Temat: Po 5latach związku nie możemy być razem chociaż bardzo się kochamy...

Nie wiem jak to wszytko opisać. Nie chcę współczucia, żalu chcę oceny kogoś z zewnątrz... może jakiejś rady jak to rozwiązać.

A więc zacznę od tego że jestem z moim X od pięciu lat. On już na początku bardzo dużo przeżył aby być ze mną. (kłopoty z moim byłym) Przez ten czas bardzo go pokochałam, a on mnie. Nie wyobrażamy sobie dalszego życia oddzielenie. Marzę o ślubie z nim i dzieciach, nie chcę innego faceta, on nie chce innej dziewczyny. Chociaż kłutnie są jak w każdym związku, dajemy radę je przetrzymać. Poza tym wiem że mogę mu ufać i ZAWSZE na nim polegać. Kocham go i serce pęka mi teraz w pół. Mam nawet myśli że skoro nie możemy być razem to nie chcę dalej żyć...

A więc sytuacja jest taka. Ja mieszkam sama z moją mamą w wielkim domu pod miastem. Tata zmarł gdy miałam 12 lat i od tego czasu dziś mam 23 lata mieszkamy same z mamą która ma lat 60. Na swój wiek dobrze się trzyma ale nie wyobrażam sobie kiedyś jej zostawić tu samej bo wiem że nie poradzi sobie psychicznie jak i finansowo utrzymać tak dużego domu. Czuję że jest to mój obowiązek być z Nią i chcę z Nią być. Nie czuję się do tego zmuszona. Uważam że skoro ona zajmwała się mną i po śmierci taty starała się by nie zabrakło mi niczego to moją powinnością w zgodzie z własnym sumieniem byłoby po ślubie zamieszkać z nią, wspierać. Mieć na oku. Mój tata zawsze chciał żebym została tu w rodzinnym domu z tą myślą wybudował poddasze na którym mogłabym zamieszkać z męzem stworzyc osobne wejście/kuchnie/ mieszkanie. I tu pojawia się problem ponieważ mój X mieszka ze swoimi rodzicami na wsi w piętrowym domu, rodzice mają małe gospodarstwo i też zawsze chcieli aby mój X w przyszłości miał tam mieszkać na drugim piętrze ze swoją żoną.  X nie chce słyszeć aby mieszkać kiedyś u mnie, a ja nie dopuszczam myśli by mieszkac u niego w domu z jego rodzicami którzy wiecznie we wszystko się wtrącają, buntują X na swoją stronę... wzbudzili w nim poczucie że musi się nimi zająć i ma tam zamieszkać z nimi chociaż jego rodzice mają dopiero 45 lat, są młodzi zdrowi jest ich dwoje... a moja mama jest sama, nie ma w nikim innym oparcia, do tego 60 lat na karku... Wczoraj po dwóch tydodniach zawieszenia naszego związku stwierdziliśmy że nie ma dla nas żadnego wyjścia... Rozmawialiśmy w aucie do rana... pierwszy raz tak na prawdę zdając sobie sprawę z tego jaka ta sprawa jest poważna. X powiedział mi że już dawno by mi się oświadczył, chciał się ożenić ale wie że nie ma rozstrzygnięcia tej sprawy z domami i to go blokuje.... oboje ryczeliśmy jak woły... do niczego słusznego nie doszliśmy... postanowiliśmy tylko znowu się rozstac i zobaczyć jak życie się bedzie toczyć osobno, co zmieni czas... ale czas nic tu nie zmieni i ja to wiem... serce łamie mi się w pół dlatego że wiem o tym że albo on albo żaden. Choć w życiu już wiele przeżyłam (śmierć taty, a wiec utrata bliskiej osoby) nie wyobrażam sobie stracić JEGO! A on mówi że nie wyobraża sobie życia bezemnie. Zaraz oszaleję... widzę jedyne wyjście... dla mnie życie się kończy i właśnie tego bym chciała... Nigdy nie zgodzę się na mieszkanie z teściami... tymbardziej że mam swój dach nad głową... dom przepisany w testamęcie przez tatę mnie... a w nim 60letnią matkę która potrzebuje opieki. Bardzo go kocham :( a on mówi że kocha mnie... nie wiem co zatem robić... skoro ten problem stoi pomiedzy nami...

Uważam że skoro tak bardzo mnie kocha i nie wyobraża sobie życia bezemnie powinien zgodzić się wiedząc jaka jest sytuacja na zamieszkanie u mnie... on tak nie uważa...

corobic napisał(a):

Też zastanawia mnie czy to jest z jego strony wielka miłość. Ale uwierzcie przez 5 lat bycia razem nie bylo mowy o innej... nie było szpiegowania sprawdzania chowania telefonu... On bardzo mnie kocha wiem to. Problem w tym że jeszcze bardziej odemnie kocha... swoich roziców i tak jak piszecie jeżeli to się nie zmieni i nie przejży na oczy... to zapewne nie jest wart tego wszystkiego. Ale dla mnie w tym momencie świat się kończy... Ja nie chce stawiac go pod ścianą ale nie mogę zgodzić się mieszkac z nim i jego rodzicami gdyz po pierwsze jest to za daloko mojej mamy a po drugie miałabym u nich przesrane... skoro już teraz oni idą tylko za nim, a on za nimi... ja jestem najgorsza.

Jesteś okropna. Myślisz tylko i wyłącznie o sobie i swojej rodzinie. A kompromis - tak mieszkajmy sami ale i tak bliziutko mamusi. 

Też nie umiesz odciąć pępowiny a u niego tak Cię to razi. 

Nie wiem kto bardziej niby kocha rodziców niż drugą połówkę. Chyba oboje - ale Ty widzisz to tylko u niego. 

A zanim weźmiecie wielki kredyt - spróbujcie coś na jakiś czas wynająć i się sprawdzić. Jak Wam się razem żyje - na co dzień razem, każdego dnia i każdej nocy.
Bo skoro takie coś Was dzieli to serio... Nie wiem czy warto się tak usrywać w zobowiązania. 

Marcelinka27 napisał(a):

On sie nie przeprowadzi do ciebie,ty sie nie przeprowadzisz do niego.......zadne z was nie kocha ,,TAK NA PRAWDE'' bo gdybscie obdzielali sie prawdziwym i mocnym uczuciem to nie bylo by takiego problemu.


 uczucie uczuciem a mieszkanie z tesciami moze zabic najwieksza milosc, zwlaszcza jezeli tesciowa jest dominujaca pania domu...cos o tym wiem

znasz mnie zaledwie po tym co tutaj napisałam a wyrażasz sądy o mnie.... nie potrzebuję sądów ludzi którzy mnie nie znają... chciałam tylko rady i rozwiazań ludzi którzy stoją z boku i być moze byli kiedys w sytuacji podobnej... blisko mamy mam działkę... działkę pod budowę własnego domu. Dlatego  tutaj, i dlatego że oprócz mnie nikogogo bliskiego tu nie ma. Jego rodzice mają 45 lat mają siebie mają puki co przy sobie przez najblizsze dwa/ trzy lata  jego siostre z mężem a póżniej będą ją mieć tuż zza zakretem... 600 metrów dalej...

 

Jego mama mówi niby byśmy robili jak uważamy i niczego nie narzuca, jego ojciec natomiast nie przyjmuje do wiadomosci ze moglibysmy mieszkac gdziekolwiek indziej niz u nich... Nawet planuje powiekszenie gospodarstwa, dokupienie ziemi wszystko dla synka... bez pytania, bez rozmowy... sami podejmują decyzję.

Chora sytuacja. Dzieci w pewnym momencie odlatują z gniazda i to normalna kolej rzeczy. Ja też straciłam tatę, jak byłam nastolatką, moja mama jest teraz parę lat starsza od Twojej i też mi smutno, że jest sama, jednak studiuję wiele km od domu i nie planuję powrotu do rodzinnej miejscowości, Ona doskonale sobie radzi, mimo że tęskni i zawsze czeka na mój przyjazd na ferie etc. Ale to naturalne, trzeba ułożyć sobie życie i odciąć pępowinę. A Twój facet... Bamboccini i tyle. Czyt. przerośnięty bobas :p
Nie wiem gdzie lezy przyczyna ze nie chcesz sie wyprowadzic od mamy .60 lat to zaden wiek wiem co mowie ja sama mam 51 lat i ciesze sie ze moje dzieci sa dorosle i zyja we wlasnym mieszkanku.Moge teraz znowu skoncentrowac sie na naszym zyciu dbac o mojego meza(wyszlam ponownie za maz)a takze o siebie.Piszesz tak jak bys miala 80 letnia mame i koniecznie musiala sie nia opiekowac.Moze twoja mama nawet o ile mowi ze nie chce zostac sama..... moze jeszcze sama kogos poznac i byc szczesliwa.Jezeli on nie chce mieszkac u twojej mamy a ty nie chcesz mieszkac u jego rodzicow musicie poprostu wynajac jakies mieszkanie.Pozdrawiam slicznie

nainenz napisał(a):

Coś mi tu śmierdzi...skoro tak strasznie Cie kocha, to powinien zamieszkać z Toba. Z tego co piszesz, mama jest sama...ma tylko Ciebie, a jego rodzice są oboje. Miłosć to kompromisy...a on tak normalnie zgodził się na rozstanie...


Dokładnie.
Egoista z niego i tyle.
To chyba logiczne,ze skoro Twoja mama jest sama to prędzej zamieszkacie z nią niz z jego rodzicami.


Pasek wagi
mi się wydaje, że jeżeli ludzie się naprawdę kochają to nie rozstaną się z takiego powodu. To teraz znajdziesz innego chłopaka i po 5 latach znów się okaże, że on  nie chce mieszkać w Twoim domu i znów się rozstaniecie? Trzeba pójść na kompromis. Szczerze mówiąc dziwię się, że Twój chłopak nie chce się wprowadzić do Ciebie i rozumiem Twoje podejście.
Pasek wagi

corobic napisał(a):

znasz mnie zaledwie po tym co tutaj napisałam a wyrażasz sądy o mnie.... nie potrzebuję sądów ludzi którzy mnie nie znają... chciałam tylko rady i rozwiazań ludzi którzy stoją z boku i być moze byli kiedys w sytuacji podobnej... blisko mamy mam działkę... działkę pod budowę własnego domu. Dlatego  tutaj, i dlatego że oprócz mnie nikogogo bliskiego tu nie ma. Jego rodzice mają 45 lat mają siebie mają puki co przy sobie przez najblizsze dwa/ trzy lata  jego siostre z mężem a póżniej będą ją mieć tuż zza zakretem... 600 metrów dalej...  Jego mama mówi niby byśmy robili jak uważamy i niczego nie narzuca, jego ojciec natomiast nie przyjmuje do wiadomosci ze moglibysmy mieszkac gdziekolwiek indziej niz u nich... Nawet planuje powiekszenie gospodarstwa, dokupienie ziemi wszystko dla synka... bez pytania, bez rozmowy... sami podejmują decyzję.

A jak ktoś ocenia rodziców, Twojego chłopaka to jakoś nie masz nic przeciwko. Działkę można sprzedać/wymienić. Myślę, że gdybyście oboje chcieli to byście kompromis znaleźli. A wskazówka jest taka: w kompromisie nie chodzi o to, żeby ktoś coś ugrał tylko żeby każdy jak najmniej stracił.

Twoja mama wcale nie jest taka stara. A od śmierci Twojego taty minęło już naprawdę dużo, dużo czasu. Moja babcia dziadka straciła lat temu 20 - też miała wtedy mniej więcej 50 lat. I co? I owszem na pół roku po śmierci dziadka rodzice wprowadzili się do babci i pomogli z tym się pogodzić. ALE dorośli ludzie, którzy mają rodzinę MUSZĄ żyć na własny rachunek.
Druga babcia mimo, że miała duży dom i była sama bo dziadek zmarł - też żyła sama. Jeden syn był 400km dalej, drugi 700. 
Kiedy ta druga babcia zachorowała spakowaliśmy manatki i cała rodzina przeprowadziła się na drugi koniec kraju, bo babcia sama nie mogła być. To jest dla mnie oczywiste. Pomóc w chorobie, w żałobie.

I jeśli moja teściowa zachoruje to też albo ściągnę ją do nas albo się tam przeprowadzimy. I wiem, że gdyby coś takiego się wydarzyło z moimi rodzicami zrobilibyśmy to samo. 
Ale do tej pory: odwiedzamy ich, dzwonimy. I mamy swoje życie. Życie dwojga młodych ludzi, którzy za jakiś czas założą swoją rodzinę. 

.Maff. napisał(a):

nainenz napisał(a):

Coś mi tu śmierdzi...skoro tak strasznie Cie kocha, to powinien zamieszkać z Toba. Z tego co piszesz, mama jest sama...ma tylko Ciebie, a jego rodzice są oboje. Miłosć to kompromisy...a on tak normalnie zgodził się na rozstanie...
Dokładnie.Egoista z niego i tyle.To chyba logiczne,ze skoro Twoja mama jest sama to prędzej zamieszkacie z nią niz z jego rodzicami.

moje teściowa też jest wdową i mieszka sama.. czy to takie oczywiste, ze sie do niej wprowadzimy? nie, a w życiu\
ciekawe czy same byscie byly takie chetne
oboje nie potraficie odciąc pępowiny i sie normalnie usamodzielnic, nie mowiac o kompromisie, rozmowie
jestescie dokaldnie w takiej samej sytuacji i dokladnie takie samo macie podejscie do siebie i do swoich rodzin
Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.