Temat: Niezadowolenie po uzyskaniu spodziewanych efektów

Witajcie, z góry przepraszam za wylewanie tutaj swoich żali, ale pamiętnika nie prowadzę, a może znalazłby się ktoś kto podziela moje odczucia/obawy i mógłby mnie jakoś wesprzeć..

Jak głosi tytuł udało mi się uzyskać pożądany efekt, schudłam ostatnie 2 kg, wymodelowałam nogi (-1,5 cm w udzie) które były moją zmorą odkąd pamiętam. I niby jest ok, widzę w lustrze ogromną zmianę, nie wstydzę się wyjść pobiegać w ciasnych portkach bo wiem że wyglądam dobrze ale jednak to nie jest to. Sądziłam że po osiągnięciu celu będę skakać z radości i czuć dumę że się udało, a tak nie jest. Po dłuższych przemyśleniach doszłam do wniosku że zżerają mnie obawy o przyszłość, zaczynam zaraz stabilizację i niepotrzebnie wymsknęło mi się rodzinie że kończę z dietą - dla nich to oznacza powrót do starych nawyków. Tłumaczę im że mimo wszystko nadal muszę się kontrolować, że w zasadzie tylko zjem więcej w ciągu dnia ale rodzaj posiłków się nie zmieni. I wiecie co oni na to? Że ich terroryzuję, tak, użyli tego słowa. Terroryzuję całą rodzinę i niszczę ich życie ciągłą dietą i narzekaniem na nich (a narzekam, owszem gdy próbują we mnie wciskać to czego nie chcę), że nawet ciocie się na mnie obrażają za to, że nie jem ich ciasta, że to takie egoistyczne z mojej strony, bo przecież nic by się nie stało gdybym zjadła ten jeden kawałek. Niestety ze mną jest tak że wolę nie jeść wcale, a raz na jakiś czas zjeść "porządnie", tyle że to porządnie też musi się odbywać bardzo rzadko, bo ostatnim cheat day'u powracałam do osiągniętej wagi przez dwa tygodnie (tak, dokładnie 13 dnia zobaczyłam na wadze tyle ile było przed pofolgowaniem, tzn zjedzeniem ok 4 tys kcal jednego dnia). Nie planowałam jeść aż tyle, zrzucam część winy na męża, który kupił mi przepyszny torcik czekoladowy i wiele innych przysmaków, zabrał na kolację itd., chociaż oczywiście nie ma się co usprawiedliwiać, sama się doigrałam. Wracając do  rzeczy - boję się że jak już dojdę do ustalonego zapotrzebowania i zdarzy mi się "suty" dzień nawet raz na dwa-trzy tygodnie (a okazji będzie wiele) to po prostu będę tyła, albo będę skazana na wieczną dietę odrabiając takie wpadki. Dodam, że zamierzam dojść do 2300 kcal dziennie (w kalkulatorach CPM wychodzi ok 2500) i jest to spora suma, mogłabym teoretycznie codziennie jeść słodycze i wliczać je do bilansu, ale boję się że to źle na mnie wpłynie, bo bardzo łatwo przegiąć w ilości mając takie pole manewru, a z każdym kęsem apetyt wzrasta..

Jak to wygląda u Was? Rodzina akceptuje waszą zmianę stylu życia? Udaje Wam się utrzymywać wagę nie licząc kalorii, czy raczej bardzo się pilnujecie na rodzinnych spotkaniach/świętach?

P.S. Wrzucam zdjęcie torcika, ułatwi zrozumienie czemu pochłonęłam znaczną jego część ;)
u mnie mama, ma pretesję że dietuje, ale nie daje za wygraną, nawet jak kupuje słodkości.. no wreszcie zaczęła się łamać powoli :P że mi gada że chce schudnąć, radzi się kiedy jeść.. choć nie raz jeszcze ma takie dni że ja mówię"nic mi nie kupuj"a ona nakupuje dużo słodkości specjalnie i zobaczymy ile wytrzymasz xD no okej. .odpowiadam ale potem ty to zjesz i pójdzie w tyłek :P to się troche ogarnia i już się nie czepia xD ale początki były masakrą, bo ja sobie waże  żarcie i ciągle jej to przeszkadzało.hehe ale już sie przyzwyczaja :) reszta rodziny olewa, i dobrze

xxdarc napisał(a):

u mnie mama, ma pretesję że dietuje, ale nie daje za wygraną, nawet jak kupuje słodkości.. no wreszcie zaczęła się łamać powoli :P że mi gada że chce schudnąć, radzi się kiedy jeść.. choć nie raz jeszcze ma takie dni że ja mówię"nic mi nie kupuj"a ona nakupuje dużo słodkości specjalnie i zobaczymy ile wytrzymasz xD no okej. .odpowiadam ale potem ty to zjesz i pójdzie w tyłek :P to się troche ogarnia i już się nie czepia xD ale początki były masakrą, bo ja sobie waże  żarcie i ciągle jej to przeszkadzało.hehe ale już sie przyzwyczaja :) reszta rodziny olewa, i dobrze

O, widzę że u Ciebie jest podobnie :) ja to czasem nawet odnoszę wrażenie że ona mi zazdrości moich osiągnięć, bo z jednej strony "jak Ty możesz wiecznie żyć pod pręgierzem" a z drugiej "musisz mnie nauczyć, musisz mi pokazać/napisać" itd. I ciasta oczywiście piecze specjalnie na nasz przyjazd choćbym setki razy prosiła żeby tego nie robiła. Muszę przyjąć podobną strategię, przywiozę jej ulubione słodycze i  każę samej to wszystko wcinać, bo będzie mi przykro ;)

marie57 napisał(a):

jurysdykcja napisał(a):

Logic07 napisał(a):

jakie to jest piękne
Nie wiem do czego odnosił się komentarz Logic07, więc tym bardziej nie rozumiem Twojej "łapki w górę". Mogłabyś rozwinąć?

Do ciasta, ciasto piękne jest :D
Chyba niepotrzebnie wrzuciłam to zdjęcie, połowa osób w ogóle nie zwróciła uwagi na tekst tylko CIASTO :P ale nie dziwię się.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.