Temat: Uzależnienie od czekolady - na poważnie.

Zauważyłam już od pewnego czasu, że moje życie kręci się wokół czekolady, i jestem w tym momencie jak najbardziej poważna. Nie wymyślam - potrafię powstrzymywać się od różnych rzeczy, ale nie od czekolady. Przez dwa miesiące bycia na diecie zjadłam około 15 tabliczek czekolady - różnej wielkości i różnego rodzaju. Dlaczego chudnę mimo to? Cóż, postanawiam sobie na przykład, że dziś jem trzy czekolady i nic więcej. I trzymam się tego. Ewentualnie gdy głód czekoladowy dopadnie mnie wieczorem - po zjedzeniu prowokuję wymioty. Zdarzyło mi się to co prawda tylko 3 razy, ale uważam, że to już o czymś świadczy. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to normalne, ale nie radzę sobie z tym. Ten głód czekolady jest silniejszy ode mnie. Wielką tabliczkę czekolady jem średnio w 5 minut, ba, wcale nie jest mi po niej niedobrze, mam ochotę na jeszcze. Gdy jednak dojdę do momentu, że zaczyna mnie mdlić, po około 15 minutach jestem gotowa na nową porcję. Gdy jem jestem jak w transie - po jednej czy dwóch kostkach nie potrafię się zatrzymać. Zwykle jem w zaciszu swego pokoju, bo wstydzę się ilości jakie pochłaniam. Ale zdarza mi się to również w towarzystwie. Na Świętach, gdy siedzieliśmy całą rodziną przy stole, zjadłam powoli całą miskę czekoladek, które stały koło mnie, a potem gdy zobaczyłam, że jest już pusta, chciałam się zapaść pod ziemię. 
Inna sprawa jest taka, że u mnie w domu nie ma słodyczy w półkach, a to dlatego, że wszystko. co jest. natychmiast zjadam. Jeżeli jakaś czekolada zalega gdzieś w szufladzie, nie mogę się na niczym innym skupić, jak tylko na tym, że muszę ją zjeść. I jem ją, żeby mieć święty spokój... Nie wiem co mam robić. Czy to kwalifikuje się już tylko do psychologa? Jakoś nie wyobrażam sobie, że mam pójść do lekarza i powiedzieć: "Jestem uzależniona od czekolady". Chyba by mnie wyśmiał.
Jeśli chodzi o sposoby jedzenia czekolady, to wiem, że każdą, w zależności od rodzaju, je się inaczej - tak by wydobyć z niej to, co najlepsze. ;) Cóż, po tylu zjedzonych czekoladach i poznaniu tylu różnych rodzajów i smaków, każdy stałby się specjalistą. ;)
Truskawkka, gratulacje. Mam nadzieję, że dałaś radę wytrzymać do wieczora :) Jeśli tak, to zrób sobie z tego codzienny rytuał, na który czekasz cały dzień. Może to głupie, ale może pomoże. Przygotuj sobie coś dobrego do picia, połóż jedną kostkę czekolady na talerzyku, włącz ulubioną muzykę, usiądź spokojnie przy stole (najlepiej, żeby nie było na nim nic oprócz tego talerzyka i kubka) i delektuj się tym, co sobie przygotowałaś. Trzymam kciuki :)
Jestem z siebie dumna, to jest jednak wykonalne... Zjadłam wczoraj jeszcze drugą kostkę i na tym poprzestałam. Dziś nie tknęłam czekolady w ogóle, bo uznałam że codziennie to za często, jutro sobie pozwolę na jeszcze dwie kostki ;) Zobaczymy jak długo wytrzymam, bo jednak jest to dla mnie spory wysiłek, ale póki co, jest okej ;) Dzięki za radę! ;>
Brawo! Tak trzymaj :) Ja w piątek odpuściłam sobie zupełnie, ale wczoraj też tylko dwie kostki. Dzisiaj jak na razie jedna, ale jeszcze nie ma południa... ;)
Było miło, ale się skończyło. Jestem po połowie kilograma Michałków. Idę się zbiczować.

Truskawkka93 napisał(a):

Było miło, ale się skończyło. Jestem po połowie kilograma Michałków. Idę się zbiczować.


Się nie wygłupiaj z biczowaniem, tylko zrób dodatkową serię jakichś ćwiczeń (tak, to mówię ja, choć sama ruchu unikam jak ognia...). I zajrzyj do mnie, żeby zobaczyć, co żarłam (bo nawet już nie jadłam) w weekend... Uszy do góry!

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.