- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
17 października 2015, 13:48
No więc od 3,5 roku kiedy to upasłam sie z 59kg/170cm do 68kg ;/(teraz juz niestety 72,5kg) mam wrażenie że żyje w ciągłym stanie niezadowolenia z życia, obniżenia poczucia własnej wartości i pewności siebie spowodowanej moim wyglądem (mam wrażenie że wszyscy ludzie odbierają mnie jako grubą lochę), po prostu cholernie źle czuje sie z tym w jakim stanie jest moje ciało! I od tych 3,5 lat stale, ciągle myśle o odchudzaniu i pomimo prób efekty są zupełnie w drugą stronę..
Po krótce moja historia walki ze smalcem: No więc zawsze byłam normalna, jako dziecko szczuplutka, wysoka, potem w 6kl./1gimnazjum utyłam do 59-61kg/170cm i wtedy zaczęłam postrzegać sb jako grubą (typowa nastolatka, po prostu szybciej od koleżanek pojawiły się u mnie kobiece kształty więc czułam sie grubo na tle desek i patyczaków, czyli typowo dziecięcych figur).
2012 rok: Pod koniec 2kl gimnazjum spasłam sie do 68kg i wtedy zaczęłam sie odchudzać, przez 1 mies mądrze, po prostu mniej jadłam i sie ruszałam (myśle że z 1800kcal było, żadna głódówka) a potem coś mi odbiło i dla szybszych efektów zaczęły sie diety 1200kcal x.x zjechałam z 64 na 56kg w..coś koło 2 mies...zaczęło się jedzenie na przemian z dietą...2dni 1000kcal, 2 dni 3000kcal i waga sie utrzymywała..i tak przez kolejne 2 mies aż w koncu miałam tego dość, czułam sie jak kapeć pomimo ładnego wyglądu i masy komplementów że " WOW ALE SCHUDLAŚ, WYGLĄDASZ JAK MODELA!" i rzuciłam wszystko w cholere, sporo jadłam i wróciłam w pół roku do wagi 65kg...znowu..cały wysiłek na marne co było dla mnie sporym ciosem i wtedy baaardzo spadło moje zadowolenie z życia..(to było lato 2013).
Na jesien 2013 podjęłam kolejną próbe schudnięcia tylko tym razem mądrze na 1700-1800kcal i sport ale po 3 tyg dopadła mnie kontuzja więc przez następne 2 mies nie mogłam ćwiczyć ale diete trzymałam...w 2,5 mies poleciało 6kg (z 68 na 62kg) i wyglądałam super...ale nw znowu czemu wtedy sie poddałam i zaczęło się: chce dzisiaj zjeść czekolade/ciasto/chipsy i jeszcze tako dobry obiad jest! dzisiaj sie nawpierdzielam a od jutra juz na 100 % redukcja! jeden dzien różnicy nie zrobi...a dni mijały..i potem było już tylko 3 dni diety i porzucenie jej..i za tydz znów to samo i tak aż do dziś..no i skończyłam z wagą 72,5kg/170cm i cholernym obrzydzeniem do sb i ciągłymi myślami że jestem gruba, beznadziejna i musze i chce schudnąć w końcu, co wykańcza mnie już psychicznie, mam dość czucia sie jak kupa. Niby mam motywacje żeby zawalczyć raz jeszcze tylko teraz już na poważnie i po raz ostatni, raz na zawsze zmienić swój styl życia i relacje z jedzeniem, być fit i wypracować atrakcyjne ciało o którym od tak dawna marze ale...jakaś niewiara mnie ogarnia, tzn mam wrażenie że i tak nie schudne i ja juz musze taka być gruba, po tylu porażkach mam jakies obniżone poczucie własnych możliwości i przeświadczenie że i tak sie znowu nie uda..
Ogólnie jestem bardzo proporcjonalna i ładna z twarzy, calkiem wysoka ale ZALANA TŁUSZCZEM! Podobno nie wyglądam na swoją wagę i aż tak tego po mnie nie widać ale ja mam na to inne, bardzo krytyczne spojrzenie...bliżej mi do figury Beyonce w tej chwili a nie bede kłamać marzy mi się (i najwyżej poleci fala hejtu ale to moje zdanie) figury modelki Victoria's Secret..i najgorsze jest to że ja mam predyspozycje żeby taką figurę mieć, mam dobry wzrost, figure klepsydry i fajne proporcje, jedyne co przeszkadza to ten ochydny tłuszcz! I to kolejna sprawa która mnie dołuje...że ja wiem że moge myć mega atrakcyjną laską i niby powinno mnie to motywować, ale jakoś nie moge sie w sb zebrać i tkwie w tym gunwie czego nienawidze bo wiem ze marnuje w ten sposób młodość, szczęśliwe życie i to co natura dała.
Doradźcie jak wyjść z tego bagna..bo mnie to juz wykańcza psychicznie...
24 października 2015, 22:29
Bardzo dobrze Cię rozumiem. Jestem w bardzo podobnej sytuacji, ważyłam 71kg przy wzroście 172cm. Teraz -po 6 tygodniach walki- jest 67,5kg, to znaczy było kilka dni temu, bo miałam "kilka" słabszych chwil i teraz po prostu boje się wejść na wagę. Mam za sobą niezliczoną liczbę prób zgubienia zbędnych kilogramów, takie poważniejsze na dłuższy okres czasu były dwie, udało się zrzucić 4 kg, ale zawsze po miesiącu czy półtora, kiedy zaczynam widzieć efekty po prostu tracę motywację, pozwalam sobie na więcej i kilogramy wracają. i właśnie teraz jestem w takim momencie. Zależy mi, żeby nie stracić tego co do tej pory osiągnęłam, ale jakoś nie mam motywacji do dalszego działania... Też bardzo mnie to psychicznie męczy, pomóżcie. Pozdrawiam.