Hej ;) Uprzedzam, że po raz pierwszy zadaję pytanie na tym forum, więc nie do końca wszystko ogarniam, także jak coś będzie nie tak - proszę, nie krzyczcie :D
Zacznę od początku...
Od września jestem w nowej szkole - LO. Totalnie nie mogę się tam odnaleźć, na każdym kroku wszystko mnie wkurza i w ogóle tak strasznie tęsknię za moim ukochanym gimnazjum :/ Jedyne, co bardzo mi się w tej szkole spodobało, to ogromny wybór wycieczek, wymian z sąsiednimi krajami itp. Zafascynowana programem, pełna entuzjazmu, pochopnie zdecydowałam się na 2 wymiany w ramach projektu International Youth Exchange ;) Są stosunkowe tanie, także rodzice nie mieli z tym żadnego problemu. Nawiązaliśmy już kontakt z naszymi exchange partnerami przez facebooka. Ludzie wydają się być sympatyczni, pełni życia. Fajnie ;) Wszystko extra, poza jedną rzeczą - cały facebook obsypany rewelacjami typu: "Party, party, party=% % % ! I can't wait!" I tu zaczynają się schody... Ogólnie jestem osobą dość otwartą, pogodną, raczej bezkonfliktową, angielski też w miarę ogarniam, ale mam jedną ogromną wadę, która naprawdę odróżnia mnie od reszty grupy - nie piję alkoholu. Nie pytajcie dlaczego, bo sama nie wiem - może jeszcze nie jestem na tym etapie (w końcu każdy dojrzewa w swoim tempie); może to dlatego, że obydwoje rodzice od dziecka wpajali mi, że alkohol to zło, że niszczy szare komórki, i tylko idioci po niego sięgają; może jestem zbyt spanikowana; może zbyt "lizusowata" i boję się utraty zaufania dorosłych. Ogólnie nie jestem jakimś wrogiem alkoholu - nie wymagam od innych, żeby byli trzeźwi, przeciwnie - uważam, że bywa śmiesznie, jak towarzystwo wokół jest w "dobrym nastroju" (co nie znaczy, że lubię obracać się w kręgu ludzi totalnie nawalonych, którzy nie mogą trafić rzygami do klozetu) - łatwiej jest wtedy rozkręcić imprezę :D Moi najbliżsi przyjaciele akceptują mnie taką, jaka jestem i specjalnie im to nie przeszkadza, że ograniczam się do oranżady. Ale na wycieczkę jadę raczej z nieznajomymi, więc... Popadłam ze skrajności w skrajność - mój przesadny entuzjazm i podjara każdym "nice to meet you" od przystojniaczków, momentalnie przerodził się w ogromną panikę. Gdybym mogła się teraz wycofać, zrobiłabym to od razu. Tak strasznie żałuję, że się zapisałam, następnym razem 15 razy się zastanowię. Sama nie wiem czego bardziej się boję - czy odrzucenia, odizolowania od reszty grupy, czy tego, że nie wytrzymam presji i niedoświadczona w tych sprawach "nie podołam". Wątpię, że ktokolwiek zrozumie moje argumenty. Starsze rodzeństwo zaliczyło już parę wypadów z tej szkoły i zgodnie potwierdziło moje obawy - podobno za ich czasów wszystko zawsze odbywało się na zasadzie "Nie pijesz, nie żyjesz". Z tymże oni są normalni, także nie mieli z tym problemu.
Proszę pomóżcie, bo naprawdę nie wiem co robić.
Wiem, że pewnie wydaje Wam się głupie to, co piszę, ale tak się składa, że ja jestem naprawdę załamana.
Wpadłam ostatnio na pomysł, żeby powiedzieć, że biorę leki, których z drynkami nie bardzo można łączyć, więc... Sory, ale tylko dotrzymam towarzystwa ;) Z drugiej strony wydaje mi się to takie dziecinne i banalne. Zresztą, jeszcze ktoś pomyśli, że łykam psychotropy :D