- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
20 czerwca 2014, 02:05
Przepraszam z góry za walnięcie takim ciężkim tematem w środku długiego weekendu. Niechaj pozostaną przy nim tylko ci, którzy nie boją się o swój humor.
Zatem zaczynam:
Jestem w związku. Ale nie szastam słowem miłość- chociaż na tyle mam przyzwoitości i odpowiedzialności. To któryś facet już w moim życiu, który jest po prostu moim chłopakiem. Partnerem. Partnerem do spędzania czasu, picia kawy, miłych wyjazdów za miasto, rozmów i seksu. Nie miłością, życiem i sensem, lecz po prostu chłopakiem, partnerem, towarzyszem. Nie jednym na milion, nie strzałem w dziesiątkę, lecz fajnym gościem, który stał się mój dlatego, że akurat wyprzedził innych równie fajnych.
Pewnie przechodziłyście w życiu takie powierzchowne związki. Jaka ich wartość? Cóż, miło się spędza czas, można się dużo nauczyć i nadoświadczać w kwestiach damsko-męskiego rozumienia się, damsko-męskiego savoir-vivru, i ostatecznie wyjść z takiego związku z cennymi doświadczeniami, przez co z każdym kolejnym facetem popełniamy coraz mniej gaf. :) Spoko sprawa. Obustronnie postrzegana jako lekka, przyjemna. To nie to, że z premedytacją wchodzę w związek myśląc, o jego odbębnieniu i zakończeniu. Po prostu wyczuwam lekkość relacji.
No i spoko. Idąc tym tokiem, koło sierpnia zrywam z Adamem, bo mi się znudzi, potem mam Bartłomieja, z którym zerwę coś koło grudnia bo uznam go za zbyt słabego w łóżku, potem Czesława - z nim zerwę w marcu'15 bo mnie będzie wkurzał brak wspólnych tematów, a potem będę miała Dariusza, z którym zerwę (albo on ze mną) koło września'15, bo się okaże, że jednak się sobie nie podobamy. Mam prawo? Mam. Czy moje decyzje o zrywaniu są powszechnie akceptowane? A pewnie! To przecież normalna sprawa.
A teraz, z perspektywy roku 2016 myślę sobie o moich facetach i każdego z nich wspominam jako epizod, pomyłkę, ciekawe doświadczenie. Nie mam wyrzutów sumienia, bo każdy z tych moich byłych poszedł swoją drogą, mają swoje nowe dziewczyny, podobierali się mniej lub bardziej szczęśliwie, jedni wciąż poszukują i skaczą z kwiatka na kwiatek, inni się ustatkowali.
Co by było, gdyby w czasie trwania jednego z moich przelotnych związków Adamowi, Bartłomiejowi, Czesławowi lub Dariuszowi trafił się wypadek???? Chłopak ma uszkodzony rdzeń kręgowy. Zostaje skazany na wózek do końca życia. A mi wypada przy nim pozostać. Z miłości? A skąd! Z przyzwoitości. Z kultury. Ze współczucia.
I o to cały jest ambaras. Po prostu nie potrafię się uwolnić od tej myśli. Nie potrafię nawet przytulać się do faceta, chwytać za rękę, całować, określać naszej relacji mianem "ponadkoleżeńskiej". Bo ciągle się boję, że "WPADNĘ ŻYCIOWO" ze zwykłym miłym chłopakiem. Że pozostanie mi wybierać: uziemić się przy zwykłym miłym chłopaku, tylko dlatego, że jego wypadek przypadł na czas naszego przelotnego związku, albo beztrosko sobie odejść (co i tak bym zrobiła niezależnie od wypadku, z racji powierzchowności relacji!) i zostać przez społeczeństwo odsądzona od czci i chwały i nazwana suką.
To mi nie pozwala w ogóle się rozluźnić. Każdy chłopak jest dla mnie tylko "miły". Miły, ale zwykły, jeden z wielu. Nie potrafię się okłamywać i samej sobie wmawiać, że facet znaczy dla mnie coś więcej niż tylko to, co mnie do niego przyciągnęło. Jest miły i ładny. Tak samo miły i ładny jak tysiące innych facetów. To najlepszy znak i próbnik, że "to nie to". Albo po prostu, że większość związków na świecie jest taka właśnie powierzchowna i płytka....
Do poczytania:
http://mezczyzna-istota-idealna.blog.onet.pl/2011/08/26/czy-zycie-po-wypadku-wroci-kiedykolwiek-do-normalnosci-zwiazek-z-niepelnosprawnym-facetem/
26 lipca 2014, 14:56
W moim odczuciu z Twoich postów wyłania się obraz osoby głęboko nieszczęśliwej. Nigdy, kompletnie NIGDY, nie byłaś w związku z osobą, o której myślałaś, że to właśnie "to", że chcesz z nią być już zawsze? Pytam, bo być może ktoś Cię kiedyś zranił i teraz uciekasz w tego typu relacje ze strachu przed tym, że znowu możesz zostać zraniona. Wydaje mi się, że psychoterapia mogłaby pomóc Ci poukładać sobie to wszystko w głowie. Bo chyba to Twoje podejście do życia jednak gdzieś tam w głębi Cię boli, sprawia, że jesteś nieszczęśliwa. A w rzeczywistości chciałabyś się zakochać i być w stanie kimś opiekować, kiedy przydarzy się wypadek, ale coś Cię blokuje. Może serio warto pogadać z kimś, kto przeanalizuje to lepiej niż Ty sama? Lepiej, bo z dystansu, którego Tobie, z przyczyn oczywistych, brakuje.