Temat: Jak można "ukarać" faceta?

Zastanawiam się, czy stosujecie jakieś "kary" jak was wasz chłopka/narzeczony/mąż, czymś wkurzy, czy zrani? Jak według was można "ukarać" faceta? Może jakiś przykład, nie dotyczy mnie on, ale na przykład facet zbyt często spotyka się z kolegami, za mało poświęca wam czasu. Inny, ogląda porno a wy tego nie akceptujecie, inny za często gra w gry i zbyt długo i zaniedbuje coś/was. Mam na myśli, jakieś sprawy, że coś czyni, co was wkurza, nie akceptujecie tego, i nawet jak powiedzie raz czy dwa aby zmienił swoje zachowanie a on dalej swoje...I nie jest to na tyle poważna sprawa aby się rozstawać czy rozwodzić, ale ważna bo was irytuję, czy uważacie że w takiej sytuacji można w jakiś sposób "ukarać" faceta, i jeśli tak to w jaki sposób? 

Cyrica napisał(a):

dziewczyny, ale pomyślcie co by na Was dzałało. Czy jakby facet przedstawił Wam zarzut po ludzku i na spokojnie. Czy gdyby nadarł ryja jak na psa a potem strzelił focha na tydzień i po złości przestał wycierac buty przed wejściem? Bo to sie mniej wiecej do tego sprowadza. Do traktowania człowieka po ludzku. 

Tylko w wątku jest cały czas mowa o sytuacji, w której rzeczowa spokojna rozmowa nie przynosi skutku.

sadcat napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

Marisca napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

Marisca napisał(a):

WyjdąWamGałySam napisałaś, że gotujesz nie dla siebie tylko dla chłopa, bo Ty możesz zjeść cokolwiek. Skoro on nie pozmywał to Ty nie ugotowałaś, czyli ukarałaś go brakiem obiadu, na którym jemu zależało. Natomiast na myciu garów to Tobie zależało, a nie jemu, bo on ich nie umył, gdyż nie czuł potrzeby. Był wet za wet. Nie zrobiłeś tego na czym mi zależało, to ja Ci nie zrobię tego na czym Tobie zależało. Moim zdaniem większość kobiet kara facetów, ale tego tak nie nazywa. 
Dla mnie to nie kara tylko zerwana umowa. Mi kara kojarzy się przede wszystkim ze złośliwością i chęcią wychowania czy pokazania kto tu rządzi. A w tym przypadku nie chciałam być złośliwa ani nic nikomu udowadniać. Tylko uznałam że widocznie jemu nie zależy na obiedzie skoro nie wywiązuje się z warunków. Karą są dla mnie fochy, odmowa seksu, robienie różnych rzeczy na złość. Czy nigdy nie byłam złośliwa? Ano na pewno byłam i mąż był na pewno również. Pewnie nie raz się "ukaraliśmy" nieświadomi, że to kara. Ale przynajmniej ja nie robię nigdy nic z założeniem, że ma to być kara, z intencją "ja Ci pokaże". A tu autorka ewidentnie szuka świadomie sposobu na ukaranie faceta. Jej założeniem jest chęć zemsty, złośliwość i pokazania swojej wyższości. Zupełnie nie kojarzy mi się to z partnerstwem. 
Wszystko można by nazwać zerwaną umową zamiast karą. Ogólnie związek to jest jakaś tam umowa, że ludzie będa się szanować, troszczyć o siebie, liczyć ze sowimi potrzebami i swoim zdaniem. Jeżeli Ty nie liczysz się z moją jakąś potrzebą, to ja mogę przestać liczyć się z Twoją potrzebą cokolwiek by to było, chociażby seks. 
Tak, trudno się nie zgodzić. Ale w przypadku tych niezzczesnych obiadów było powiedziane wprost, dosłownie, że ja gotuję, Ty sprzątasz po. Taki warunek. Moje niegotowanie nie wynikało z chęci zemsty tylko z swojej własnej wygody. Bo żyje w związku partnerskim i nie widzę powodu dla którego miałabym tracić czas na gotowanie, później na zmywanie i sprzątanie podczas kiedy mój facet siedzi i gra. Nie jestem niczyja sprzątaczka ani kucharka. Po prostu uznałam że mu nie zależy na obiedzie i woli pograć. 
A spytalas go o to, czemu nie pozmywane, zanim stwierdzilas, ze nie gotujesz? 

No przecież nie po jednym razie tak zrobiłam :) chyba z trzy dni tak niezmywał, zmywanie odkaładał na wieczorami a wieczorem zapomniał. Ja zmywałam przed robieniem obiadu. Powiedziałam mu, że nie będę gotować i zmywać bo ja tez chce mieć czas dla siebie. Znowu nie umyl tych naczyń. Ja je umylam ale już nie ugotowalam. 

Marisca napisał(a):

Cyrica napisał(a):

dziewczyny, ale pomyślcie co by na Was dzałało. Czy jakby facet przedstawił Wam zarzut po ludzku i na spokojnie. Czy gdyby nadarł ryja jak na psa a potem strzelił focha na tydzień i po złości przestał wycierac buty przed wejściem? Bo to sie mniej wiecej do tego sprowadza. Do traktowania człowieka po ludzku. 
Tylko w wątku jest cały czas mowa o sytuacji, w której rzeczowa spokojna rozmowa nie przynosi skutku.

No a co przynosi skutek? Bo na nie sądzę że gdybym czegoś nie robiła albo robiła i mąż by mnie jakoś ukarał to by podzialalo. Znając mnie raczej zaczęła by się fala wzajemnych złośliwości. Jakie skuteczne kary stosujesz? 

Marisca napisał(a):

Cyrica napisał(a):

dziewczyny, ale pomyślcie co by na Was dzałało. Czy jakby facet przedstawił Wam zarzut po ludzku i na spokojnie. Czy gdyby nadarł ryja jak na psa a potem strzelił focha na tydzień i po złości przestał wycierac buty przed wejściem? Bo to sie mniej wiecej do tego sprowadza. Do traktowania człowieka po ludzku. 
Tylko w wątku jest cały czas mowa o sytuacji, w której rzeczowa spokojna rozmowa nie przynosi skutku.

to znaczy że nic nie przyniesie, bo jest zdanie przeciwko zdaniu i impas. Chyba, ze ktos koniecznie musi postawić na swoim, ale to jest dyktatura nie partnerstwo, a nie sadze żeby ktokolwiek chciał się przyznac do zapedów dyktatorskich, zatem jakby nie było tematu ;)

WyjdaWamGaly napisał(a):

sadcat napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

Marisca napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

Marisca napisał(a):

WyjdąWamGałySam napisałaś, że gotujesz nie dla siebie tylko dla chłopa, bo Ty możesz zjeść cokolwiek. Skoro on nie pozmywał to Ty nie ugotowałaś, czyli ukarałaś go brakiem obiadu, na którym jemu zależało. Natomiast na myciu garów to Tobie zależało, a nie jemu, bo on ich nie umył, gdyż nie czuł potrzeby. Był wet za wet. Nie zrobiłeś tego na czym mi zależało, to ja Ci nie zrobię tego na czym Tobie zależało. Moim zdaniem większość kobiet kara facetów, ale tego tak nie nazywa. 
Dla mnie to nie kara tylko zerwana umowa. Mi kara kojarzy się przede wszystkim ze złośliwością i chęcią wychowania czy pokazania kto tu rządzi. A w tym przypadku nie chciałam być złośliwa ani nic nikomu udowadniać. Tylko uznałam że widocznie jemu nie zależy na obiedzie skoro nie wywiązuje się z warunków. Karą są dla mnie fochy, odmowa seksu, robienie różnych rzeczy na złość. Czy nigdy nie byłam złośliwa? Ano na pewno byłam i mąż był na pewno również. Pewnie nie raz się "ukaraliśmy" nieświadomi, że to kara. Ale przynajmniej ja nie robię nigdy nic z założeniem, że ma to być kara, z intencją "ja Ci pokaże". A tu autorka ewidentnie szuka świadomie sposobu na ukaranie faceta. Jej założeniem jest chęć zemsty, złośliwość i pokazania swojej wyższości. Zupełnie nie kojarzy mi się to z partnerstwem. 
Wszystko można by nazwać zerwaną umową zamiast karą. Ogólnie związek to jest jakaś tam umowa, że ludzie będa się szanować, troszczyć o siebie, liczyć ze sowimi potrzebami i swoim zdaniem. Jeżeli Ty nie liczysz się z moją jakąś potrzebą, to ja mogę przestać liczyć się z Twoją potrzebą cokolwiek by to było, chociażby seks. 
Tak, trudno się nie zgodzić. Ale w przypadku tych niezzczesnych obiadów było powiedziane wprost, dosłownie, że ja gotuję, Ty sprzątasz po. Taki warunek. Moje niegotowanie nie wynikało z chęci zemsty tylko z swojej własnej wygody. Bo żyje w związku partnerskim i nie widzę powodu dla którego miałabym tracić czas na gotowanie, później na zmywanie i sprzątanie podczas kiedy mój facet siedzi i gra. Nie jestem niczyja sprzątaczka ani kucharka. Po prostu uznałam że mu nie zależy na obiedzie i woli pograć. 
A spytalas go o to, czemu nie pozmywane, zanim stwierdzilas, ze nie gotujesz? 
No przecież nie po jednym razie tak zrobiłam :) chyba z trzy dni tak niezmywał, zmywanie odkaładał na wieczorami a wieczorem zapomniał. Ja zmywałam przed robieniem obiadu. Powiedziałam mu, że nie będę gotować i zmywać bo ja tez chce mieć czas dla siebie. Znowu nie umyl tych naczyń. Ja je umylam ale już nie ugotowalam. 

I jak sie sytuacja rozwinela? Zaczal zmywac, chcial tych obiadow?;)

Cyrica napisał(a):

Marisca napisał(a):

Cyrica napisał(a):

dziewczyny, ale pomyślcie co by na Was dzałało. Czy jakby facet przedstawił Wam zarzut po ludzku i na spokojnie. Czy gdyby nadarł ryja jak na psa a potem strzelił focha na tydzień i po złości przestał wycierac buty przed wejściem? Bo to sie mniej wiecej do tego sprowadza. Do traktowania człowieka po ludzku. 
Tylko w wątku jest cały czas mowa o sytuacji, w której rzeczowa spokojna rozmowa nie przynosi skutku.
to znaczy że nic nie przyniesie, bo jest zdanie przeciwko zdaniu i impas. Chyba, ze ktos koniecznie musi postawić na swoim, ale to jest dyktatura nie partnerstwo, a nie sadze żeby ktokolwiek chciał się przyznac do zapedów dyktatorskich, zatem jakby nie było tematu ;)

Staram się mojego traktować po ludzku, ale tego, żeby brudne skarpety wrzucał do kosza na bieliznę czy zmywał po sobie nie wywalczyłam przez 6 lat bycia razem. Mam wrażenie, że mogę go już tylko zamordować, bo nic nie działa, a próbowałam i rozmów, i żartów itd (te skarpety potraktujmy jako metaforę). Mój mąż uważa, że jestem czepialska od urodzenia dziecka, ja uważam, że on jest niechlujem, a przy dziecku niechlujem się być nie da, bo bałagan w domu rośnie do potrójnej potęgi. Sytuacja jest pasowa, bo ani on się nie ugnie, ani ja. Możemy sobie ględzić do śmierci. Problem jest taki, że jeśli jednej stronie zależy, a drugiej w ogóle, to niestety ta pierwsza zawsze skończy wykonując więcej pracy. 

Cyrica napisał(a):

Marisca napisał(a):

Cyrica napisał(a):

dziewczyny, ale pomyślcie co by na Was dzałało. Czy jakby facet przedstawił Wam zarzut po ludzku i na spokojnie. Czy gdyby nadarł ryja jak na psa a potem strzelił focha na tydzień i po złości przestał wycierac buty przed wejściem? Bo to sie mniej wiecej do tego sprowadza. Do traktowania człowieka po ludzku. 
Tylko w wątku jest cały czas mowa o sytuacji, w której rzeczowa spokojna rozmowa nie przynosi skutku.
to znaczy że nic nie przyniesie, bo jest zdanie przeciwko zdaniu i impas. Chyba, ze ktos koniecznie musi postawić na swoim, ale to jest dyktatura nie partnerstwo, a nie sadze żeby ktokolwiek chciał się przyznac do zapedów dyktatorskich, zatem jakby nie było tematu ;)

Ok , tylko co dalej jak jest ten impas ? Rozwód, rozwalanie dziecku rodziny ? Chyba każdy sposób jest dobry( o ile nie jest jakiś niemoralny itp.) jeśli przynosi skutek, więc dlaczego jedna ze stron nie miałaby zrobić czegoś co wstrząsnęłoby drugą ? 

Ja akurat przyznaje się do takich dyktatorskich zapędów i wcale nie jest mi wstyd. Natomiast mojemu mężowi jak na czymś bardzo zależy to potrafi postawić na swoim i wtedy mam wrażenie, że moja władza bywa pozorna , ale myślę że to w obie strony tak wygląda , bo też nie daję sobie wejśc na głowę jeśli coś jest dla mnie bardzo istotne. Natomiast co w sytuacji , kiedy dla obojga jst coś  bardzo istotne i żadne po prostu nie może odpuścić ? Dla mnie wtedy w grę wchodzi tylko próba sił , bo co innego ? Któreś zostaje pokonane i jak chce, aby związek trwał musi uznać siłę  , alb rządy drugiego w tej konkretnej sytuacji. A nazywam to próbą sił, bo jeżeli mi na czymś zależy to nie odpuszczę, dopóki nie zostanę pokonana, spacyfikowania. 

Nie wyobrażam sobie takiego małżeństwa, w którym nie ma siły przewodniej. Inaczej wiecznie będzie impas, bo nie wierzę, że dana para we wszystkim zawsze się zgadza, albo w każdej sytuacji możliwy jest kompromis. 

sadcat napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

sadcat napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

Marisca napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

Marisca napisał(a):

WyjdąWamGałySam napisałaś, że gotujesz nie dla siebie tylko dla chłopa, bo Ty możesz zjeść cokolwiek. Skoro on nie pozmywał to Ty nie ugotowałaś, czyli ukarałaś go brakiem obiadu, na którym jemu zależało. Natomiast na myciu garów to Tobie zależało, a nie jemu, bo on ich nie umył, gdyż nie czuł potrzeby. Był wet za wet. Nie zrobiłeś tego na czym mi zależało, to ja Ci nie zrobię tego na czym Tobie zależało. Moim zdaniem większość kobiet kara facetów, ale tego tak nie nazywa. 
Dla mnie to nie kara tylko zerwana umowa. Mi kara kojarzy się przede wszystkim ze złośliwością i chęcią wychowania czy pokazania kto tu rządzi. A w tym przypadku nie chciałam być złośliwa ani nic nikomu udowadniać. Tylko uznałam że widocznie jemu nie zależy na obiedzie skoro nie wywiązuje się z warunków. Karą są dla mnie fochy, odmowa seksu, robienie różnych rzeczy na złość. Czy nigdy nie byłam złośliwa? Ano na pewno byłam i mąż był na pewno również. Pewnie nie raz się "ukaraliśmy" nieświadomi, że to kara. Ale przynajmniej ja nie robię nigdy nic z założeniem, że ma to być kara, z intencją "ja Ci pokaże". A tu autorka ewidentnie szuka świadomie sposobu na ukaranie faceta. Jej założeniem jest chęć zemsty, złośliwość i pokazania swojej wyższości. Zupełnie nie kojarzy mi się to z partnerstwem. 
Wszystko można by nazwać zerwaną umową zamiast karą. Ogólnie związek to jest jakaś tam umowa, że ludzie będa się szanować, troszczyć o siebie, liczyć ze sowimi potrzebami i swoim zdaniem. Jeżeli Ty nie liczysz się z moją jakąś potrzebą, to ja mogę przestać liczyć się z Twoją potrzebą cokolwiek by to było, chociażby seks. 
Tak, trudno się nie zgodzić. Ale w przypadku tych niezzczesnych obiadów było powiedziane wprost, dosłownie, że ja gotuję, Ty sprzątasz po. Taki warunek. Moje niegotowanie nie wynikało z chęci zemsty tylko z swojej własnej wygody. Bo żyje w związku partnerskim i nie widzę powodu dla którego miałabym tracić czas na gotowanie, później na zmywanie i sprzątanie podczas kiedy mój facet siedzi i gra. Nie jestem niczyja sprzątaczka ani kucharka. Po prostu uznałam że mu nie zależy na obiedzie i woli pograć. 
A spytalas go o to, czemu nie pozmywane, zanim stwierdzilas, ze nie gotujesz? 
No przecież nie po jednym razie tak zrobiłam :) chyba z trzy dni tak niezmywał, zmywanie odkaładał na wieczorami a wieczorem zapomniał. Ja zmywałam przed robieniem obiadu. Powiedziałam mu, że nie będę gotować i zmywać bo ja tez chce mieć czas dla siebie. Znowu nie umyl tych naczyń. Ja je umylam ale już nie ugotowalam. 
I jak sie sytuacja rozwinela? Zaczal zmywac, chcial tych obiadow?;)

Zaczął zmywać, obiadów jednak chciał :D ale też nie zaczął zmywać 1:1. Czasem zapomniał czy mu się nie chciało :) 

nie wiem dziewczyny co Wam powiedzieć ponad to, co juz powiedziałam. U nas odpuszcza osoba, której mniej zalezy. Staramy się przyzwyczajać do pewnych rzeczy a nie nakręcać. Nie tak, ze nie mam sytuacji pasowych. Sa też takie, które skłaniają do trucia dupy po fakcie*, co tez uwazam za bezsens. Dwa głebokie oddechy, zrobić coś satysfakcjonujacego co uśmierzy frustracje i zyć dalej. 

* mój mąż-optymista zerwał umowe z dostawca netu, bo meli juz zaraz podłączac śwatłowód. Mówiłam, zeby się wstrzymał, ale on za dwie umowy płacił nie będzie, no to nie wiadomo jak długo nie mamy zadnej i lecimy na jakimś lichym necie z karty, ani nic obejrzeć, ani sciągnąć. Co mam zrobić? zabić? zrzędzić? co to da? Zamiast ogladac słucham podcastów ;)

Marisca napisał(a):

Cyrica napisał(a):

Marisca napisał(a):

Cyrica napisał(a):

dziewczyny, ale pomyślcie co by na Was dzałało. Czy jakby facet przedstawił Wam zarzut po ludzku i na spokojnie. Czy gdyby nadarł ryja jak na psa a potem strzelił focha na tydzień i po złości przestał wycierac buty przed wejściem? Bo to sie mniej wiecej do tego sprowadza. Do traktowania człowieka po ludzku. 
Tylko w wątku jest cały czas mowa o sytuacji, w której rzeczowa spokojna rozmowa nie przynosi skutku.
to znaczy że nic nie przyniesie, bo jest zdanie przeciwko zdaniu i impas. Chyba, ze ktos koniecznie musi postawić na swoim, ale to jest dyktatura nie partnerstwo, a nie sadze żeby ktokolwiek chciał się przyznac do zapedów dyktatorskich, zatem jakby nie było tematu ;)
Ok , tylko co dalej jak jest ten impas ? Rozwód, rozwalanie dziecku rodziny ? Chyba każdy sposób jest dobry( o ile nie jest jakiś niemoralny itp.) jeśli przynosi skutek, więc dlaczego jedna ze stron nie miałaby zrobić czegoś co wstrząsnęłoby drugą ? Ja akurat przyznaje się do takich dyktatorskich zapędów i wcale nie jest mi wstyd. Natomiast mojemu mężowi jak na czymś bardzo zależy to potrafi postawić na swoim i wtedy mam wrażenie, że moja władza bywa pozorna , ale myślę że to w obie strony tak wygląda , bo też nie daję sobie wejśc na głowę jeśli coś jest dla mnie bardzo istotne. Natomiast co w sytuacji , kiedy dla obojga jst coś  bardzo istotne i żadne po prostu nie może odpuścić ? Dla mnie wtedy w grę wchodzi tylko próba sił , bo co innego ? Któreś zostaje pokonane i jak cgce, aby związek trwał musi uznać siłę  rządu drugiego w tej konkretnej sytuacji. Nie wyobrażam sobie takiego małżeństwa, w którym nie ma siły przewodniej. Inaczej wiecznie będzie impas, bo nie wierzę, że dana para we wszystkim zawsze się zgadza, albo w każdej sytuacji możliwy jest kompromis. 

My nie zgadzamy się we wszystkim i faktycznie nie zawsze idzie kompromis wywalczyć. Wtedy ustępuje ten, któremu mniej zależy. Wychodzi to jakoś naturalnie. Ale nikt żadnych kar nie stosuje. Ja jestem balaganiara, zostawiam wszędzie wszystko po sobie, rzucam ciuchy byle jak i byle gdzie i nigdy mnie nie karał, tylko pogodził się z losem, kurtkę odwiesza za mnie, kluczyki odkłada za mnie, buty odkłada na półkę. Ja za to wynoszę jego butelki po piwie do kosza na szkło, bo on namiętnie układa mi je na parapecie w kuchni twierdząc że pozniej/jutro wyniesie. A mogłabym go karać jakoś, tylko po co? 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.