Jest mi źle.... targicznie.
Nie potrafię nic zrobić niczym się zając by nie myśleć o tym co się
stało. Wraz z moim M. mieliśmy wzloty i upadki ale zawsze z tego
wychodzilismy, były akcje z kosmosu, jak z kiepskiego wenezuelskiego
serialu- ale i to wszytsko wytrzymywałam. Bardzo kochałam. (dalej kocham?)
On nigdy nie zabraniał mi sie widziec z jakąś koleżanką ale o facetach
nie było mowy, to samo z imprezami bez niego- zakaz. Na poczatku
protestowałam, ale w sumie też wolałam żeby on gdzies nie jeździł sam do
wiekszych miast na jakieś dyskoteki czy coś. Czulam sie ograniczana,
ale w sumie rozumialam go.
W pewnym momencie zaczął spedzać mase czasu z kumplem- i to sie snuło i
snuło od zeszłych wakacji... Wszytsko spoko gdyby nie to, że ciągle były
telefony smski, widywali sie codziennie. Zaczelam być zazdrosna o
kumpla.. (wiem to głupie...) ale nie obnosilam sie z tym. Do momentu
kiedy nie zaczął wydziwiac że nie odwiedzi mnie bo nie ma siły, jest już
późno itd.. a zawsze wtedy siedzial z nim przy piwku... Raz chciałam mu
zrobic niespodziankę: kupiłam pyszne jedzonko, niezapowiedziałam się,
ale pisal mi że chciałby sie zobaczyc ale jest bardzo zmeczony- więc
przejelam inicjatywe i sama szlam godzinę by go odwiedzić (była już
20.00) . Wchodze a on ze swoim ulubionym koleżką, bratem i z butelką
flaszki na stole..... Oczywiście co zlego to nie on.
Kocha(ł) mnie i to bardzo, też sie poświecal, ale mnie zaczął ten jego
pseudo przyjaciel wkurzać. Znają sie 8 lat, mieszkaja w jednym bloku -
ale zaczynałam czuc sie niepotrzebna. Ostatnio przychodze do niego a on
mi mowi ze jedzie z nim do sklepu - ja mowie ,,no jak to'' a on: ,,no
widzisz tak wyszlo -jedź z nami'' , wkurwilam sie i powiedziałam
<,,NIE! ALBO ON ALBO JA'' .... powiedzial że sorki ale juz sie z nim
umówił.......... Później odjechal mi z przed nosa, i ostawił mnie sama
pod blokiem- powiedzielismy sobie pare niemiłych słów. Postawilam mu
wczoraj ultimatum ;; ,,JA NIE CHCE TAKIEGO ZWIĄZKU. czuje sie jakbym
byla i z toba i z nim ,ciągle on, nawet jak sie budze obok ciebei to juz
pika sms od niego.... wybieraj ALBO ON ALBO JA'' ..
powiedzial: ,, nie zrezygnuje z jego koleżeństwa'' ...
rozplakalam sie i zapytalam czy on jest wazniejszy ode mnie.. odpowiedzial ,,jest tak samo ważny'' ...
Kurwica mnie zalała. Powiedzcie mi czy ja jestem jakaś nienormalna???
Dla mnie to jest chore jak kumpel może byc na równi z kobietą z którą
sie planuje życie!
Teraz twierdzi, że ,,gdybym go kochala nie stawiala bym mu
ultimatum.''.- ale ja rozmwialam z nim chyba z 50 razy i nic nie zrobił,
a ostatnio przez ta idiotyczna znajomosc zaczął byc dla mnie oschły i
nie czuły.... Dlatego nie zgadzam sie z tym stwierdzeniem, że stawiając
uktimatum sie kogos nie kocha, wrecz przeciwnie chcialam by bylo jak
dawniej. Rozumiem ze to jego jedyny najblizszy kumpel ale na litośc
boską! ten kumpel też ma dziewczyne i ona tez ma tego chyba dość.
Oczywiście poradziąłm się 2 koleżanek wzgl tej sytuacji i usłyszalam 2 rady :
1 - pt. ,zachowal sie jak kretyn- ,,olej go'' nie pisz, nie dzwon, niech zatęskni ''
2. pt. ,,ja go rozumiem bo dla mnie przyjaciel jest tak samo ważny jak partner i nie dziwie sie ze tak ci odpowiedzial''
Pomóżcie. Co mam teraz zrobić,:(((((((((
ja już sama nie wiem.
Nie chce sie odzywać bo zawsze podczas kłótni to ja latam, chce
zalagodzic- a on sie juz nauczył że i tak przyjdę. Zakończylismy to,
pomimo tego kocham go i to bardzo...... Ale od pewnego czasu serce kłóci
sie z rozumem... . Sądzicie że źle postapiłam?, co mam zrobić żeby bylo
inaczej. Może rzeczywiście to zakończyć i zapłakać się na śmierć.....
odpuścic.... nie wiem...
przepraszam za błędy pisze tak emocjonalnie jak chyba nigdy... ;((