23 maja 2012, 21:58
Na początku dodam, że mam 20lat. Czuję się, jakbym od długiego czasu trwała w jakiejś depresji egzystencjalnej...
-czuję, że nic dobrego nie jest w stanie mnie spotkać, bo gdzie, jak i kiedy? To niemożliwe,
-nie ma ludzi, dla których jestem jedną z najważniejszych osób na świecie. Na tyle ważna, by mnie nie krzywdzili,
-nie interesuje się mną żaden chłopak,
-tkwię w małym mieście, bez znajomych i bez perspektyw na życie. Czuję się tu, jak w klatce, a z drugiej strony w większym mieście czuję się niepotrzebna. Coś w stylu ''samotność w tłumie'',
-nie jestem w stanie określić się co do przyszłego zawodu. Nie wiem, co chcę robić w życiu i nigdzie nie widzę się w 100% dobrze,
-nie jestem w stanie trzymać się swojego postanowienia dłużej, niż miesiąc. Przy czym miesiąc to naprawdę maksimum,
-nie jestem w stanie poznać żadnych ludzi, bo po prostu nie ma takiej możliwości. W moim mieście nie ma nikogo ciekawego, a w większym mieście większość, to chłopacy w rurkach i wystrojone dziewczyny. Ja chyba jestem innym typem człowieka...
-tkwię obsesyjnie w znajomości z chłopakiem, o którym powinnam już dawno zapomnieć ze względu na to, że źle mnie traktuje, nie zależy mu na mnie tak, jakbym tego chciała i jest typem chłopaka, którego nie życzyłabym żadnej dziewczynie.
Zazwyczaj czuję się źle... Chciałabym się ustabilizować, ale jak, kiedy nawet nikogo nie znam? Wszędzie jestem samotna. Do tego czuję się gorsza od innych ludzi i jestem dla wszystkich nijaka...
Co mam zrobić? Nie mam już siły, czasami męczę się życiem. Po co mi takie życie? Osoby, na których mi zależy mają mnie gdzieś. nigdy nie będzie tak, że ktoś, kogo kocham nad życie, kocha mnie równie mocno. Właśnie dlatego, że ja będę kochać tak mocno, będzie to nieodwzajemnione. Ostatnio nawet słyszałam, że fajne jest to, co niedostępne. Ale ja tak już nie potrafię... Lgnę do ludzi, a oni mnie tak naprawdę nie potrzebują.
Nigdzie siebie nie widzę. Mogłabym wyjechać, ale co z tego? Wiem, że będzie mi czegoś brakować, ta pustka będzie nadal. Poza tym, nie potrafię jeszcze zacząć mieszkać bez rodziców, będę tęsknić. Kiedy tu zostanę, będzie też źle, bo tak naprawdę nie ruszam z miejsca, nie próbuję czegoś zmienić... Ale po co na siłę?
Odczuwam pustkę, ciągle mi czegoś brakuje, ale nie potrafię tego znaleźć, określić dokładniej, co to.
23 maja 2012, 22:03
mam to samo , a jestem o wiele młodsza...
- Dołączył: 2011-07-20
- Miasto: Gdańsk
- Liczba postów: 79
23 maja 2012, 22:06
Trudno tak naprawdę napisać odpowiedź na taki post... Do pewnych wniosków w życiu niestety trzeba samemu dojść, a rady forumowiczów na niewiele się zdają. Spróbuj najpierw polubić, a następnie pokochać siebie. Człowiem szczęśliwy i pozytywnie nastawiony do życia przyciąga innych. Może skup się najpierw właśnie na tym, a ludzie zaczną garnąć się do Ciebie. Życzę dużo miłości i pozytywnych relacji z ludźmi. Pozdrawiam serdecznie!
- Dołączył: 2011-04-16
- Miasto: Naboo
- Liczba postów: 1467
23 maja 2012, 22:26
cancri napisał(a):
Jak dla mnie, za dużo myślisz, za mało żyjesz.
Może to za ostro powiedziane, ale cancri trafiła w sedno.
Ja też miewam takie okresy beznadziejności, ale idzie z tego wyjść. Na prawdę. Ja mam skłonności do alienacji i z jednej strony lubię swoją samotność, ale momentami aż wyję żeby się z kimś spotkać i wtedy słyszę "przecież ty nigdzie nie chcesz wychodzić to przestaliśmy dzwonić :P" dlatego przestań się zastanawiać i zacznij żyć :)