Ehhh... Całe życie byłam duża
![]()
Uwielbiałam jeść i to w dużych ilościach. Nie odmawiałam sobie niczego. Często pojawiały się jakieś diety, ale były krótkotrwałe i zaraz wracałam na 'stare tory'. Tym razem jest zupełnie inaczej... Zaczęłam z dnia na dzień. Najadłam się mega wstydu w pracy(nosimy mundury i musiałam pewnego dnia poprosić o większy rozmiar, bo ze starego zaczęłam się wylewać... Na co dziewczyna odpowiedzialna za umundurowane narobiła takiego zamieszania, że wszystko totalnie wywróciło się do góry nogami...). Przez pierwsze dni byłam na samych jabłkach
![]()
Do tego codziennie jeżdżę na rowerku stacjonarnym. Po tych kilku dniach zaczęłam jeść więcej, ale to wciąż była głodówka... Teraz mam manię liczenia kalorii. Im mniej ich zjem tym jestem szczęśliwsza... Rowerek ujeżdżam po 2 godziny dziennie. Najgorsze jest to, że dostałam totalnej fobii
![]()
Tak bardzo boję się, ze przytyję, że chudnę nadal chociaż już nie powinnam...
Tak jak Ty od samego początku założyłam sobie, ze 'pewne' produkty nie są dla mnie. I tak np. nie pamiętam już kiedy jadłam ziemniaki czy pieczywo
![]()
Posunęłam się tak daleko, że właściwie makarony, ryże, kasze to też jest zło
![]()
Jem warzywa, owoce i nabiał. 'Paruję' sobie ryby i piersi z kurczaka... Najgorsze jest to, ze wiem, ze sobie robię krzywdę, ale nie potrafię wyjść z tego obłędu... Teraz jeszcze mój mąż... Mam wrażenie, że nawet nie chce na mnie patrzeć
![]()
Samej mi siebie ciężko zaakceptować... Wciąż ważę dużo, a już nie mam piersi(dla porównania startowałam z rozmiarem stanika 40D, a teraz kupuję 34B), wystają mi żebra(mam takie 'fale' w dekolcie). Ehhh... Jakiś straszny dół mnie dzisiaj dopadł i tylko narzekam, narzekam, narzekam...
Uciekam już i nie zaśmiecam wątku...
Dobrej nocy