- Dołączył: 2013-08-27
- Miasto: warszawa
- Liczba postów: 6
29 sierpnia 2013, 22:07
1. Kiedy dostałyście pierwszego orgazmu od momentu rozpoczęcia współżycia?
2. Czy to prawda, że kobieta może mieć orgazm tylko i wyłącznie z mężczyzną, z którym spędzi resztę życia?
3. Czy miała któraś z Was problemy z osiągnięciem szczytu? Jeśli tak to jak sobie radziłyście?
4. Czy udawałyście regularnie orgazm przed facetem?
Ja udaję orgazm i w tym problem. Współżyjemy od 3 miesięcy, ale blisko byliśmy już dużo wcześniej. Od 6 miesięcy regularnie udaję orgazmy. Miałam tylko kilka kiedy mój chłopak mnie doprowadził do orgazmu. Nie udaję tylko orgazmów podczas stosunku, ale kiedy pieści mnie ręką zawsze. Powiedzieć mu o tym czy zasugerować, żeby pieścił mnie w inny sposób?
31 sierpnia 2013, 18:37
australijka napisał(a):
śmieszy mnie, że dziewczyny które nie miały nigdy problemow z orgazmem i zawsze dochodza piszą, że 'udawanie jest głupie'.znawczynie ..tak udawałam - im dalej w las tym ciezej przestac, jak sie kogos kocha to sie robi takie rzeczy zeby (małym kosztem w sumie) seks uchodził za w pełni udany,a rada - zaufanie, próby - przede wszystkim poznanie siebiezmiana partnera ;)
No wiec akurat ja nie należę do kobiet, które nigdy nie miały problemu z orgazmem. Były problemy i to duże. NIGDY nie udawałam, ani razu.
Zdecydowanie bardziej cenię sobie szczerość i wynikające z niej zaufanie w związku, niż to, zeby cokolwiek uchodziło za udane, jeżeli takie nie jest.
Edytowany przez ff67e016c22f93b8366f7d7578d6046e 31 sierpnia 2013, 18:41
- Dołączył: 2011-06-20
- Miasto: Wajsówka
- Liczba postów: 6849
5 września 2013, 00:46
australijka napisał(a):
śmieszy mnie, że dziewczyny które nie miały nigdy problemow z orgazmem i zawsze dochodza piszą, że 'udawanie jest głupie'.znawczynie ..tak udawałam - im dalej w las tym ciezej przestac, jak sie kogos kocha to sie robi takie rzeczy zeby (małym kosztem w sumie) seks uchodził za w pełni udany,a rada - zaufanie, próby - przede wszystkim poznanie siebiezmiana partnera ;)
Popieram w 100% Ja z jedym miałam tak że jak widziałam jak się męczy to było mi go po prostu szkoda... głupota ale tak było, a następny zawsze był zdumiony że próbował wszystkiego i nic...przy moim obecnym, też nie przyszło wszystko od razu.. długo się docieraliśmy, on bardzo się starał... nawet bardzo bardzo i po pewnym czasie nauczyłam się tego przeżywać z nim . Myślę że dużo dało poczucie bezpieczeństwa i brak problemów , ja żeby dojść muszę się totalnie wylajtować i nie myśleć o niczym, a to dla mnie dość cięzkie aczkolwiek do zrobienia :)