- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
22 lipca 2017, 11:46
Cześć, Vitalijki. Głupio mi z tym pisać i początkowo chciałam się ograniczyć do wpisu w pamiętniku, ale stwierdziłam, że może tu ktoś podzieli się radą lub jakimś swiezszym punktem widzenia. Niby wiem, jak swój problem ogarnąć, ale jeśli ktoś ma czas na przeczytanie dłuższego wpisu i chciałby jakoś pomóc, będę wdzięczna. Proszę tylko o brak hejtujących komentarzy.
Kilka razy w pamiętniku wspomniałam o facecie, którego okreslałam mianem przyjaciela (P), po prostu. No cóż, znajomych mam wielu, ale osób, którym tak absolutnie ufam, dużo mniej. Całe trzy jednostki, wliczając w to jego.
Poznaliśmy się jakieś trzy lata temu. Krąg wspólnych znajomych, on, ja. On - towarzyski, życzliwy i zabawny. Ja - wycofana, zahukana i trochę przerażona światem. Jakoś tak się zgadaliśmy i sama nie wiem jak to się stało (na pewno nie dzięki moim społecznym antytalentom), znajomość została zawarta i podtrzymywana. Chyba po prostu miał tej towarzyskości za nas dwoje.
W moim typie, jeśli chodzi o wygląd, nigdy nie był. Zupełnie. I był też starszy, gdzie do tej pory moja uwaga wedrowala bardziej w stronę rownolatkow lub nawet trochę młodszych. A tu sześć lat na plusie :).
Zawsze miałam w nim wsparcie, był dla mnie niesamowicie cierpliwy, jak nikt inny potrafił podnieść mnie na duchu i zainspirować. W dużej mierze dzięki niemu i dla niego chcę się zmienić na lepsze- mam na myśli swój wygląd, ale i ogólnie pojęty rozwój. Chciałabym, by był ze mnie dumny. Kiedy na to wpadłam? Bardzo niedawno. Tak jakoś to przyszło... Zaczęłam o tym myśleć, zastanawiac się jakby to było. P ufam chyba nawet bardziej niż temu, kto złamał mi serce dwa lata temu. Z P mam takie poczucie bezpieczeństwa, czuję się lepsza, bo on mnie taką widzi. Tylko że... Cóż... On praktycznie na stałe mieszka na Wyspach. Zarąbiście, co?
Widujemy się wybitnie rzadko, kontakt mamy głównie przez internet. Zaproponował wcześniej, żebym może spróbowała szczęścia za granicą, zatrzymała się u niego w mieszkaniu i zapracowala na swój własny dom (wcześniej podzielilam się z P planami na temat zakupu własnego lokum). Wtedy odmówiłam, przeprowadzka tak daleko, na kompletnie obcy lad mnie przeraziła. Teraz to jednak do mnie wróciło. Zaczęłam się zastanawiać. W tym roku robię kurs florystyczny, być może po nim ogarnę kurs gastronomiczny/cukierniczy i wtedy spróbuję tej tymczasowej emigracji. I kto wie, czy do Polski nie wrócimy już razem. Tak, tak... Za rok, dwa wiele może się zmienić. Np on kogoś pozna.
Trochę ta sytuacja beznadziejna. Sama nie wiem czy czuję, że dobrze by nam było ze sobą, czy on po prostu jest takim świetnym przyjacielem. Ale chciałabym spróbować. Tylko że, po pierwsze, odległość. Po drugie- nie chcę, by grzecznie i kulturalnie powiedział mi to, co tak wielu przed nim: Nie. Smutne jest to, że jednakowoż taka odmowa czy raczej grzeczne spławienie nie byłaby dla mnie szokiem. Chyba już się przyzwyczailam.
Był ktoś kiedyś w podobnej sytuacji? Czekać czy jednak zebrać kasę i wybywać tam?
22 lipca 2017, 22:03
ale ja ci wlasnie napisalam co mysle na podstawie tego co napisalas, nie masz nikogo na oku wiec zaczynasz kombinowac, naprawde widac ze na sile, jakis krejzi plan zwazywszy ze on nie dal ci do zrozumienia nic konketnego, ja bym zrobila tak: walnij browara czy dwa, zadzwon do niego, pelna odwaga i spytaj wprost czy mysli ze mogloby was laczyc cos glebszego, nie jedz w ciemno!!!!!!! jesli ci powie ze to rozwazal ze jestes dla niego kims waznym-wal w dym, jesli zacznie sie platac -olej temat, pozniej zamien w zart i nie bylo tematuNo cóż, P. nie jest pierwszym lepszym człowiekiem, którego poznałam jakiś czas temu i znam go bardzo słabo. Poza tym, jak wspomnialam, "połączyli" nas wspolni znajomi- czyli ludzie, którzy znają go od lat albo i nawet całe życie w przypadku co niektórych. Muszę Cię też rozczarowac co do kwestii mieszkania. Jest jego i wcześniej przez jakiś czas mieszkał z kuzynem, który jednakże dość szybko wrócił (dla nikogo nie było to szokiem), teraz pomaga naszemu wspólnemu koledze.Przykro mi, że koleżanka Cię wyrolowała, ale wietrzenie spisku na tej jednej podstawie już wszędzie to zwykła paranoja.Za rady organizacyjne i logistyczne serdecznie dziękuję, jednakże chodziło mi o coś innego. Niektóre z was piszą, że szukam związku na siłę. Trochę mocne słowa, ale myślę nad nimi i coś w nich chyba jest :(. Bardziej mi chodziło jednak o rady czy dalybyscie szansę czemuś takiemu, czy same kiedyś probowalyscie przejść granicę przyjaźni...
No cóż :O. Odważny pomysł.