Temat: Całkowita zmiana trybu życia... Co robić?

Moje życie strasznie zmieniło się od wakacji i chyba ma to na mnie zły wpływ. 

W tamtym roku szkolnym miałam więcej energii, lepiej się uczyłam, wychodziłam ze znajomymi do baru/na domówkę może 2/3 razy w miesiącu. Byłam raczej zadowolona z życia, bardziej uśmiechnięta.

Na wakacjach zaczęłam spotykać się z pewnym chłopakiem i poznałam jego przyjaciół (moja przyjaciółka znała ich wszystkich wcześniej). Każdy wakacyjny dzień to była praca do 15, a potem do 23 picie piwka w plenerze, okazyjnie papierosy, rzadziej trawka.
Gdy zaczął się wrzesień nie mogłam się pozbierać. Przez pierwsze 3 lekcje siedziałam w klasie i patrzyłam przed siebie. Potem się jakoś rozbudzałam. W połowie października wypisałam się z siłowni, przestałam spotykać się z tym chłopakiem- nie miałam energii żeby się z nim widywać, chciałam uniknąć zobowiązań. Jednak z jego- a teraz też moimi przyjaciółmi spotykam się do tej pory. Mam też drugą, klasową paczkę i z nimi też się widuję. Tak więc w tygodniu zaliczam często dwie imprezy (w piątek i sobotę). Mam coraz mniej energii, ciągle chce mi się spać, wcale się nie uczę, bo wiedza w ogóle przestałą wchodzić mi do głowy, pomimo tego, że kiedyś byłam bardzo dobrą uczennicą.

Wiem bardzo dobrze, że tryb życia, który prowadzę mnie niszczy i wpędza w jakąś straszną melancholię. Najgorsze są te zapijane spotkania co weekend. Ale prawda jest taka, że to mój żywioł, to na co czekam od poniedziałku do piątku. Na taniec, długie rozmowy, śmiechy, stan błogości po alkoholu... Taki mój życiowy paradoks. Zupełnie nie wiem co mam robić. 
Czuję, że wszystko zmieniłoby się gdybym zerwała kontakt z wakacyjną paczką i spotykała się z przyjaciółkami ze szkoły. Ale tamtych już też zdążyłam pokochać. Przecież będzie mi strasznie smutno jak będę mieć świadomość, że siedzę w domu podczas, gdy oni gdzieś się bawią. Nie potrafię wybierać.

Kolejną sprawą jest to, że nawet jeden dzień spędzony samotnie w domu wpędza mnie wręcz w depresyjny stan. Nie mam żadnego hobby oprócz imprez i spotkań z przyjaciółmi. Nie umiem zająć się sama sobą, czymś co jest dla mnie pożyteczne, dobre i przyjemne.

W przyszłym rok mam maturę. Z moim mózgiem jest coraz gorzej, z moim zdrowiem też. Czuję straszną bezsilność. Chcę coś zmienić, ale mam wrażenie, że gdzieś po drodze pomieszałam definicje dobra i zła i nie umiem podjąć żadnej decyzji ani podjąć żadnego racjonalnego kroku, który wyprowadzi mnie z tego stanu. 

Proszę o jakiekolwiek wskazówki i podpowiedzi. Może któraś z Was też ma lub miała w przeszłości podobny problem? Podzielcie się ze mną swoimi przemyśleniami. Czymkolwiek co mogłoby pomóc.

Z góry bardzo Wam dziękuję.
dobrze że sama zauważyłaś ten problem-to już sukces,a może rozmowa z psychologiem,albo z pedagogiem szkolnym by coś pomogła?
pomyśl o tym...
Za bardzo panikujesz :) To jest taki wiek ,że kocha się imprezy . Uważam ,że nic w tyn złego. To jest właśnie ten czas szaleństwa. Ważne,aby nie przesadzić. Spróbuj pogodzić życie towarzyskie ze szkołą.

Pilnuj ocen  ,  masz jeszcze sporo czasu do matury , więc się nią nie przejmuj , ludzie więcej wprowadzają paniki niż jest to warte. Po prostu ucz się na bieżąco.  :)

Do chłopaka skoro Cię nie ciągnie to znaczy ,że to nie to ;)
Pamiętaj nic na siłę ;)
lokii: też tak sobie mówiłam, powtarzałam, że raz się żyje, po to mam młodość itd, ale wyszło tak, że fizycznie czuję się jak stara baba ;( Do tego czasem tak się 'bawię', że urywa mi się film, robie rzeczy o których potem nie pamiętam...W szkole same jedynki na półrocze. Jak mam wziąć zeszyt to chce mi się aż płakać. Jeszcze miesiąc temu zgodziłabym się z Tobą w pełni i stwierdziła, że przesadzam i dramatyzuję, ale teraz się obudziłam. Niestety już nie jako ta dziewczyna przed wakacjami :(
Uuu skoro tak to faktycznie powinnaś już coś z tym zrobić . Tylko się nie zamartwiaj , działaj ! Też byłam w takich sytuacjach w poprzednich latach szkoły , teraz jakoś udało mi się to pogodzić.
Na Twoje szczęście to półrocze ,więc masz jeszcze szanse się zrehabilitować w szkolę.
Postanów sobie będziesz mniej piła na imprezach , tak ,abyś na następny dzień mogła wrócić normalnie do obowiązków , nie zawalała niczego . Jeżeli sama się nie przypilnujesz to niestety nikt za Ciebie tego nie zorbi ;)
Bierz się w garść, dasz radę ;)
O rany ja tak miałam całe liceum, średnio zdałam maturę, nie dostałam się na studia, wyjechałam do innego miasta za większością znajomych z liceum, którzy się podostawali, pracowałam, ale nadal ciągle imprezowałam. Dopiero jak wyjechałam z miasta i zaczęłam mieszkać z osobą, która ma inne nawyki, wszystko zmieniło się, zaczęłam biegać, ćwiczyć, rzuciłam palenie, przestałam pić, poprawiłam maturę i dostałam się na studia. Nigdy już nie czułam się tak dobrze jak wtedy :), wiadomo zaczęło się życie studenckie :D, chociaż już rzadziej imprezy się zdarzają :). A spędzanie czasu samej ze sobą po prostu uwielbiam ! Jak nie mam w ciągu dnia takiej chwili, że jestem sama, chociażby pół godziny leżenia i nic nie robienia lub czytania gazety, książki itp. po prostu jestem chora ;).

Moja rada jest taka :). Przede wszystkim zacznij uprawiać jakiś sport, zapisz się na siłownie znowu, ćwicz w domu, może rower. Wystarczy raz/dwa w tygodniu na początku, ale systematycznie przez cały miesiąc. Zobaczysz, że z czasem nie będzie ci się chciało tak imprezować. Po drugie spróbuj codziennie choć chwilę spędzić sama ze sobą. Czytaj książkę, obejrzyj sama film lub coś w tym stylu, a w weekendy nadal imprezuj, z czasem może imprezy stracą na atrakcyjności :). No i matura, a na co chcesz zdawać ? :)

Chociaż w sumie łatwo powiedzieć, miałam taki rok, że chodziłam na miasto czwartek, piątek i sobota i byłam pewna, że jestem już uzależniona od alkoholu :).
więcej potasu (banany, pomidory, gorzka czekolada), 2,5/3l wody dziennie i ruch. masz pewnie niskie ciśnienie i dlatego jesteś taka zmulona.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.