Jak wyobrażacie sobie taką "dojrzałą" przyjaźń?
Przyznam szczerze, że ja teraz czuję się w pewnej rozsypce... Od czasów liceum miałam "swoją paczkę", a wśród niej przyjaciółkę, nazwijmy ją - Ania. Ania mieszka(ła) właściwie tuż obok mnie, więc siłą rzeczy często się widywałyśmy. Zwykle to było spontaniczne, typu "spotkajmy się za 15 minut, pospacerujemy sobie". I było super. Ania miała (ma) chłopaka, który się też wkręcił do naszej paczki, wszystko genialnie.
Niestety ostatnio wszystko zaczęło się psuć. Ania nagle zaczęła 100% swojego czasu spędzać z tym swoim chłopakiem (mówi, że jak pół godziny go nie ma przy niej, to ona już tęskni i płacze), odcięła się od nas praktycznie kompletnie (jeśli już się spotyka z nami, to nie ma np. mowy o "babskim wieczorze" - on zawsze musi z nią być). Zaczęła nas okłamywać, coś kręcić. Spotyka się z jego znajomymi tylko (mimo, że oni jej nie akceptują). Jej chłopak też nie za fajnie ją zaczął traktować, ona się przy nim poniża, ale mimo to zabiega o niego. Za to jak ktoś zwróci jej uwagę, że coś jest nie tak, to wpada w szał i histerię. Najgorsze jest to, że jak staram się z nią rozmawiać, to ona mnie od razu atakuje - i jako ataku używa moich tajemnic, problemów, z których jej się kiedyś zwierzyłam.
I wiecie co? Sama już nie wiem, czy ja wymagam od przyjaźni zbyt wiele? Ja rozumiem, że nie jesteśmy już nastolatkami... Ktoś powie, że to jest czas, kiedy ludzie już mają swoje związki, rodziny... Ale przecież ona z tym chłopakiem jest już 7 lat. I na początku wszystko było dobrze. Ja też mam swoją drugą połówkę, ale jednak znajduję czas na przyjaźń... Brakuje mi tych spontanicznych spotkań (teraz musimy się umawiać minimum tydzień wcześniej, bo ona się spotyka z innymi tylko wtedy, kiedy jej chłopak nie ma czasu...)... Powiedzcie mi, jak powinna wyglądać przyjaźń?