- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
11 kwietnia 2013, 09:24
Dlaczego tak wiele osob nie zdaje sobie sprawy,ze glodzeniem się jest kazda dieta poniżej PPM?Ciagle spotykam się z opinia,ze"nie czuje się glodna wiec się nie glodze" i niewiele daja tłumaczenia,ze nie ma to znaczenia,ze wystarczy "zasuszony"zoladek aby nie czuc głodu nawet jedząc 1000kcal...
Nagłe, drastyczne obcinanie kalorii w diecie to jedna z najgorszych i najmniej skutecznych metod odchudzania. O beznadziejności tego typu poczynań przekonał się zapewne nie jeden miłośnik i pasjonata stosowania kuracji odchudzających. Co z tego, że po tygodniu zadręczania możemy poczuć się 5 kilo lżejsi, kiedy nasza waga ze zdwojoną siłą powraca jak bumerang? Mało tego, ciało staje się miękkie, obwisłe i sflaczałe, skóra traci elastyczność, przypominając wysuszone jabłko. Czujemy się okropnie, narasta w nas frustracja, złość, i na domiar złego dokuczają bóle i zawroty głowy. Wniosek nasuwa się więc jeden - organizm nie da się oszukać i doskonale zna swoje możliwości. Rygorystyczne obcinanie kalorii powoduje, że ustrój staje się niezwykle oszczędny w wydatkowaniu ciepła. To całkiem logiczne, no bo niby jak trwonić energię kiedy się jej nie otrzymuje? Impulsywne diety głodówkowe wyzwalają specyficzne reakcje, które spowalniają przemianę materii i zwiększają podatność organizmu na tycie. Pożywienie to jeden z głównych czynników zwiększających tempo metabolizmu. Efekt ten określa się mianem swoiście dynamicznego działania pokarmu (sddp). Prawidłowo zestawiona dieta podnosi przemianę materii i pozwala spalić ok. 200 kcal więcej - tyle samo co podczas 20 min. biegu.
W pierwszym tygodniu drastycznego ograniczania kalorii Podstawowa Przemiana Materii (PPM) u młodego człowieka wygląda mniej więcej tak jak u sześćdziesięciolatka i maleje ok. 70kcal na jeden kilogram traconej masy ciała. Ciało zachowuje się powoli jak organizm starca i co gorsza zaczyna podobnie wyglądać. W wyniku niedożywienia, bardzo gwałtownie kurczą się i wiotczeją mięśnie, a ponieważ są one głównym miejscem spalanie kalorii, nic dziwnego, że przemiana materii gwałtownie się spowalnia. Ubytek tkanki mięśniowej zastępowany jest szpetnym tłuszczem, w konsekwencji czego ciało przypomina starą, pomarszczoną purchawkę. Waga ciała niewątpliwe się obniża, bo mięśnie przecież sporo ważą, i nawet gdy ich ubytki zostaną zastąpione tłuszczem to i tak jesteśmy kilka kilogramów lżejsi. Dla niektórych osób, szczególnie kobiet, waga ciała jest najistotniejszym wykładnikiem skuteczności odchudzania. Szok następuje dopiero wówczas gdy zamierzają pochwalić się sukcesem na plaży lub intymnie obnażyć swe ciało w obecności partnera. Pamiętajmy, że mięśnie idzie stracić niezwykle łatwo, natomiast ich odbudowanie to proces bardzo trudny i mozolny. Przy diecie 1000 kcal i poniżej, mięśnie usychają jak niepodlewany kwiat, a ich ubytki zastępowane są trudną do pozbycia się tkanka tłuszczową. W prawidłowo pojętym odchudzaniu nie chodzi więc o to by obniżyć ogólną masę ciała, lecz zmniejszyć ilość tkanki tłuszczowej w stosunku do mięśni.
Gdy tłuszcze opuszczają swoje magazyny, wędrują do krwi a z niej do mitochondriów - piecy komórkowych w których następuje ich całkowite spalanie. Powstaje jednak pewien problem. Otóż mitochondria zlokalizowane są w mięśniach, a ponieważ po mięśniach pozostało jedynie wspomnienie, tłuszcze nie bardzo mają gdzie się spalać. Błąkają się więc w krwiobiegu i nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca sieją spustoszenie. Ograniczona ilość piecy mitochondrialnych powoduje, że tłuszcze zamiast całkowicie się spalać, ulegają nadpaleniu. Wędrujące niedopałki zamieniają się na tzw. kwaśne ciała ketonowe, które zakwaszają krew i utrudniają pracę licznym enzymom. Gwałtownie rosnąca liczba związków ketonowych wpływa niekorzystnie na pracę mózgu i układu nerwowego, zaczynają nam dokuczać bóle i zawroty głowy, zwiększa się pobudliwość nerwowa i podatność na depresje.
Edytowany przez ar1es1 11 kwietnia 2013, 09:30
11 kwietnia 2013, 10:15
11 kwietnia 2013, 10:17
11 kwietnia 2013, 15:22
Odchudzam się od 3 miesięcy, przez pierwsze dwa moja aktywność fizyczna nie była bardzo intensywna - skalpel Chodakowskiej, raz na tydzień orbitrek, jakieś brzuszki. Od 1 marca, czyli od miesiąca ćwiczę na orbitreku praktycznie 6-7 razy w tygodniu (niskie obciążenie), pomiędzy 40 minut a 1,5 godziny w zależności od ilości czasu, w weekendy zazwyczaj dłużej. Teraz dołożyłam także "squat challenge" i tak 3-4 razy w tygodnie serie 200 brzuszków.
Moje dziennie zapotrzebowanie kalorii ma wynosić 2250 (31 lat, 177 cm, 68 kg). Wyczytałam i wyliczyłam ze powinnam spożywać około 1600-1700 kcal dziennie przy moim treningu aby chudnąć około 1 kg na tydzień. No ale teraz pytanie jak mam dojść do tej ilości bez większego negatywnego wpływu na proces odchudzania? Stopniowo zwiększać o 100 kcal na tydzień? Czy od razu zacząć po prostu jeść więcej? Czy jak zacznę zwiększać kalorie to będę miała kolejny zastój wagi?
I jeszcze jedno, czy to, że jem ostatnio za mało może być powodem tego, że to moje odchudzanie tak opornie idzie? Bo nie tylko kilogramy nie spadają, z centymetrów też jakoś nie za bardzo schodzi. Trzymam się diety Vitalii, no i ćwiczę tak jak napisałam, ale spadki idą bardzo opornie. Mam na przykład spadek o 0,5 kg a potem 3 tygodnie nic, potem następny spadek o kilkaset gram i potem znowu 3 tygodnie nic. Wydawałoby się ze przy intensywnym ćwiczeniu i diecie po 3 miesiącach powinny być duże różnice, a schudłam 5,5 kg i patrząc na moje ciało nie widać jakiejś ogromnej różnicy typu jędrniejsze bardziej umięśnione ciało.
Z góry bardzo dziękuję za porady.
Edytowany przez agagaja 11 kwietnia 2013, 15:26
11 kwietnia 2013, 18:02
Powstaje jednak pewien problem. Otóż mitochondria zlokalizowane są w mięśniach, a ponieważ po mięśniach pozostało jedynie wspomnienie, tłuszcze nie bardzo mają gdzie się spalać. Błąkają się więc w krwiobiegu i nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca sieją spustoszenie. Ograniczona ilość piecy mitochondrialnych powoduje, że tłuszcze zamiast całkowicie się spalać, ulegają nadpaleniu. Wędrujące niedopałki zamieniają się na tzw. kwaśne ciała ketonowe, które zakwaszają krew i utrudniają pracę licznym enzymom. Gwałtownie rosnąca liczba związków ketonowych wpływa niekorzystnie na pracę mózgu i układu nerwowego, zaczynają nam dokuczać bóle i zawroty głowy, zwiększa się pobudliwość nerwowa i podatność na depresje.caly artykul