Temat: Nie chcę z nim mieszkać

Zawsze byłam typowym mieszczuchem - to znaczy nie lubię latać koło domu, nie znoszę prac typu: plewienie ogródka, ciągle sprzątanie, bo do jest duży. Odpowiada mi życie na mieszkaniu - wtedy jest ok i jestem szczęśliwa. 
Może wiele osób lubi prace domowe - ja wolę poczytać książkę lub pooglądać serial. Lubię mieć czysto, ale bez przesady - nie będę marnować połowy życia na prace koło domu czy ... dojazdy.

Jestem z chłopakiem już ok. 2 lat i on ma dom 50 km od Warszawy. Pracuję w Warszawie, wynajmuję, utrzymuję się sama. Mam stresującą pracę - po pracy potrzebuję odpoczynku i wyciszenia a nie "roboty". 
On uparł się na mieszkanie tam razem - to znaczy ja musiałabym, gdybym z nim dalej była. Dom wymaga remontu. 
Jeszcze rok temu o tym nie myślałam, ale teraz czuję, że mi to nie odpowiada -  dojazd do pracy trwałby min 3 h w obie strony + nie widzi mi się ogarniać do tego jeszcze robót domowych. 
A jak dojdą dzieci - przypuszczam, że bez pożegnania się z pracą i utratą niezależności - się nie obejdzie... Nie chcę tego. 
Kolejna kwestia - w sąsiedztwie jest teściowa - obawiam się, że będzie się ciągle wtrącać.
Poza tym chłopak jest ok, najlepszy jakiego poznałam, dlatego żal mi go zostawiać, chyba już zostanę sama, jeśli to zrobię, gdyż nigdy nie miałam szczęścia do fajnych facetów. Ten okazał się być takim, ale z domem jest nieugięty i nie wiem co robić...

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

maharettt napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Trochę demonizujesz mieszkanie na wsi we własnym domu, ale nic na siłę. Jeśli się do tego nie przekonasz, to zaczniesz się męczyć i obwiniać partnera o wszystko. To nie ma sensu. Przede wszystkim odpowiedz sobie szczerze na pytanie, czy go kochasz i ile jesteś w stanie dla tej miłości poświęcić. Pytanie też, czy on Cię kocha i ile jest w stanie poświęcić. Wszystko da się ogarnąć, ale jeśli się jest do tego przekonanym. Dla mnie problemy, o których piszesz, to nie problemy. Jeśli czegoś nie lubię/nie chcę/nie mogę zrobić, to znajduję kogoś, kto zrobi to za mnie  Skoro dla partnera tak ważny jest dom, to niech on weźmie większą część zajmowania się nim na siebie albo kogoś zatrudnijcie. Dojazdy jako takie można przeznaczyć na czytanie, słuchanie muzyki, oglądanie seriali, naukę języka i setkę pożytecznych tudzież relaksujących rzeczy. Zaczyna się to doceniać jak się ma dzieci. W pociągu nikt od człowieka nic nie chce poza, ewentualnie, bileterem Jak są dzieci, szczególnie małe, to akurat życie w domu na wsi jest prostsze. Musisz to po prostu poważnie przemyśleć i obejrzeć z różnych stron. 
Pod warunkiem że nie masz tych dzieci w pociągu ze sobą. Poza tym kilkuletnie dziecko czasami juz ma jakieś zainteresowania które fajnie by było rozwijać ale jest to nierealne ze względu na długie dojazdy 
Mało osób wozi dzieci ze sobą do pracy. Jednostki. Kilka przypadków w ciągu 20-letniego jeżdżenia pamiętam. Co do zainteresowań, to oczywiście tak, ale na wsi teraz możliwości są niemal takie jak w mieście. No przynajmniej na wsiach, które są w moim otoczeniu. Moja córka miała wszystko w przedszkolu, teraz w szkole. Poza tym w ośrodku kultury też sporo się dzieje. A i ludzie chętni do udzielania zajęć indywidualnych są. Coraz więcej można na wsiach znaleźć ludzi uciekających z miast, którzy angażują się w różne działalności kulturalne. Ja już myślę o rozkręceniu za jakiś czas koła zainteresowań dla dzieci uzdolnionych matematycznie. 

Do przedszkola np. Może i różnie to bywa, ale 8 godzin pracy plus 3 dojazdu,  to już jest 11, pewnie trzeba jeszcze poczekać. Nie wiem które przedszkola aż tyle pracują, nawet jeśli to prawie dziecka nie widzisz. 

Co do drugiej sprawy. To ja sama mieszkam na wsi i chciałabym dzieci zapisać do szkoły muzycznej czy na balet ale właśnie mam daleko i to wręcz nierealne.  Z tego powodu myślę poważnie o przeprowadzce 

Pasek wagi

Ups, 50km od Warszawy, to w zależności od kierunku: daleko lub ekstremalnie daleko. W dodatku dom do remontu (pewnie stary) to juz ogromne wyzwanie... Ja bym sie nie pisała. Tez ze mnie zadeklarowany mieszczuch, ale dzieci zmieniają priorytety ;) Nawet bliskość teściowej to wtedy zdecydowany atut :D

AganieszkaHiacynta: z tymi zajęciami to prawda, hehe. Na plus jeszcze, ze na takiej podmiejskiej wsi zajęcia dodatkowe sa zazwyczaj w 1 miejscu (np. dom kultury), a w mieście trzeba dzielnicami objeżdżać, bo taniec tu, szachy tam, boks gdzie indziej ;)

maharettt napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

maharettt napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Trochę demonizujesz mieszkanie na wsi we własnym domu, ale nic na siłę. Jeśli się do tego nie przekonasz, to zaczniesz się męczyć i obwiniać partnera o wszystko. To nie ma sensu. Przede wszystkim odpowiedz sobie szczerze na pytanie, czy go kochasz i ile jesteś w stanie dla tej miłości poświęcić. Pytanie też, czy on Cię kocha i ile jest w stanie poświęcić. Wszystko da się ogarnąć, ale jeśli się jest do tego przekonanym. Dla mnie problemy, o których piszesz, to nie problemy. Jeśli czegoś nie lubię/nie chcę/nie mogę zrobić, to znajduję kogoś, kto zrobi to za mnie  Skoro dla partnera tak ważny jest dom, to niech on weźmie większą część zajmowania się nim na siebie albo kogoś zatrudnijcie. Dojazdy jako takie można przeznaczyć na czytanie, słuchanie muzyki, oglądanie seriali, naukę języka i setkę pożytecznych tudzież relaksujących rzeczy. Zaczyna się to doceniać jak się ma dzieci. W pociągu nikt od człowieka nic nie chce poza, ewentualnie, bileterem Jak są dzieci, szczególnie małe, to akurat życie w domu na wsi jest prostsze. Musisz to po prostu poważnie przemyśleć i obejrzeć z różnych stron. 
Pod warunkiem że nie masz tych dzieci w pociągu ze sobą. Poza tym kilkuletnie dziecko czasami juz ma jakieś zainteresowania które fajnie by było rozwijać ale jest to nierealne ze względu na długie dojazdy 
Mało osób wozi dzieci ze sobą do pracy. Jednostki. Kilka przypadków w ciągu 20-letniego jeżdżenia pamiętam. Co do zainteresowań, to oczywiście tak, ale na wsi teraz możliwości są niemal takie jak w mieście. No przynajmniej na wsiach, które są w moim otoczeniu. Moja córka miała wszystko w przedszkolu, teraz w szkole. Poza tym w ośrodku kultury też sporo się dzieje. A i ludzie chętni do udzielania zajęć indywidualnych są. Coraz więcej można na wsiach znaleźć ludzi uciekających z miast, którzy angażują się w różne działalności kulturalne. Ja już myślę o rozkręceniu za jakiś czas koła zainteresowań dla dzieci uzdolnionych matematycznie. 
Do przedszkola np. Może i różnie to bywa, ale 8 godzin pracy plus 3 dojazdu,  to już jest 11, pewnie trzeba jeszcze poczekać. Nie wiem które przedszkola aż tyle pracują, nawet jeśli to prawie dziecka nie widzisz. Co do drugiej sprawy. To ja sama mieszkam na wsi i chciałabym dzieci zapisać do szkoły muzycznej czy na balet ale właśnie mam daleko i to wręcz nierealne.  Z tego powodu myślę poważnie o przeprowadzce 

O dzieciach i dojazdach też dużo myślałam. Z pracy rezygnować nie chcę, po macierzyńskim chciałabym do niej wracać. 
Nie oszukujmy się - jak tam się przeprowadzę, będzie to nierealne... 
On powołuje się na to, że dzieci może przypilnować teściowa - mi nie chce się w to wierzyć, w dodatku dzień w dzień. 

Chyba będę musiała to skończyć, jeśli on jest tak nieugięty

to, zeby prosic tesciowa o pilnowanie dzieci dzien w dzien po tyle godzin, to mocne naduzycie. Tesciowa tez ma swoje zycie przeciez. Wiec na to bym za vardzo nie liczyla.

Wiem pk mojej mamie, jak to mowila jak bedzie pilnowala itd, a teraz pilnuje tulko jak musi 

Pasek wagi

Poza tym...zauważyłam, że nie piszesz o nim w sposób wyrażający miłość a raczej przyzwyczajenie, brak lepszej opcji na ten moment. 

Dla miłości czasem warto z czegoś zrezygnować, jakoś się poświęcić. A jak jest w Twoim przypadku... warto? Jak myślisz? 

2 lata spotkania się tylko 1-2 razy w tyg to bardzo mało. Według mnie, to gdybyście naprawdę chcieli ze sobą być i byli w sobie szaleńczo zakochani, to już dawno byście razem mieszkali. Ale to tylko moja opinia jest, oczywiście. 

Jeśli jednak zdecydujesz się z nim zamieszkać, to nie pozwól, żeby to na Ciebie spadały większe prace w okół domu i nie zgódź się na częste wizyty teściowej - porozmawiaj z nim o tym wcześniej. I pamiętaj, że zawsze możesz też zmienić zdanie i wyprowadzić się. 

maharettt napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

maharettt napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Trochę demonizujesz mieszkanie na wsi we własnym domu, ale nic na siłę. Jeśli się do tego nie przekonasz, to zaczniesz się męczyć i obwiniać partnera o wszystko. To nie ma sensu. Przede wszystkim odpowiedz sobie szczerze na pytanie, czy go kochasz i ile jesteś w stanie dla tej miłości poświęcić. Pytanie też, czy on Cię kocha i ile jest w stanie poświęcić. Wszystko da się ogarnąć, ale jeśli się jest do tego przekonanym. Dla mnie problemy, o których piszesz, to nie problemy. Jeśli czegoś nie lubię/nie chcę/nie mogę zrobić, to znajduję kogoś, kto zrobi to za mnie  Skoro dla partnera tak ważny jest dom, to niech on weźmie większą część zajmowania się nim na siebie albo kogoś zatrudnijcie. Dojazdy jako takie można przeznaczyć na czytanie, słuchanie muzyki, oglądanie seriali, naukę języka i setkę pożytecznych tudzież relaksujących rzeczy. Zaczyna się to doceniać jak się ma dzieci. W pociągu nikt od człowieka nic nie chce poza, ewentualnie, bileterem Jak są dzieci, szczególnie małe, to akurat życie w domu na wsi jest prostsze. Musisz to po prostu poważnie przemyśleć i obejrzeć z różnych stron. 
Pod warunkiem że nie masz tych dzieci w pociągu ze sobą. Poza tym kilkuletnie dziecko czasami juz ma jakieś zainteresowania które fajnie by było rozwijać ale jest to nierealne ze względu na długie dojazdy 
Mało osób wozi dzieci ze sobą do pracy. Jednostki. Kilka przypadków w ciągu 20-letniego jeżdżenia pamiętam. Co do zainteresowań, to oczywiście tak, ale na wsi teraz możliwości są niemal takie jak w mieście. No przynajmniej na wsiach, które są w moim otoczeniu. Moja córka miała wszystko w przedszkolu, teraz w szkole. Poza tym w ośrodku kultury też sporo się dzieje. A i ludzie chętni do udzielania zajęć indywidualnych są. Coraz więcej można na wsiach znaleźć ludzi uciekających z miast, którzy angażują się w różne działalności kulturalne. Ja już myślę o rozkręceniu za jakiś czas koła zainteresowań dla dzieci uzdolnionych matematycznie. 
Do przedszkola np. Może i różnie to bywa, ale 8 godzin pracy plus 3 dojazdu,  to już jest 11, pewnie trzeba jeszcze poczekać. Nie wiem które przedszkola aż tyle pracują, nawet jeśli to prawie dziecka nie widzisz. Co do drugiej sprawy. To ja sama mieszkam na wsi i chciałabym dzieci zapisać do szkoły muzycznej czy na balet ale właśnie mam daleko i to wręcz nierealne.  Z tego powodu myślę poważnie o przeprowadzce 

Już kiedyś o tym pisałyśmy i wiem, że masz mało wsparcia pod tym względem. Rzeczywiście 11 godzin w przedszkolu to horror, ale dziecko ma na ogół dwoje rodziców i można to inaczej zorganizować. Ze szkołą muzyczną rzeczywiście może być problem, ale też nie demonizowałabym. Często da się znaleźć coś, do czego dojazd trwa 20-30 minut, czyli tyle, ile przemieszczenie się z jednej dzielnicy Warszawy do drugiej. Ja paradoksalnie wybiłam sobie mieszkanie w bloku, bo okazało się, że kilka kilometrów dojeżdża się tyle samo co kilkadziesiąt, a komfort mieszkania w bloku dla mnie jest żaden. Ale podkreślam, że ja autorki na nic nie namawiam. Są ludzie uciekający z miasta i ludzie uciekający ze wsi. Na ogół różnica między nimi to kilkanaście lat ;) Ale też nie zawsze.

Edit. Oczywiście też kwestia tego, czym dokładnie jest to 50 km od Warszawy, bo znam takie miejsca, gdzie do szkoły jest kilka kroków, a do muzycznej kilka kilometrów, ale znam też takie, gdzie wrony zawracają i w obrębie kilkudziesięciu km nie ma nic.

Mozecnajpierw zamieszkajcie razem Warszawie, zobaczycie jak sie wam mieszka, czy pasujecie do siebie, dopiero potem ewentualnie mysl o przeprowadzce i zmieniania zycia pod niego (te dzieci, rzucenie pracy itd)

kada94 napisał(a):

maharettt napisał(a):

Nie zawsze jak się ma dom, trzeba kolo niego robić. Co najwyżej skosic trawę, ale to tak na tydzień. 50 m to tez nie dużo do sprzątania. Ale mi by nie odpowiadało, że facet uzależnia wasz związek od przeprowadzki tam. Dojazd do pracy też niezbyt.  Nie lepiej sprzedać i kupić coś bliżej?
To jest 180 m, spory dom... On się uparł, z poprzednią dziewczyną zerwał właśnie przez mieszkanie - chciała coś innego. Jest nieugięty, nie chce żyć z kredytem na karku, skoro ma dom. Ja mam inne podejście, lubię mieć blisko do pracy, wygodę, nawet jakbym miała wynajmować. Ale moje zarobki rosną, dobra branża, chociaż stresująca, więc na kredyt będzie mnie stać. Dlatego też potrzebuję spokoju, gdy wrócę a nie sprzątania i teściowej nad głową. Jestem cholerykiem. Proponowałam mu to, ale on nie chce. 

A on gdzie pracuje? 

Ja widze w tych komentarzach troche dysproporcji, byl tu taki gosc i pewnie jest, ktory lamentuje o swojej dziewczynie, ze ona na studia jedzie, a on nie chce... no i dziewczyny mu doradzaja, zeby jechal za nia. A w tym przypadku opowiadacie się przeciwko chłopakowi, znów. 

O ile autorka ma logiczne argumenty to chłopak tez ma logiczne argumenty, ma duzy dom, zero kredytów i nie chce miec zobowiazań finansowych. Rozumiem obie strony. Tak więc wyjścia są następujące. 

1. Ona sie przeniesie - ja osobiscie w zyciu bym nie chciala dojezdzac 1,5 godziny w jedna strone, absurd, do tego w PL gdzie opóźnienia sa norma.

2. On się przeniesie - no cóz, ma dom... ciężko mu będzie się przyzwyczaić do mniejszej ilosci miejsca, wynając mieszkanie czy coś, mnie by bylo cięzko. 

3. Sprzedać dom, kupić inny dom, bliżej Warszawy, ale to troche duże zobowiązanie, więc musiałoby być bardzo poważnie. 

Proponuję rozwiązanie 4. 

Spróbuj u niego zamieszkać w weekendy na próbę. A jeśli on pracuje w Warszawie, moze też by mógł spróbować pomieszkać u ciebie kilka nocy w tygodniu, ale pomieszkac, a nie wpaść od czasu do czasu. Jednocześnie ostatecznie wybadaj jak wyglada sytuacja. Wydaje mi się, że komunikacja szwankuje między wami, bo różnice w charakterze mogą być, ale szczerość jest istotna. Zadna ze stron nie powinna się 100% dostosowywać do drugiej, bo to niezdrowe. Związek to sztuka kompromisu. Nie ma par, w których partnerzy 100% chcą tego samego. Swoją drogą on sobie dziwnie partnerki wybiera, akurat takie, ktore na wieś nie ciagnie.

Mój mąż jest podobny do tego chłopaka. Dość wygodny, nie ma wielkiej potrzeby socjalizacji. Nie ma bardzo bliskich kolegów, wystarcze mu ja, od czasu do czasu wychodzi gdzieś z kumplami z pracy, ale nie ma nikogo, kogo nazwałby najlepszym przyjacielem. Taki charakter. Ja mam wieksza potrzebe wyjazdów, socjalizacji, kawek, kina itp. Wychodze z kolezankami i kolegami jesli mam okazje. Czasem mi to przeszkadza, ale nie jest to az tak uciążliwe, bo kiedy ja tego potrzebuję to on ze mna idzie. Jesli mu się nie chce, no cóz.... w zależnosci od okazji, zostaje w domu, albo się zmusza. Sa okazje i miejsca, kiedy sama się pokazać nie chce i kropka :D

Wydaje mi się, że jesteś z nim dla wygody, bo z twoich wypowiedzi nie bije jakieś ogromne uczucie, ja w ogóle tu uczucia nie widze. No ale mogę się mylić. 

Ja też sobie nie wyobrażam dojeżdżać 1,5h, a już przy dzieciach to nierealne. Nie rozumiem, skąd się bierze przekonanie, że mieszkanie z dziećmi na wsi jest takie fajne. Ja mam problemy z logistyką rozwożenia i odbierania dzieci mając do pracy 15 minut samochodem (Warszawa), a co dopiero 50km! Spotykacie się 1-2 razy w tygodniu, to bardzo rzadko, zgadzam się z wypowiedziami, żebyście spróbowali na zmianę u siebie pomieszkać, bo czy w ogóle ze sobą wytrzymacie tyle czasu razem.

Zostaw Go. Ty Go nie kochasz.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.