- Dołączył: 2013-01-24
- Miasto: Katowice
- Liczba postów: 19
24 stycznia 2013, 11:27
Cześć.
Nie mam z kim o tym porozmawiać, a jest co raz gorzej. Muszę to z siebie wyrzucić i pomyślałam, że to dobre miejsce.
Zacznę od początku. Pierwsze objawy autoagresji, z których zdawałam sobie sprawę, że to jest to, pojawiły się w wieku ok. 14 lat. Wyrywanie sobie włosów z głowy, wbijanie paznokci w skórę, aż do krwi. Później regularne cięcie się. Musiałam zaprzestać tych praktyk po tym, jak wylądowałam w szpitalu i się wszystko wydało. Rodzice bardzo mnie sprawdzali. Chociaż robiłam to jeszcze kilka razy, np. na podbrzuszu, żeby nie było widać.
Jak przestałam się ciąć, pojawiły się regularne dołki psychiczne. Podejrzewam, że nawet depresje. Nie mogłam się w żaden sposób wyładować.
Będąc już na studiach znalazłam inny sposób - alkohol. Spijałam się regularnie. Ciągnęło mnie do tego, żeby się sponiewierać. Później zaczęły się przygody z innymi, lekkimi używkami.
Teraz jestem w związku, trzymam się dzięki Niemu i dla Niego. Ale i tak często o tym myślę... Co bym zrobiła, jak...
Przyznam też szczerze, że lubiłam się zabawiać z facetami. Miałam ochotę, to się "bawiłam". Nie byli to obcy faceci. Potrafiłam zrobić tak, żeby mój kolega poszedł ze mną do łóżka, chociaż może nigdy nawet o tym nie myślał.
Teraz bardzo często miewam doły. Zdarzały się tak duże, że przez tydzień, dwa nie wychodziłam z łóżka. Potrafiłam powiedzieć Mojemu, żeby nie wracał do domu, bo chcę być sama. On to wszystko znosi... Nie wiem jak, nie wiem dlaczego. Nie jestem aż tak "dobrą partią", żeby się tak poświęcać.
Kocham Go jak nigdy nikogo. Chcę spędzić z Nim resztę życia, mieć dzieci, stworzyć dom. Ale ten cholerny głos w mojej głowie!!!
Już raz omal Go nie zdradziłam... Teraz już nie wychodzę sama nigdzie, gdzie mogą być pokusy. Raz się wybrałam i źle się to skończyło.
Nie ufam sobie...
Czuję taką ogromną chęć chwycić za żyletkę. Tak bardzo ciągnie mnie do narkotyków. Jak wcześniej pisałam: "sponiewierać się". Mam PRZEOGROMNĄ chęć przespać się z jakimś facetem, żeby znowu poczuć tę adrenalinę.
Nie zrozumcie mnie źle. Seks z Moim Mężczyzną jest genialny. Nie spodziewałabym się, że faceci są aż tak domyślni, że potrafią tak dogodzić kobiecie. Ale... nie umiem tego wytłumaczyć. Czuję taką chęć się... nie wiem... poniżyć? Zrobić sobie krzywdę? Nie wiem o co chodzi!!! Boję się, że w końcu nie wytrzymam... Zaczęło mnie to nachodzi około pół roku temu i codziennie o tym myślę. Widzę przystojnego faceta i chcę się z nim "bzyknąć" tu i teraz. Widzę nóż i chcę się nim pociąć tu i teraz. Słyszę, że ktoś ma dostęp do dragów, chcę je mieć tu i teraz. Boję się samej siebie... :( Nie da się wyrazić, jakie to jest wspaniałe uczucie dla mnie... Ten moment, kiedy boli. Kiedy leje się krew. Kiedy robię coś, czego nie powinnam.
POMÓŻCIE!!! Bo nie daję sobie rady sama.... :(
P.S. Chyba nie robię tego wszystkiego z obawy, że On mnie zostawi... A to chyba nie jest właściwy powód. Powinnam w ogóle o tym nie myśleć...
Edytowany przez noLife 24 stycznia 2013, 11:32
- Dołączył: 2013-01-24
- Miasto: Katowice
- Liczba postów: 19
24 stycznia 2013, 12:16
Nie napisałam jeszcze o jednej rzeczy... Bardzo chcielibyśmy mieć dziecko w jakimś niedługim czasie. Boję się tego. Co ja temu dziecku pokażę? Jaki dam przykład? Czy będę potrafiła je kochać, czy będę miała cierpliwość? Czego ja je nauczę? Strasznie się tego boję.
- Dołączył: 2012-08-23
- Miasto: Wandów
- Liczba postów: 783
24 stycznia 2013, 19:47
noLife napisał(a):
Poza tym, tego naprawdę po mnie nie widać. Boję się, że on sobie pomyśli, że się nad sobą użalam, że sobie wymyślam. Zresztą tak zostałam wychowana - nie użalaj się nad sobą, tylko do przodu. Nie umiem tak otwarcie narzekać, powiedzieć o problemie, bo to wstyd, że sobie nie radzę.
Mam dokładnie tak samo. Kiedyś mi to strasznie przeszkadzało ale teraz stwierdziłam że trzeba mieć "wyjebane" i jest dobrze. Zrozumiałam, że sama doprowadzam do takiej sytuacji.Miałam nawet taki okres kiedy chciałam żeby coś się wydarzyło, żebym znowu miała powód do bycia smutną. Bo każdy z nas ma problemy, co chwilę ktoś umiera, ktoś się z kimś kłóci, po prostu niektórzy dobrze sobie z tym radzą a inni gorzej. Ja nie zamierzam tracić życia na użalanie. Taka jest prawda, niewiele ludzi ma naprawdę depresję, trzeba tylko ruszyć dupę i to zrozumieć.
- Dołączył: 2013-01-24
- Miasto: Katowice
- Liczba postów: 19
25 stycznia 2013, 12:13
Miałam nawet taki okres kiedy chciałam żeby coś się wydarzyło, żebym znowu miała powód do bycia smutną.
To dokładnie tak, jak ja mam. Jak związałam się z moim Mężczyzną, to wszystkie te "problemy" zniknęły. Byłam szczęśliwa, że spotkałam kogoś, z kim mogę przeżyć życie, ustatkować się. Ale po kilku latach brakuje mi znowu emocji. Tych "negatywnych". To jest głupie... tak jak bym gdzieś w środku chciała, żeby On np. nie był mi wierny, nie był dla mnie dobry, nie dbał o mnie, itd... Paranoja!
Zaczynam powoli stwierdzać, że to jest uzależnienie od emocji. Człowiek chce, żeby coś się działo, a tutaj wszystko jest w porządku.
A co ciekawsze, zauważyłam ostatnio, że potrzebuje agresywnego seksu. Właśnie takiego "z emocjami". Może w ten sposób próbuję rozładować to swoje napięcie...