ubieram się od stóp do głów od 18 roku życia. To, że mieszkasz z rodzicami nie zawsze oznacza totalną nieporadność i "garnuszek" rodziców.
11 lipca 2019, 14:37
nie wiem na jakim Ty świecie żyjesz :P ja mieszkałam z rodzicami i absolutnie nie polegało to na "dokładaniu się do jedzenia" mieliśmy z mężem oddzielną lodówkę, nie było obiadkowania u mamuni (wierz lub nie) choć w kółko zachęcała. Rachunki koszty węgla były podzielone na wszystkich domowników i płaciliśmy swoją część. Proszek do prania, płyn do płukania tkanin własny, tabletki do zmywarki i środki czystości też normalnie kupowaliśmy. Nie mówię, że jest to jakiś wyczyn, absolutnie tylko zupełnie normalna sytuacja wg mnie jak zostajesz u rodziców. Dla mnie jedyna różnica była taka, że miałam mniej przestrzeni tylko dla nas i nie płaciłam czynszu. To był ogromny + dla nas, natomiast dla rodziców nie stanowiliśmy wielkiego cieżaru. Obiektywnie jak im się rozkładał koszt węgla na więcej osób to wręcz na korzyść im to trochę wyszło. Dom duży nikt nikomu na głowie nie siedział. Nie wspomne o tym, że ubieram się od stóp do głów od 18 roku życia. To, że mieszkasz z rodzicami nie zawsze oznacza totalną nieporadność i "garnuszek" rodziców.dla mnie powód do wstydu to siedzenie na garnuszku rodziców, bo usamodzielnienie się to np."to nabijanie bankom olbrzymich pieniędzy kosztem obciazania siebie średnio na 30 lat" "wynajem to spłacanie cudzego kredytu"czas dorosnąć naprawdę, a nie trzymać się kiecusi mamusitak to widzę bez obrazy,ale punkt widzenia osób, które to robią (sorrry nie robią bo dokładają np,. 300zł do jedzenia i sami kupują sobie skarpetki) będzie zupełnie innyTeż tak kiedyś myślałam, ale patrząc na to, jak z naprawdę sporym wkładem własnym np. u mnie w Krakowie trudno o kredyt - czasem jest to powód do dumy, bo trzeba coś osiągnąć, by móc go spłacać i w ogóle dostać... Niestety, w takich realiach żyjemy i jest to smutne.A mało osób ma 500 000 (50m w Krakowie w dobrej lokalizacji, jak masz dużo szczęścia - jak nie to jest drożej) w gotówce, przed 30. Lepsze to niż wynajem i spłacanie cudzego kredytu. Grunt, by móc taki kredyt spłacić w max 10 lat, a nie obciążać się na pół życia.podobnie jak Wy- dużo dostałam, ale nie wpłynęło to na brak zaradności, wręcz przeciwnie. Jak ktoś jest zazdrosny to jego problem, nie rozumiem tej zawisci- nigdy nikomu niczego nie zazdrosciłam. I też nie zamierzam przepraszać za to że miałam zaradnych rodzicow, z głową na karku, opiekuńczych, dla których bardzo wazna była moja edukacja (dla taty nie było chyba nic ważniejszego) - sama będę chciała jak najwięcej zapewnić swoim przyszłym dzieciom. Kredyt na mieszkanie to nie powód do dumy (jak i wstydu)- to nabijanie bankom olbrzymich pieniędzy kosztem obciazania siebie średnio na 30 lat. Przymus wielu ludzi w dzisiejszych czasach.Az tyle nie dostalam, ale na start mieszkanie i utrzymanie na studiach (przy czym od 16 r.z. dorabialam w wakacje). Jestem im za to niesamowicie wdzieczna i doceniam, ze mialam w tym sensie latwiej. Pomoc rodzicow w zaden sposob nie uposledzila mojej zdolnosci radzenia sobie w zyciu, pracuje, mam szacunek do pieniadza i jestem w stanie poradzic sobie w kazdej sytuacji. Nie mam zamiaru przepraszac, ze nie wyszlam z patologii i nie zostalam pozostawiona sama sobie w wieku 16 lat. Nie rozumiem pogardy i negatywnegej wymowy niektorych postow w tym temacie. Jasne, mozna i trzeba byc z siebie dumnym, ze wyszlo sie na ludzi i poradzilo w zyciu, majac ciezki start. Ale juz ?nie musze nikomu niczego zawdzieczac? itd. Powaznie? Ja sie ciesze, ze moi rodzice mogli i chcieli mi pomoc. Teraz ja staram sie, zeby im niczego nie brakowalo, mimo ze dobrze sobie radza finansowo. Kazda ze stron zadowolona w tym ukladzie i kazdy sie cieszy, ze moze czy mogl pomoc czy otrzymac pomoc. Wspolczuje tym, ktorzy tego nie maja i nie znaja, ale wypowiadanie sie z taka dumo-pogarda jest smieszne.Ja dostałam od rodziców wszystko. Mieszkanie, kasę na życie, samochód. Ba, kupili nawet po mieszkaniu dla każdego z moich dzieci, za które to mieszkania płacą. Ustawili mnie w życiu zupełnie. I nawet sobie nie wyobrażacie, jak jestem im za to cholernie wdzięczna, jak bardzo to doceniam i nigdy nie uważałam, że tak jest normalnie i że mi się należy. Może dlatego, że tego nigdy nie oczekiwałam, mam takie mega wielkie poczucie wdzięczności i sama nie wyobrażam sobie, żeby moje dzieci wywalić z gniazda i oczekiwać od nich jeszcze, że będą się dokładać do czynszu, czy coś w tym stylu. Dostałam ogromnie wiele i chcę to dalej przekazać. Z drugiej strony, czuję się winna wydając kasę na pierdoły, bo to, że tak dużo od rodziców dostałam, to wynik ich ciężkiej pracy i oszczędzania przez całe życie. Odmawiania sobie przyjemności. Mam nawet opory w wyrzucaniu zepsutego jedzenia. No, ale to nie temat tego wątku. EDIT. Jeszcze tak mi się nasunęło. Bo przez to, jak wiele otrzymałam spotykam się z ludzką zazdrością i zawiścią. Straciłam jakiś czas temu koleżankę, może nawet przyjaciółkę, bo ona nie dostała nic i strasznie mi wymawiała to, że ja mam wszystko za free. Nie jest to fajne, bo dlaczego mam czuć się winna za to, że moi rodzice mają takie a nie inne podejście do życia i dzieci? I czy moją winą jest, że jej rodzice traktowali swoje dzieci jak piąte koła u wozu? Zawsze starałam się ją wspierać i doceniać to, że doszła do tego co ma ciężką własną pracą. Ale nie podoba mi się, jak ktoś kto nie dostał prezentu od losu traktuje tych, którzy dostali z lekceważeniem i wyższością. No, chyba, że ten, który dostał chodzi nadęty jak paw i szczyci się tym, na co nie zapracował. To można chcieć dać mu prztyczka w nos.
nie płaciłaś czynszu acha
11 lipca 2019, 14:55
dla mnie powód do wstydu to siedzenie na garnuszku rodziców, bo usamodzielnienie się to np."to nabijanie bankom olbrzymich pieniędzy kosztem obciazania siebie średnio na 30 lat" "wynajem to spłacanie cudzego kredytu"czas dorosnąć naprawdę, a nie trzymać się kiecusi mamusitak to widzę bez obrazy,ale punkt widzenia osób, które to robią (sorrry nie robią bo dokładają np,. 300zł do jedzenia i sami kupują sobie skarpetki) będzie zupełnie innyTeż tak kiedyś myślałam, ale patrząc na to, jak z naprawdę sporym wkładem własnym np. u mnie w Krakowie trudno o kredyt - czasem jest to powód do dumy, bo trzeba coś osiągnąć, by móc go spłacać i w ogóle dostać... Niestety, w takich realiach żyjemy i jest to smutne.A mało osób ma 500 000 (50m w Krakowie w dobrej lokalizacji, jak masz dużo szczęścia - jak nie to jest drożej) w gotówce, przed 30. Lepsze to niż wynajem i spłacanie cudzego kredytu. Grunt, by móc taki kredyt spłacić w max 10 lat, a nie obciążać się na pół życia.podobnie jak Wy- dużo dostałam, ale nie wpłynęło to na brak zaradności, wręcz przeciwnie. Jak ktoś jest zazdrosny to jego problem, nie rozumiem tej zawisci- nigdy nikomu niczego nie zazdrosciłam. I też nie zamierzam przepraszać za to że miałam zaradnych rodzicow, z głową na karku, opiekuńczych, dla których bardzo wazna była moja edukacja (dla taty nie było chyba nic ważniejszego) - sama będę chciała jak najwięcej zapewnić swoim przyszłym dzieciom. Kredyt na mieszkanie to nie powód do dumy (jak i wstydu)- to nabijanie bankom olbrzymich pieniędzy kosztem obciazania siebie średnio na 30 lat. Przymus wielu ludzi w dzisiejszych czasach.Az tyle nie dostalam, ale na start mieszkanie i utrzymanie na studiach (przy czym od 16 r.z. dorabialam w wakacje). Jestem im za to niesamowicie wdzieczna i doceniam, ze mialam w tym sensie latwiej. Pomoc rodzicow w zaden sposob nie uposledzila mojej zdolnosci radzenia sobie w zyciu, pracuje, mam szacunek do pieniadza i jestem w stanie poradzic sobie w kazdej sytuacji. Nie mam zamiaru przepraszac, ze nie wyszlam z patologii i nie zostalam pozostawiona sama sobie w wieku 16 lat. Nie rozumiem pogardy i negatywnegej wymowy niektorych postow w tym temacie. Jasne, mozna i trzeba byc z siebie dumnym, ze wyszlo sie na ludzi i poradzilo w zyciu, majac ciezki start. Ale juz ?nie musze nikomu niczego zawdzieczac? itd. Powaznie? Ja sie ciesze, ze moi rodzice mogli i chcieli mi pomoc. Teraz ja staram sie, zeby im niczego nie brakowalo, mimo ze dobrze sobie radza finansowo. Kazda ze stron zadowolona w tym ukladzie i kazdy sie cieszy, ze moze czy mogl pomoc czy otrzymac pomoc. Wspolczuje tym, ktorzy tego nie maja i nie znaja, ale wypowiadanie sie z taka dumo-pogarda jest smieszne.Ja dostałam od rodziców wszystko. Mieszkanie, kasę na życie, samochód. Ba, kupili nawet po mieszkaniu dla każdego z moich dzieci, za które to mieszkania płacą. Ustawili mnie w życiu zupełnie. I nawet sobie nie wyobrażacie, jak jestem im za to cholernie wdzięczna, jak bardzo to doceniam i nigdy nie uważałam, że tak jest normalnie i że mi się należy. Może dlatego, że tego nigdy nie oczekiwałam, mam takie mega wielkie poczucie wdzięczności i sama nie wyobrażam sobie, żeby moje dzieci wywalić z gniazda i oczekiwać od nich jeszcze, że będą się dokładać do czynszu, czy coś w tym stylu. Dostałam ogromnie wiele i chcę to dalej przekazać. Z drugiej strony, czuję się winna wydając kasę na pierdoły, bo to, że tak dużo od rodziców dostałam, to wynik ich ciężkiej pracy i oszczędzania przez całe życie. Odmawiania sobie przyjemności. Mam nawet opory w wyrzucaniu zepsutego jedzenia. No, ale to nie temat tego wątku. EDIT. Jeszcze tak mi się nasunęło. Bo przez to, jak wiele otrzymałam spotykam się z ludzką zazdrością i zawiścią. Straciłam jakiś czas temu koleżankę, może nawet przyjaciółkę, bo ona nie dostała nic i strasznie mi wymawiała to, że ja mam wszystko za free. Nie jest to fajne, bo dlaczego mam czuć się winna za to, że moi rodzice mają takie a nie inne podejście do życia i dzieci? I czy moją winą jest, że jej rodzice traktowali swoje dzieci jak piąte koła u wozu? Zawsze starałam się ją wspierać i doceniać to, że doszła do tego co ma ciężką własną pracą. Ale nie podoba mi się, jak ktoś kto nie dostał prezentu od losu traktuje tych, którzy dostali z lekceważeniem i wyższością. No, chyba, że ten, który dostał chodzi nadęty jak paw i szczyci się tym, na co nie zapracował. To można chcieć dać mu prztyczka w nos.
jako że mnie zacytowalas to się odniosę. To że kredyt to nabijanie bankom olbrzymich odsetek to fakt. Ja mieszkanie dostałam więc z rodzicami nie mieszkam. Gdybym nie dostała to byłabym zmuszona do kredytu. Aczkolwiek otrzymanie mieszkania to dla mnie nie powód do wstydu, tak kredyt nie jest żadnym powodem do wielkiej dumy czy wywyzszania się ze swoja samodzielnościa;)
11 lipca 2019, 15:46
nie płaciłaś czynszu achanie wiem na jakim Ty świecie żyjesz :P ja mieszkałam z rodzicami i absolutnie nie polegało to na "dokładaniu się do jedzenia" mieliśmy z mężem oddzielną lodówkę, nie było obiadkowania u mamuni (wierz lub nie) choć w kółko zachęcała. Rachunki koszty węgla były podzielone na wszystkich domowników i płaciliśmy swoją część. Proszek do prania, płyn do płukania tkanin własny, tabletki do zmywarki i środki czystości też normalnie kupowaliśmy. Nie mówię, że jest to jakiś wyczyn, absolutnie tylko zupełnie normalna sytuacja wg mnie jak zostajesz u rodziców. Dla mnie jedyna różnica była taka, że miałam mniej przestrzeni tylko dla nas i nie płaciłam czynszu. To był ogromny + dla nas, natomiast dla rodziców nie stanowiliśmy wielkiego cieżaru. Obiektywnie jak im się rozkładał koszt węgla na więcej osób to wręcz na korzyść im to trochę wyszło. Dom duży nikt nikomu na głowie nie siedział. Nie wspomne o tym, że ubieram się od stóp do głów od 18 roku życia. To, że mieszkasz z rodzicami nie zawsze oznacza totalną nieporadność i "garnuszek" rodziców.dla mnie powód do wstydu to siedzenie na garnuszku rodziców, bo usamodzielnienie się to np."to nabijanie bankom olbrzymich pieniędzy kosztem obciazania siebie średnio na 30 lat" "wynajem to spłacanie cudzego kredytu"czas dorosnąć naprawdę, a nie trzymać się kiecusi mamusitak to widzę bez obrazy,ale punkt widzenia osób, które to robią (sorrry nie robią bo dokładają np,. 300zł do jedzenia i sami kupują sobie skarpetki) będzie zupełnie innyTeż tak kiedyś myślałam, ale patrząc na to, jak z naprawdę sporym wkładem własnym np. u mnie w Krakowie trudno o kredyt - czasem jest to powód do dumy, bo trzeba coś osiągnąć, by móc go spłacać i w ogóle dostać... Niestety, w takich realiach żyjemy i jest to smutne.A mało osób ma 500 000 (50m w Krakowie w dobrej lokalizacji, jak masz dużo szczęścia - jak nie to jest drożej) w gotówce, przed 30. Lepsze to niż wynajem i spłacanie cudzego kredytu. Grunt, by móc taki kredyt spłacić w max 10 lat, a nie obciążać się na pół życia.podobnie jak Wy- dużo dostałam, ale nie wpłynęło to na brak zaradności, wręcz przeciwnie. Jak ktoś jest zazdrosny to jego problem, nie rozumiem tej zawisci- nigdy nikomu niczego nie zazdrosciłam. I też nie zamierzam przepraszać za to że miałam zaradnych rodzicow, z głową na karku, opiekuńczych, dla których bardzo wazna była moja edukacja (dla taty nie było chyba nic ważniejszego) - sama będę chciała jak najwięcej zapewnić swoim przyszłym dzieciom. Kredyt na mieszkanie to nie powód do dumy (jak i wstydu)- to nabijanie bankom olbrzymich pieniędzy kosztem obciazania siebie średnio na 30 lat. Przymus wielu ludzi w dzisiejszych czasach.Az tyle nie dostalam, ale na start mieszkanie i utrzymanie na studiach (przy czym od 16 r.z. dorabialam w wakacje). Jestem im za to niesamowicie wdzieczna i doceniam, ze mialam w tym sensie latwiej. Pomoc rodzicow w zaden sposob nie uposledzila mojej zdolnosci radzenia sobie w zyciu, pracuje, mam szacunek do pieniadza i jestem w stanie poradzic sobie w kazdej sytuacji. Nie mam zamiaru przepraszac, ze nie wyszlam z patologii i nie zostalam pozostawiona sama sobie w wieku 16 lat. Nie rozumiem pogardy i negatywnegej wymowy niektorych postow w tym temacie. Jasne, mozna i trzeba byc z siebie dumnym, ze wyszlo sie na ludzi i poradzilo w zyciu, majac ciezki start. Ale juz ?nie musze nikomu niczego zawdzieczac? itd. Powaznie? Ja sie ciesze, ze moi rodzice mogli i chcieli mi pomoc. Teraz ja staram sie, zeby im niczego nie brakowalo, mimo ze dobrze sobie radza finansowo. Kazda ze stron zadowolona w tym ukladzie i kazdy sie cieszy, ze moze czy mogl pomoc czy otrzymac pomoc. Wspolczuje tym, ktorzy tego nie maja i nie znaja, ale wypowiadanie sie z taka dumo-pogarda jest smieszne.Ja dostałam od rodziców wszystko. Mieszkanie, kasę na życie, samochód. Ba, kupili nawet po mieszkaniu dla każdego z moich dzieci, za które to mieszkania płacą. Ustawili mnie w życiu zupełnie. I nawet sobie nie wyobrażacie, jak jestem im za to cholernie wdzięczna, jak bardzo to doceniam i nigdy nie uważałam, że tak jest normalnie i że mi się należy. Może dlatego, że tego nigdy nie oczekiwałam, mam takie mega wielkie poczucie wdzięczności i sama nie wyobrażam sobie, żeby moje dzieci wywalić z gniazda i oczekiwać od nich jeszcze, że będą się dokładać do czynszu, czy coś w tym stylu. Dostałam ogromnie wiele i chcę to dalej przekazać. Z drugiej strony, czuję się winna wydając kasę na pierdoły, bo to, że tak dużo od rodziców dostałam, to wynik ich ciężkiej pracy i oszczędzania przez całe życie. Odmawiania sobie przyjemności. Mam nawet opory w wyrzucaniu zepsutego jedzenia. No, ale to nie temat tego wątku. EDIT. Jeszcze tak mi się nasunęło. Bo przez to, jak wiele otrzymałam spotykam się z ludzką zazdrością i zawiścią. Straciłam jakiś czas temu koleżankę, może nawet przyjaciółkę, bo ona nie dostała nic i strasznie mi wymawiała to, że ja mam wszystko za free. Nie jest to fajne, bo dlaczego mam czuć się winna za to, że moi rodzice mają takie a nie inne podejście do życia i dzieci? I czy moją winą jest, że jej rodzice traktowali swoje dzieci jak piąte koła u wozu? Zawsze starałam się ją wspierać i doceniać to, że doszła do tego co ma ciężką własną pracą. Ale nie podoba mi się, jak ktoś kto nie dostał prezentu od losu traktuje tych, którzy dostali z lekceważeniem i wyższością. No, chyba, że ten, który dostał chodzi nadęty jak paw i szczyci się tym, na co nie zapracował. To można chcieć dać mu prztyczka w nos.
?
nie wiem o co Ci chodzi w tej wypowiedzi
Edytowany przez Despacitoo 11 lipca 2019, 15:50
11 lipca 2019, 15:50
całe szczęście na vitalii wszystkie ogarnięte, tylko dziwnie w moim i twoim otoczeniu nie. ale tak to bywa w tych internetach...Tata mi załatwił kolegę który mi przewiózł rzeczy jak się przeprowadzałam. Cała ich pomoc. Nie dostałam nic. Na szczęście ówczesny chłopak (teraz mąż) dał mi na kaucje na wynajęcie pokoju i pierwszy czynsz. Pomagał mi także wcześniej kiedy rodzice się nie interesowali czy mam się w co ubrać i co zjeść. Przy kupnie mieszkania natomiast obecny teść też nam przewiózł rzeczy. Pomaga nam np naprawić kran, odmalować pokój czy zrobić elektrykę. To duża pomoc, jednak finansowo nikt nam nie pomagał/nie pomaga. Kredyt na mieszkanie sami braliśmy (mieliśmy na wkład własny, agencję i notariusze odłożone) Radzę sobie sama odkąd skończyłam szkołę. Niestety zmusiła mnie sytuacja.Zazdroszczę tym którym rodzice pomagają, albo mają po nich mieszkanie. Ja na wszystko musiałam sama zapracować.. na prawo jazdy, edukację, auto , kredytu też nikt za nas nie spłaci, nie dołoży...Z drugiej strony się ciesze bo widzę, że w kręgu znajomych którzy dostali dużo, nie wszyscy potrafią ogarnąć życiowo. Nie jest to oczywiście reguła, mówię z czym ja się spotkałam.
Ale po co ten uszczypliwy ton?
Prosilas o wyjasnienie i dziewczyny (w tym ja) bardzo obrazowo i obszernie wyjasnily Ci swoj punkt wiedzenia, przytoczyly przyklady. Jasniej juz chyba sie nie da. Ty czepiasz sie slowek i szukasz dziury w calym. Przyjmij, ze jedni maja tak a inni inaczej.
Generalnie z Twoich postow na forum wylania sie obraz osoby niezadowolonej z zycia. Uwierz, to nie nasza wina, ze Tobie cos nie wyszlo lub rodzice nie zapewnili Ci warunkow, jakie zapewnili nam. Zycie. I wlasnie to Ci probujemy wytlumaczyc. Nie czepiaj sie slowek i nie draz tematu “kto i ile jedzenia wklada do lodowki i jak sie dzielimy rachunkami”. Widac nam to odpowiada, nie rozumiem dlaczego Ty masz z tym problem.
11 lipca 2019, 15:53
Ale po co ten uszczypliwy ton? Prosilas o wyjasnienie i dziewczyny (w tym ja) bardzo obrazowo i obszernie wyjasnily Ci swoj punkt wiedzenia, przytoczyly przyklady. Jasniej juz chyba sie nie da. Ty czepiasz sie slowek i szukasz dziury w calym. Przyjmij, ze jedni maja tak a inni inaczej.Generalnie z Twoich postow na forum wylania sie obraz osoby niezadowolonej z zycia. Uwierz, to nie nasza wina, ze Tobie cos nie wyszlo lub rodzice nie zapewnili Ci warunkow, jakie zapewnili nam. Zycie. I wlasnie to Ci probujemy wytlumaczyc. Nie czepiaj sie slowek i nie draz tematu ?kto i ile jedzenia wklada do lodowki i jak sie dzielimy rachunkami?. Widac nam to odpowiada, nie rozumiem dlaczego Ty masz z tym problem.całe szczęście na vitalii wszystkie ogarnięte, tylko dziwnie w moim i twoim otoczeniu nie. ale tak to bywa w tych internetach...Tata mi załatwił kolegę który mi przewiózł rzeczy jak się przeprowadzałam. Cała ich pomoc. Nie dostałam nic. Na szczęście ówczesny chłopak (teraz mąż) dał mi na kaucje na wynajęcie pokoju i pierwszy czynsz. Pomagał mi także wcześniej kiedy rodzice się nie interesowali czy mam się w co ubrać i co zjeść. Przy kupnie mieszkania natomiast obecny teść też nam przewiózł rzeczy. Pomaga nam np naprawić kran, odmalować pokój czy zrobić elektrykę. To duża pomoc, jednak finansowo nikt nam nie pomagał/nie pomaga. Kredyt na mieszkanie sami braliśmy (mieliśmy na wkład własny, agencję i notariusze odłożone) Radzę sobie sama odkąd skończyłam szkołę. Niestety zmusiła mnie sytuacja.Zazdroszczę tym którym rodzice pomagają, albo mają po nich mieszkanie. Ja na wszystko musiałam sama zapracować.. na prawo jazdy, edukację, auto , kredytu też nikt za nas nie spłaci, nie dołoży...Z drugiej strony się ciesze bo widzę, że w kręgu znajomych którzy dostali dużo, nie wszyscy potrafią ogarnąć życiowo. Nie jest to oczywiście reguła, mówię z czym ja się spotkałam.
widać co poniektórych bardzo boli jak ktoś ma wsparcie w rodzinie.
11 lipca 2019, 20:40
widać co poniektórych bardzo boli jak ktoś ma wsparcie w rodzinie.Ale po co ten uszczypliwy ton? Prosilas o wyjasnienie i dziewczyny (w tym ja) bardzo obrazowo i obszernie wyjasnily Ci swoj punkt wiedzenia, przytoczyly przyklady. Jasniej juz chyba sie nie da. Ty czepiasz sie slowek i szukasz dziury w calym. Przyjmij, ze jedni maja tak a inni inaczej.Generalnie z Twoich postow na forum wylania sie obraz osoby niezadowolonej z zycia. Uwierz, to nie nasza wina, ze Tobie cos nie wyszlo lub rodzice nie zapewnili Ci warunkow, jakie zapewnili nam. Zycie. I wlasnie to Ci probujemy wytlumaczyc. Nie czepiaj sie slowek i nie draz tematu ?kto i ile jedzenia wklada do lodowki i jak sie dzielimy rachunkami?. Widac nam to odpowiada, nie rozumiem dlaczego Ty masz z tym problem.całe szczęście na vitalii wszystkie ogarnięte, tylko dziwnie w moim i twoim otoczeniu nie. ale tak to bywa w tych internetach...Tata mi załatwił kolegę który mi przewiózł rzeczy jak się przeprowadzałam. Cała ich pomoc. Nie dostałam nic. Na szczęście ówczesny chłopak (teraz mąż) dał mi na kaucje na wynajęcie pokoju i pierwszy czynsz. Pomagał mi także wcześniej kiedy rodzice się nie interesowali czy mam się w co ubrać i co zjeść. Przy kupnie mieszkania natomiast obecny teść też nam przewiózł rzeczy. Pomaga nam np naprawić kran, odmalować pokój czy zrobić elektrykę. To duża pomoc, jednak finansowo nikt nam nie pomagał/nie pomaga. Kredyt na mieszkanie sami braliśmy (mieliśmy na wkład własny, agencję i notariusze odłożone) Radzę sobie sama odkąd skończyłam szkołę. Niestety zmusiła mnie sytuacja.Zazdroszczę tym którym rodzice pomagają, albo mają po nich mieszkanie. Ja na wszystko musiałam sama zapracować.. na prawo jazdy, edukację, auto , kredytu też nikt za nas nie spłaci, nie dołoży...Z drugiej strony się ciesze bo widzę, że w kręgu znajomych którzy dostali dużo, nie wszyscy potrafią ogarnąć życiowo. Nie jest to oczywiście reguła, mówię z czym ja się spotkałam.
Nic mnie nie boli. równie dobrze ja bym ci mogła napisać że Ciebie boli że ktoś osiągnął to co ty sam bez rodziców.
11 lipca 2019, 20:43
Ale po co ten uszczypliwy ton? Prosilas o wyjasnienie i dziewczyny (w tym ja) bardzo obrazowo i obszernie wyjasnily Ci swoj punkt wiedzenia, przytoczyly przyklady. Jasniej juz chyba sie nie da. Ty czepiasz sie slowek i szukasz dziury w calym. Przyjmij, ze jedni maja tak a inni inaczej.Generalnie z Twoich postow na forum wylania sie obraz osoby niezadowolonej z zycia. Uwierz, to nie nasza wina, ze Tobie cos nie wyszlo lub rodzice nie zapewnili Ci warunkow, jakie zapewnili nam. Zycie. I wlasnie to Ci probujemy wytlumaczyc. Nie czepiaj sie slowek i nie draz tematu ?kto i ile jedzenia wklada do lodowki i jak sie dzielimy rachunkami?. Widac nam to odpowiada, nie rozumiem dlaczego Ty masz z tym problem.całe szczęście na vitalii wszystkie ogarnięte, tylko dziwnie w moim i twoim otoczeniu nie. ale tak to bywa w tych internetach...Tata mi załatwił kolegę który mi przewiózł rzeczy jak się przeprowadzałam. Cała ich pomoc. Nie dostałam nic. Na szczęście ówczesny chłopak (teraz mąż) dał mi na kaucje na wynajęcie pokoju i pierwszy czynsz. Pomagał mi także wcześniej kiedy rodzice się nie interesowali czy mam się w co ubrać i co zjeść. Przy kupnie mieszkania natomiast obecny teść też nam przewiózł rzeczy. Pomaga nam np naprawić kran, odmalować pokój czy zrobić elektrykę. To duża pomoc, jednak finansowo nikt nam nie pomagał/nie pomaga. Kredyt na mieszkanie sami braliśmy (mieliśmy na wkład własny, agencję i notariusze odłożone) Radzę sobie sama odkąd skończyłam szkołę. Niestety zmusiła mnie sytuacja.Zazdroszczę tym którym rodzice pomagają, albo mają po nich mieszkanie. Ja na wszystko musiałam sama zapracować.. na prawo jazdy, edukację, auto , kredytu też nikt za nas nie spłaci, nie dołoży...Z drugiej strony się ciesze bo widzę, że w kręgu znajomych którzy dostali dużo, nie wszyscy potrafią ogarnąć życiowo. Nie jest to oczywiście reguła, mówię z czym ja się spotkałam.
Twoja interpretacja. Mnie nie obchodzi co wkładasz do lodówki. Nie mam problemu z tym że ktoś dostał na tacy coś na co ja zapracowalam sobie sama, to jest forum i wymiana myśli i poglądów. Nikt ci się nie każe ze mną zgadzać.
11 lipca 2019, 20:44
?nie wiem o co Ci chodzi w tej wypowiedzinie płaciłaś czynszu achanie wiem na jakim Ty świecie żyjesz :P ja mieszkałam z rodzicami i absolutnie nie polegało to na "dokładaniu się do jedzenia" mieliśmy z mężem oddzielną lodówkę, nie było obiadkowania u mamuni (wierz lub nie) choć w kółko zachęcała. Rachunki koszty węgla były podzielone na wszystkich domowników i płaciliśmy swoją część. Proszek do prania, płyn do płukania tkanin własny, tabletki do zmywarki i środki czystości też normalnie kupowaliśmy. Nie mówię, że jest to jakiś wyczyn, absolutnie tylko zupełnie normalna sytuacja wg mnie jak zostajesz u rodziców. Dla mnie jedyna różnica była taka, że miałam mniej przestrzeni tylko dla nas i nie płaciłam czynszu. To był ogromny + dla nas, natomiast dla rodziców nie stanowiliśmy wielkiego cieżaru. Obiektywnie jak im się rozkładał koszt węgla na więcej osób to wręcz na korzyść im to trochę wyszło. Dom duży nikt nikomu na głowie nie siedział. Nie wspomne o tym, że ubieram się od stóp do głów od 18 roku życia. To, że mieszkasz z rodzicami nie zawsze oznacza totalną nieporadność i "garnuszek" rodziców.dla mnie powód do wstydu to siedzenie na garnuszku rodziców, bo usamodzielnienie się to np."to nabijanie bankom olbrzymich pieniędzy kosztem obciazania siebie średnio na 30 lat" "wynajem to spłacanie cudzego kredytu"czas dorosnąć naprawdę, a nie trzymać się kiecusi mamusitak to widzę bez obrazy,ale punkt widzenia osób, które to robią (sorrry nie robią bo dokładają np,. 300zł do jedzenia i sami kupują sobie skarpetki) będzie zupełnie innyTeż tak kiedyś myślałam, ale patrząc na to, jak z naprawdę sporym wkładem własnym np. u mnie w Krakowie trudno o kredyt - czasem jest to powód do dumy, bo trzeba coś osiągnąć, by móc go spłacać i w ogóle dostać... Niestety, w takich realiach żyjemy i jest to smutne.A mało osób ma 500 000 (50m w Krakowie w dobrej lokalizacji, jak masz dużo szczęścia - jak nie to jest drożej) w gotówce, przed 30. Lepsze to niż wynajem i spłacanie cudzego kredytu. Grunt, by móc taki kredyt spłacić w max 10 lat, a nie obciążać się na pół życia.podobnie jak Wy- dużo dostałam, ale nie wpłynęło to na brak zaradności, wręcz przeciwnie. Jak ktoś jest zazdrosny to jego problem, nie rozumiem tej zawisci- nigdy nikomu niczego nie zazdrosciłam. I też nie zamierzam przepraszać za to że miałam zaradnych rodzicow, z głową na karku, opiekuńczych, dla których bardzo wazna była moja edukacja (dla taty nie było chyba nic ważniejszego) - sama będę chciała jak najwięcej zapewnić swoim przyszłym dzieciom. Kredyt na mieszkanie to nie powód do dumy (jak i wstydu)- to nabijanie bankom olbrzymich pieniędzy kosztem obciazania siebie średnio na 30 lat. Przymus wielu ludzi w dzisiejszych czasach.Az tyle nie dostalam, ale na start mieszkanie i utrzymanie na studiach (przy czym od 16 r.z. dorabialam w wakacje). Jestem im za to niesamowicie wdzieczna i doceniam, ze mialam w tym sensie latwiej. Pomoc rodzicow w zaden sposob nie uposledzila mojej zdolnosci radzenia sobie w zyciu, pracuje, mam szacunek do pieniadza i jestem w stanie poradzic sobie w kazdej sytuacji. Nie mam zamiaru przepraszac, ze nie wyszlam z patologii i nie zostalam pozostawiona sama sobie w wieku 16 lat. Nie rozumiem pogardy i negatywnegej wymowy niektorych postow w tym temacie. Jasne, mozna i trzeba byc z siebie dumnym, ze wyszlo sie na ludzi i poradzilo w zyciu, majac ciezki start. Ale juz ?nie musze nikomu niczego zawdzieczac? itd. Powaznie? Ja sie ciesze, ze moi rodzice mogli i chcieli mi pomoc. Teraz ja staram sie, zeby im niczego nie brakowalo, mimo ze dobrze sobie radza finansowo. Kazda ze stron zadowolona w tym ukladzie i kazdy sie cieszy, ze moze czy mogl pomoc czy otrzymac pomoc. Wspolczuje tym, ktorzy tego nie maja i nie znaja, ale wypowiadanie sie z taka dumo-pogarda jest smieszne.Ja dostałam od rodziców wszystko. Mieszkanie, kasę na życie, samochód. Ba, kupili nawet po mieszkaniu dla każdego z moich dzieci, za które to mieszkania płacą. Ustawili mnie w życiu zupełnie. I nawet sobie nie wyobrażacie, jak jestem im za to cholernie wdzięczna, jak bardzo to doceniam i nigdy nie uważałam, że tak jest normalnie i że mi się należy. Może dlatego, że tego nigdy nie oczekiwałam, mam takie mega wielkie poczucie wdzięczności i sama nie wyobrażam sobie, żeby moje dzieci wywalić z gniazda i oczekiwać od nich jeszcze, że będą się dokładać do czynszu, czy coś w tym stylu. Dostałam ogromnie wiele i chcę to dalej przekazać. Z drugiej strony, czuję się winna wydając kasę na pierdoły, bo to, że tak dużo od rodziców dostałam, to wynik ich ciężkiej pracy i oszczędzania przez całe życie. Odmawiania sobie przyjemności. Mam nawet opory w wyrzucaniu zepsutego jedzenia. No, ale to nie temat tego wątku. EDIT. Jeszcze tak mi się nasunęło. Bo przez to, jak wiele otrzymałam spotykam się z ludzką zazdrością i zawiścią. Straciłam jakiś czas temu koleżankę, może nawet przyjaciółkę, bo ona nie dostała nic i strasznie mi wymawiała to, że ja mam wszystko za free. Nie jest to fajne, bo dlaczego mam czuć się winna za to, że moi rodzice mają takie a nie inne podejście do życia i dzieci? I czy moją winą jest, że jej rodzice traktowali swoje dzieci jak piąte koła u wozu? Zawsze starałam się ją wspierać i doceniać to, że doszła do tego co ma ciężką własną pracą. Ale nie podoba mi się, jak ktoś kto nie dostał prezentu od losu traktuje tych, którzy dostali z lekceważeniem i wyższością. No, chyba, że ten, który dostał chodzi nadęty jak paw i szczyci się tym, na co nie zapracował. To można chcieć dać mu prztyczka w nos.
To logiczne. Nie placilas za mieszkanie.
11 lipca 2019, 21:12
Dostalam 50tys zl (ok. 9.5tys funtow wtedy) darowizny przy zakupie mieszkania, bo nam brakowalo pare procent do 20% depozytu (i mniejszych odsetek ) Ale wiadomo, z mniejszym depozytem tez bysmy kupili
Pozniej na rok pozyczylismy 100tys zl na remont domu. To nam sie akurat kompletnie nie oplacalo, jak sie pozniej okazalo, bo przy niekorzystnych kursach walut wyszlo, ze musielismy oddac ok. 7tys funtow wiecej niz pozyczylismy, a oddanie pozyczki w terminie bylo dla nas priorytetem. Bez pozyczki zrobilibysmy po prostu mniejszy remont (calosc wyszla nam 32tys funtow, z tych 100tys zl wyszlo nam wtedy kolo 16-17tys funtow, najwyzej nie usuwalibysmy komina z dwoch kondygnacji i nie robilibysmy poddasza)
W sumie jak tak teraz sobie o tym pomyslalam, to wyszlismy niemal na zero, choc oczywiscie na dany czas, kiedy byla potrzeba, bylo to dla nas znaczne ulatwienie. No i na pewno sam fakt, ze moge od kogos pozyczyc takie sumy bez zbednego oprocentowania jest ogromnie pomocny
Wiem, ze moi rodzice pomoga mi jak poprosze, aczkolwiek nie sa chetni do rzucania kasa. Stac ich, ale rozumiem ich motywy - oboje maja wlasne firmy, czasy takie sobie, mam jeszcze 2 braci, w tym jednego o 19lat mlodszego, o ktorego mama boi sie, ze nie bedzie mogla oplacic mu spokojnego studiowania (ja na studiach pracowalam, no ale byl to moj wybor) i w ogole pomoc w doroslym zyciu, bo moze jej juz nie byc. Mlody ma zalozony jakis fundusz i kiedy skonczy 18lat dostanie chyba cos kolo 80tys zl, ale w zwiazku z tym, ze kiedys juz potracili duzo kasy na slynnych ksiazeczkach mieszkaniowych, to boi sie podobnej sytuacji z pieniedzmi Mlodego.
W kazdym razie my z bratem zawsze tez musielismy pracowac na dobrobyt ogolny domostwa i poswiecac troche czasu na pomoc w firmie mamy np. 24h obsluga wesela od soboty 8rano do niedzieli 8rano, kazdy robil wszystko od obierania ziemniakow, kelnerowania, mycia kibli do sprzatania po imprezie... a to wszystko za 100zl na swoje wydatki , ba! kiedys moja mama dzierzawila punkt uslugowo- handlowy i jak mialam 12lat to stalam za kasa cala sobote lub niedziele (8h) za... symboliczne 10zl za caly dzien (no dobra, co sie cukierkow na wage nazarlam to moje
).
Jako dzieciak/nastolatka nigdy nie dostawalam za duzo kasy i musialam oszczedzac na jakies swoje cele. Nie powiem, bo na pewno fakt, ze nauczylam sie gospodarowac pieniedzmi, bardzo sie przydal pozniej w zyciu.