7 września 2010, 11:51
Dziewczyny wiem, że takich tematów wiele już było i dla Was mój nie będzie niczym wyjątkowym. Ale ja potrzebuję się wygadać. Weszłam dwa lata temu w związek. Raczej bardziej z samotności, z którą sobie nie radziłam. Jednak ten chłopak mnie w sobie rozkochał. Pokochałam pierwszy raz w życiu, mocno, naprawdę. Związek był trudny, bardzo się różniliśmy, on popełniał wiele błędów, krzywdził (nie chodzi o zdradę). Byłam szczęśliwa, a jednocześnie męczyłam się z nim. Próbowałam zmieniać na siłę. Rozstaliśmy się w sierpniu tamtego roku... i on dopiero wtedy zaczął walczyć, przez rok prawie się starał, obiecywał że się zmieni, że zrozumiał, czułam że kocha mnie całym sercem i naprawdę nie chce stracić, ale już nie potrafiłam zaufać, uwierzyć, wiele razy zawiódł i to we mnie siedziało. Ciągle myślałam przez pryzmat tych ran, że się nie uda, że będzie dobrze przez miesiąc a potem znów. Nie było mi dobrze bez niego. Ale bałam się. Kochałam, wiem to, ale nie potrafiłam do niego wrócić. Nie potrafiłam też być z nikim innym. Tak sobie trwaliśmy rok w zawieszeniu, aż w końcu w maju kogoś poznał, w czerwcu już związał się z tą osobą. I wtedy nie wiem co się stało, ale zaczęło mi zależeć. Nagle wszystkie wady znikły, zaczęłam myśleć tylko o tym jak mi było z nim dobrze, tylko o jego zaletach. Nie potrafię tego wyjaśnić. I tak jest do teraz. Jakby całe skrywane uczucie teraz wyszło. Kocham, boli mnie to, zupełnie sobie nie radzę. Próbowałam zbliżyć się do innego mężczyzny - nie potrafiłam, czułam się jeszcze gorzej. Nie ma dnia żebym nie płakała. Tęsknię do bólu. A jego już nie ma. Chciałam żeby do mnie wrócił, spotkałam się z nim parę razy, ale w nim nie ma już uczucia do mnie. Jest szczęśliwy z tamtą kobietą, ma zamiar się oświadczyć... I jest taki, jaki ja chciałam, żeby był. Ale nie wierzyłam, że może się zmienić. Nie wiem czego oczekuję pisząc to. Jest mi strasznie źle....
9 września 2010, 19:16
> No może kiedyś, mam teraz na głowie trochę spraw
> związanych ze studiami, za które lepiej żebym się
> szybko zabrała:)
I rok?
9 września 2010, 20:37
Oj nie... zaczynam V no i co za tym idzie powinnam mieć już troszkę pracy mgr napisanej, a ja nawet nie zaczęłam. Muszę nadgonić:)
- Dołączył: 2010-08-28
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 528
12 września 2010, 00:09
GosiuZosiu - wiele osób cierpi. Ja cierpię nadal, bo mam z byłym dzieci, które wiedzą, że ich tata jest alkoholikiem. One trudno sobie z tym radzą, tym bardziej, że są z nim bardzo związane. To długa historia, którą nie będę Was wszystkich zamęczać.Krótko mówiąc - odeszłaś w momencie, kiedy nie ucierpiało więcej osób. Zrobiłaś dobrze i koniec. A na nową miłość przyjdzie czas. Najważniejsze, żebyś sama sobie odpowiedziała, czego oczekujesz od związku i nie brała tego, co dają, tylko to, czego pragniesz. Szacunek do siebie to pierwszy etap. To nie znaczy, że masz stawiać warunki, ale wiedzieć, czego chcesz i nie pozwalać na to, z czym się nie zgadzasz. Równowaga i obopólny szacunek. To jest najważniejsze. Trzymam kciuki.
26 lutego 2011, 20:56
Minęło troszkę czasu, jeszcze całą tą sprawę przyżywam ze względu na pewne okoliczności... Przeczytałam sobie dziś ten wątek i widzę jaka ja naiwna wówczas byłam jeszcze. Ale to efekt tego, że zawsze staram się widzieć w każdym człowieku dobro. Tutaj też, na siłę chciałam widzieć dobrego człowieka, bo w końcu z nim byłam, jego pokochałam.
Jak śpiewa Renata Przemyk, w rewelacyjnej piosence Aniołek: "Proszę cię odpowiedz mi: czy ktoś dobry bywa zły?"
Długo to trwało zanim zrozumiałam, naprawdę zrozumiałam jakim on jest człowiekiem. Musiałam się niestety przekonać na własnej skórze. Ale zaślepienie minęło. Jak najdalej od tego wszystkiego...
- Dołączył: 2007-08-28
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 12398
7 marca 2011, 18:08
witaj wątek już ma trochę czasu ale moze jescze przeczytasz co napiszę;) wydaje mi się, ze po tym gdy on pokochalm kogos innego po prostu wyidealizowalas go sobie bezpodstawnie bo ktos inny sie nim zainteresowal, to niestety tak dziala. Przekonalam sie na wlasnej skorze. Gdy ktos za nami goni, prosi blaga osacza to automatycznie uciekamy a gdy odpusci zajmie sie soba rosnie w naszych oczach. niestety taki glupi mechanizm zaczyna nas interesowac, do tego my kobiety jestesmy z reguly bardzo wrazliwe, rozpamietujemy co bylo wiele wybaczamy, jestesmy cierpliwe wiele znosimy etc. Mam nadzieje ze z czasem tj napisalas spojrzysz na ta chlodnym okiem i wszystko sie ulozy. Zakochasz sie po raz kolejny ale juz we wlasciwym czlowieku, ktory nie bedzie Cie ranil i nie rozczaruje Cie.Pozdrawiam)