10 września 2012, 19:02
Kiedyś było nam razem tak dobrze póki nie wkroczyły osoby trzecie.. ZAwsze razem płakałyśmy śmiałyśmy się, nie wyobrazalasmy sobie bez siebie zycia... pozniej porzadnie sie poklocilysmy i od jakiegos czasu juz nie ejst jak kiedys... czasem sobie siedze i poplakuje, bardzo mi jej brakuje..dogadujemy sie dobrze ale strasznie tęsknię za tym co było wcześniej
![]()
Miałyście podobną sytuację? Czy warto to jeszcze ratować.. ?
- Dołączył: 2010-03-02
- Miasto: Gliwice
- Liczba postów: 9455
10 września 2012, 19:54
tez miałam kiedyś prawdziwa przyjaciółkę jednak ktoregos dnia Ona postanowiła ,ze już więcej nie będzie miedzy nami tego co było... długo walczyłam , prosiłam ,pytałam dlaczego aż któregoś dnia napisała mi tylko smsa ,ze ona uważna ,ze nasze drogi się rozeszły i niech lepiej tak pozostanie i ,ze mam więcej do niej nie pisać..w tym momencie umarła dla mnie - nie warto się wpychać tam gdzie nas nie chcą.. do dziś jest mi smutno ,ze tak po prostu przekreśliła lata przyjaźni ale najwidoczniej nie doceniała tego tak jak ja .. Szkoda Twych nerwów i "złamanego serca" bo tak przyjaźni tez potrafi złamac serce...
Edytowany przez stazi24 10 września 2012, 19:57
- Dołączył: 2012-04-20
- Miasto: Szczecin
- Liczba postów: 3531
10 września 2012, 19:59
Niestety czasem tak bywa. Sama to przeżyłam. Jeśli jej nie zależy na odbudowaniu przyjaźni i mimo jakiś twoich starań ona dalej nic nie robi - odpuść sobie. Nie warto stawać na rzęsach, podczas gdy druga strona na wyje***e.
- Dołączył: 2009-11-08
- Miasto: Wyspa Snów
- Liczba postów: 3678
10 września 2012, 20:13
Juz kiedys opowiadalam swoja historie.. znalysmy sie z piaskownicy i bylysmy jak siostry.
Ona byla typem szarej myszki, bala sie zycia i ludzi, uwazala sie za brzydka, miala niska samoocene.
Ja chcialam, zeby uwierzyla w siebie, powtarzalam jej, ze jest ladna, uczylam delikatnie malowac, pozyczalam ciuchy (choc sama nie mialam wiele) W koncu, wyprowadzila ale przyjezdzala na kazdy weekend, wpadla w zle towarzystwo:dyskoteki, narkotyki, olewanie szkoly, faceci, problemy ciagle, coraz mniej czasu wspolnie.. pomagalam jej, nadal przy niej bylam, tlumaczylam ze mlodosc ma swoje prawa ale tez ma swoje granice. Wiec? ZAZROSZCZE JEJ ! bo teraz juz nie jest w moim cieniu i nie jest tak, ze wiekszosc facetow zwraca uwage wlasnie na mnie. Bzdura tak nawiasem mowiac, bo obie mialysmy raz lepsze, raz gorsze powodzenie.. zawsze czulam, ze zazdrosci mi milosci, ktora przezywalam (choc niby kochala sie w jego bracie). Gdy moj byly pojawil sie na horyzoncie, po dlugim braku jakiekolwiek kontaktu, mimo ze nadal go kochalam, nie chcialam z nim rozmawiac, poklocilismy sie na 'dzien dobry'. Ona o wszytskim wiedziala i spotkala sie z nim kilka razy za moimi plecami.. i nadal patrzyla mi w oczy jakby nigdy nic. Dowiedzialam sie od innych.
Przeprosila po 2 latach w wiadomosci, przez neta, nawet nie ma odwagi spojrzec mi w oczy. Gdy wyjezdzala z mezem z miasta, nawet nie dala mi znac, nie pozegnala sie.. moje rzeczy zaginely bez wiesci, nie wiem czy je sprzedala, czy rozdala 'lepszym przyjciolka' i w sumie, niech jej sie dobrze wiedzie ale nie umiem juz byc jej przyjaciolka.. tak sie nie da.
Czy mi brak przyjazni? Bardzo. Jej? Wcale.