Hej dziewczyny.
Chcialam Wam sie troche wygadac i zapytac co myslicie o mojej sytuacji, bo tutaj za granica nie mam zbyt wielu znajomych, ktorym moglabym sie wyzalic.
Zaczne od tego ze od 1,5 roku mieszkam za granica.
Jestem jedynaczka a mimo tego moi rodzice nie robili awantury o to ze chce jechac (mama prosila zebym zostala i jej nie zostawiala, ale ojciec jakos mnie nie namawial zebym zmienila zdanie).
Rodzice sa po rozwodzie i od tamtego czasu dostawalam na konto alimenty (500 zl od taty i 250 zl od mamy)
Przed ta sprawa to tata kupowal mi markowe ubrania, zaplacil za prawo jazdy, zabieral mnie na obiady, kupowal telefon, komputer i takie tam inne rzeczy. Mama o wiele mniej poniewaz jej zarobki byly nizsze niz ojca (mieli osobne konta mimo tego, ze byli malzenstwem).
Tata zawsze jezdzil dobrym samochodem, a kiedy cos mu sie spodobalo to po prostu to kupowal.
Jednak po rozwodzie automatycznie przestal placic za moje rzeczy. Czasami kupil mi bluzke lub zaprosil na obiad, ale to zdarzalo sie bardzo rzadko. Jezdzilismy razem na zakupy tak jak wczesniej, ale kazdy placil za swoje. Czesto on kupowal kazda rzecz, ktora mu sie podobala a ja tylko przygladalam sie ubraniom na wystawach, bo nie bylo mnie na nie stac (nie musialam w domu placic rachunkow, ale musialam placic za jedzenie, kosmetyki, ubrania, wyjscia ze znajomymi itd - mialam na to 750 zl miesiecznie)...
Kiedy wyjechalam tata obiecal nadal wplacac pieniadze na moje konto (200 zl miesiecznie), ale przestal po 3-4 miesiacach. Pieniadze, ktore tam sie zbieraly planowalam wydac w polsce podczas, jednej z wizyt, ale pewnego dnia mama prosila zebym pozyczyla jej na kilka dni wiec to zrobilam, ale pieniedzy nigdy nie dostalam spowrotem. Na boze narodzenie przestala mi w kopercie £100 jako prezent swiateczny, ale o pozyczonych pieniadzach juz nigdy nie wspomniala..
2 miesiace po moim wyjezdzie tata kupil dyskoteke/pub... Za kazdym razem gdy rozmawiamy chwali sie, ze dobrze mu biznes idzie i ze bardzo duzo na tym zarabia i ze moze w przyszlosci kupi kolejny lokal...
Przykro mi, bo czesto pyta kiedy przyjade i mowi ze teskni. Zazwyczaj mowie, ze bilety za drogie. Czasami licze na to ze zaproponuje mi kupno biletu, ale znam go wiec wiem ze moge sobie tylko o tym pomarzyc...
Dwa dni temu powiedzialam mu, ze stracilam prace, bo ludzie u ktorych pracowalam jako niania wyprowadzaja sie za granice...
On zaczal zartowac, ze w Chinach na polu ryzowym jest duzo pracy...
Nigdy mnie nie zapytal jak mi sie tutaj powodzi i czy mam za co zyc... :((
Dziewczyny czy to normalne, ze rodzic sie tak zachowuje? Wiem, ze to nigdzie nie jest zapisane w papierach czy cos, ale uwazam, ze rodzic powinien interesowac sie swoim dzieckiem. Nie wazne czy ma 3 lata czy 20, albo czy mieszka w tym samym domu czy gdzies indziej...
Ostatnio coraz czesciej placze kiedy o tym mysle, bo od miesiaca nie mam pracy i koncza mi sie oszczednosci. Mieszkanie jest oplacone do 20 marca, ale pozniej nie wiem co zrobie jesli nie znajde pracy. Rodzice wiedza, ze siedze teraz w domu i mimo tego ani jeden ani drugi nie zaproponuje zadnej pomocy... Do mamy nie mam o to az takich pretensji, bo sama niewiele zarabia no i jeszcze ten alkoholizm, ale tata ma wszystko, tylko ze o swoja jedyna corke juz nie zadba.
Chce zebym wrocila do polski na stale, ale nie proponuje nam (mi i chlopakowi) wsparcia chociaz na samym poczatku..
Przepraszam, ze sie tak rozpisalam, ale od dawna lezy mi to na sercu i wydaje mi sie ze normalny rodzic nie powinien sie tak zachowywac...