Temat: Czy jestem bluszczem? Jak to naprawić?

Jestem z moim narzeczonym od 4 lat. Od jakiegoś czasu nie układało nam się najlepiej, a tydzień temu stwierdził on, że potrzebuje przerwy, że potrzebuje przemyśleć co do mnie czuję i czy chce ze mną być. Po kilku rozmowach powiedział, że czuje się bardzo zmęczony psychicznie, osaczony, że brak mu przestrzeni, że za bardzo go kontroluję. Powiedział też, że czuję się jakby był dla mnie jednocześnie chłopakiem, znajomym, ojcem, matka i opiekunem i że męczy go to, że nie mam oprócz niego innego życia. 

Ja zaczęłam myśleć o swoim zachowaniu w związku i doszłam do wniosku, że niestety ma prawo się tak czuć. Doprowadziłam do tego, że był moim centrum świata, nie potrzebowałam znajomych, nie potrzebowałam swoich zajęć, hobby, ciągle chciałam przebywać z nim. Dodatkowo jestem dosyć zazdrosna i mam potrzebę żeby wszystko mieć pod kontrolą. 

Naprawdę, dopóki nie nastąpił taki wstrząs z jego strony, nie zdawałam sobie sprawy jak ja się zachowuję i że tak po prostu nie można. Przeniosłam się na jakiś czas do rodziców, a on powiedział, że potrzebuje czasu, że jestem dla niego ważna, ale nie wie czy chce dalej ze mną być, nie uważa, że mogę się jakoś bardzo zmienić. 

A ja naprawdę nie chcę już taka być i zależy mi na nim. Napisałam mu, że dam mu czas i że nie będę na niego naciskać. Napisałam też, że chcę się zmienić i zaczęłam już w tym kierunku coś robić. Zaproponowałam mu też, że może na razie zostanę u rodziców i będziemy razem, ale nie będziemy ze sobą przez jakiś czas mieszkać i widywać się codziennie, żebym mogła nauczyć się zajmować się sama sobą, znaleźć sobie jakieś inne zajęcia i nie uzależniać całego swojego życia od niego. 

Co jeszcze mogę zrobić, żeby uwierzył, że naprawdę chcę się zmienić? 

W poprzednim wątku przedstawiłaś sytuację w nieco innym świetle - facet nie chciał się rozstawać, miało mu zależeć, mieliście jedynie przeznaczyć kilka dni na refleksję w pojedynkę. Teraz okazuje się, że już przed tą przerwą facet jednak nie wiedział, co do Ciebie czuje i czy chce z Tobą być, a kilka dni bycia osobno zamienia się już w co najmniej miesiąc. Zatem albo to Ty boisz się przyjąć do wiadomości jego intencji, albo to on Cię zwodzi - może sam nie wie, czego chce, a może podjął już decyzję o rozstaniu, ale nie ma odwagi Cię poinformować. W każdym razie ochłodziłabym kontakt dopóki on się nie określi. Powinnaś oczywiście pracować nad urozmaiceniem zainteresowań, ale to, że byłaś bluszczem, nie oznacza, że można Cię teraz ukarać sprzecznymi sygnałami i rozstawianiem po kątach.

bede-szczupla napisał(a):

A ja nie bardzo rozumiem o co chodzi. Ja też nie widzę poza moim facetem świata i gdyby nie praca to byśmy spędzali czas 100% razem. Praktycznie wszystko razem robimy, bardzo rzadko wychodzimy osobno, nawet jak ja mam wolne, a on pracuje to dzwonimy do siebie po 5-6 razy. Mamy identyczne zainteresowania,wspólnych znajomych, wszystko jest cały czas razem. Nam to odpowiada. Jeżeli on po x latach ni z tego ni z owego stwierdza, że to go męczy, to ja bym zrezygnowała z takiego związku. Może Ty potrzebujesz kogoś kto będzie Twoim bluszczem a Ty jego? 

Wiesz, tylko że dopóki się jest razem to wszystko jest w porządku, ale jeśli kiedyś coś się popsuje (a nigdy nie można być pewnym, że będziecie razem do końca życia) to człowiek zostaje bez niczego tak naprawdę, skoro wcześniej wszystko w jego życiu było związane z partnerem. Zostaje jedna wielka pustka. 

I właśnie to teraz zrozumiałam, że ja nie mam nic swojego. I to nie jest tak, że ni z tego, ni z owego, bo dawał wcześniej takie sygnały, ale je ignorowałam. I zaczynam rozumieć, że odrobina własnej przestrzeni, własnych zainteresowań i znajomych jest po prostu zdrowa w związku. I potrzebna. 

Lili52 napisał(a):

W poprzednim wątku przedstawiłaś sytuację w nieco innym świetle - facet nie chciał się rozstawać, miało mu zależeć, mieliście jedynie przeznaczyć kilka dni na refleksję w pojedynkę. Teraz okazuje się, że już przed tą przerwą facet jednak nie wiedział, co do Ciebie czuje i czy chce z Tobą być, a kilka dni bycia osobno zamienia się już w co najmniej miesiąc. Zatem albo to Ty boisz się przyjąć do wiadomości jego intencji, albo to on Cię zwodzi - może sam nie wie, czego chce, a może podjął już decyzję o rozstaniu, ale nie ma odwagi Cię poinformować. W każdym razie ochłodziłabym kontakt dopóki on się nie określi. Powinnaś oczywiście pracować nad urozmaiceniem zainteresowań, ale to, że byłaś bluszczem, nie oznacza, że można Cię teraz ukarać sprzecznymi sygnałami i rozstawianiem po kątach.

Znaczy to wszystko wiedziałam już wcześniej, bo powiedział mi o co mu chodzi i jak się czuje, ale chciałam wtedy tylko wiedzieć co sądzicie o przerwie takiej. 

A ten miesiąc to był mój pomysł. Po prostu sama czuję, że mi to dobrze zrobi, że się trochę muszę od niego oderwać, bo ja po prostu zapomniałam kim jestem bez niego 

O, o właśnie - o to chodzi. To mi się podoba, bo pokazuje co jest nie tak w byciu takim kontrolującym bluszczem dla samego bluszczu - "zapomniałam kim jestem bez niego". Pięknie to ujęłaś :) I nie chodzi tu o to, że on może odejść i się załamiesz. To też, ale nawet przy superwytrzymałym i wiernym facecie bycie taką osobą niszczy obie strony. Zazdrość, kontrola, ciągła niepewność i brak zaufania nawet mimo obiektywnych przesłanek, to nie jest zdrowe. Do tego nieumiejętność bycia sobą i nie posiadanie niczego swojego, żadnego swojego życia, zubaża związek i jest nieuczciwe ze względu na partnera - on musi wnieść w relację wszystko a bluszcz nie mający niczego poza partnerem nie wnosi nic. To pasożytnictwo i niesprawiedliwość. Poza tym rzadko kto lubi relację sam ze sobą - a jeśli nie wiesz kim jesteś i jesteś właściwie lustrem w którym odbija się on, to ile może biedny chłop patrzeć w swoje odbicie? On chce pewnie drugiej osoby a nie wciąż siebie. Bluszcz nawet wisząc na kimś rzadko jest szczęśliwy. Bo jeśli nie wie co lubi on sam, tak naprawdę nie wie czego chce, nie ma własnego zdania, to nie jest nigdy zaspokojony. Zawsze mu mało no i nie wie czego chce, więc nie widzi kiedy to dostaje. Taka dusząca kogoś ale jednocześnie zagubiona, zdezorientowana  roślinka. 

Partner bluszczu też wciąż czuje się przytłoczony odpowiedzialnością, bo bluszcz na nim wisi a on sam musi dźwigać podwójny ciężar. To tak "sprawiedliwe" jak podział że każdy coś niesie - dziecko niesie swój plecak, a rodzic niesie dziecko, więc niby każdy ma po jednym ciężarze, nie? ;) I partner nie tylko nie ma w bluszczu wsparcia ale i się boi o bluszcz, w stopniu nadmiernym jak na związek - co będzie z nią jak mnie zabraknie? Jak zachoruję? Jak będę miał wypadek? Zbankrutuję, stracę pracę? Jak będę musiał wyjechać? Jak mój ojciec będzie umierał i powinienem być z nim ale nie będę mógł, bo przecież ona sama beze mnie sobie nie poradzi? No i nie daj Boże dziecko w takim związku. Jak jest jeden bluszcz to albo zacznie dusić też dziecko i maluch nie będzie miał życia, albo bluszcz będzie tak nieporadny, że wszystko uzależni od tego drugiego rodzica. A w związku dwóch bluszczy dla dziecka zazwyczaj nie ma miejsca. Jest owszem po to, by jeszcze silniej przywiązać swoich rodziców do siebie nawzajem, ale to przedmiotowe traktowanie i ono samo ważne nie jest. Jest w tle dwojga żyjących sobą nawzajem i całkowicie skupionych na partnerze osób, nieistotne dla nich, niekochane tak naprawdę. Jego potrzeby nie są nie tylko zaspokajane ale i zauważane. Takie klasyczne dziecko które wychowują nianie, bo rodzice ćwierkają do siebie, wyskakują na kolacyjki we dwoje, wyjeżdżają sami na wakacje i na czas przyjęć w domu każą mu się nie pokazywać w salonie. Nie mają czasu ani ochoty na przedstawienie w przedszkolu, przytulenie zasmarkanego zapłakanego trzylatka (bo mi pobrudzi garsonkę i rozetrze makijaż, który zrobiłam dla Misiaczka), lub siedzenie z nim wieczorem z bajką - bo wolę być z Misiaczkiem i się przytulać. 

Pasek wagi

innykwiat napisał(a):

O, o właśnie - o to chodzi. To mi się podoba, bo pokazuje co jest nie tak w byciu takim kontrolującym bluszczem dla samego bluszczu - "zapomniałam kim jestem bez niego". Pięknie to ujęłaś :) I nie chodzi tu o to, że on może odejść i się załamiesz. To też, ale nawet przy superwytrzymałym i wiernym facecie bycie taką osobą niszczy obie strony. Zazdrość, kontrola, ciągła niepewność i brak zaufania nawet mimo obiektywnych przesłanek, to nie jest zdrowe. Do tego nieumiejętność bycia sobą i nie posiadanie niczego swojego, żadnego swojego życia, zubaża związek i jest nieuczciwe ze względu na partnera - on musi wnieść w relację wszystko a bluszcz nie mający niczego poza partnerem nie wnosi nic. To pasożytnictwo i niesprawiedliwość. Poza tym rzadko kto lubi relację sam ze sobą - a jeśli nie wiesz kim jesteś i jesteś właściwie lustrem w którym odbija się on, to ile może biedny chłop patrzeć w swoje odbicie? On chce pewnie drugiej osoby a nie wciąż siebie. Bluszcz nawet wisząc na kimś rzadko jest szczęśliwy. Bo jeśli nie wie co lubi on sam, tak naprawdę nie wie czego chce, nie ma własnego zdania, to nie jest nigdy zaspokojony. Zawsze mu mało no i nie wie czego chce, więc nie widzi kiedy to dostaje. Taka dusząca kogoś ale jednocześnie zagubiona, zdezorientowana  roślinka. Partner bluszczu też wciąż czuje się przytłoczony odpowiedzialnością, bo bluszcz na nim wisi a on sam musi dźwigać podwójny ciężar. To tak "sprawiedliwe" jak podział że każdy coś niesie - dziecko niesie swój plecak, a rodzic niesie dziecko, więc niby każdy ma po jednym ciężarze, nie? ;) I partner nie tylko nie ma w bluszczu wsparcia ale i się boi o bluszcz, w stopniu nadmiernym jak na związek - co będzie z nią jak mnie zabraknie? Jak zachoruję? Jak będę miał wypadek? Zbankrutuję, stracę pracę? Jak będę musiał wyjechać? Jak mój ojciec będzie umierał i powinienem być z nim ale nie będę mógł, bo przecież ona sama beze mnie sobie nie poradzi? No i nie daj Boże dziecko w takim związku. Jak jest jeden bluszcz to albo zacznie dusić też dziecko i maluch nie będzie miał życia, albo bluszcz będzie tak nieporadny, że wszystko uzależni od tego drugiego rodzica. A w związku dwóch bluszczy dla dziecka zazwyczaj nie ma miejsca. Jest owszem po to, by jeszcze silniej przywiązać swoich rodziców do siebie nawzajem, ale to przedmiotowe traktowanie i ono samo ważne nie jest. Jest w tle dwojga żyjących sobą nawzajem i całkowicie skupionych na partnerze osób, nieistotne dla nich, niekochane tak naprawdę. Jego potrzeby nie są nie tylko zaspokajane ale i zauważane. Takie klasyczne dziecko które wychowują nianie, bo rodzice ćwierkają do siebie, wyskakują na kolacyjki we dwoje, wyjeżdżają sami na wakacje i na czas przyjęć w domu każą mu się nie pokazywać w salonie. Nie mają czasu ani ochoty na przedstawienie w przedszkolu, przytulenie zasmarkanego zapłakanego trzylatka (bo mi pobrudzi garsonkę i rozetrze makijaż, który zrobiłam dla Misiaczka), lub siedzenie z nim wieczorem z bajką - bo wolę być z Misiaczkiem i się przytulać. 

Wczoraj się widzieliśmy i on powiedział mi, że ja się tak zaczęłam zachowywać przez ostatnie dwa lata jak mieszkaliśmy razem. Znaczy wcześniej też się tak zachowywałam, ale nie mieliśmy siebie cały czas, więc tak tego nie odczuwał. Powiedział, że nie zrywa ze mną, że jesteśmy nadal razem i nie kręcimy z innymi. Że on potrzebuje się trochę odsunąć ode mnie żeby poukładać uczucia do mnie, żeby mieć szansę za mną zatęsknić i się przekonać że nie chce żyć beze mnie, bo kiedy mieszkaliśmy razem czuł się zduszony i przytłoczony, czuł nadmiar kontroli i kompletny brak zaufania. Bal się mi w ogóle powiedzieć, że coś nie gra między nami, bo bal się mojej reakcji, a przemyśleć w spokoju też mu nie miał szansy, bo ciągle chodziłam za nim, prosiłam o rozmowy, robiłam awantury, płakałam i tak w kółko. W sumie to jestem raczej pewna, ze on nie kręci i że nie ma nikogo. 

Ja za to postanowiłam, że będę się starać nie szukać pierwsza kontaktu. Zajmę się sobą i spróbuję wrócić do tego jaka byłam przed związkiem i nie będę już nad nim wisieć i zobaczymy jak się to poukłada 

Oleczkaz napisał(a):

[...] Ja za to postanowiłam, że będę się starać nie szukać pierwsza kontaktu. Zajmę się sobą i spróbuję wrócić do tego jaka byłam przed związkiem i nie będę już nad nim wisieć i zobaczymy jak się to poukłada 

Oleczka, to tu nie chodzi o to byś nigdy nie szukała pierwsza kontaktu. Raczej o to, byś interesowała się nim, ale nie wymagała, aby on interesował się wyłącznie Tobą,  spędzał z Tobą każdą wolną chwilę i czuł, że powinien zorganizować Twoje życie.

Nie będzie niczego złego w fakcie, że zadzwonisz i zapytasz co u niego, zaproponujesz spotkanie czy zorganizujesz wspólny czas. Istotne byś nie dzwoniła pięć razy dziennie, nie naciskała, nie wypraszała bo Ty czujesz się samotna bez niego i nie stosowała szantażu emocjonalnego wpędzając go w poczucie winy, że on dobrze się bawi w jakimś towarzystwie a Ty cierpisz bo nie masz żadnych znajomych.

Annne17 ma rację, nie chodzi o to by skoczyć ze skrajności w skrajność, z oblepienia w zimny dystans. Nie zrywacie, nadal jesteście parą, musicie tylko odpocząć i poukładać na nowo i na zdrowo wasze relacje. Między brakiem zainteresowania i starania się a totalnym zaabsorbowaniem istnieje zdrowy złoty środek, dojrzałe relacje, gdzie oboje budujecie i siebie samych i swój związek jako równorzędni partnerzy. Równowaga :) Na początku może być ci trudno zdrowo to wypośrodkować, tak jak teraz starając się zaczynasz przesadzać w drugą stronę, ale nie martw się, praktyka czyni mistrza :)

Pasek wagi

Dzisiaj spotkaliśmy się wieczorem i bardzo długo rozmawialiśmy. Powiedział, że mnie kocha i że nie chce nas skreślać, ale że po prostu muszę się zmienić, że to nie może nadal tak wyglądać. Że muszę zacząć wychodzić z domu, przestać go ciągle kontrolować, robić mu wymówki, że on nie ma nic przeciwko wspólnym wieczorom na kanapie, ale chce też móc wyjść z domu i nie czuć presji, że zaraz musi wracać bo ja tam siedzę wkurzona i czekam na niego.

Więc może uda nam się to posklejać.

Już zaczęłam zmiany, dzisiaj byłam w kinie bez niego i świetnie się bawiłam, za kilka dni idę na koncert, a od wiosny zapisuję się na jazdę konna, bo kiedyś to uwielbiałam. I będę starała się otworzyć na ludzi i przestać być marudzącą przylepą. Trzymajcie kciuki :) 

Czas bez chłopaka to może byś czas, w którym zadbasz o swoje ciało, garderobę i otoczenie. W samotności możesz robić sobie długie kąpiele z peelingiem całego ciała, masaże, leżeć w maseczkach,  albo pielęgnować i układać sobie włosy. Ćwiczyć w domu albo wychodzić na siłownię. Podobno gdyby pielęgnować ciało wg poradników doba jest zbyt krótka ;)Możesz chodzić po sklepach i szukać perełek ubraniowych. Nie chodzi mi o wydawanie kasy na ciuchy i wpadanie w zakupoholizm, tylko przeszukiwanie sklepów w poszukiwaniu  rzeczy niezwykłych, dobrych gatunkowo, w Twojej kolorystyce a jednocześnie w bardzo przyzwoitej cenie. Możesz zadbać o swoją szafę - przeglądnąć ubrania, sprawdzić czy coś nie wymaga małej przeróbki krawieckiej i doprowadzić każdą rzecz do stanu w miarę idealnego. Zadbać w swój pokój i utrzymywać go "na błysk". A w każdej wolnej chwili  przy palącym się kominku zapachowym czytać  interesującą książkę, która dostarczy emocji oraz przeniesie Cię w inny czas i wymiar :)

Chciałam Wam powiedzieć, że dzisiaj mój narzeczony napisał mi, że chce spróbować jeszcze raz. Przez ten tydzień dużo pisaliśmy i rozmawialiśmy i powiedział, że chce zobaczyć co nam z tego wyjdzie. Strasznie się cieszę i mam teraz jeszcze większą motywację i energię do zmian w swoim życiu 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.