- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
12 grudnia 2019, 11:40
Tak sobie właśnie siedzę i patrzę na pudełko ze śniadaniem, którego nie otwarłam, bo kompletnie nie czuję głodu ani nie mam na nie ochoty. Humoru też trochę nie mam, co nie musi być wcale istotne, ale może.
Dietetycy (ci postępujący według "wytycznych ogólnych") twierdzą, że jak ma się rozpisany posiłek w diecie, to powinno się go zjeść, choćby się kompletnie nie miało ochoty - to podobno przeciwdziała podjadaniu w późniejszych godzinach i późniejszych dniach. Nie przemawia do mnie idea kompletnego niesłuchania organizmu, ale kilka razy zdarzyło się, że rzeczywiście po opuszczeniu posiłku wrzucało się w siebie byle co na szybko, bo organizm nagle się zorientował, że nie dostał kalorii i zaczął się o nie intensywnie upominać.
Kolejna sprawa: mam kiepski humor, nie chce mi się jeść - więc organizm może nie jest głodny, a może po prostu coś go boli i dlatego odmawia jedzenia. Z kolei czasem w sytuacjach stresowych zdarza mi się wrzucić w siebie coś nieplanowanego - nie mówię tutaj o wszamaniu litra lodów czy pochłonięcia trzech tabliczek czekolady na 2 gryzy, tylko o wędrówkach za jedzeniem i szukaniem przekąsek po szafkach w momencie, kiedy mam jakiś problem, mętlik w głowie albo po prostu coś mnie wkurzyło. I tak się zastanawiam, czy to jest całkowicie normalna reakcja, czy można już to uznać za jakieś delikatne zaburzenie? Jakie mogą być przyczyny takich reakcji organizmu na emocje?
Do czego się to sprowadza: czy w przypadkach, w których organizm odmawia jedzenia w normalnych dla siebie porach - bez logicznych przyczyn "fizycznych", typu przejedzenie dzień wcześniej albo choroba - powinniśmy jeść mimo wszystko, czy słuchać organizmu? Jak do tego podchodzicie?
12 grudnia 2019, 12:11
Zawsze jem kiedy organizm chce jeść.
Czasem głód przychodzi 1-2 godziny później.
Jem śniadanie o 8 i uważam, że to normalne, że raz chce mi się jeść już o 10 a czasami dopiero o 12. Nawet jedząc to samo na śniadanie różnie przecież spalamy kalorie w ciągu dnia. Ja czasem w pracy więcej pochodzę, czasem mam więcej stresu, czasem coś noszę. Czasem w między czasie wpadnie kawa, która zamula. Jak o 11 nie czuję głodu na 2 śniadanie to go nie jem aż poczuje. Jak o 10 już jestem głodna to chwilę staram się przeciągnąć a potem jem nawet jeśli to nie jest jeszcze moja tradycyjna pora.
12 grudnia 2019, 12:47
Jak to się mówi- wszystko zaczyna się od głowy... a to że masz bałagan w niej(czyli zły nastrój czymś spowodowany, stres itd) nie równa się stwierdzeniu że reszta organizmu nie chce jeść bo taka jest "mądra" i trzeba jej słuchać... To twój mózg i jego działania zaburzają funkcjonowanie w harmonii całego organizmu-nie na darmo celem różnych medytacji itp.technik jest zharmonizowanie pracy mózgu z umiejętnością odczuwania ciała, bo my sami tylko dzięki zaburzonej pracy naszego umysłu potrafimy cały zdrowy dotąd organizm doprowadzić do choroby...
Gdyby to co piszesz było prawdą to psychiczne zaburzenia bulimiczek, zagładzanie się anorektyczek itp. jako uznane za "słuchanie organizmu" który nie ma ochoty na jedzenie więc należy go "posłuchać" nie powinny powodować destrukcji organizmu- bo co jak co- ale jeśli mamy zdrowy-nie zaburzony instynkt gatunkowy to nie ma w nim samodestrukcji-a wręcz przeciwnie(apetyt, smak, zapach,przyjemność związana z jedzeniem są ewolucyjnie wytworzonym bezpiecznikiem żeby osobnik chciał jeść,a tym samym żyć i przetrwać) .
Moim zdaniem jeśli brakuje ci tej wewnętrznej równowagi(a w naszym współczesnym życiu z jego nieregularnym i zmiennym cyklem aktywności jest to bardzo trudne), nie ma schematu, stałych wartości wg. których się funkcjonuje, to nie można opierać się na jakiś doznaniach które nie mamy pewności czy są sygnałem organizmu który "nie chce jeść" czy sygnałem umysłu który jest zestresowany albo przemęczony i wysyła jako priorytet inne sygnały niż jedzenie.. Ale w tym czasie nasze ciało tak samo funkcjonowało, narządy nie poszły "spać" i rozum i doświadczenie powinno nam powiedzieć, że mimo utraty apetytu trzeba temu organizmowi dostarczyć zdrowego paliwa, choćby po to żeby miał siłę funkcjonować i walczyć(np. z tym stresem)-tak jak z dzieckiem- to że jest chore i nie ma apetytu na nic innego niż czekoladki-nie oznacza że mądry rodzic będzie mu je dawał albo pozwoli mu się głodzić bo nie chce jeść nic innego.....
Czytałam badania, że ludzie którzy mają bardzo regularny tryb życia żyją w lepszym zdrowiu i fizycznym i psychicznym-organizm jest przyzwyczajony do rutyny-podobnej pory posiłków,aktywności, snu, bez podjadania o dowolnej porze bo "mam ochotę"- w efekcie takiej długotrwałej stabilizacji nie ma czegoś takiego jak ochota na jedzenie między posiłkami czy jej brak w porze jedzenia i to jest fakt -bo ze 3 lata tak żyłam i naprawdę, wtedy faktycznie można słuchać organizmu-a jak nie chce obiadu to znaczy że coś się w nim źle dziać zaczyna.. A tak jak żyjemy na co dzień, to wystarczy niewyspanie, żeby nie było ochoty na śniadanie, a z kolei popołudniowa nuda i brak zajeć może spowodować ze łazi się po szafkach i szuka nie wiadomo czego..Ale to nie są potrzeby naszego organizmu, a potrzeby naszej głowy.. Dlatego ja uważam, że jak jest pora śniadania- to bez względu na wszystko mam je zjeść i koniec-jak nie mam ochoty to zrobie inne- lżejsze, inne smakowo itp. ale zjem.Jeśli jestem na wyjeździe i np.nie mam takiej swobody komponowania potraw albo zjem jakiś syf, to widzę potem efekty i to kilka dni-np. zjem obiad dopiero po całym dniu pracy bez przekąsek i to w knajpie, a potem wieczorem dalej chce mi się jeść, na kolejny dzień chodze i czegoś szukam,jakby wszystko się rozregulowywało.. Czysta,regularna micha działa na mnie kojąco.. To oczywiście moje subiektywne doznania, może ktoś ma inaczej :)
12 grudnia 2019, 13:34
Jak to się mówi- wszystko zaczyna się od głowy... a to że masz bałagan w niej(czyli zły nastrój czymś spowodowany, stres itd) nie równa się stwierdzeniu że reszta organizmu nie chce jeść bo taka jest "mądra" i trzeba jej słuchać... To twój mózg i jego działania zaburzają funkcjonowanie w harmonii całego organizmu-nie na darmo celem różnych medytacji itp.technik jest zharmonizowanie pracy mózgu z umiejętnością odczuwania ciała, bo my sami tylko dzięki zaburzonej pracy naszego umysłu potrafimy cały zdrowy dotąd organizm doprowadzić do choroby... Gdyby to co piszesz było prawdą to psychiczne zaburzenia bulimiczek, zagładzanie się anorektyczek itp. jako uznane za "słuchanie organizmu" który nie ma ochoty na jedzenie więc należy go "posłuchać" nie powinny powodować destrukcji organizmu- bo co jak co- ale jeśli mamy zdrowy-nie zaburzony instynkt gatunkowy to nie ma w nim samodestrukcji-a wręcz przeciwnie(apetyt, smak, zapach,przyjemność związana z jedzeniem są ewolucyjnie wytworzonym bezpiecznikiem żeby osobnik chciał jeść,a tym samym żyć i przetrwać) .
Właśnie też o to mi chodziło - o uchwycenie tego momentu, gdzie kończy się "zdrowa" niechęć organizmu do zjedzenia posiłku, a zaczyna problem psychiczny, który blokuje normalne funkcjonowanie. Trudna sprawa - szczególnie, że czasem ciężko się zorientować, czy za zaburzonym rytmem odżywiania stoi fizyczny defekt organizmu, czy właśnie głowa. Teoretycznie w momencie, w którym mielibyśmy pewność, że to głowa, moglibyśmy "na siłę" upchnąć w siebie trochę jedzenia. A jeżeli byłaby to niechęć organizmu np. po zatruciu sprzed kilku dni - posłuchać go i poczekać.
To, co piszesz, to oczywiście sama prawda: widzę to po sobie, widzę to po dzieciakach (dzieci "rozregulowują się" czasem po jednym mocno nierutynowym dniu...). Część z nas prowadzi - z przymusu - niezdrowy tryb życia. I to nawet nie ze względu na jedzenie czy aktywność fizyczną, a właśnie ze względu na sen, wyjazdy, jedzenie w dziwnych porach. Ja zazwyczaj jem w miarę regularnie, ale noce mam pocięte, więc to może też mieć wpływ (na pewno ma!). Do tego dochodzą jeszcze problemy, które mieli się cały czas w głowie i już jest kiepsko.
Chciałabym kiedyś przeprowadzić na sobie taki eksperyment - jeść całkiem regularnie, budzić się o świcie, chodzić spać z kurami i w międzyczasie dużo się ruszać. Fajnie by było zobaczyć efekty.
12 grudnia 2019, 19:18
No jak się zatrułaś czymś, jesteś przeziębiona, to jako dorosła osoba z doświadczenia wiesz, że tego czy owego jeść nie powinnaś-ale bez wsłuchiwania się w organizm wiesz też, że coś innego koniecznie trzeba mu dostarczyć bo pomoże szybciej dojść do siebie :) Trudno w teorii określić moment kiedy coś jest jeszcze normalne a kiedy już nie bo to w sumie także dość płynne pojęcie "normalność" -ja bym już do nienormalnych zachowań zakwalifikowała głodówki na 500kcal, a ktoś inny twierdzi że to oczyszczająca dieta ;) Sądzę, że tak naprawdę normalne będzie działanie które nie szkodzi organizmowi(i nie zaszkodzi mu w perspektywie czasu)-jak piszesz- po zatruciu się całkiem normalnym będzie niechęć do potraw cięższych, pokarmów stałych, a zapotrzebowanie na płyny czy np.chęć na kefir- kiedy trzeba wesprzeć dobre bakterie w jelitach. Ale już niechęć do jedzenia kilka razy w tyg. bez wyraźnych przyczyn zdrowotnych zdecydowanie nie jest potrzebą organizmu, a tego co się dzieje z naszymi nerwami,psychiką...tak mi się wydaje.