Temat: Prawie 5 lat związku, a ja nie wiem już czy to jest to, czego chcę.

Cześć! Założyłam to konto, aby opowiedzieć Wam moją historię. Pierwszy raz mam takie wątpliwość, tak duże. Wcześniej były, owszem, ale mniejsze. 

Swojego obecnego chłopaka poznałam w liceum, w pierwszej klasie. Obecnie mamy po 21 lat. Na początku było cudownie, jak to przy zauroczeniu. Zeszliśmy się niecały miesiąc po tym, jak się poznaliśmy, więc nie wiedzieliśmy o sobie zbyt wiele. Poznawaliśmy się. Z czasem zauważyłam, szczególnie w tym roku, że bardzo się róznimy. Ale od początku. Pierwszy rok, był wspaniały, wiadomo - motylki, zakochanie, było nieziemsko, widział we mnie wręcz przyszłą żonę, ale jeju - mieliśmy po 17 lat. Drugi rok i trzeci, też nie były najgorsze, chociaż wiele w tym czasie się działo. Przede wszystkim - w liceum mój chłopak miał mnóstwo koleżanek, przyjaciółek. Zawsze lepiej dogadywał się z kobietami. Na początku bolało mnie to, że tyle ich wokół niego się kręci, że przytulał je na przywitanie i pożegnanie. Mówiłam mu o tym, że czuję się z tym źle i jest mi przykro - stwierdzał, że on tego nie zmieni, tak ma. Więc zaakceptowałam to. Zaakceptowałam wszystkie jego przyjaciółki, prócz jednej. Kiedy wychodził z klasy, zawsze przy nim była, przyczepiła się jak rzep. Zdarzyło mi się słuchać od moich koleżanek, "to która w końcu jest jego dziewczyną, Ty czy ona?". Nie znosiłam jej przez całe liceum. Nie mogłam znieść jej obecności. Liceum minęło, szliśmy na studia. I na wakacje, po maturze, przyszedł pierwszy kryzys. Poważny. Przez to, że byłam tak wrogo nastawiona do jego przyjaciółki, on nie mówił mi, że jest u niej, że spotkał się z nią wieczorem, bo bał się mojej reakcji. Poczułam się jak gówno, jak zaborcza nastolatka i widziałam winę w sobie, tylko i wyłącznie. Cała niechęć do jego przyjaciółki od razu odeszła. Nie chciałam go tracić przez takie głupoty. Poszliśmy na studia. Różne kierunki, ale to samo miasto i to samo mieszkanie. Było naprawdę dobrze. Tylko ja wybrałam sobie dość wymagające studia, gdzie trzeba ciągle się uczyć. I musiałam dużo czasu poświęcać na naukę. Aczkolwiek ten rok przeszliśmy bez szwanku. 4 rok naszego związku, czyli ten najgorszy, gdzie wydarzyło się najwięcej złego. Pod koniec czerwca mieliśmy poważną rozmowę. Jak nigdy nie rozmawialiśmy o rozstaniu, tak ten dzień był pod tytułem "być albo nie być". Zostało mi wyrzucone dużo rzeczy. To, że nigdzie nie wychodzimy, to że dużo czasu poświęcam na naukę, to że nie uprawiamy seksu, nie przejmuję inicjatywy, nie interesuję się nim, że nie chcę wychodzić z nim do ludzi, na imprezy ("nie idziesz tam dla nich, tylko dla mnie"). Siedziałam tak wtedy i słuchałam tego, i nawet nie płakałam.. Zrobiłam to dopiero wtedy, gdy i on zaczął. Uznaliśmy, że damy sobie szansę. Jeśli przetrwamy, to przetrwamy, jak nie to się rozejdziemy. Po tej rozmowie, było naprawdę dobrze. Pod koniec lipca wyjechał za granicę, a ja ostatnio.. nie tęsknię za nim. Dużo rozmyślam i nie wiem czy do siebie pasujemy. To dobry człowiek - dogadujemy się, mamy podobne poczucie humoru. Troszczy się o mnie, ale nie czuję się w pełni szczęśliwa. Mam wrażenie, że jesteśmy ze sobą z przyzwyczajenia i boimy się bólu. Mamy różne charaktery, ja jestem domatorką, ewentulanie lubię wychodzić na spacery czy gdzieś, ale nie chcę wychodzić do kina, bo nie lubię, na jakieś większe imprezy (w liceum ciągle mu odmawiałam). Nie mamy wspólnych pasji, zainteresowań. Czytam dużo książek, lubię teatr, rysuję, maluję. On gra w gry na komputerze i ogólnie bardzo dużo przesiaduje w internecie. Nie robi tego co ja ani ja tego co on. Nie interesuje go zbytnio tematyka moich studiów, nie jest tak głodny wiedzy jak ja. Lubi porządek, który ja nie zawsze potrafię zapewnić. A ja dziwię się, jak ciagle ma nos utkwiony w telefonie jedząc, zmywając naczynia i oglądając youtube'a. Ja potrzebuję czułości, a on sam stwierdził, że po prostu taki jest - nie zawsze mi ją okazuje. W tym roku postanowiliśmy nie mieszkać razem. 

Nie chcę go skrzywdzić i boję się odejść. 

Możecie mnie zrugać czy coś, cokolwiek. Po prostu chcę wiedzieć, jak Wy to widzicie. Wraca pod koniec września. Nie wiem czy to skończyć, czy próbować ciągnąć dalej. 

Miałam w towarzystwie dużo licealnych parek i powiem ci że ci co się rozstali nie żałowali i zaczęli żyć na nowo i być szczęśliwi bo jednak zmieniamy się najbardziej w tym okresie dorastania i dopiero później widać te różnice. Szkoda mi tych parek co się ze sobą męczą tzn tak niby spoko się dogadują bo już tyle lat ale widać że to nie to i nie mają jaj się rozstać. Masakra 

Rozstac się

Ja jestem stara i chyba już trochę cyniczna :) Mój pierwszy poważny związek zaczął się później niż Twój, na pierwszym roku studiów i trwał 6 lat. Dogadywaliśmy się ale po 3 latach kiedy minęło zauroczenie zostało tylko upieranie się, że "to jest miłość na całe życie", tak o tym myślę patrząc wstecz. Jesteśmy zupełnie innymi ludźmi i nie nadajemy się zupełnie do związku :) Oboje byliśmy sfrustrowani bo potrzebujemy zupełnie różnych rzeczy od życia. Dorośliśmy, zmieniliśmy się - on jest głodny wiedzy teoretycznej, ja marzyłam zawsze o poznawaniu i doświadczaniu świata bardziej praktycznie. Zresztą mimo, że studiowaliśmy to samo on jest świetnym teoretykiem a ja naprawdę dobrym praktykiem ;p 

Za to przez to, że mamy wspólne poczucie humoru i niektóre zainteresowania nam się zazębiają jesteśmy świetnymi przyjaciółmi - bo z tej miłości wielkiej została troska, przywiązanie i wspieranie się :) On też jest dobrym człowiekiem i nigdy nie chciał mnie skrzywdzić, ani ja jego. Po prostu nie pasujemy do siebie. 

Czasem nie warto :)

Pasek wagi

nie wiem czemu mamy po Tobie jechac z tego powodu ? chyba za duzo winny za rozpad tego zwiazku przypisujesz sobie. 

nie pasujecie do siebie, wow, zdarza sie, a to ze macie juz 5 letni staz to w sumie nic nie znaczy, no chyba ze tylko ci na przywiazaniu zalezy

Pasek wagi

Twoje życie i to ty wybierasz jakie będzie. Wydajesz się znudzona i sfrustrowana a masz dopiero 20 kilka lat...

Ja jestem z moim od matury już 14 lat. Ale kochamy się - może nie tak jak kiedyś, tylko miłością stabilną .. Nie wyobrażamy sobie bycia z iinną osobą - jak patrzę na innych mężczyzn to na prawdę żaden nie jest wystarczająco "fajny" jak ten mój .....  on z kolei docenia moje ciepło, poczucie humoru .... to jest chyba wyznacznik tego, że nie jest nam ze sobą tak źle... :) Ale wiem, że ludzie mogą sie zmienić i ""tylko krowa nie zmienia zdania" ....

to, że Ci wyrzuca ze się uczysz, to wg mnie już jest bardzo nie halo. Powinien to uszanować i wspierać.

Pasek wagi

byliscie dziecmi, dorosliscie  i skoro po tylu wspolnych latach widac wyraznie ze do siebie nie pasujecie to nie wiem po co to ciagnac. Bedzie troche bolalo , ale lepiej wczesniej niz pozniej, niech on zyje swoimi priorytetami a ty bedziesz zyla tak jak tobie sie podoba - oboje bedziecie szczesliwi, pozostanie duzo pieknych wspomnien, jakis kontakt - jesli bedziecie tego jeszcze chcieli i TYLE:D - rozstanie to nie tragedia, a na tym etapie szczegolnie.

skoro od lipca za nim nie zatęskniłaś ... wygląda na to że chcesz odejść, ale się boisz. czasem lepiej odejść i dać sobie nawzajem szansę na kogoś lepszego 

Jeżeli  masz ciągłe poczucie winy, że go krzywdzisz to zakończ to definitywnie. Nie pasujecie do siebie i tyle w temacie. Związek nie może się opierać na ciągłym poczuciu winy i zmuszaniu się do uszczęśliwiania drugiej osoby. Jesteś domatorką a on lubi życie towarzyskie, będziesz ciągle źle się czuła z tym, że nie lubisz robić tego co on lubi lub będziesz ciągle się poświęcała aby nie mieć poczucia winy. Stracisz  poczucie własnej wartości bo nie spełniasz się w tym związku a na domiar obok będzie ktoś kto ciągle jest niezadowolony z Ciebie i gra rolę cierpiętnika bo nie poszłaś na kolejną imprezę. Nawet największa miłość tego nie udźwignie zostanie tylko frustracja i pretensje. 

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.