- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
11 sierpnia 2018, 18:31
Ogólnie sytuacja wygląda tak: ja 19, on 21, rok znajomości, związek na odległość. Kręciliśmy od zeszłego sierpnia do początku listopada, kiedy to nagle stwierdził, że musi to przemyśleć, wtedy ja uniosłam się dumą i powiedziałam, że to koniec...
Do połowy stycznia prawie zerowy kontakt, wtedy się zeszliśmy, ja cały czas o nim myślałam, chodziłam na randki by zapomnieć, ale nikomu nie potrafiłam dać szansy, bo nikt nie był nim :(
I tak do lipca wszystko było w jak najlepszym porządku albo tak mi się wydawało... Widzieliśmy się w maju na 3 dni, potem ja wyjechałam do pracy sezonowej (byłam tam do czerwca, zero wolnego, on się uczył do sesji), minął cały czerwiec, ja wróciłam do domu, plany by zamieszkać razem, kontakt przez ten czerwiec wyłącznie telefoniczny, głownie pisaliśmy, ja pracuje 10h dziennie, więc nie było tak, że oczekiwałam kontaktu 24/7, coś zaczęło się psuć, proponowałam spotkania, zawsze coś się znalazło by się nie zobaczyć, zapytałam, powiedział, że czuje się zagubiony w swoim życiu, nie wie co robić, mimo, że tak rzadko się widujemy, to czuje się osaczony (naprawde nie uważam, że byłam jakaś nadwyraz uczuciowa, może 3 razy w tygodniu powiedziałam, że tęsknię...), że musi sobie w głowie wszystko ułożyć... Okej, stwierdziłam, że rozumiem, decyzja, że nie zamieszkamy razem, bo to za szybko, będziemy jak normalna para. Po 2 miesiącach wreszcie się zobaczyliśmy, dwa razy, przelotem bo ja miałam sprawy do załatwienia w jego miescie, gdzie ja też teraz też będę mieszkała na studia, wybrałam to miasto głównie z jego powodu, bo związek na odległość jest bez sensu na dłuższą mete, chcieliśmy być swoją codziennością.
Miałam teraz tydzień wolnego, chciałam spędzić z nim chociaż te 3 dni, bo w końcu tak dawno się nie wiedziliśmy... Okej, zobaczymy się. Dwa dni przed moim planowanym przyjazdem wiadomość, że nie, bo on jedzie do swojego domu rodzinnego, bo brat przyjechał spontanicznie, dawno go nie widział, mi się zrobiło strasznie smutno, bo chciałam się z nim zobaczyć po takim czasie, posprzeczaliśmy się, on mówił, że trzeba mieć na względzie całą sytuacje, że niedługo będziemy się już normalnie widywać. Było mi strasznie smutno, ale okej, nic nie poradzę, kocham go...
Jednak następnego wieczora wszystko we mnie pękło, powiedziałam, że czuje się niechciana, odrzucona, jak tylko opcja... On mówi, że nie wie czy może byc takim chłopakiem dla mnie jakiego oczekuje, nie wie co czuje, że mu zależy na mnie, ale wie, że nie może mnie prosić o kolejną przerwe. Zerwaliśmy, ale ja w rozpaczy napisałam, żebyśmy dali sobie ostatnią szanse, dam mu ten potrzebny czas, ustaliliśmy, że ja się odezwe jak będę już w Poznaniu i zobaczymy co dalej z nami, jak będziemy się ze sobą czuć. Wczoraj wyszłam z przyjaciółkami i przez alkoholowy przypływ odwali napisałam żałosną wiadomość, że go chce, że to błąd, że pisałam to w złości, on odpisał, że potrzebuje przestrzeni i zobaczymy się w październiku i żebym korzystała z wakacji...
Jak to czytam to widzę, że to wygląda żałośnie, ale nie wiem jak sobie poradzić ze swoimi uczuciami, tęsknię bardzo, nie wyobrażam sobie tego miasta bez niego, będzie mi się kojarzyło tylko z nim, będę całkiem sama... Boję się, że nie znajde juz nikogo z kim dogadam sie w kwestii charakteru w ten sposób co z nim... Nie wiem czy się z nim spotykać jak juz tam będę, czy ryzykować kolejny raz, jesli on tego bedzie chciał :( Boję się, że będę samotna... Co o tym myślicie?
Edytowany przez taykol 11 sierpnia 2018, 18:38
12 sierpnia 2018, 14:53
moim zdaniem to się w ogóle nie klei i powinnaś uwolnić się od niego emocjonalnie, przemyśleć swoje i jego działanie, odpowiedzialnie stanąć i przyznać się przed sobą czego Ty chcesz i oczekujesz . i odejść . oboje potrzebujecie dojrzeć