witajcie, drogie vitalijki!
potrzebuję babskiej porady
otóż, jakiś tydzień z hakiem temu, na piwku towarzyskim, zaczęłam flirtować z kumplem. niebyt bliskim, bardziej znajomym, a którym mamy masę wspólnych znajomych. miło było, troszkę pikantnie i tyle. kilka dni później (na urodzinach jednego ze wspólnych znajomych) znowu flirtowaliśmy (jego przyjaciel-wingman robił wszystko, żeby mu mnie wepchnąć w ramiona). i znowu trochę na pikantnie, trochę romantycznie (a to mnie przytulił, a to za dłoń potrzymał) i nawet jedna z koleżanek mnie zapytała, czy to jakaś nowa miłość na horyzoncie. potem on się zebrał z imprezy i pytał czy jadę z nim (i z jego przyjacielem, i z jeszcze jednym kumplem). nie zgodziłam się, bo wiecie, miło, fajnie, ale bez przesady :P (dodam tylko, że i ja mu sprzedałam kilka tekstów o seksie, żeby było uczciwie i po równo)
generalnie, lubię go, jest zabawny, inteligentny i przystojny. nie wiem tylko na ile to wszystko to był wynik, nazwijmy to, konwencji bajerowania (w którą i ja weszłam), a na ile faktycznie chciałby czegoś więcej, niż łóżko...
i teraz przechodzę do pytania - działo się to wszystko w sobotę, a on do dziś się nie odezwał. wiem - mądrość ludowa rzecze: "jeśli facetowi zależy, to choćby skały srały, a mury pękały - odezwie się do ciebie". ale zaczęłam się zastanawiać, czy może to ja się powinnam odezwać (w toku imprezy powiedział coś w stylu, że mam przecież jego nr... a ja, cwana, odpowiedziałam, że on ma mój)
więc jak - powinnam czy nie powinnam?