Temat: Zaraz zwariuję... Żarcie czy figura? Jak utrzymać wagę? Pomocy...

Witajcie. Są tu osoby utrzymujące wagę? Jeśli tak to bardzo proszę o pomoc...

Do utrzymania wagi podeszłam po świętach wielkanocnych. Na stabilizacji schudłam jeszcze kilogram i obecnie trzymam wagę w granicach 50-52 kg od początku maja. Wszystko byłoby dobrze,gdyby nie to,że ja już nie wiem co mam robić! 

Po raz pierwszy w życiu osiągnęłam cel i wiadomo - nie chcę znowu przytyć. Odchudzałam się od grudnia 2012 i nie zdarzyła mi się żadna wpadka aż do Wielkanocy. Niestety,w Wielkanoc się posypało i dwa dni się obżerałam...

Od tamtej pory moja głupia psychika czeka tylko na okazję do 'świętowania'. Nie powiem,lubię jeść. Zawsze lubiłam (gdybym nie lubiła,to nie dorobiłabym się nadwagi w wieku 10 lat...) i dlatego nie głodzę się,jem do nasycenia,ale nie przejedzenia. Jednak kiedy załącza mi się tryb 'żarcie',to olewam wszystko i jem same słodycze przegryzane tostami... Tak było 3 i 4 maja.Potem wszystko pięknie i z umiarem przez tydzień aż... w poniedziałek wpadłam z przyjaciółkami do mc donalda. Miałam nic nie kupować,ale w końcu skusiłam się na tortillę i się zaczęło. Wróciłam do domu,kupiłam sobie wielkie lody,słodycze,słodkie bułki. Narobiłam sobie góry tostów i jadłam,jadłam... Następnego dnia jeszcze gorzej. Już myślałam,że tak mi zejdzie cały tydzień,ale na szczęście ostatkiem sił się ogarnęłam i skończyłam obżarstwo. Jak widać w moim wpierdzielaniu jest pewna prawidłowość - zawsze 2 dni pod rząd. Dlaczego tak? Bo zauważyłam,że po dwóch takich dniach raz na jakiś czas nie tyję. Głupota jak cholera...

Nie radzę sobie po prostu. Z jednej strony patrzę na swoje ciało w lustrze i widzę,że spełniłam swoje marzenia,a z drugiej widzę słodycze i chcę jeść,jeść... Najgłupsze jest to,że w normalnym dniu boję się zjeść coś dodatkowego albo nawet durnego loda po obiedzie 'bo będzie za dużo i stracę figurę',a w dni wielkiego żarcia zagryzam bułę z budyniem dwoma batonami i ptasim mleczkiem i jakoś mnie nie obchodzi,że właśnie wsuwam górę cukru i maltretuję żołądek odzwyczajony od takiego jedzenia. Jedyne czego chcę,to nauczyć się jeść normalnie. Zjeść pasek czekolady i nie myśleć 'zawaliłam dzień',a potem rzucać się na coś jeszcze.

Chcę jeść tyle,żeby nie przytyć,ale móc cieszyć się słodyczami od czasu do czasu. Pewnie uznacie że jestem małolatą z zaburzeniami,ale ja widzę,że coś jest nie tak. Wiem,że jedzenie mną rządzi. Nie mam pojęcia,jak często mogę jeść słodycze i fastfoody ani ile tego jeść,żeby nie zaliczyć jojo... Proszę,pomóżcie

Poczytaj artykuły i porady na www.jedzenie-kompulsywne.pl - tam znajdziesz też informacje, gdzie szukać pomocy :)
Musisz znalezc swoj wlasny zloty środek. Mysle, ze to obsesyjne jedzenie w ciagu dwoch dni przykladowo takich ilosci slodyczy i innych bezwartosciowych produktow wynika z tego, ze na codzien sobie tego odmawiasz, scisle trzymasz sie regul, ciagle o tym myslisz a potem pekasz. Wiele osob tak ma,bo zakazany owoc smakuje najlepiej. Najkorzystniej bedzie jak codziennie pozwolisz sobie na cos dobrego, np ulubiona kawe jesli lubisz i do tego maly slodycz, kawalek ciasta czy czekolady.Ja tak robie i to nawet nie codziennie i nie mam takich dni zebym powiedziala, ze nawpierdzielalam sie smieci na umor. Jedz to na co masz wielka ochote w granicach rozsadku a takie napady ulegna redukji mam nadzieje.
Pasek wagi
E tam, mam to samo, ja od lutego miałam wagę ok 55kg, i tak sobie po miesiącu odpuściłam, bo myślałam, że się nic nie ruszy i jadłam,jadłam, cukierki, chipsy, jakieś 2 tygodnie, potem się opamiętałam, znów dieta, ćwiczenia, waga ciągle 55, znów miałam to gdzieś, bo chcę schudnąć ze 3 kg, i znów jedzonko itp, a teraz jest połowa maja i właśnie waga ruszyła w dół....wiesz ja też się boję przytyć, ale myślę, że to od "głowy" trzeba zacząć:) zacząć się postrzegać w tym świetle, że "tyle osiągnęłam", i tak pewnie się ruszasz nadal? rower, spacer? bo jak znów zasiądziesz przed tv czy kompem to nic z tego nie będzie, ale jak nadal się ruszasz i dobrze jesz to się nie martw:) i 1 dzień na słodycze w tygodniu wystarczy;)
Mam identycznie. Schudłam i powoli chciałam wrócić do normalnego jedzenia, a nie cały czas patrzeć wygłodniale na te słodkości, które rodzina i znajomi jedli przy mnie. Też miałam takie dni, że wpierdzielałam wszystko, bo "jak zjadłam ciasto, czy batona to zawalę już cały dzień, a od jutra zacznę od nowa". Tylko z czasem takie dni zdarzały się coraz częściej, aż w końcu rzadkością stało się nieśmieciowe jedzenie, a codziennością słodycze i inne pyszności. Aktualnie wróciły mi wszystkie kilogramy, które zgubiłam, a cały mój trud poszedł na marne. Od nowa zaczęłam dietę, ale jest trudniej, bo myślę teraz 24 godz. na dobę o tym, co bym sobie zjadła, a jednak trzeba coś wybrać, bo mało które ciuchy na mnie teraz pasują. Jeśli masz silną wolę i nie będzie to za często, to może nie skończysz tak jak ja. Mną też rządzi jedzenie i zastanawiam się nad wizytą u psychologa.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.